Do biura dotarłem
w kilka minut, chociaż miałem wrażenie, że upłynęły długie godziny, odkąd wybiegłem z domu. Choć całą drogę leciałem na łeb, na szyję, nie mając
żadnej władzy nad nogami – skubane, robiły, co chciały – tak naprawdę nie
chciałem dotrzeć na miejsce, nie chciałem tego oglądać. Więc kiedy siadłem już w fotelu i wetknąłem tę przeklętą
płytę do komputera, zawahałem się.
Tak po prostu. Tak po
prostu kliknięcie Play przerosło w tym
momencie moje możliwości. Siedziałem tak i wpatrywałem się pustym wzrokiem w
ekran, dopóki nie usłyszałem kroków na korytarzu; ucichły gdzieś pod moimi
drzwiami, ale nikt nie pociągnął za klamkę i nie wszedł do środka. Shikamaru na
pewno nie chciał mi przeszkadzać, więc usiadł na krześle przed gabinetem i
cierpliwie czekał… bo odpuścić na pewno nie zamierzał. Choćbym miał tu siedzieć i do rana, popadając w obłęd i agonię, on zamierzał mnie dopaść i wszystko ze
mnie wydusić.
Przeczesałem dłonią
włosy i wciąż bezmyślnie wpatrując się w ekran, zastanawiałem się, czy wyglądam w tym momencie tak źle, jak się czuję; każdy oddech sprawiał ból, serce waliło
jak oszalałe, próbując przygotować się na to, co miałem za chwilę usłyszeć. Coś,
co już na zawsze miało odcisnąć na mnie piętno; wstyd pomieszany ze strachem.
I kiedy się tak nad
tym dłużej zastanowiłem, zdałem sobie sprawę z tego, że pieprzę. Odkładałem
obejrzenie tego w nieskończoność, prowadząc w myślach pseudofilozoficzną gadkę,
która donikąd nie prowadzi; w końcu nie miałem żadnych wątpliwości, że najłatwiej
było mnie zranić, uderzając bezpośrednio w Uchihę. Poirytowany swoim
zachowaniem, wcisnąłem Play, zanim
zdążyłem się jeszcze nad tym zastanowić.
I tak jak poprzednio,
film był po prostu zwykłym nagraniem dźwiękowym. Na początku coś trzasnęło, a
potem usłyszałem ciche szepty. Zbyt ciche, bym mógł coś zrozumieć.
Postanawiając później do tego jeszcze wrócić, skupiłem się na pozostałych
dźwiękach, które szumiały w tle. Słyszałem śpiew ptaków i… kapanie wody. Kap. Kap.
Kap. Jakby krople co kilka sekund
uderzały o skałę; ostrą, w sporej opuszczonej przestrzeni, niosąc echo. Jakby…
jaskinia! Ale zanim pozwoliłem zagalopować się tej myśli, usłyszałem jęk.
I w tym momencie
musiałem nieświadomie wcisnąć pauzę, bo pasek odtwarzania przestał się
przesuwać. Serce zabiło mi mocniej; zastygłem z palcem nad klawiaturą.
Za pierwszym razem
nie byłem świadomy tego, co oglądam; nie wiedziałem, co mnie czeka i włączenie
nagrania nie było wcale trudne. Teraz miałem wrażenie, że ci mężczyźni
krzywdzili nie tylko Sasuke, ale i mnie. Jakbym i ja tam był, i to wszystko
przeżywał. Albo chociaż patrzył. Stał i przyglądał się, jak Uchiha cierpi, nie
mogąc nic zrobić.
A to było chyba nawet
gorsze, niż gdybym to ja był ofiarą.
Wiedząc, że zwlekanie
do niczego dobrego mnie nie doprowadzi, bo już zaczynałem się nakręcać, bo już
chciało mi się płakać, uruchomiłem nagranie ponownie.
Jeden z mężczyzn – dam
sobie rękę uciąć, że ten zwyrodniały bydlak – zaśmiał się piekielnie
nieprzyjemnie, aż ciarki przeszły mi po plecach.
– Rozbierzcie go – zażądał.
Nie protestowali. W
tle rozległy się jakieś szumy i niezidentyfikowane dźwięki. Wyobraziłem sobie,
jak Sasuke się szamocze, kopie i wyrywa, a kiedy usłyszałem kolejny zduszony
jęk, uświadomiłem sobie, że moje wyobrażenia mogą wcale nie być dalekie od
prawdy.
– Co jest? Kazałem wam zdjąć z niego wszystko.
–
Ale szefie, zamierzasz go… przelecieć?
Kurwa, to dosyć…
– Pojebało cię? Nigdy nie ruchałbym takiego
ścierwa jak on. Zabawimy się w inny sposób.
***
Sześć minut później
było po wszystkim. Siedziałem oniemiały, wpatrując się w czarny ekran, który zdążył w międzyczasie zgasnąć. Głowa pulsowała mi od krzyków Sasuke, paskudnego
śmiechu guru tej szajki i obrzydliwości, których nie widziałem, ale mogłem
sobie wyobrazić.
Uchiha miał wylizać z
krwi nóż, którym go pocięli.
Jeden z nich głośno
oświadczył, że zeszczał mu się prosto na twarz.
Drugi wykorzystał go
do czegoś, czego nie zrozumiałem. A świadomość, że muszę odsłuchać to raz
jeszcze, żeby w pełni pojąć sytuację, zemdliła mnie.
Trzeci cały czas się
śmiał. Ten najgorszy z najgorszym bandzior nie kiwnął nawet palcem, a zamiast
tego stał i się naśmiewał, jakby przed jego oczami rozgrywało się coś naprawdę
zabawnego i pięknego zarazem.
Tylko że to nie była
komedia, to był dramat.
Mimo to ręce nie
trzęsły mi się tak, jak za pierwszym razem. Oddech miałem względnie wyrównany,
a w głowie, choć mi szumiało, nie miałem takiej przerażającej pustki. Bo choć
całe to nagranie było wyjątkowo koszmarne, dzięki niemu coś sobie uświadomiłem.
Robili Sasuke
straszne rzeczy. Niektórych z nich nie rozumiałem, nie potrafiłem pojąć, ale
jedno zrozumiałem na pewno – nie zgwałcili go. Wyrażali się o nim z taką odrazą
w głosie, że nie miałem co do tego żadnych wątpliwości.
Tylko dlaczego Sasuke
mi o tym nie powiedział? Dlaczego nie zaprzeczył, kiedy wypowiedziałem na głos
swoje obawy? Czemu nie powiedział: Jesteś
idiotą, Uzumaki, albo Nie bądź
śmieszny, młocie. Mógł przecież powiedzieć cokolwiek; wyprowadzić mnie z
błędu, zamiast pozwalać mi w to wierzyć. Dlaczego tego nie zrobił?
***
Kiedy wychodziłem z
biura, zupełnie zapomniałem, że na zewnątrz czeka na mnie Shikamaru.
Podskoczyłem ze strachu, dostrzegając postać skrytą w mroku i już prawie
zacząłem się drzeć, kiedy zrobił krok w moją stronę, pozwalając mi dostrzec
swoją twarz.
– Porozmawiamy?
Niechętnie skinąłem
głową.
– Chodźmy do Ichiraku
– zaproponował, kładąc dłoń na moim ramieniu.
Niechętnie poszedłem za
nim. Miałem taki mętlik w głowie, że nie byłem zdolny do tego, by mu teraz
uciec.
Kiedy szliśmy powoli
pustoszejącymi uliczkami Konohy, nie odzywaliśmy się do siebie ani słowem.
Shikamaru szedł przodem, ja człapałem kilka kroków za nim. On nie zwolnił,
żebym zdołał go dogonić, a ja nie przyspieszyłem. Obaj wiedzieliśmy, że
chciałem być w tym momencie sam i skoro nie mogłem się od wszystkich odgrodzić,
mogłem chociaż poudawać.
Zamiast myśleć o tym,
co widziałem, zamiast analizować i próbować zrozumieć, jakich okropieństw
dopuszczali się ci mężczyźni, moje myśli w całości pochłonęły rozważania dotyczące
Ichiraku. Dlaczego tam szliśmy? Czy to na pewno było odpowiednie miejsce na
taką rozmowę? Bo gdybym zaproponował to ja, byłoby oczywiste, że chcę tam iść,
by zapchać sobie usta i wymówić od tłumaczenia, ale Shikamaru nie należał do
tych, którzy naciskają na kogoś, a potem wymyślają mu preteksty, by nie musiał tego
robić.
Zajęliśmy stolik w
kącie. Pan Teuchi o nic nie pytał, chociaż wyraźnie zdziwił się, że nie siadłem naprzeciwko, na swoim stałym miejscu; to samo krzesło od zawsze, od ponad piętnastu
lat i nigdy nigdzie indziej. Aż do dziś.
– Wyglądasz, jakbyś
zobaczył ducha – oznajmił Shikamaru, opierając brodę na ręce i lustrując mnie
wnikliwie. – Zjesz coś?
Pokręciłem głową.
Kolejna oznaka, że coś było ze mną nie w porządku. Pierwszy raz byłem w
Ichiraku i NIE JADŁEM. Koniec świata był blisko.
– A ja myślę, że
zjesz. Tylko najpierw musisz się pozbierać. Więc?
– Więc co? –
odburknąłem.
– Co masz mi do
powiedzenia?
Wzruszyłem ramionami.
Chciałem powiedzieć, że nic, ale głos ugrzązł mi w gardle. Nic nie chciało przez nie przejść, ale kiedy otworzyłem usta
ponownie, wylał się z nich potok innych słów. I nie zdanie, nie dwa.
Wyrecytowałem Shikamaru wszyściuteńko.
Z wyjątkiem tego, że
pieprzyłem się z Uchihą.
I tego, że to Z tkwiło na jego pośladku.
No i o tym, że
podejrzewałem napaść na tle seksualnym, też nie wspomniałem.
Ani o tym, jak
zachowywał się Sasuke od powrotu.
I nic nie
powiedziałem o jego krzykach i płaczach, które słyszałem na obu nagraniach.
Podsumowując,
powiedziałem, że…
– Ktoś porwał Sasuke,
torturował go i teraz przesyła ci nagrania z tych tortur?
Pokiwałem głową.
– Hm – mruknął
Shikamaru, opierając dłoń na blacie i wystukując palcami nieznany mi rytm. – Jak
istotne jest to, czego mi nie mówisz?
Nie odpowiedziałem; oczywiście musiał się domyślić, że jest coś więcej.
– Okej, załóżmy
chwilowo, że nieistotne. Kto twoim zdaniem był celem?
– Co?
Westchnął i
przewrócił oczami. Okej, już bardziej dosadnie chyba nie mógł dać mi do
zrozumienia, że jestem kretynem.
– Pytam, w kogo twoim
zdaniem był wymierzony ten atak? Dorwali Uchihę, trochę się nad nim poznęcali,
ale czy to na pewno o niego chodziło? A może… ktoś dowiedział się o waszej relacji i tak naprawdę uderzał w ciebie?
– Niby kto i
dlaczego? Nie, to niedorzeczne. – Pokręciłem głową, odrzucając od siebie tę
myśl. Starałem się też stłumić to uczucie niepokoju, które ogarnęło mnie wraz
ze słowami Shikamaru, ale zanim to zrobiłem, powiedział coś jeszcze. Coś, na co
już dawno powinienem zwrócić uwagę, a czego nie zrobiłem, całą swoją uwagę
poświęcając Sasuke; jego cierpieniom i krzywdom.
Shikamaru powiedział
bowiem, że…
– Ktoś w jakimś celu
wysyła ci te nagrania, prawda?
To pytanie zawisło
gdzieś w mojej głowie, sprawiając, że na moment przestałem oddychać i
kompletnie się wyłączyłem. Bo co jeśli naprawdę ktoś kazał torturować Sasuke,
żeby dobrać się do mnie?
Przełknąłem ślinę,
zdając sobie sprawę, że nawet jeśli nie chodziło o mnie, to już zawsze będę
miał wyrzuty sumienia, chociażby dlatego, że dostawałem te nagrania. To trochę
tak, jakbym był współwinny tego, co spotkało Sasuke; jakbym również był
oprawcą.
– Ziemia do Naruto! Czy
dołączyli do tego jakąś wiadomość? Niekoniecznie mam na myśli listę z
żądaniami. Może jakieś ukryte przesłanie? Gdzieś między wierszami?
Czy on naprawdę
myślał, że ja byłem w stanie odtwarzać to raz po raz, by doszukać się jakiejś
wiadomości? Za pierwszym razem byłem tak oszołomiony, że pobiegłem prosto do
Sasuke. Teraz ledwo zebrałem w sobie odwagę, by to nagranie w ogóle odtworzyć.
– Nie wiem.
– Mogę sam się temu
przyjrzeć?
Nie, zdecydowanie
nie. Nie chciałem, by ktokolwiek słyszał ból Sasuke. Nie.
– Tak –
odpowiedziałem.
Zanim Shikamaru
spytał o coś jeszcze, do naszego stolika podszedł pan Teuchi i postawił przed
nami gorący ramen, puszczając mi oczko. Uśmiechnąłem się z wdzięcznością i
skinąłem głową w podzięce, bo żadne słowa nie chciały przejść mi przez gardło.
Staruszek zostawił nas samych, wyczuwając napiętą atmosferę.
Shikamaru chwycił
pałeczki w dłonie i nabrał trochę makaronu.
– Okej, to teraz
powiedz mi wszystko to, co przemilczałeś.
Zacisnąłem usta.
– Słuchaj… od kiedy
jesteś Hokage, to już nie jest sprawa osobista. Jeśli w tym wszystkim chodzi o
Uchihę, masz obowiązek dowiedzieć się, dlaczego i rozwiązać tę sprawę nie jako
Naruto, a przywódca wioski. Nie możesz tego ukrywać i zatajać czegoś, co może
być istotne nie tylko dla was obu, ale całej społeczności. Jeśli natomiast
chodzi o ciebie, to sprawa tym bardziej jest poważna i niecierpiąca zwłoki.
Żeby odwlec udzielenie
odpowiedzi, sam nabrałem trochę makaronu i wsadziłem do ust. Spodziewałem się,
że mi się cofnie, bo odkąd usłyszałem przerażające krzyki Sasuke, miałem
mdłości i naprawdę myślałem, że lada moment zwrócę wszystko, co jadłem, ale
ramen tylko dodał mi otuchy. Poczułem rozgrzewające ciepło i smak, który
pieścił mój język.
– Sasuke nie mówi mi
prawdy – wyrzuciłem, między jedną porcją makaronu a następną. Shikamaru
patrzył na mnie wyczekująco. – Po tym pierwszym nagraniu… – Przełknąłem. –
Które tak naprawdę było tym drugim, myślałem, że go zgwałcili. – Wpakowałem
sobie jeszcze więcej do ust, chcąc jeszcze bardziej przeciągnąć tę chwilę. –
Ale po tym dzisiaj wiem, że tak się nie stało.
– Skąd to wiesz? I co
to znaczy, że to pierwsze było tym drugim?
Wypiłem trochę
bulionu i odłożyłem na moment pałeczki. Jeszcze chwila jedzenia i gadania
jednocześnie, a pewnie bym się zadławił i tyle by było.
– Chodzi o to, że nie
wysyłają mi tych nagrań w kolejności chronologicznej. To, co dostałem dziś,
działo się przed tym, co wysłali mi na początku.
Shikamaru znowu
postukał nerwowo w blat. Zmarszczył brwi i zapatrzył się w jakiś martwy punkt.
– Sprawdzimy to.
Wróćmy na razie do tego, co mówiłeś wcześniej; do gwałtu. Co się dzieje na tym
pierwszym nagraniu?
– Chodzi o to, że… –
Podrapałem się z zakłopotania po karku. – Tak naprawdę, to nigdzie nie pada tam
słowo gwałt. Sasuke krzyczał tam tak
przeraźliwie, a potem jeszcze ta blizna na jego pośladku. No i zachowywał się
bardzo… nieswojo. – Jak ja miałem mu to powiedzieć? Że zaraz po powrocie nie
chciał się pieprzyć? Zastanowiłem się, jakby to ładnie ubrać w słowa, żeby nie
zalatywało od razu łóżkiem. – Gwałtownie reagował, kiedy się do niego zbliżałem
i… dostał jakiegoś takiego ataku paniki, kiedy…
– Nieważne – przerwał
mi Shikamaru, krzywiąc się nieznacznie. – Mniej więcej rozumiem, co masz na
myśli.
– No… no właśnie. I
spytałem go, czy go zgwałcili i nie zaprzeczył. No, a potem…
– Nie – jęknął
Shikamaru, masując sobie skronie. – Chyba nie jego poprosiłeś, żeby pogadał z Kazuo?
Uchiha w roli psychologa? Naprawdę, Naruto?
– Sasuke jak chce, to
potrafi być… delikatny – odburknąłem.
Gówno prawda. Im
więcej delikatności wymagała jakaś kwestia, tym mniej jej wykazywał. Był
brutalny, szorstki i gwałtowny, ale nie łagodny i taktowny. Może ta strategia
sprawdzała się w kontaktach ze mną, bo zdecydowanie lepiej działał na mnie
kubeł zimnej wody niż ciche podszepty i aluzje, ale wątpiłem, by mógł pomóc w
ten sposób dziecku.
W takim razie, dlaczego go o to poprosiłem?
– Naruto…
– Ufam mu, naprawdę.
Do tej pory ufałem…
– Masz jakiś pomysł,
dlaczego to przed tobą zataił?
Pokręciłem głową. Nie
miałem nawet najmniejszego, najdrobniejszego, nawet czegoś skrajnie
absurdalnego i pozbawionego sensu. Sasuke naprawdę zachowywał się, jakby ktoś
wykorzystywał go seksualnie. I na pewno nie był na tyle dobrym aktorem, żeby
udawać to w tak realistyczny sposób. A może… był?
Miałem prawdziwy
mętlik w głowie. Jakaś część mnie chciała się rozpłakać nad losem Uchihy,
współczuć mu i przytulić, ale ta druga – być może rozsądniejsza – przestała mu
ufać i zamierzała dążyć do poznania prawdy.
– Wiesz… tak naprawdę
to ten gwałt przestał mieć sens już jakiś czas temu – wyznałem ze wzrokiem
wbitym w miskę. – Dawno powinienem otworzyć oczy.
– Co masz na myśli?
Kiedy na niego spojrzałem,
mimowolnie zaczęły drżeć mi usta; jak dziecku, które zamierza przyznać się do
czegoś głupiego przed rodzicem. Do czegoś bardzo, bardzo głupiego…
– Kiedy po tamtej
nocy nie pojawiłeś się w pracy, a do biura przyszły akurat zdjęcia tamtych
trzech, byłem w szpitalu.
– Wiem o tym,
wspominałeś – zauważył, marszcząc podejrzliwie brwi.
– Poprosiłem o
dodatkowe badanie… Chciałem oszacować, który z nich i kiedy dokładnie mógł…
skrzywdzić Sasuke.
Shikamaru skrzywił
się mimowolnie; już wiedział, już rozumiał.
– Czekaj, poprosiłeś
o…
– Tak.
Nie musiałem mówić
nic więcej. Kiedy medycyna poszła naprzód, a dzięki sławie Tsunade i Sakury
coraz więcej osób chciało się uczyć medycznego ninjutsu, jedna ze starszych
kobiet, uczennica Sakury, odkryła sposób na oszacowanie, kiedy po raz ostatni człowiek…
a konkretnie mężczyzna, uprawiał seks. Z tego, co rozumiałem, była to dość
skomplikowana technika, ale nie niemożliwa i bazowała na czymś więcej, niż
ilość spermy w tych no… w jajkach. Nie chodziło więc o sam wytrysk. Nie znałem
szczegółów, ale doskonale pamiętałem jej uśmiech i dumę w głosie, kiedy o tym
mówiła.
Dopiero później
dowiedziałem się, że sama została schwytana i zgwałcona podczas misji kilka lat
wcześniej. I że – jak się później okazało – nie przez wrogów, a własnych towarzyszy …
– Żaden z nich nie
uprawiał seksu od wielu, wielu miesięcy – oznajmiłem, dłubiąc pałeczkami w
makaronie. Pogrzebałem trochę w jajku, a po moich zabiegach niczym nie przypominało
już jajka, które dostałem. Nawet nie wyglądało jak jajecznica.
– Czyli żaden z nich…
– Go nie tknął –
dokończyłem. – Co powinienem zrobić?
Shikamaru zamyślił
się, podpierając brodę na dłoniach.
– A co czujesz, że
powinieneś zrobić?
– Przycisnąć i
wygarnąć mu wszystko. – Zacisnąłem pięści. – Zażądać prawdy.
Nara pochylił się nad
blatem. Przybliżyłem się do niego.
– A jesteś w stanie
obejść się bez tego?
– A dlaczego miałbym?
Kiedy mu wszystko wygarnę, może zrobi mu się głupio i powie prawdę, nie?
No… nie. Uchiha
mający wyrzuty sumienia, że wprowadził mnie w błąd, to zjawisko całkowicie
wyśnione. Równie dobrze mógłby włożyć sukienkę.
– Słuchaj, Naruto.
Nie będę ukrywał, że nie ufam Sasuke. Twoim zdaniem stała mu się jakaś krzywda,
ale ja nie mam pewności, czy on na pewno jest tutaj ofiarą. Prawda, Uchiha
raczej nie wygląda na takiego intryganta, któremu chciałoby się grać w takie
gierki, ale nie mogę tego wykluczyć, rozumiesz? Wolałbym, żeby się niczego od
ciebie nie dowiedział. To dałoby nam pewnego rodzaju przewagę.
– Nie, czekaj! –
Wstałem gwałtownie z miejsca, niemal wywracając krzesło. – Sugerujesz, że to
Sasuke stworzył te nagrania i teraz mi je wysyła w… w jakim właściwie celu? Co
miałby w ten sposób uzyskać?
– Usiądź. – Shikamaru
chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął z powrotem na krzesło, rozglądając się
dookoła. Zrobiłem to samo, rejestrując, że kilka osób przygląda nam się
uważnie. No tak, nie powinniśmy zwracać na siebie szczególnej uwagi. – Ty mi
powiedz, co Sasuke chciał uzyskać, kiedy dowiedziałeś się prawdy.
Chciał… chciał, żebym
bezgranicznie należał do niego. Chciał mnie mieć na wyłączność, a kiedy tego
nie uzyskał, zasugerował, że odejdzie. I bardzo chciałbym się z tego roześmiać
i stwierdzić, że to kupy się nie trzyma, ale być może był w tym pewien sens,
uchihowa pokręcona logika. Stracił rodzinę, stracił brata, więc czy byłoby
czymś dziwnym, gdyby chciał mieć dla siebie chociaż jedną osobę?
Tylko że…
– Nie – jęknąłem,
rozmasowując powieki. – To nie ma sensu, wiesz? Sasuke nie zrobiłby z siebie
ofiary losu, w dodatku całkowicie bezbronnej, żeby mieć mnie na wyłączność. Aż
tak, to on mnie raczej nie kocha.
Shikamaru spojrzał na
mnie uważnie. Zmrużył oczy, a mnie wcale nie spodobała się ta mina. Oznaczała,
że zaraz przywali mi czymś ciężkim w łeb i w sposób bolesny wyprowadzi z błędu.
– Czy jesteś pewien,
że chodzi mu właśnie o ciebie? Może chce… odciągnąć cię od stanowiska Hokage?
– Co?
– Powiedziałem, że…
– Nie – przerwałem
mu, gwałtownie potrząsając głową. – Nie i już. Zostawmy ten trop, dobra? Wróćmy
do tego, czy ktoś chce zemścić się na nim, czy na mnie, okej? – warknąłem.
– W porządku –
westchnął, opierając brodę na dłoni. – Moim zdaniem to też jest dużo bardziej
prawdopodobne, ale uważam, że powinieneś zastanowić się nad wszystkim. A nuż
coś przyjdzie ci do głowy – wyjaśnił, zauważając moje rozdrażnienie.
I jeśli myślał, że
tym tłumaczeniem mnie kupił, to się pomylił.
Kto i dlaczego był
celem, rozważaliśmy przez kolejne pół godziny. Z marnym skutkiem, bo nic
sensownego nie przychodziło mi do głowy. Shikamaru zadawał mi mnóstwo pytań, a
ja na wszystkie mógłbym odpowiadać: Nie
wiem, bo nie potrafiłem odnaleźć w pamięci niczego, co mogłoby pomóc w
rozwiązaniu zagadki. Z każdą kolejną minutą czułem się coraz bardziej
sfrustrowany swoją niewiedzą i bezradnością, a Shikamaru zdawał się podzielać
to uczucie. W pewnym momencie zacząłem się nawet zastanawiać, czy nie nabawię
się od tego depresji.
– Okej, wystarczy –
oznajmił Nara, po wypiciu reszty zimnego już bulionu. – Czy możesz mi obiecać,
że chwilowo nie wspomnisz Sasuke o tym, że wiesz, że to nie był gwałt?
– Postaram się, ale
jeśli jednak, czysto teoretycznie, on by za tym stał, to wzbudzi to jego
podejrzenia, nie? Bo pewnie spodziewałby się wybuchu z mojej strony.
– Jesteś
nieprzewidywalnym idiotą, więc nawet jeśli by tak było, nie mógłby mieć tej
pewności. – Machnął lekceważąco ręką.
–
No dzięki…
– Wspomniałeś, że
zająłeś się przeglądaniem sprawozdania z tego, co robił poza Konohą przez te
wszystkie lata? I dobrze, tego się trzymaj. Sam postaram się do tego zajrzeć w
wolnej chwili i wymienimy się spostrzeżeniami.
– Czyli zakładamy na
razie, że to Uchiha był celem?
Shikamaru potaknął.
– Na razie tak. Ale
jakby przypomniało ci się coś, co może mieć znaczenie, to daj mi znać. A teraz
wracaj do domu i nie przychodź jutro do biura. Przyślę kogoś, by dostarczył ci
dokumenty do przejrzenia i zrobisz to w łóżku.
– Dlaczego? – spytałem,
całkowicie skołowany tym pomysłem. Przecież dopiero co doszliśmy do wniosku, że
mamy dużo tropów do sprawdzenia i jeszcze więcej do roboty! Poza tym stos
papierów piętrzył się na moim biurku, które – miałem wrażenie – długo już tego
nie wytrzyma.
– Bo wciąż masz
gorączkę, młotku.
***
Młotku…
Czy właśnie tak
nazwał mnie Shikamaru, zanim wyszliśmy z Ichiraku? Kiedy go o to zapytałem,
powiedział, że nie. Że coś mi się przesłyszało, bo posłużył się moim imieniem.
Głupiałem? Popadałem
w paranoję? A może to znowu Uchiha i jego nieśmiertelne genjutsu? Może znowu
się ze mną bawił, rozmawiał jako ktoś inny i wyśmiewał z moich dylematów…
Nie, Sasuke się nie
wyśmiewał. Przecież sprawę z Taichim wziął na poważnie i… przyniósł mi list.
Tylko jakie to miało znaczenie?
Kiedy tak leżałem z
tą cholerną gorączką, nachodziły mnie naprawdę bzdurne myśli. Bo co, jeśli
Shikamaru od dawna nie żyje? Może zginął gdzieś w trakcie misji Sasuke i to
Uchiha się teraz pod niego podszywa, by robić mi wodę z mózgu?
Mimowolnie zacząłem
się zastanawiać, kiedy po raz ostatni widziałem Shikamaru i Sasuke stojących
obok siebie; kiedy widziałem ich razem, w tym samym czasie, i czy w ogóle taka
sytuacja miała w ostatnim czasie miejsce. A kiedy doszedłem do wniosku, że nie,
że spotykałem albo jednego, albo drugiego, bo Sasuke sprytnie wymigiwał się od
złożenia raportu, parsknąłem śmiechem.
To było takie
niedorzeczne!
Tylko… czy aby na
pewno?
***
Następne dwa dni
przeleżałem w łóżku. Nie miałem już tej męskiej odmiany grypy, która nie
pozwalała mi pracować, ale wciąż nie czułem się najlepiej. Niechętnie
kartkowałem papiery, piłem dużo herbaty i jadłem dużo zupek instant, bo jakoś
nie było komu gotować w tym domu.
Kiedy w przerwach
między podpisywaniem dokumentów, sięgałem po sprawozdanie, które dostarczył mi
Shikamaru, zawsze robiło mi się gorzej. Życie Sasuke było usłane różami, jeśli
wyeliminować kwiaty, na ich rzecz podwajając ilość cierni. Z każdym krokiem
napotykał więcej przeszkód, stąpając po kolejnych iglicach i przestając nawet
zwracać uwagę na ból i krew, którą za sobą ciągnął;
a stopy musiał mieć już naprawdę mocno pokaleczone. Jeszcze kilka kroków, kilka
kolejnych ostrych ran i kto wie… może nie będzie już w stanie iść dalej?
Odrzuciłem raport
gdzieś z dala od siebie z zamiarem zdrzemnięcia się, kiedy ktoś zapukał do
drzwi. Kurier. Jeden z tych młodych chłopaków, którzy dorabiali, dostarczając
wiadomości w tempie, o które nikt by ich nie podejrzewał. Podziękowałem z
uśmiechem na ustach i zamknąłem drzwi.
Kartka była pusta.
Przynajmniej na pierwszy rzut oka nie było na niej żadnej wiadomości, a obejrzałem
ją dokładnie z każdej strony. A skoro nie było na niej niczego widocznego, to
musiało być coś, czego gołym okiem nie dostrzegałem. Dawno temu z Shikamaru
ustaliliśmy pewien system, którym posługiwaliśmy się sporadycznie, przesyłając
sobie istotne informacje. Znałem go tylko ja i on. Hokage i jego prawa ręka.
Skupiłem chakrę w
dłoni, wykonałem szereg pieczęci, dotknąłem papieru w strategicznych punktach i
już po chwili pojawił się na nim ukryty tekst.
Kazuo
zniknął. Nikt go nie widział od czasu, kiedy zostawił ci list.
Jęknąłem.
Fantastycznie…
***
Orochimaru był
zwyrodnialcem. Niby wiedziałem to od zawsze, ale teraz uderzyło to we mnie ze
zdwojoną siłą. I wcale nie zamierzałem się teraz rozwodzić nad tym, jak to
Sasuke miał u niego źle i w ogóle, bo nie miał. Uchiha dostąpił tego zaszczytu,
że miał być jego nowym ciałem, więc Orochimaru traktował go jak królewicza. No,
może standardy były trochę niższe, niż te, którym mogły się poszczycić
przeciętne księżniczki, ale w porównaniu z resztą podopiecznych sannina, Uchiha
żył w luksusie.
Dochodziła trzecia w
nocy. A może trzecia nad ranem? Jakoś nigdy nie przyswoiłem, która wersja była
poprawna. Obie? Tak czy owak, leżałem w łóżku i już od jakiegoś czasu
powinienem spać, bo obiecałem sobie, że z samego rana wrócę do pracy i
rozpocznę poszukiwania zaginionego dziecka, ale mój organizm uważał inaczej.
Coś mnie dręczyło. Nie wiedziałem co i nie potrafiłem tego lęku ukierunkować.
Mogło chodzić o Kazuo, ale… mogło też chodzić o Sasuke. A jak każdy dobrze wie
– najlepsze na bezsenność jest coś, po czym tym bardziej nie będzie chciało się spać. W moim przypadku idealnie sprawdzał się ten cholerny raport.
Sasuke u Orochimaru
nie miał lekko, ale nie miał też źle. Kiedyś już samą konieczność spędzania
czasu z tym obleśnym wężem uznałbym za koszmar, ale teraz dotarło do mnie, że
nie to było najgorsze. Jedyne, co złego mogło się tam przydarzyć Sasuke, to
uraz psychiczny, którego zresztą i tak się nabawił, bo nikt mi nie wmówi, że
nawet przed tą całą akcją z handlarzami pseudogwałcicielami był normalny.
Ale wróć. Orochimaru
lubił… kolekcjonować. I bynajmniej nie były to znaczki, kapsle, czy coś równie nudnego
i niegroźnego. Orochimaru lubował się w kolekcjonowaniu ludzi i uwielbiał
chwalić się swoimi zdobyczami. Przebrnąłem przez opis klatek i wypełnionych
zieloną cieczą słojów, w których trzymał swoje zdobycze i zapragnąłem poprosić
autora raportu o autograf, bo idealnie oddawał grozę sytuacji, a ciarki na dość
długo uczepiły się moich pleców. A może to Uchiha tak dokładnie to
zrelacjonował i ktoś po prostu idealnie zapisał jego słowa? Nieważne.
Orochimaru traktował swoje zdobycze w sposób bestialski i przeprowadzał na nich
wiele eksperymentów, od których opisu wywracało mi się w żołądku. Za dużo
szczegółów, za dużo. Czy Sasuke naprawdę tak dokładnie to zapamiętał?
Szybko jednak
uzmysłowiłem sobie, że Uchiha wcale nie mógł mieć takiej dobrej pamięci, by po
takim czasie kojarzyć nazwiska wszystkich najcenniejszych króliczków
doświadczalnych Orochimaru i przypomniałem sobie, jaką metodą wydobyliśmy z
niego te informacje. Większości z nich nie zdołaliśmy wyciągnąć bezpośrednio z
jego pamięci, ponieważ skutecznie je wyparł i proces uzyskania dostępu do tych
wspomnień był długi i mozolny. Tak czy inaczej, Uchiha wyśpiewał, z jakich
dokładnie klanów pochodzili i co Orochimaru chciał od nich uzyskać. Na
nieszczęście, pamiętał również, ilu z tych ludzi uszło z życiem, nie tracąc
przy tym połowy kończyn czy zdrowia.
Nie było ich zbyt
wielu.
Prawda była taka, że
Uchiha miał ogromne szczęście, że był TYLKO kolejnym ciałem dla tego sadysty.
Orochimaru nie śmiał go tknąć, bojąc się, że w jakiś sposób go uszkodzi.
Zamiast tego wyżywał się na pozostałych, robiąc im wymyślne rzeczy. Sasuke
wspominał o ludziach popadających w agonię, umierających w cierpieniu przez
dni, tygodnie albo o torturach i ucinaniu kończyn, bo w pewnym czasie głównym
celem Orochimaru było wyhodowanie takich komórek, które miałyby zdolność
samo odbudowy. Pozbawieni rąk i nóg ludzie wykrwawiali się na śmierć, by
następnie ich ciała zostawały usunięte z cel i zastąpione nowymi.
O ile wcześniej nie
padały ofiarą innych więźniów. Kiedy zaczynał panować nadmierny przepych,
Orochimaru swoje króliki doświadczalne traktował właśnie jak… zwierzęta,
pozbawiając ich ludzkich instynktów i zachowań. Ci bardziej użyteczni zostawali
odizolowani i czyści, ale przypadkowe ofiary, które napotykał, plądrując
pomniejsze wioski, lądowały w klatkach zbiorowych, w których trwały stałe walki
o przetrwanie. Ludzie zostawali pozbawieni wszelkiej godności, nadzy i
wygłodniali, robili pod siebie, gwałcili najsłabszych, a kiedy głód zaczynał im
zbyt mocno doskwierać, uskuteczniali… kanibalizm.
A Sasuke stał i na to
wszystko patrzył! Im dłużej to czytałem, tym większą złość do niego czułem. Jak
można było traktować innych ludzi w sposób tak bestialski? I to, że Sasuke
osobiście nie wyrządził żadnemu z nich krzywdy, nie umniejszało jego winy!
Bierny obserwator wciąż był współwinny cierpieniu, które dotknęło tych ludzi…
Gotowałem się ze
złości, ledwo powstrzymując się przed tym, żeby nie zerwać się z łóżka i nie
pobiec do niego, wszczynając awanturę.
I chyba po raz
pierwszy tak łaknąłem tych fragmentów, w których Sasuke rozwodził się nad
treningami. Raport zawierał bowiem bardzo wiele szczegółów ze wszelkich
ćwiczeń, bo skoro skupiliśmy się na tym, żeby wyciągnąć z niego wszystko, co
się z nim działo w przeciągu tych kilku lat, nie udało się uniknąć treningów. Z
reguły takie opisy niemiłosiernie mnie nudziły, jednak tym razem łaknąłem ich,
jak nigdy wcześniej. Im więcej miejsca zajmowały historie tworzenia nowych
technik, tym mniej pozostawało go na fragmenty o barbarzyństwie.
Czytałem niemal do
piątej rano, przerabiając zaledwie ułamek całości.
___________________________________________________________________
Witam! No i... mamy to! Nastąpił pierwszy przełom i bardzo jestem ciekawa, co o tym myślicie?
Przyznam szczerze, że jestem przerażona tym, jak wiele rozdziałów zostało do końca i zastanawiam się, czy uda mi się wygospodarować więcej czasu na sprawdzanie i wrzucać je częściej, żeby opowiadanie nie ciągnęło się… latami. Jeśli jesteście zainteresowani, koniecznie dajcie znać. Czekam z niecierpliwością na słowa zachęty ;>
Do następnego!
___________________________________________________________________
Witam! No i... mamy to! Nastąpił pierwszy przełom i bardzo jestem ciekawa, co o tym myślicie?
Przyznam szczerze, że jestem przerażona tym, jak wiele rozdziałów zostało do końca i zastanawiam się, czy uda mi się wygospodarować więcej czasu na sprawdzanie i wrzucać je częściej, żeby opowiadanie nie ciągnęło się… latami. Jeśli jesteście zainteresowani, koniecznie dajcie znać. Czekam z niecierpliwością na słowa zachęty ;>
Do następnego!
Cieszę się z pojawienia nowego rozdziału.
OdpowiedzUsuńOczywiście, że jestem chętna na więcej, będę czekać na każdy rozdział!
Złe płyty ciąg dalszy, przynajmniej oprócz psychicznego męczenia Naruto uzyskał informację, że Uchihy nie zgwałcili WTEDY - nie ma pewności
przecież, że to co zostało nagrane było wszystkim co go spotkało złego na
tamtej misji. Poza tym fizyczne tortury mogły wywrzeć też podobny skutek.
Według mnie to co się stało to jest atak wymierzony zarazem w Naruto jak i Sasuke - w Uchihę za coś co komuś zrobił lub za to co zrobił u Orochimaru a raczej czego nie zrobił. Sasuke był przecież jednym z wybrańców Orochimaru i cieszył się dość wysoką pozycją - nic złego mu się tam nie działo i patrzył obojętnie na cierpienie zwykłych królików doświadczalnych - ich rodziny i przyjaciele mogą żywić do niego urazę i chcieć się zemścić. Co do Naruto - wszyscy chyba słyszeli jak się za Sasuke uganiał chcąc go zawrócić do wioski a potem może nie afiszuje się ze swoim związkiem z nim ale chyba widać, że bardzo mu na nim zależy.
Dobrze, że Naruto porozmawiał o tych płytach z kimś. A jeszcze lepiej, że z Shikamaru, w końcu co dwie głowy to nie jedna, może uda się bardziej rozwiązać tą sprawę(w końcu to tak ważne dla Naruto, że nawet nie zjadł ramenu i nie usiadł na swoim stałym miejscu; w końcu rozmawiając z samym Uchihą chyba nie dowie się więcej - Sasuke w normalnych okolicznościach
nie chciał się zwierzać Naruto a co dopiero teraz). Tylko ta końcówka rozmowy - albo to podstęp ze strony Uchihy albo objaw przewrażliwienia Naruto...jestem bardzo ciekawa co z tego wyniknie.
I jeszcze to zaginięcie Kazou - gdyby nie wytrzymał psychicznie i jego list do Naruto był zarazem listem pożegnalnym to raczej by się nie zabił w trudno dostępnym miejscu(gdyby rozmowa z Sasuke go ostatecznie dobiła to chyba by tak też nie uczynił) a z wioski chyba raczej nie uciekł...jestem ciekawa jak się to rozwinie.
Pozdrawiam, Mei
Twój komentarz przeczytałam niemal chwilę po tym, jak go dodałaś, ale że byłam akurat na wakacjach, to nie miałam jak odpisać. I to było na swój sposób bolesne, bo bardzo chciałam to zrobić, taką pozytywną energię we mnie wyzwolił!
UsuńNo właśnie, co z tym gwałtem? Był, nie było go? Przyznam szczerze, że nie mogłam się doczekać, aż ten rozdział ujrzy światło dzienne, bo nieco zmienia sytuację, a ja byłam ciekawa, jak zareagują czytelnicy :D. Doczekałam się tylko Twojej reakcji i bardzo dziękuję Ci za to, że zechciałaś się ze mną podzielić swoim zdaniem, tym bardziej, że...
Nie wiesz jak blisko i zarazem jak daleko jesteś od prawdy! No nic nie mogę powiedzieć, ale przez chwilę jak czytałam Twoje spostrzeżenia, to się przeraziłam, że już wszystko wiesz. Potem następne zdanie odsunęło Cię od rozwiązania bardzo, co mnie poniekąd cieszy, bo choć nie jest to jakaś bardzo zawiła historia kryminalna, to nie spodziewałam się, że tak łatwo to będzie rozgryźć. Jeszcze Ci się nie udało, ale będę na Ciebie teraz bardzo uważać, bo blisko jesteś, niestety :D
Dopiero wróciłam ze słonecznego Budapesztu i jeszcze nie myślę o poprawianiu kolejnego rozdziału, ale jak się zepnę, to postaram się wrzucić go w weekend :-)
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam!
Ten rozdział to istna petarda! Choć na początku zaczął się niewinnie, im dalej się w niego zagłębiałam, tym nie mogłam oderwać wzroku od ekranu. Motyw filmiku pojawił się już wcześniej, jednakże tym razem byłam jeszcze bardziej zainteresowana jego zawartością. Kapiąca woda skojarzyła mi się z jedną japońską torturą, która polega na tym, że ofiara leży przypięta do stołu, zwrócona głową do sufitu i woda powoli kapie jej na środek czoła. Podobno powoduje to jakieś urazy na psychice, mimo iż nie nie brzmi jakoś strasznie :D. Byłam pewna, że zaczną gwałcić Sasuke! Ja im dam nazywać go ścierwem!
OdpowiedzUsuńAż mnie coś szczypało, kiedy natrafiłam na moment, w którym opisywałaś to co czynili Sasuke. Uwielbiam czytać i wyobrażać sobie takie sceny, choć zazwyczaj mnie przejmują, bo bywam wrażliwą osobą. Nie wpadłabym w ogóle na pomysł, aby ktoś wysyłał filmiki w różnej kolejności. Uzumaki ty geniuszu! Dziś zasługujesz na te miano, możesz być z siebie dumny XD. Jesteś moją ulubioną postacią w tym opowiadaniu i będę dalej trzymać kciuki za twój "rozwój"! Do samego końca będę wielbić Ciebie Erroay za wykreowanie takiej postaci.
"– Mogę sam się temu przyjrzeć?
Nie, zdecydowanie nie. Nie chciałem, by ktokolwiek słyszał ból Sasuke. Nie.
– Tak – odpowiedziałem." NIE DA SIĘ NIE POLAĆ. W wielu opowiadaniach brakuje mi dobrego humoru i za każdym razem mogłam go znaleźć tutaj, na tym właśnie blogu. I przede wszystkim się nie zawiodłam.
Młotku? No powiem szczerze, te słowo z ust Nary spowodowało, że zaczęłam się zastanawiać, czy aby przypadkiem nikt inny się za niego nie podawał. To kompletnie nie w stylu Shikamaru. Tylko nasz Uchiha tak nazywał Naruto. Więc kto to może być? Co tu się odwaliło? Czy w następnej notce to wyjaśnisz?
Może faktycznie za tymi filmikami stoi sam Uchiha? Po przeanalizowaniu całej rozmowy i zastanowieniu się doszłam do wniosku, iż faktycznie nasz czarnowłosy przystojniak mógłby być do czegoś takiego zdolny :). Uchiha od zawsze miał dziwne pomysły, a w tym opowiadaniu zachowuje się wyjątkowo tajemniczo. Taki cichociemny kochanek XD.
No to mają przewalone, skoro Kazuo zniknął. I oczywiście kto mi ponownie nasuwa się do głowy? Pan Sasuke. Bo przecież to właśnie on miał porozmawiać z dzieckiem na temat gwałtu. I nagle rozpłynął się w powietrzu.
O i kolejna wciągająca scena! Orochimaru - od zawsze mnie obrzydzał. Jakoś tak nie wiem, te węże sprawiały, iż postrzegałam go jako obleśnego zwyrodnialca. W sumie nie pomyliłam się z własnym osądem, zwłaszcza po przeczytaniu do jakich okrucieństw się przykładał podczas swoich eksperymentów.
Ciesze się, że do końca pozostało dużo rozdziałów <3 Choć ostatnio nie daje szybko komentarzy, tak wiedz, że czytam i zawsze postawię po sobie ślad! Za bardzo lubię wyrażać swoje zdanie na temat tego co "pochłonęłam" jednym tchem :)
Pozdrawiam i czekam na kolejną notkę!
PS tym Ichiraku narobiłaś mi smaka na ramen. Mimo że nie jestem jakąś fanką azjatyckich specjałów, tak w ostatnim czasie dość często sięgam po ulubioną potrawę Uzumakiego!
Hej!
UsuńNo dla mnie ta tortura brzmi strasznie. Samo słuchanie o tym i wyobrażanie sobie tego, sprawia, że mam ochotę zacząć krzyczeć. Może to dlatego, że mnie samo leżenie w miejscu bez ruchu sprawia trudności, bo jak sobie mówię, że mam się nie poruszać, to dostaje szału. Do tego jeszcze kapiąca woda (już czuję te krople na czole...), istny koszmar :D
Powinnam podziękować za komplement mojego Naruto, ale zaczęłam się bać, że Twoje zdanie na jego temat szybko ulegnie zmianie :D. Na początku jeszcze pisało mi się to lekko i Naruto kreował się sam, ale pamiętam, że im dalej, tym bardziej cierpiałam próbując utrzymać go w ryzach i nie zrobić czegoś, co by do niego nie pasowało. Zobaczymy :-)
Co do 'młotka' - nie wyjaśnię tego jeszcze długo, tyle mogę powiedzieć :D
Do Twoich przemyśleń na temat Sasuke się nie odniosę, gdyż zwyczajnie nie mogę :-) ale zacieram rączki z zadowoleniem i próbuję sobie przypomnieć, kiedy wyjdzie na jaw kolejny sekrecik :D
Tak, sporo ich jeszcze będzie, a częstotliwość z jaką je publikuje nie powala. Miał być rozdział szybciej, więc będzie jeszcze później, bo znowu mnie coś dopadło, znowu mam jakieś problemy ze zdrowiem i odechciewa mi się wszystkiego, zwłaszcza tkwienia nad rozdziałem. Niemniej jutro wyjeżdżam, więc postaram się dzisiaj jakoś ten rozdział ogarnąć i wrzucić, bo inaczej będzie czekał kolejne 2 tygodnie na publikacje...
Niestety nie mam pojęcia, jak smakuje ramen :( ale może kiedyś będę miała okazję spróbować.
Dzięki za komentarz i pozdrawiam!
No dobra, ten rozzdział niebywale mi się podobał. :D
OdpowiedzUsuńNaprawdę, z jednej strony dobrze, że Naruto z kimś porozmawiał o tym, co mu ciążyło, ale mnie tutaj Shikamaru też zastanawia. Właśnie. O nigdy sę do Naruto nie zwracał w ten sposób. Coś mi tu śmierdzi.
I jeszcze Kazuo zaginął - no świetnie. Kurde, sporo tajemnic. :D
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, co z Kazuo się stało to takie nagle zniknięcie, dobrze że jednak Naruto porozmawiał z kimś i tym a zwlaszcza z Shikamaru... może to wszystko miało być wymierzone w Sasuke i Naruto... na to wygląda że gwałtu nie było, ale tortury psychiczne też wiele mogą uczynić złego...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza