14 kwietnia 2019

12. Jak za starych dobrych czasów

Ręce miałem spocone, kiedy wsuwałem płytę do stacji dysków. Nie tylko ręce zresztą, bo czułem pot, który wystąpił mi na czole. A potem z głośników rozległ się szum, a następnie cichy głos:
Dobra, Chōji, powiedz kiedy.
Bez problemu rozpoznałem Kibę. Najwyraźniej coś knującego.
Ale co kiedy?
No… kiedy będziesz nagrywał!
Aaa, no już.
WESOŁYCH ŚWIĄT!
Na ekranie pojawił się obraz. Zamrugałem zaskoczony, dostrzegając Kibę, Ino, Shikamaru, Temari, Shino, Lee, Tenten, a w końcu i samego Chōjiego, który wbiegł w kadr.
Słuchaj, stary. Shikamaru powiedział nam, że wyruszyłeś na jakąś ważną misję, więc nie damy rady się spotkać przed świętami. Jak widzisz, my tu sobie urządzamy małą wieczerzę. – Kiba kiwnął głową w kierunku stołu po brzegi zapełnionego alkoholem i uśmiechnął się szeroko. – Więc no, wypijemy chociaż twoje zdrowie, nie?
Pozostali skinęli głową i sięgnęli po czarki, a Kiba rozlał doskonale znany mi już alkohol. Wznieśli toast, a potem wypili do dna, część krzywiąc się niemiłosiernie. Inuzuka jednak zdawał się zadowolony z siebie.
Obrzydliwe… – stwierdziła Ino, sięgając po szklankę z sokiem.
C-co… jakie?! Coś ty powiedziała?!
Dobrze słyszałeś. – Ino poprawiła włosy i podparła ręce na biodrach.
Ty… ty… ty flądro!
Stop! Chōji, wyłącz to – rozkazał Shikamaru, wkraczając pomiędzy tę dwójkę, która wyglądała, jakby się miała zaraz pozabijać.
Zanim ekran na dobre zrobił się czarny, usłyszałem jeszcze krzyk Kiby i szczekanie Akamaru. Chwilę wpatrywałem się przed siebie, a potem zaniosłem się głośnym śmiechem.
Shikamaru uchylił drzwi i wszedł do środka z ledwie zauważalnym uśmiechem.
– Co to miało być? – spytałem, próbując uspokoić oddech. Od śmiechu aż rozbolał mnie brzuch.
– To pomysł Kiby. Nie mogliśmy cię zaprosić na nasze skromne świętowanie, więc zaproponował, żebyśmy nagrali ci film. Upierdliwe, nie powiem.
– Dlaczego upierdliwe? To tylko kilkanaście sekund! Chyba się tak bardzo nie przemęczyłeś.
– A pomnóż kilkanaście sekund razy dwadzieścia, bo reżyser Inuzuka nie mógł się zdecydować, co powinien mówić i co chwilę zmieniał koncepcje. A potem nagle Ino stwierdziła, że jej włosy źle się prezentują i zażądała nagrania kolejnej wersji. I tak w kółko. – Przewrócił oczami. – Zaczęliśmy kręcić na samym początku spotkania, a kiedy skończyliśmy wszyscy byli mniej lub bardziej wstawieni.
Uśmiechnąłem się, żałując, że mnie tam nie było. Co prawda, gdybym był, to nie byłoby powodu do kręcenia filmu, ale podejrzewałem, że ogólnie było wesoło.
– A Ino i Kiba? O co im poszło? Bo to było takie… niespotykane. Nawet jak na nich.
Shikamaru opadł na krzesło po drugiej stronie biurka, wzdychając głośno.
– Umówili się przez jakieś biuro randkowe. Ino od tygodnia chodziła i ćwierkała, że w końcu spotkała mężczyznę marzeń, a kiedy przyszło co do czego, okazało się, że to Kiba. On był równie zdziwiony, co ona i nagle się okazało, że to porozumienie dusz, które ich połączyło, było tylko pozorne. Ino wszystkiego się wyprała, on poczuł się urażony i teraz warczą na siebie przy każdej okazji.
Parsknąłem śmiechem, chociaż zrobiło mi się nieco smutno, że w ostatnim czasie tak rzadko uczestniczyłem w życiu przyjaciół.
– Następnym razem na pewno wpadnę, obiecuję.
Nara pokiwał tylko głową. Przeniosłem wzrok na pozostałą pocztę, czując, że kamień spadł mi z serca. Może niepotrzebnie panikowałem?
– Dobra, Naruto, chyba musimy poważnie porozmawiać.
– O co chodzi? – spytałem, czytając zaproszenie na otwarcie jakiejś nowej knajpy. Nie no, fajnie, lubiłem pokazywać się publicznie i rozmawiać z ludźmi, ale nie miałem czasu chodzić na otwarcie każdego lokalu w Konoha. Szkoda, zmarnuje się.
– Pytanie jest proste i oczekuję prostej odpowiedzi: co spodziewałeś się zobaczyć na tej płycie?
Drgnąłem.
– Nic – odpowiedziałem, być może odrobinę za szybko. Shikamaru zmarszczył brwi, przyglądając mi się uważnie. – To znaczy nic konkretnego. Od rana mam po prostu same złe doświadczenia…
– Co masz na myśli?
Sięgnąłem do kieszeni po wewnętrznej stronie bluzy i wyjąłem list, który zostawił Kazuo. Bez słowa przesunąłem go w stronę Nary.
– Czytaj.
Dawno, dawno temu na świat przyszedł chłopiec. Kiedy…
– Pomiń początek. Czytaj następną stronę.
Nara spojrzał na mnie podejrzliwie, a potem przewrócił kartkę.
Ojczym lubił chłopca aż za bardzo. Jego sympatia była tak silna, że kiedy matki chłopca nie było w domu, odwiedzał go w łóżku. Kiedy chłopiec był mały, ograniczał się od głaskania po udzie. Ojczym powtarzał, że zdejmuje bieliznę, żeby mieć lepszy dostęp. Potem jego dłoń przenosiła się na pośladki. „Rozbierz mnie”, mówił, chwytając chłopca za rękę i kładąc na gumce swoich spodni, a kiedy te powędrowały w dół, na swoim twardym penisie. „Zabawimy się w taką jedną przyjemną zabawę, dobrze?”. Wybacz, niedobrze mi.
– Mnie też – odpowiedziałem, pochylony nad blatem. Zacisnąłem dłonie, obiecując sobie, że dorwę tego bydlaka i osobiście urwę mu jaja. Będę z radością wysłuchiwał jego krzyków i patrzył, jak się wykrwawia. Oj tak, tak. A jego obrzydliwego fiuta powieszę w gablocie w recepcji. Niech każdy zwyrol, który przekroczy próg mego biura, wie, co go czeka.
– Co to jest i skąd to masz?
– Kazuo.
– Jak?
Podniosłem wzrok i pokrótce wyjaśniłem mu, co się wczoraj stało.
– Urwę mu jaja – wycedziłem to, co pomyślałem wcześniej. – Wezwij go tutaj, natychmiast.
– Kazuo?
– Nie, tego skurwysyna.
Shikamaru westchnął. Wpatrywał się we mnie zmartwionym wzrokiem, tak, jakby to mnie prześladował od paru lat jakiś pedofil. A przecież to nie ja byłem ofiarą, do cholery!
– Zdajesz sobie sprawę z tego, że to nie będzie takie proste? – spytał, odrywając ode mnie spojrzenie i wracając do czytania listu. – Co zrobisz, kiedy się tego wyprze? A zrobi to na pewno.
– Zamknę go i będę torturował? – zaproponowałem z przekąsem. – Zresztą mamy zeznania Kazuo.
– Jakie zeznania?
– No… – Kiwnąłem głową w stronę trzymanych przez niego kartek. – List mamy, nie?
– Naruto… tu ani razu nie pada jego imię. Jeśli dzieciak się wystraszy, to wszystkiego się wyprze, tłumacząc, że to fikcja literacka. Dostawaliśmy od niego już kilka takich… kwiecistych raportów.
Z nerwów zacisnąłem dłoń na trzymanej kartce.
– Czyli nie będzie łatwo.
– Nie będzie. – Pokręcił głową. – Kazuo musi oficjalnie oskarżyć ojczyma. Najlepsza by była rozmowa z psychologiem.
– Przecież on się wystraszy! – krzyknąłem, zrywając się z miejsca i waląc pięścią w stół. – Nie zamknę go w pokoju z jakąś wypraną z emocji okularnicą, która uśmiechnie się do niego sztucznie i zacznie wypytywać, jak minął dzień!
– Tak postrzegasz psychologów? – spytał z niedowierzaniem.
– Tak! A potem będzie robiła współczujące och i ach, udając, że rozumie, przez co przeszedł. Chociaż nie, wróć! Nie dojdzie do tego przecież, bo dzieciak się wystraszy i ucieknie.
– Aha, więc co proponujesz? Z wyjątkiem przymknięcia tego faceta, torturowania go i urywania jaj, oskarżenia podpierając na opowiadaniu, które trzynastolatek napisał u ciebie w domu. W nocy, tak dodam.
Opadłem z powrotem na fotel, czując, że uchodzi ze mnie całe powietrze. Myślałem, że wyciągniecie czegoś z tego chłopaka, będzie wyczynem, ale tak naprawdę to było nic, w porównaniu z tym, jak trudno będzie mu w jakiś sposób pomóc. Ciekaw byłem, czy kiedykolwiek skarżył się matce, czy po prostu z góry założył, że mu nie uwierzy.
– Ktoś z nim musi porozmawiać, ale nie jakaś pani, która wyuczyła się poprawnych reakcji i odpowiedzi na pamięć, tylko ktoś, kto sam coś takiego przeżył.
Kiedy tylko skończyłem mówić, zdałem sobie sprawę z tego, że cały czas myślę o Sasuke. O osobie zupełnie nieodpowiedniej do prowadzania tego typu rozmów. Nie był ani empatyczny, ani delikatny. No, już nie wspominając o tym, że miałby tego chłopaka w dupie (a w tym kontekście to określenie wcale nie wyglądało tak dobrze) i prędzej by go wystraszył, niż skłonił do zwierzeń. Chociaż najpierw w ogóle musiałby powiedzieć coś od siebie, żeby dzieciak uznał, że może warto go chociaż wysłuchać. Ludu, na co ja liczyłem?
Gdzieś wewnątrz poczułem lekkie ukłucie. Obaj byli w tak podobnych sytuacjach…
– Dobra. – Shikamaru westchnął. – Poszukam kogoś takiego.
– To znaczy, ja chyba wiem, kto by mógł… – I po cholerę, ja czasem zabieram głos? Czemu nie potrafię w porę ugryźć się w język? – Poznaliśmy się jakiś czas temu… przypadkiem.
Spojrzał na mnie dziwnie. Bo nie, wcale się właśnie nie pociłem i nie denerwowałem, obawiając się, że domyśli się, o kogo może chodzić. Bo kto by w ogóle pomyślał, że jacyś dranie połaszą się na Uchihę? No nikt! Chyba że ktoś, kto ma głowę na karku i rozum chłonniejszy od mojego żołądka. Czy tam pojemniejszy, mniejsza o słowa.
– Czemu mam wrażenie, że nie powinienem ci ufać w tej sprawie?
– Bo… jesteś człowiekiem małej wiary? – powiedział Uzumaki Naruto, król dowcipu! Boki zrywać normalnie.
Shikamaru nie wyglądał na przekonanego. I ja też nie byłem, a mimo to zacząłem go przekonywać:
– Słuchaj, ty to lepiej przyjrzyj się temu facetowi, okej? Sprawdź, czy przypadkiem nie ma czegoś na sumieniu. Ty jesteś dobry w te klocki, a ja zaraz doszukam się jakichś teorii spiskowych i tyle z tego będzie.
– Jak na przykład ta wczorajsza o magicznych artefaktach, czyniących z cywilów jednostki super silne, zdolne do pokonania najlepszych shinobi?
– Wcale tak tego nie przedstawiłem – prychnąłem. A tak nawiasem mówiąc, zdążyłem zapomnieć o tej sprawie, a przecież wciąż wierzyłem w taką możliwość.
Bo jak inaczej wytłumaczyć, że trzech zwyczajnych przemytników złapało Uchihę i jeszcze zdołało go więzić przez tyle dni? No bo przecież nie założyli pułapki na króliki, a Sasuke przypadkiem im w tę siatkę nie wpadł, dziwnym trafem nie mogąc uciec. A może to była taka siatka zbudowana ze specjalnego materiału, który potrafił absorbować chakrę? Chociaż Uchiha jak się wkurzył, to był w stanie i zębami stal przegryźć, więc to musiało być coś dużo bardziej wymyślnego.
– Możemy się tak umówić?
Shikamaru przyglądał mi się nieufnie, ale w końcu skapitulował i skinął głową. Brakowało tylko westchnięcia i przeczesania włosów, żeby odpowiednio zaakcentować, jak bardzo był zrezygnowany.
– Tylko tego nie schrzań.
– Spoko, mam wszystko pod kontrolą. – Uniosłem kciuka, a kiedy zdałem sobie sprawę z tego, że naśladuję Lee, który do najwiarygodniejszych nie należał, szybko opuściłem dłoń.
Teraz to już Nara wyglądał, jakby naprawdę miał się przewrócić i zabić z rozpaczy. Nożyczkami. Leżały chyba najbliżej.
– Idę – oznajmił, kręcąc głową.
– Zaufaj mi!
Pytanie tylko, czy chociaż sam sobie w tej sprawie ufałem?

***

– Cześć, Sasuke. Mam do ciebie małą prośbę, no wiesz… Chciałbym, żebyś porozmawiał z takim jednym dzieciakiem o molestowaniu. Rany! Jak to brzmi – burknąłem, w pospiechu wpadając do łazienki. – A może by tak… O, Sasuke, miło cię widzieć! Nie znalazłbyś czasu, żeby pogadać o pewnej delikatnej sprawie z jednym chłopcem? Nie… – jęknąłem, zerkając w lustro na swoją skrzywioną twarz.
Planowałem tuż po robocie wziąć szybki prysznic i wpaść do Uchihy, mając nadzieję, że zdążył ochłonąć po naszej ostatniej rozmowie, ale teraz zacząłem się wahać, czy by nie zmienić planów. Zdecydowanie częściej szedłem na żywioł, niż skrupulatnie obmyślałem taktykę, ale no… sprawa była chyba zbyt poważna, by walnąć pierwszą lepszą rzecz, która przyjdzie mi do głowy i liczyć na to, że drań z ochotą się zgodzi. Haha, no chyba nie.
Przewiązałem się ręcznikiem w biodrach i poszedłem do kuchni, napić się zimnego mleka. W pomieszczeniu było ciemno, a mnie nie chciało się zapalać światła, więc na chybił trafił namierzyłem jakąś szklankę.
Przysiadłem przy stole, opierając głowę na dłoniach. Byłem już psychicznie tym wszystkim zmęczony. Taichim, Kazuo, Uchihą i… Naruto. Tak, siebie samego też już miałem dość i najchętniej wziąłbym urlop od życia na parę dni, ale wydawało się to raczej niemożliwe.
Cześć, Shikamaru. Mógłbyś przez tydzień zastąpić mnie jako Hokage? A i weź przy okazji utnij mi łeb, bo moje myśli nie dają mi żyć.
Drgnąłem, kiedy za oknem niespodziewanie lunęło. Odchyliłem lekko firankę i wyjrzałem na ulicę, z której uciekali ostatni spacerowicze. Mężczyźni robili to bezgłośnie, kobiety z piskiem, jakby miały się na tym deszczu rozpuścić. Z drugiej strony, gdybym to ja miał biec na takich szczudłach, to prędzej faktycznie bym się rozpuścił, niż dotarł do jakiegoś suchego miejsca. Albo zabił. Kamienie na chodnikach i te sprawy.
Patrzyłem, jak ulewa powoli ustaje, a deszcz siąpi z dużo mniejszą częstotliwością. Jakby wystukiwał jakiś rytm na moim parapecie. Kap, kap, Naruto. Kap, kap.
Przypomniało mi się, że Sasuke chciał, żebym zmył z niego to niechciane wspomnienie. Czy to mi się udało? Czy byłem dla niego, jak ten deszcz przed chwilą, wdzierający się gwałtownie pod ubrania, nie pozostawiając ani jednego suchego miejsca na ciele?
Tylko czy to w ogóle był jakiś sposób? Terapia szokowa nie zawsze przynosiła korzyści. Deszcz moczył wszystko w ułamku sekundy, owszem, ale robił to w sposób gwałtowny i nieprzyjemny.
– Lepiej być jak ulewa, czy jak mżawka?
Bo mżawka była taka… lekka. Niewielka, delikatna i czasem wręcz niewyczuwalna. Żeby zmoczyć się takim deszczem, trzeba było naprawdę sporo czasu i determinacji. I wiary w to, że cel, do którego dążymy, w końcu zostanie osiągnięty. Bo żeby stać na deszczu, potrzeba siły. Nie zwariować, nie dać się przegonić ani zniechęcić.
Co powinienem zrobić? Albo inaczej… co już być może zrobiłem?
– Co zrobiłem, to nie wiem, ale wiem, co zrobić mogę. – Zerwałem się z miejsca i pobiegłem do sypialni, szukając w szafie wygodnego dresu. Nie nieprzemakalnego, bo takiego i tak nie miałem. Wystarczy, żebym czuł się w nim dobrze.
Wybiegłem na zewnątrz. Może gdybym tak obrócił głowę i pozwolił, by deszcz wpadał mi do ucha, wypłukałbym przy okazji wszystkie myśli?
Zadrżałem, kiedy chłodne krople spotkały się z moją skórą, a potem puściłem się biegiem w pierwszą lepszą stronę. Nie wiedziałem, dokąd biegnę, nie to się w tej chwili dla mnie liczyło.
Tak jak poprzedniego wieczoru, deszcz spływał mi po twarzy i całkowicie moczył ubranie. Ten deszcz wcale nie był taki łagodny, jak się spodziewałem. To nie była mżawka, a lekki kapuśniaczek, który i tak skutecznie przepędził wszystkich do domów.
Do pełni szczęścia brakowało mi tylko muzyki. Zacząłem nucić. Najpierw cichutko, potem coraz głośniej. Melodię, której nigdy wcześniej nie słyszałem i która brzmiała zapewne dobrze tylko w moich uszach. Bo dała mi takiego kopa, że mknąłem przez puste uliczki jak wiatr. A przynajmniej tak się czułem. Niesamowicie lekki i wolny. Nieprzytłoczony tym wszystkim, co męczyło mnie od jakiegoś czasu.
La, la, la, la.
Przynajmniej miałem tych kilka chwil wytchnienia, zanim nie wbiegłem na plac treningowy i nie ujrzałem Sasuke. Drań był ostatnią osobą, jaką spodziewałem się tu zastać, choć może powinien być pierwszą, bo kto jak kto, ale on nigdy nie wystrzegał się treningów, niezależnie od pogody i pory dnia.
Uchiha stał do mnie tyłem i masakrował jeden z pieńków, nie oszczędzając się przy tym zbytnio. Pieńka też nie.
Zwolniłem i już truchcikiem podbiegłem do niego. Oparłem się o sąsiedni drewniany pal i przeciągnąłem, rozprostowując mięśnie.
Sasuke w żaden sposób nie zdradził, czy zaskoczyła go moja obecność.
– Pole treningowe, deszcz i tylko my dwaj. Jak za starych dobrych czasów, prawda? – zagadałem, wykonując niedbały skłon.
On tylko zerknął na mnie kątem oka i przywalił pięścią w drewno, zostawiając w nim sporą dziurę.
– Co powiesz na mały sparing?
Wyprostowałem się i spojrzałem na niego, zastanawiając się nad tą propozycją. W sumie to czemu nie? Aż za dobrze dostrzegałem w tym wszystkim swoją szansę. I bynajmniej nie chodziło o samą wygraną.
– Okej – odpowiedziałem, nie kryjąc wyzwania w swoim głosie. – Ale jeśli wygram, zrobisz to, o co cię poproszę.
Sasuke zlustrował mnie uważnie. Nie potrafiłem powstrzymać szerokiego uśmiechu, który mimowolnie wypłynął mi na usta. Im bardziej byłem pewien swego, tym Uchiha wyglądał na mocniej wpienionego i wiedziałem, że mi ulegnie. Kiedy parsknąłem śmiechem, odpowiedział:
– A jeśli ja wygram?
– Zrobię, co tylko będziesz chciał, czy to mało?
Spojrzał mi wyzywająco w oczy, a potem powiedział:
– Stoi. – I bez ostrzeżenia skoczył w moją stronę.
Nie spodziewałem się tego, więc z trudem zablokowałem uderzenie wymierzone w brzuch i uskoczyłem do tyłu. Sasuke w tym czasie aktywował sharingan i przygotował się do zadania kolejnego ciosu.
Na początku tylko uskakiwałem i próbowałem wczuć się w rytm. Walka z sharinganem nie należała do najprzyjemniejszych, a już zwłaszcza wtedy, kiedy jego użytkownik był tak zaprawiony w jego używaniu, że momentami miałem wrażenie, że przewiduje ruchy, o których nawet nie zdążyłem pomyśleć. To było straszne, kiedy byłem zmuszony blokować uderzenie, które miało być kontratakiem na mój cios, którego nawet nie zadałem, bo wpadłem na niego w trakcie obrony.
Czasem zastanawiałem się, jak bardzo bezbronny musiał się czuć Sasuke, kiedy nie korzystał z tych oczu. Zawsze wszystkie ruchy przeciwnika podane jak na tacy, a tutaj nagle taki klops. Pewnie gdybym zaproponował mu, żeby to wyłączył, nieprzyzwyczajony do uczciwej walki, szybko dałby się rozłożyć na łopatki.
Kiedy już trochę sobie poskakałem i poblokowałem, parę razy obrywając to tu to tam, postanowiłem włączyć się do walki. Rytm jego ataków jako tako poznałem, taktykę, jaką obrał również.
Wycelowałem w jego bark, on bez trudu zablokował mój cios i wyprowadził kopnięcie, ale wycofałem się w bok i chwyciłem go za nogę.
Takie zagrania tylko w filmach kończyły się dobrze. Chwytasz przeciwnika za stopę, pociągasz, a on traci równowagę i się przewraca. Dobre sobie! Uchihę należało w miarę możliwości trzymać na dystans, ale ja zawsze dawałem się na to nabrać i kiedy w zasięgu moich ramion znajdywała się jego noga, łapałem. Normalnie jak jakiś królik, któremu ktoś przed nosem zamachał marchewką.
Przyłożył mi tak, że na moment pociemniało mi przed oczami, ale w porę odzyskałem równowagę i wyprowadziłem kilka chaotycznych ciosów, zmuszając go do tego, by się wycofał. A potem skoczyłem w jego stronę z uśmiechem na ustach.
Potem już walka była wyrównana. Parę razy zdarzyło mi się pośliznąć na trawie, ale na szczęście nie byłem w tym odosobniony. Kilka razy miałem idealną okazję, żeby go unieruchomić, bo wylądował tyłkiem na ziemi, ale Uchiha, to Uchiha i łatwo się nie da.
Pojedynek skończył się zwycięstwem Sasuke, który skorzystał z tego, że deszcz przybrał na sile, ograniczając mi widoczność i unieruchomił całe moje ciało, przyciskając do wilgotnej ziemi. Na wypadek, gdybym jeszcze próbował się wyrwać, przystawił mi zimną stal do szyi. Cholerny sharingan był dobry nawet na zmianę pogody!
– Nie liczy się – odburknąłem, chwytając jego dłoń, kiedy zszedł ze mnie i najwyraźniej postanowił pomóc mi wstać. – Bo ten… deszcz pada. Inaczej bym wygrał.
– W prawdziwej walce też użyjesz takiego argumentu?
Oczywiście, że nie! Skończyłbym z nożem wbitym w gardło w przypadku rozsądnego przeciwnika. Nierozsądny postanowiłby się napawać zwycięstwem i zanim zadałby ostateczny cios, dałby mi możliwość uwolnienia się i skopania mu tego zadufanego tyłka. A jeszcze inny świr mógłby zechcieć mnie najpierw zgwałcić…
– Sasuke… – zacząłem, chociaż to on wygrał nasz mały zakład i miał prawo żądać, czego tylko chciał. Mimo to postanowiłem przedstawić swoją prośbę, licząc na to, że nie zauważy.
– Nie.
– Ale ja tylko chciałem powiedzieć, że mi zimno! – Gówno prawda. Po takim pojedynku było mi gorąco jak cholera.
– Idziemy. – Machnął głową w kierunku centrum wioski.
Pospiech nie był konieczny, więc szliśmy spacerowym krokiem. W butach mi chlupało podczas każdego kroku, a ubranie nieprzyjemnie przyklejało się do ciała, nieco ograniczając swobodę ruchów. Oczywiście Sasuke zdawał się nie mieć takich problemów. Wyglądał dostojnie jak zawsze, poruszał się z gracją, a kiedy próbowałem wsłuchać się w odgłos, jaki wydawały jego buty przy każdym kroku, nie usłyszałem nic. Mam wrażenie, że w chwilach takich jak ta, to zawsze ja reprezentuję sobą nędzę.
Tym razem nie zaszliśmy do dzielnicy Uchiha, tylko do mnie. Bo bliżej, bo zapewne cieplej, bo suche ubrania. Dupek nie podzieliłby się nawet gaciami i kazał mi wracać do siebie w mokrych łachach, podczas gdy ja zawsze chętnie dzieliłem się swoją garderobą z innymi. Chociażby wczoraj.
Pokręciłem głową, przypominając sobie o Kazuo.
– Sasuke, wiem, że dziś wyjątkowo niespodziewanie przegrałem nasz mały pojedynek, ale mimo wszystko mam do ciebie prośbę. I musisz wiedzieć, że to dla mnie bardzo ważne.
– Może najpierw moje życzenie, co? – spojrzał na mnie kątem oka, zrzucając z nóg przemoczone do cna buty. A jednak jemu też musiało chlupać w środku!
– A czego sobie życzysz?
– Tego – odpowiedział, podchodząc bliżej i zachłannie spoglądając na moje usta.
No jakby nie mógł mnie już pocałować. Nie, on musiał patrzeć takim lubieżnym wzrokiem, zmuszając moje zmarznięte już teraz ciało do ruchu. Do pochwycenia go w ramiona i złączenia naszych ust.
Pchnąłem go w stronę łazienki, a on posłusznie zrobił krok w tamtym kierunku, nie przerywając pocałunku. Lizaliśmy się zawzięcie, smakując nawzajem. Ostatnią rzeczą, jaką jadł Sasuke, musiał być jakiś kurczak… albo tuńczyk. Na ostro. A ja lubiłem w sosie słodko-kwaśnym.
– Piecze – jęknąłem, rozsuwając drzwi kabiny prysznicowej i wpychając go do środka.
– Co cię piecze?
– Twój język.
– Hn.
A chwile później omal nie poparzyliśmy się wodą, która poleciała ze słuchawki. Poczułem, jak ubrania na nowo przylepiają się do ciała, bo jakoś do tej pory nie po drodze nam było zdejmowanie ich.
Pocałunek z pożądliwego przerodził się nagle w wolny i mniej gwałtowny. Ale przy tym głębszy. Taki z językami niemal sięgającymi gardeł.
– Za gorąco – szepnąłem, na moment odrywając się od jego ust i spoglądając w ciemne, zamglone oczy. – Puść zimniejszą.
Jednak zamiast do kurka, dłonie Sasuke powędrowały do mojej bluzy. Rozpiął ją i zrzucił na dno brodzika, od razu przysysając się do odsłoniętego fragmentu szyi.
W sumie fakt. Po co przykręcać wodę, kiedy można się zwyczajnie rozebrać? Zwłaszcza jeśli skutkiem ubocznym mógłby być nieco ostudzony zapał do dalszej zabawy.
Oparłem się plecami o ściankę prysznica, kiedy Uchiha zawędrował dłońmi pod materiał koszulki, próbując go jakoś odkleić do skóry. Rozbieranie się chyba jeszcze nigdy nie było tak kłopotliwe, jak w tym momencie. Wiedziałem to, bo sam próbowałem wygrać pojedynek z jego koszulką. O nie, dwa razy w ciągu dnia nie zamierzałem przegrywać!
Jednak kiedy po dłuższej chwili materiał nie dawał za wygraną, straciłem cierpliwość i rozerwałem go na jego piersi.
Sasuke drgnął. A potem odruchowo odepchnął moje dłonie i cofnął się pod przeciwległą ścianę.
– Rany, przepraszam, ja… – przełknąłem ślinę, dostrzegając jego przyspieszony oddech i lekko wytrzeszczone oczy.
– Nieważne – odpowiedział i naparł na mnie całym ciałem, zachłannie wpijając się w moje usta.
Nie spodziewałem się tego zupełnie, więc uderzyłem głową w plastikowe drzwi, przygryzając wargę. Nie swoją. Sasuke oderwał się ode mnie i zlizał krew, a potem zaatakował moje usta ponownie i zupełnie niespodziewanie się o mnie otarł. Najpierw raz, potem kolejny. Kiedy jednak zawędrowałem dłońmi do jego bioder, postanowił po raz kolejny udaremnić moje działanie, kucnął przede mną i jednym, mocnym ruchem zsunął ze mnie spodnie wraz z bielizną.
Westchnąłem z przyjemności, kiedy zaczął mi obciągać. Chociaż dużo trafniejsze byłoby określenie, że po prostu pieprzył swoje usta, bo wpychał sobie mojego fiuta tak głęboko, że to nie mogło być dla niego przyjemne.
Złapałem go za włosy i nieco odciągnąłem od swojego krocza, starając się robić to względnie delikatnie. Kiedy zerknąłem w dół, nasze spojrzenia się spotkały. W oczach Sasuke krył się zarzut, którego nie potrafiłem zrozumieć. Poluźniłem uścisk na jego głowie, a on już znacznie spokojniej, wziął mojego penisa do ust i zassał się na główce.
– To o co prosisz, Sasuke? – wyjęczałem, czując, jak jego gorący język wyczynia ze mną cuda.
Minęło trochę czasu, zanim odpowiedział. Może dlatego, że miał bardzo zajęte usta.
– Żebyś się zamknął – odparł, przestając pieścić mojego penisa językiem i przejeżdżając po nim energicznie ręką. A szkoda, bo miałem wrażenie, że pasował tam idealnie. – I pozwolił mi działać.
Bez namysłu, kiwnąłem głową.
Spodziewałem się, że lada chwila poczuję palce wkradające się pomiędzy pośladki, ale się myliłem. Tym bardziej zdziwiło mnie, kiedy uchyliłem powieki, spojrzałem w dół i spostrzegłem, że Sasuke przygotowywał nie tę dupę, co trzeba, śmiało poczynając sobie z samym sobą.
– Co ty… – zacząłem, ale przerwałem, kiedy mocniej ścisnął mojego penisa.
– Mówiłem, że ma być cisza.
– Ale… sam to mogę przecież zrobić – zaprotestowałem.
W odpowiedzi ujrzałem tylko jego groźną minę, ale chyba dał się przekonać, bo wyjął z siebie palce i wstał, chwytając mnie za rękę.
Pchnąłem go delikatnie na kafelki, odwracając tyłem do siebie i zawędrowałem dłonią pomiędzy jego pośladki, od razu wsuwając w niego dwa palce i poruszając nimi szybko.
– Wystarczy – sapnął, podpierając kafelki rękoma i wysuwając bardziej biodra w moim kierunku.
Jęknął cicho i odchylił głowę do tyłu, kiedy wszedłem w niego jednym płynnym ruchem, przywierając od razu do jego pleców. Jedną dłonią obejmowałem go w pasie, drugą zawędrowałem do prawego sutka, trącając go lekko.
Sapał cicho przy każdym moim ruchu, a ja dyszałem mu w kark, spoglądając z pożądaniem na smukłą szyję. Nie mogąc się oprzeć, wysunąłem język, przejeżdżając po całej długości, by po chwili zawędrować do ramienia i zacząć na nim składać delikatne pocałunki. Drugą ręką złapałem go za biodro i zmusiłem do tego, by mocniej wypiął się w moim kierunku. Kiedy grzecznie posłuchał, w nagrodę zawędrowałem do jego twardego jak skała problemu, który z ochotą zaczął poruszać się w mojej dłoni.
I tak to wyglądało. Ja pieprzyłem jego, a on moją rękę. I chyba był bardzo zdeterminowany, żeby robić to szybciej, bo co chwilę gubiliśmy rytm z powodu jego zbyt gwałtownych ruchów.
W końcu byłem zmuszony przestać maltretować jego sutki i chwycić go porządnie za biodra, bo zaczął wymykać mi się spod kontroli.
– Wyluzuj trochę – wydyszałem, po raz kolejny próbując bezskutecznie go przytrzymać.
I wtedy nadeszło zwątpienie. Bo czy na pewno wszystko było w porządku? Obleciał mnie strach, kiedy zdałem sobie sprawę z tego, że z tej pozycji nie widzę jego twarzy i nie wiem, co się na niej maluje.
– Sasuke, spójrz na mnie – zażądałem, puszczając jego biodro i próbując złapać go za szczękę, ale drań ugryzł mnie w palec. – Sasuke!
W końcu udało mi się chwycić go mocno i obrócić częściowo w swoją stronę.
– Czego? – warknął, mrużąc gniewnie oczy.
Ale ja nie dałem się oszukać. Przede wszystkim patrzył na mnie z pożądaniem. Policzki miał zarumienione, a spomiędzy jego warg wydobywał się urywany oddech i ciche jęki, kiedy zagłębiałem się w jego wnętrzu.
– Chciałem tylko powiedzieć, że… nieważne.
Ale Sasuke wiedział, Sasuke rozumiał. Skinął głową, a kiedy go puściłem, przysunął czoło do kafelków, wypinając biodra jeszcze bardziej w moją stronę.
Orgazm przyszedł szybciej, niż się spodziewałem.

4 komentarze:

  1. Cieszę się z pojawienia się nowego rozdziału.
    Już myślałam, że ten list w biurze to coś złego ale były to zwykłe życzenia...pod tym względem chyba los postanowił go dobijać z zaskoczenia ( w tej historii oczywiście ale chyba ktoś kto został nazwany ,,dzieckiem przeznaczenia'' nie doświadczy nudy w życiu za wiele).
    Raczej nie tego spodziewałam się jeśli chodzi o list od Kazuo, stawiałam bardziej na bicie ( choć wtedy by ślady by było trudniej ukryć bo wszystkich nie wytłumaczy się treningiem ). Czyni to chyba sytuację jednocześnie lepszą (bo już wiadomo co się dzieje) i gorszą (ale jak
    to udowodnić - bo przecież Kazuo przyznał się tylko do na piśmie i to w trzeciej osobie, nie imiennie).
    Jestem ciekawa jak się ta sytuacja rozwinie.
    Pozdrawiam, Mei

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, miło Cię widzieć!
      Jak wiadomo - kiedy się czegoś spodziewasz, to nie nadchodzi. Czeka cierpliwie na moment, kiedy zapomnisz i wtedy dopiero się pojawia. Zawsze musi być z zaskoczenia.
      Zdumiałaś mnie. Tzn. inaczej - samo przyznanie, że sytuacja jest lepsza, bo wiadomo o co chodzi, mnie trochę zaskoczyło xD. Nie spodziewałam się, że w tej sytuacji ktoś może znaleźć jakieś dobre strony :D.
      Szczerze przyznam, że jestem tak bardzo zniechęcona brakiem zainteresowania tym opowiadaniem, że nie wiem, kiedy pojawi się następny rozdział, bo nawet nie chce mi się go sprawdzać. Dużo do poprawki tam nie mam, ale... no szkoda mi czasu. Motywacja na poziomie 0. Niemniej kiedyś pewnie będzie.
      Dzięki za komentarz i pozdrawiam!

      Usuń
  2. Dobra, jednak mi żal Kazuo, kuźwa, czemu to chłopacy w tym opowiadaniu mają tak przesrane, co? xD Może dla równowagi jakaś żeńska postać? Ja wiem, yaoi i te klimaty, ale no... xD
    I tak mi się podobało. :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejeczka,
    rozdział wspaniały, no i już wiadomo co dzieje sie u Kazumo, ale za bardzo to nie ma szans na ruszenie tego bo napisał tym liście w trzeciej osobie... więc jakie sa dowody? żadne... już myślałam że znów mamy jakieś nagranie z Sasuke w roli głównej, a to tylko życzenia...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń