Witam!
Wybaczcie mi małą obsuwę, ale tydzień temu zamiast cieszyć się weekendem, siedziałam w pracy. Z przykrością przyznaję głośno, że spędzam w niej zdecydowanie zbyt wiele czasu, a za mało poświęcam na swoje pasje. Dobrze, że mam ten tekst i znajduję chociaż czas, by powolutku go poprawiać, bo gdybym miała pisać coś nowego... oj czarno to widzę. Ledwo pamiętam, jak wyglądają literki.
Pamiętam za to jeszcze, jak korzystać z podstawowych funkcji Photoshopa i jak to coś, co stworzyłam, wkleić na bloggera. Wow, wow i brawa dla mnie. Potrzebowałam odmiany, stąd... to. Chociaż nie znoszę pomarańczowego.
Niemniej zapraszam do czytania i zachęcam do komentowania!
___________________________________________________________________
Kiedy dotarłem z
powrotem do biura, było już po południu. Z westchnieniem ulgi rozsiadłem się w
fotelu i otworzyłem okno, wpuszczając do pomieszczenia trochę świeżego
powietrza. W nosie wciąż czułem formalinę i miałem nadzieję, jak najszybciej
pozbyć się tego okropnego zapachu. To dopiero byłby ból, gdybym poszedł do
Ichiraku i nie mógł delektować się aromatem ulubionego ramen! A byłoby jeszcze
gorzej, gdyby się okazało, że przy okazji formaliną smakuje…
Zanim zabrałem się do
jakiejś pracy, postanowiłem zadzwonić.
Shikamaru nigdy nie
słynął z błyskawicznego odbierania telefonu, ale tym razem musiałem dobijać się
do niego trzy razy, zanim ten leń postanowił odebrać. A kiedy jeszcze westchnął
do słuchawki, zamiast się przywitać, to już w ogóle podziałało na mnie jak
płachta na byka. Czy coś.
– Rozumiem, że masz
jakieś wytłumaczenie, dlaczego cię tu dziś nie ma?
– Chory jestem –
odburknął.
– Kac to nie choroba!
Pamiętam, ile razy mi to uświadamiałeś, dattebayo! – krzyknąłem i usłyszałem po
drugiej strony stłumiony jęk, świadczący o tym, że mam rację. – Widzę cię u
siebie jutro z samego rana na dywaniku, bo mamy do pogadania.
– Pierwszy raz mi się
zdarza dostawać opieprz za wzięcie dnia wolnego, serio.
– To nie za to –
wyjaśniłem, okręcając się na fotelu. – Jakim prawem nie powiedziałeś mi, że
wysyłasz kogoś po te zwłoki? Do cholery, ja tu jestem Hokage!
–
Naruto, powiedziałem ci o tym…
– I nie zmieniaj
tematu! – krzyknąłem. – Jak mogłeś! Czekaj… co? Kiedy niby?
– Kiedy wróciłeś z
poszukiwań tajemniczej jaskini – westchnął. – Przed świętami.
Zamilkłem. Faktycznie
mógł powiedzieć mi coś takiego, a ja mogłem zapomnieć. Byłem nieco… zaaferowany
tym wszystkim. Sasuke mnie okłamał, coś było nie tak, a ja nie potrafiłem
powiedzieć co. W głowie huczało mi od moich durnowatych pomysłów i tych, które
podrzucił mi Kiba.
Shikamaru niczego tak
ważnego by przede mną nie zataił, prawda? Na pewno mi powiedział, a ja po
prostu tej informacji nie przyswoiłem.
– Przysięgasz?
Westchnął głośno.
Niemal tak, jakby stał tuż obok. Niemal poczułem jego gorący oddech na szyi.
Niemal się wzdrygnąłem.
– Przysięgam – odparł
po chwili, całkiem już zrezygnowany. – Czy to już wszystko?
– Nie.
– To co jeszcze? Nie
możemy omówić tego jutro? Jeśli pozwolisz, to chciałbym się położyć.
– Nie – odparłem
nieco ostrzej, niż zamierzałem. – Potrzebuje twojej głowy i to natychmiast.
Powiem ci coś, a ty to dokładnie przemyślisz i jutro przedstawisz mi swój punkt
widzenia, okej?
– Okej…
– To zaczynam,
przygotuj się…
Wziąłem głęboki
wdech. Informacja, którą miałem mu do powiedzenia wciąż powodowała, że po
plecach przechodził mi dreszcz. Trochę zajęło mi skojarzenie faktów, ale w
końcu sobie uświadomiłem, że…
– Obejrzałem te
zdjęcia, które przyszły, przeczytałem raport i poszedłem po więcej informacji
do szpitala. – Zawsze wolałem to słowo od prosektorium,
od którego wydźwięku robiło mi się zimno. – Otóż żaden z tych trzech nie był
shinobi! A to oznacza, że… – Podpowiedziałem, czekając z podekscytowaniem na
jego reakcję.
– Że nie byli
shinobi? – Shikamaru nie brzmiał na przekonanego.
– Że musieli mieć
jakiegoś asa w rękawie! Jakieś zabawki, powalające dorównać najlepszym shinobi.
Nowoczesna technologia, coś w ten deseń, czaisz?! I to wszystko tuż pod naszym
nosem, w Ame!
Zerwałem się z
miejsca i zaczęłam się przechadzać po gabinecie. Nara milczał po drugiej
stronie, najwyraźniej przetrawiając informacje. Już słyszałem w wyobraźni, to: Cholera, Uzumaki, jak na to wpadłeś?.
– Cholera, Uzumaki,
jak na to wpadłeś?
Triumfalny uśmiech
mimowolnie wypłynął mi na usta. Miałem ochotę podskakiwać z radości jak
dzieciak, ale zamiast tego powiedziałem:
– Genialny jestem,
nie? To teraz pozostaje wymyślić jakiś plan i wysłać kogoś, kto niezauważony
dostanie się na terytorium wroga i znajdzie co trzeba. Jakieś propozycje?
– Może… Uchiha?
– Co? A dlaczego on?
– Nie wiem –
westchnął. – Ty z tym tak na poważnie?
Zmarszczyłem brwi,
podchodząc do okna i wyglądając przez nie. Niby czemu miałoby być nie na
poważnie? Z Sasuke? No, boki zrywać.
– Bardzo śmieszne –
odburknąłem. Gdyby tylko Shikamaru wiedział to, co ja…
– Wyjaśnij mi jedną
rzecz, zanim się nabzdyczysz i przestaniesz ze mną rozmawiać. Czemu, do licha,
uważasz, że jest coś dziwnego w tym, że ci mężczyźni nie byli shinobi? Dlaczego
mieliby nimi być?
Odruchowo otworzyłem
usta, ale po chwili je zamknąłem. Dlaczego? No bo…
– A dlaczego niby
nie?
– A dlaczego tak? –
Licytował się ze mną. – Słuchaj, Naruto. Nie wiem, co powiedział ci Uchiha i
czy powiedział ci to przed czy po tym, jak poszliście do łóżka, ale dopóki się
tym ze mną nie podzielisz i nie okaże się to w jakiś sposób istotne, to nie
potrafię ci pomóc. Moim zdaniem nie ma powodów, by uważać, że koniecznie
musieli być ninja, nie mogli zwykłymi przemytnikami. Nie wierzę też w żadne
bajki, typu magiczne artefakty, które pozwalałyby im stawić czoła wyszkolonym
shinobi. Pamiętaj natomiast, że Uchiha nie jest godny zaufania. Równie dobrze
mógł powiedzieć ci to tylko po to, by odwrócić uwagę od tego, że nawalił.
– Yhm.
– Dlatego zastanów
się jeszcze, czy ta sprawa naprawdę wymaga zbadania, czy nie lepiej by było
odpuścić i wrócić to ważniejszych zajęć. Pamiętasz, że w przyszłym miesiącu
mamy gościć Kazekage? Przygotowanie wszystkiego zajmie trochę czasu.
– Pamiętam –
odburknąłem.
– To zajmij się tym z
łaski swojej, skoro nie możesz się skupić na papierach i ciągnie cię do
bardziej ekscytujących zajęć.
Zacisnąłem usta.
Zadzwoniłem, żeby go opieprzyć za samowolkę i sam zbierałem reprymendę. W
dodatku nie miałem jak się sprzeciwić, ponieważ informacje, które jeszcze udało
mi się uzyskać, mogłyby naprowadzić Shikamaru na zły trop. A raczej na dobry, a
tego przecież nie chciałem, prawda? Musiałem to najpierw sam spokojnie przetrawić.
Co jednak wcale nie
oznaczało, że zamierzałem odpuszczać.
– Jutro punkt ósma –
rzuciłem do słuchawki i rozłączyłem się, nie czekając na odpowiedź.
***
Łażenie w całkowitej
ciemności powoli zaczynało wchodzić mi w nawyk, co wcale nie znaczyło, że stało
się mniej straszne. Zwłaszcza teraz, kiedy niosłem ze sobą jednorazówkę, do
której pan Teuchi spakował mi ramen na wynos. Na pustej, ciemnej ulicy jedynym
źródłem hałasu był odgłos moich kroków i szelest foliowej torebki, ale to nie
wydawane dźwięki mnie niepokoiły.
Chodziło o zapach. O
aromat, który wydobywał się z plastikowego opakowania i unosił w powietrzu
wokół mnie. Wszędzie czułem ramen i obawiałem się, że nie ja jeden. A co, jeśli
duchy były głodne? Masakra Uchiha miała miejsce wiele lat temu. Od tamtej pory
nikt nie przebywał w tej dzielnicy, więc jedyne, czym mogło tu pachnieć, to
kurzem i… krwią. Deszcz wypłukał ją dawno temu, ale gdzie indziej miała się
podziać, jeśli nie spłynęła w głąb gleby?
Widziałem kiedyś taki
film, gdzie z krwi jednego gościa wyrastały krwawe drzewa i krzewy, które
ożywały w czasie pełni księżyca i pożerały ludzi, żywiąc się ich sokami. Dosłownie
piły z nich, jakby byli soczystymi owocami. Ten miąższ…
Pospiesznie
rozejrzałem się dookoła, ale dzisiejszego wieczoru księżyca nie było nigdzie
widać.
Ale ramen pachniał.
Smakowicie i tak intensywnie, że sam zaczynałem się ślinić. A przecież nie
byłem duchem ani krwawym drzewem, które nie jadło od setek lat… Stop,
kilkunastu lat, tak, tak.
Kiedy dotarłem do
domu Sasuke, naiwnie zapukałem do drzwi. Potem drugi i trzeci, ale żadnej
reakcji się nie doczekałem.
– Drań – bąknąłem,
chwytając za klamkę i wchodząc do środka.
Pierwsze, co mnie
uderzyło, to ciemność. Tego, co prawda, mogłem się domyślić, już patrząc w okna,
ale liczyłem na to, że chociaż w głębi domu palą się jakieś światła. Ale
oczywiście nie. Zimne mroczne dranie preferują równie zimne i mroczne
pomieszczenia.
Bo zimno, to była
druga rzecz, którą zauważyłem. A raczej – zauważyłem, że nie było ciepło.
Różnica temperatur między dworem a mieszkaniem była raczej niewielka,
wynikająca tylko z obecności ścian. Wiatr nie hulał i takie tam. Ale skoro
dupek tak bardzo lubił mróz, to czemu, do licha, jeszcze ich nie zburzył? Skoro
i tak nie kłopotał się z zamykaniem drzwi na zamek, to w czym problem?
– W tym, że go tu nie
ma – odpowiedziałem po cichu sam sobie.
Gdzieś wewnątrz
poczułem zawód. Myślałem, że jeszcze nie podjął decyzji. Wiedziałem, że w
każdej chwili może odejść, a jednak… no, jednak miałem nadzieję, że zanim to
zrobi, da mi szansę. Pozwoli się otoczyć ciepłem, pozwoli się uszczęśliwić i…
pokochać. Bo chciałem go kochać, bardzo chciałem. Nie tylko czuć, że darzę go
czymś mocniejszym i głębszym. Chciałem kochać go w taki sposób, by o tym
wiedział. Powiedzieć mu, delektować się brzmieniem tego słowa i mocą, jakie
daje.
– To koniec –
szepnąłem, odstawiając torbę tuż przy drzwiach i wchodząc w ciemność.
Jeden krok, drugi,
trzeci. Puściłem się biegiem i wpadłem do pokoju, który w ostatnim czasie robił
za sypialnię Sasuke, ale z wyjątkiem starego, skrzypiącego łóżka, nic w nim nie
było. Zniknął plecak, który jeszcze wczoraj zauważyłem pod ścianą, lustro,
które zakrył prześcieradłem, teraz stało odsłonięte w samym rogu.
Nie, nie, nie.
Dopadłem do łazienki, ale w niej też go nie zastałem. Z umywalki zniknęły
wszystkie kosmetyki, z szafek te, które należały niegdyś do jego ojca i matki
oraz wszystkie ręczniki. Czyżby Sasuke się w ten sposób… żegnał? Wyrzucił to,
co do nich należało, ostatecznie godząc się z tym, że już ich nie ma? Nie ma i nie będzie?
Z bijącym sercem
otworzyłem drzwi do pokoju, który podczas ostatniego zwiedzania zapamiętałem
jako sypialnię państwa Uchiha. Potem pokój Itachiego i na końcu stary pokój
Sasuke.
Wszystkie były
wysprzątane i bezosobowe. Przedmioty, które do tej pory kurzyły się na półkach
i sprawiały, że ten dom wyglądał na niegdyś zamieszkany, zniknęły. I choć gula
rosła mi w gardle na myśl, że Sasuke raz na zawsze zrobił porządek ze swoją
przeszłością, poniekąd czułem ulgę. To miejsca opuściła ta mroczna aura, która
do tej pory budziła mój niepokój. To tak, jakby przy okazji porządków Sasuke
otworzył wszystkie okna i raz na zawsze wykurzył z tego domu wszystkie
wspomnienia. Pozostało… nic. I jedyne, czego mi w tej nicości brakowało, to sam
Uchiha.
– Spóźniłeś się.
Drgnąłem, słysząc
głos za plecami.
– Sasuke!
– Tak mam na imię.
Uchiha stał w
ciemności, ze skrzyżowanymi rękoma.
Ulga, którą poczułem
była wręcz nie do opisania. Miałem ochotę rzucić mu się na szyję i wyściskać z
tej radości, ale naturalnie nie mogłem tego zrobić. Zamiast tego spytałem:
– Gdzieżeś był,
dupku?
– Przeniosłem się do
domu na końcu ulicy.
Po co?
– A z tym jest coś
nie w porządku?
Nie odpowiedział.
Machnął na mnie ręką i razem wyszliśmy na zewnątrz. Uchiha szedł przodem i nie
dał mi szansy, bym go dogonił. Korzystałem więc z okazji podziwiania jego
szerokich pleców, odzianych tylko w ten sam czarny golf, co poprzednio. Drań
chyba faktycznie lubował się w niskich temperaturach, bo nie pokusił się o
ubranie kurtki, podczas gdy mnie zaczynały powoli kostnieć palce u rąk.
Nowe lokum Uchihy
niewiele różniło się od poprzedniego. No, może z wyjątkiem tego, że było w nim
ciepło, odrobinę przytulniej i była to kawalerka, a nie dom dla czteroosobowej
rodziny. Przytulniej odnosiło się jednak
przede wszystkim do tego, że nie było w nim tyle pustej przestrzeni, a ściany
nie były w odcieniu ciemnego granatu, lecz ciemnej, zgniłej zieleni. Niektórzy
ludzie cierpieli na nietolerancję laktozy, a Uchiha najwyraźniej na jakąś nietolerancję
żywych barw, czy coś… Założę się, że w żadnym domu w tej dzielnicy nie gościły
na ścianach odcienie żółci, pomarańczowego, czy różu.
– Do kogo należał ten
dom? – spytałem, tak, jakby jakiekolwiek imię któregoś z nieżyjących członków
klanu Uchiha miało mi cokolwiek powiedzieć.
– Mieszkał tu Shisui.
Pokiwałem głową i
postawiłem reklamówkę z jedzeniem na niskim stole. Pochyliłem się nad torbą z
zamiarem zaciągnięcia się zapachem smakowitego ramen, ale… ku swojemu
rozczarowaniu nie poczułem nic. A kiedy wyjąłem opakowania, przekonałem się, że
danie było już nieco zimne.
– Zawsze lepiej tak,
niż w ogóle. – Skrzywiłem się.
Uchiha nie zajął
miejsca obok mnie. Stanął przy ścianie, jak zawsze chowając się w jej cieniu.
Nie powiem, ten jego nowy nawyk zaczynał mnie już powoli irytować.
– Możesz tu usiąść i
zjeść ze mną jak człowiek?
Podszedł i usiadł,
ale po wyciągnięte w jego stronę pudełko nie sięgnął. Wzruszyłem ramionami i
odstawiłem je na blat, a potem łapczywie zabrałem się za jedzenie swojej
porcji. Zimny ramen też nie był zły.
– Ten syn Sakury… –
odezwał się po chwili, przyglądając się, jak brudzę się bulionem, który aktualnie
ściekał mi po brodzie.
– Co z nim? –
spytałem po dłużej chwili, kiedy nie doczekałem się kontynuacji, napychając
sobie usta makaronem.
– Mieszka w domu
dziecka.
– Mhm.
– Dlaczego?
Zamarłem z pałeczkami
w połowie drogi do ust.
– Sakura nie żyje. No
nie mów, że przez ostatnie miesiące nie zauważyłeś jej nieobecności –
warknąłem. Sasuke zawsze był ignorantem, ale nie sądziłem, że aż do tego
stopnia nie przejmował się innymi. Zwłaszcza przyjaciółmi z drużyny. Jego
milczenie było aż zanadto wymowne. – Czyli nie zauważyłeś.
– To, czy zauważyłem,
czy nie, nie ma nic do rzeczy – odpowiedział zimno. – Sakura nie była pępkiem
świata.
– Była twoją
przyjaciółką!
– Upierdliwą
dziewuchą, której się wydawało, że wszystko jej wolno.
– Kochała cię! –
krzyknąłem.
Sasuke prychnął, a ja
odłożyłem pałeczki na bok, patrząc na niego wilkiem.
– Za co? Za ładną
buzię? Nigdy mnie nie rozumiała i nic o mnie nie wiedziała. Mimo to zdawało jej
się, że potrzebuję jej miłości i że jej uczucie wystarczy, by mnie zmienić.
Naiwnie wierzyła, że naprawi cały świat jednym cholernym pragnieniem,
pierdolonym marzeniem, którego nie dało się nawet logicznie wyjaśnić.
– Nie kocha się za
coś, Sasuke… Jeśli myślisz, że na tym polega miłość, to się mylisz.
– A więc dlaczego się
kocha, co? Dlaczego, Uzumaki?
Wzruszyłem ramionami.
Spojrzałem na swoją do połowy zjedzoną porcję, ale jakoś straciłem apetyt. Mój
żołądek może i wciąż był pusty, ale nie potrafiłem go już napełnić. Musiał
poczekać.
– Ty mi powiedz. – Spojrzałem Sasuke w oczy. – Za co kochałeś matkę, ojca?
Za co kochałeś Itachiego?
Drgnął. Myślałem, że
się zdenerwował i zaraz mi wpierdoli, ale nic nie zrobił. Nie odpowiedział, ale
nie spuścił ze mnie wzroku.
– Kochałbyś tak samo
brata, jak…
Nie dokończył. Choć
wcale nie musiał, bo doskonale zrozumiałem, do czego próbował nawiązać.
Wielokrotnie powtarzałem mu, że jest dla mnie jak brat. Raz po raz, bez końca.
Ale z bratem nie chodzi się do łóżka, prawda?
–
Nawet jeśli, to…
– Nie ma żadnego nawet jeśli – przerwał mi. – Powiedz mi,
Naruto.
– Dlaczego chciałbyś
to usłyszeć?
Sasuke wzruszył
ramionami. Uciekł wzrokiem w bok, a ja ponownie nie mogłem nic z niego
wyczytać. Nagle wydał mi się taki kruchy. Chciałem go dotknąć. Wystawiłem przed
siebie dłoń i zbliżyłem do jego policzka, ale zatrzymałem się, kiedy w jego
oczach pojawił się sharingan. Ostatnie ostrzeżenie, mówiły jego oczy. I choć
nigdy nie bałem się jego gróźb, to tym razem postanowiłem posłuchać. Niechętnie
cofnąłem dłoń.
– Co z tym synem
Sakury?
– Dzieciak ma na imię
Taichi – wyjaśniłem od niechcenia. – Po jej śmierci trafił do domu dziecka.
Ojciec nieznany, w ciążę zaszła w czasie misji. Nie za bardzo jest o czym
mówić.
– Nie obchodzi mnie
jego ojciec. Powiedz mi, dlaczego ty do niego chodzisz.
– To też żadna
historia. Często do nich wpadałem, zanim zginęła. Dosyć dobrze się znaliśmy,
tyle.
– Tak? – prychnął,
patrząc na mnie kpiąco. – Dlatego odwiedzasz go w ciele jakiegoś obcego faceta
i udajesz kogoś, kim nie jesteś? Wujek Noriaki, tak? Oszukujesz dzieciaka i
przy okazji samego siebie. To żałosne, zdajesz sobie z tego sprawę? Czemu to
robisz, Uzumaki?
Zacisnąłem szczękę i
spojrzałem na swoje dłonie, nie mogąc dłużej wytrzymać jego spojrzenia. Jeśli
już Uchiha się czymś zainteresuje, to prędzej czy później dokopie się do
prawdy. A jeżeli czegoś nie uda mu się dowiedzieć bądź nie zrozumie, to spyta o
to w taki sposób, by zabolało. Tak, jak zrobił to teraz.
Milczałem. A ta cisza
tak cholernie mnie przytłaczała, że nie potrafiłem nie otworzyć w końcu ust. A
kiedy to zrobiłem, zamknąłem je, niezdolny, by coś powiedzieć. Ale zaraz zrobiłem
to znowu. Znowu rozchyliłem wargi, tym razem obiecując sobie, że padnie z nich
jakieś wyjaśnienie. Bo Sasuke musiał je usłyszeć. Nie dlatego, że na nie
zasługiwał, bo jedyną rzeczą, na którą na pewno zasłużył, był porządny kop w
dupę. Tylko dlatego, że… No bo…
– Bo to z mojej winy
ona nie żyje, rozumiesz? – wydusiłem. – Zginęła na oczach moich i Taichiego. I
obaj wiedzieliśmy, że to ja popełniłem błąd. Zabrałem mu matkę, jedyną osobę,
którą w życiu miał, bo wziąłem na siebie za dużo, rozumiesz?! Bo wydawało mi
się, że skoro jestem pierdolonym Hokage, to mogę wszystko i choć na strategii
znam się równie dobrze, co na modzie, to poprowadzę akcję lepiej niż ona!
Kurwa, inteligencją biła mnie na głowę! A ja co? Zaufaj mi, Sakurka! I widziałem, jak to zaufanie gasło w jej oczach,
kiedy jej ciało bezwładnie osunęło się po ścianie. I tę radość życia, która
zniknęła w jednej chwili z oczu Taichiego. I obaj wiedzieliśmy, że to ja
zawiniłem, że to moja wina. I że ja…
– On tak nie uważa.
– Co? – Zamrugałem
zaskoczony, spoglądając na Uchihę. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, że
byłem bliski płaczu. W oczach miałem łzy, które przysłoniły mi widoczność.
– On tak nie uważa –
powtórzył ze spokojem.
– Skąd ty to, kurwa,
możesz wiedzieć? – warknąłem, zaciskając powieki i próbując się uspokoić. – Nic
nie wiesz, do cholery!
– Wiem więcej, niż ci
się wydaje.
Usłyszałem szelest
papieru, więc otworzyłem oczy. Sasuke wyciągnął w moją stronę dłoń, w której
trzymał nieco wygniecioną kopertę. Chwyciłem ją drżącą ręką i spojrzałem
nieprzytomnie w jego oczy.
– Obwiniasz się o
coś, co nie było twoją winą, młocie.
– Skąd ty to możesz
wiedzieć? – wycedziłem przez zęby, nieświadomie zgniatając kopertę. Wkurzał
mnie ten dupek i jego przekonanie, że wszystko wie lepiej, nawet wtedy, kiedy
nie wie zupełnie nic.
Nie wiedział niczego
o bagnie, w które ją wplątałem, a co gorsze – ja sam wiedziałem o nim niewiele.
Pamiętałem doskonale dziwne okoliczności tej misji. Pełno było takich faktów,
których nie rozumiałem. Tylko czy w takim przypadku to wciąż były fakty? Może
domysły, może tylko moja wyobraźnia. Od tego wydarzenia nie minęło wcale tak
wiele czasu, a ja pamiętałem to wszystko jak przez mgłę.
Uchiha patrzył na
mnie uważnie.
– Całe to zdarzenie
nie jest opatrzone jakąś tajemnicą, wierz mi. To był zwykły… wypadek przy
pracy.
Nie wytrzymałem i w
jednej chwili doskoczyłem do niego, powalając go na ziemię. Sasuke spojrzał na
mnie wytrzeszczonymi w szoku oczyma, a kiedy zdał sobie sprawę z tego, w jakim
znajduje się położeniu, wierzgnął nogami i zaczął płyciej oddychać. Zacisnął
mocno ręce na mojej dłoni, którą trzymałem go za gardło. Dopiero kiedy pobladł,
zdałem sobie sprawę z tego, co robię i odskoczyłem od niego jak oparzony.
Boże, czy ja go przed
chwilą przydusiłem? Wystarczyłaby… chwila, bym zabił kolejną z bliskich mi
osób? Co ja mówię, najbliższą!
Uchiha rozmasował
gardło i dopiero wtedy dostrzegłem, że nie było na nim żadnych śladów.
Spojrzałem na swoją dłoń. Nie zrobiłem mu krzywdy. A skoro nie na to zareagował
w ten sposób, to znaczy, że…
Sasuke gwałtownie
wycofał się pod ścianę, przylegając do niej całymi plecami.
– Nie chciałem,
przepraszam – wyjąkałem, przybliżając się do niego na kolanach.
– Odsuń się ode mnie!
– wrzasnął i poczłapał w prawo, w kierunku najbliższych drzwi.
– Sasuke, proszę…
– Nie zbliżaj się!
Podniosłem się z
kolan i skoczyłem w jego stronę, uniemożliwiając mu ucieczkę. Był rozdygotany i
nie stanowiło dla mnie żadnego problemu, bym zamknął go w uścisku.
– Sasuke… – Wplątałem
dłoń w jego włosy, ale zaczął się wyrywać, więc musiałem ją uwolnić, by
unieruchomić mu ręce. – Sasuke, kocham cię – szepnąłem w okolice jego barku.
Drgnął, a potem znów
zaczął się wyrywać.
– Kocham cię,
słyszysz? – Chwyciłem jego twarz w dłonie i spojrzałem mu w oczy. – Kocham cię.
Czy to nie jest to wyznanie, które kilka minut temu próbowałeś na mnie wymusić?
Jego oddech zaczął
zwalniać. Przejechałem dłonią po jego policzku, a potem rozchyliłem usta,
spomiędzy których wydobywał się gorący oddech. Oblizałem nerwowo wargi, nie
będąc pewnym, czy powinienem, to zrobić. Czy powinienem go pocałować.
– Zrób to –
wyszeptał, przymykając oczy.
To był pierwszy raz,
kiedy czytał mi w myślach od powrotu z tamtej misji. Ale nie to się w tej
chwili liczyło. Z tego zdałem sobie sprawę dopiero później. W tym momencie
liczył się tylko on i jego gorące ciało.
Pocałowałem go. Tak
po prostu. To nie było żadne muśnięcie warg. Nie wpiłem się w nie też, jakbyśmy
się od wieków nie widzieli. To był dopiero nasz trzeci pocałunek, a więc wciąż
całkiem nowe doświadczenie. Tym razem jednak nie tylko ja byłem chętny je
pogłębić i nauczyć czegoś nowego. Sasuke całował mnie równie chętnie. Jego
dłonie przeniosły się na mój kark, by po chwili wpleść we włosy.
Przysunąłem go bliżej
siebie, czując, że jest co najmniej tak samo twardy, jak ja. Westchnął, kiedy
przesunąłem dłonią po wybrzuszeniu w jego spodniach.
– Sypialnia.
Spojrzałem mu w oczy,
a kiedy dojrzałem w nich czyste pożądanie, skinąłem głową. To był ten dzień, ta
chwila, w której wszystko miało się zmienić. Czułem, że wreszcie był gotów,
żeby – jak sam to określił – to z siebie zmyć.
Dźwignięcie się na
nogi, okazało się znacznie trudniejsze, niż sądziłem. Chaotycznie dotarliśmy do
tych drzwi, do których Sasuke próbował doczłapać na kolanach i wpadliśmy do
niewielkiego pokoiku z ciasnym, twardym łóżkiem. Co w pomieszczeniu było poza
nim? Nie miałem pojęcia.
Wiedziałem natomiast, jak smakuje pot Sasuke, jak szczupła jest jego szyja i jak blada jest skóra.
Jak twarde są mięśnie na jego brzuchu i jak wrażliwe jest to miejsce za uchem,
do którego dotarłem językiem. Śliniłem wszystko, co stanęło na mojej drodze.
Jak zmyć, to zmyć. Mój język wyczyniał takie rzeczy, o jakie go nigdy wcześniej
nie podejrzewałem. Dłonie pozbywały się ubrań bez mojej najmniejszej
ingerencji, a Sasuke cicho sapał, kiedy pieściłem jego ciało.
Nie powiedział już
nic. Kiedy pozbyłem się jego bielizny, bez słowa podał mi tubkę z żelem i patrzył,
jak wylewam ją na palce. Rozchylił zachęcająco uda i opadł na poduszki,
odchylając głowę do tyłu.
– Patrz na mnie –
rozkazałem, a on, co zadziwiające, posłuchał.
Patrzyliśmy sobie w
oczy, kiedy wsuwałem w niego pierwszy palec, patrzyliśmy także przy drugim i
trzecim. Syknął, kiedy zacząłem nimi poruszać, ale nie wycofał się.
Hipnotyzowałem go spojrzeniem, bojąc się, że jeśli odwróci wzrok, to wszystko
się skończy. Wróci ten koszmar, a on wyrwie się i w przypływie paniki ucieknie.
– Rozluźnij się –
szepnąłem, czując stanowczo zbyt wielki opór.
Jednak moja prośba
niewiele dała. Sasuke może i próbował, ale wciąż był spięty do granic
możliwości, co wcale nie mogło być przyjemne. Mogłem nieco go pobudzić, pieszcząc jego penisa, ale chciałem to zrobić w inny sposób. Po krótkim
namyśle wysunąłem jeden palec, a pozostałymi dwoma próbowałem odnaleźć ten
wrażliwy punkt, którego stymulacja potrafiła odebrać rozum. Jeżeli miałem go
ja, musiał mieć i on.
– Tutaj – westchnął
przeciągle, zasłaniając twarz dłonią.
Pozwoliłem mu na to,
obiecując sobie, że kiedy już zacznie się właściwa zabawa, to nie odpuszczę i
zmuszę go do tego, by patrzył mi w oczy.
Pieprzyłem go dwoma
palcami coraz śmielej i mocniej, delektując się reakcją jego ciała. Sasuke
wygiął się w łuk i mocniej rozchylił nogi, a spomiędzy jego warg wydobywały się
stłumione westchnienia. Miałem nadzieję, że może sam zacznie poruszać biodrami
i nadziewać się na moje palce, ale oddał się całkowicie w moje ręce.
– Zerżnij mnie już –
wychrypiał, odsuwając dłoń od twarzy i patrząc mi w oczy.
– Nie mam zamiaru cię
rżnąć, tylko się z tobą kochać.
Wysunąłem ostrożnie
palce, ponownie sięgnąłem po żel i rozprowadziłem po swoim twardym członku.
Dopiero teraz, pod wpływem tego dotyku, zdałem sobie sprawę z tego, jak bardzo
sam byłem rozpalony. Miałem ochotę posuwać dłonią po fiucie coraz mocniej i
szybciej. A jeszcze większą frajdą byłoby wbić się w to gorące ciało leżące
teraz pode mną i pieprzyć do utraty tchu...
Tego jednak zrobić
nie mogłem.
Spokojnie, Uzumaki,
tylko spokojnie. Żeby zrobić to tak, jak należy, musiałem odłożyć swoje
pragnienia na dalszy plan. To Sasuke liczył się w tym momencie najbardziej. To
on, nie ja.
– Ufasz mi? –
Spojrzał na mnie z niezrozumieniem, po czym skinął ledwie zauważalnie głową.
Kiedy jednak chwyciłem go za biodra i zarzuciłem sobie jego nogi na ramiona,
zasłonił sobie oczy wierzchem dłoni. – Skoro tak, to patrz na mnie.
Przerażało mnie to,
jak kruche wydawało mi się teraz jego ciało. I chociaż wiedziałem, że
przesadzam, że traktuję go jak panienkę, którą nie chciał być, to czułem, że
tak trzeba. Że zanim faktycznie wyobracam go z pełną mocą, muszę się z nim
obchodzić, jak z jajkiem. Ostatnim razem udawał twardziela, ale drżał w moich
ramionach jak osika. Gdybym go wtedy posłuchał, gdybym zrobił to, o co mnie
prosił, wyrządziłbym mu tylko jeszcze większą krzywdę.
Musiałem o tym
pamiętać.
Wiedziony intuicją i
swoimi własnymi doświadczeniami, postanowiłem wsunąć się w niego tylko do
połowy. I choć moje ciało błagało, bym wbił się jak najgłębiej, wyjątkowo to
rozum miał przewagę. Żeby stymulować ten wrażliwy punkt w jego ciele, który
dawał z seksu najwięcej przyjemności, musiałem wykonywać raczej płytkie ruchy,
a nie próbować przedrzeć się do jelita.
Zabrałem dłoń z jego
twarzy, splotłem nasze palce. Pochyliłem się nad nim i poruszałem, początkowo
powoli, próbując wychwycić, pod jakim kątem powinienem wchodzić.
Sasuke jęknął.
– Nie baw się ze mną
– szepnął, chwytając mnie za kark i wpijając się w moje wargi.
Tym razem nie był to
grzeczny pocałunek. Lizaliśmy się zawzięcie, co jakiś czas natrafiając językami
na zęby, albo przygryzając wargi.
Kiedy przyspieszyłem
ruchy bioder, nie byliśmy zdolni już nawet do tego. Sasuke jęczał, za każdym
razem, kiedy trafiałem w to miejsce, a ja dyszałem mu do ucha, starając się nie
stracić nad sobą panowania.
Samokontrola,
Uzumaki. Zerżnij go, to będziesz tego potem żałował.
–
Kocham cię – wysapałem, próbując dodać sobie sił. – Kocham…
– Mhm – wymruczał
Sasuke.
Zanim jego ciałem
zawładnął orgazm, wygiął się łuk, dając mi dostęp do swojej smukłej szyi.
Przejeżdżając po niej językiem, czułem jego przyspieszony puls. Wykonałem
jeszcze kilka pchnięć i wysunąłem się z niego, nie przejmując się tym, że sam
nie osiągnąłem spełnienia.
Opadłem na poduszki
obok, przyglądając się temu, jak szybko unosi się i opada jego klatka
piersiowa. Zamknąłem oczy, próbując uspokoić oddech, ale zanim zdążyłem się
choćby odrobinę rozluźnić i zapomnieć o własnym, wciąż twardym i sterczącym
problemie, poczułem dłoń zaciskającą się na moim penisie.
– Nawet mnie nie
wkurwiaj – warknął Sasuke, przeczesując dłonią włosy i siadając okrakiem na
moich biodrach. – Mówiłem ci, żebyś się ze mną nie cackał. Nie jestem, kurwa, z
porcelany.
Zanim zdążyłem coś
powiedzieć, nabił się na mnie powoli, odchylając głowę do tyłu.
Cholera. Może miał
rację? Skupiłem się na tym, by dać mu maksimum przyjemności, a w ogóle nie
zauważyłem, jak bardzo byłem spięty i zupełnie zignorowałem swoje potrzeby.
Kiedy już poczułem
się rozluźniony, nie trzeba mi było wiele. Sasuke poruszał się w swoim rytmie,
a ja tylko przytrzymywałem go za biodra. Zamknąłem oczy, całą swoją uwagę
skupiając na gorącym, ciasnym wnętrzu, które gościło mnie z ochotą. Kilka
głębszych, mocniejszych ruchów i było po wszystkim.
Sasuke położył się
obok, wlepiając spojrzenie w sufit. Kusiło mnie, żeby spytać, jak było. Nie,
żebym wątpił w swoje możliwości, bo choć był to dopiero mój pierwszy raz, czułem
się naprawdę niezłym kochankiem, ale w tej sytuacji…
–
Jak…
– Nie pytaj o to –
odparł szorstko, podkładając sobie dłonie pod głowę.
– Ale nie bądź taki!
Zdradź mi chociaż, czy… – odburknąłem.
– Nie o tym
powinniśmy teraz mówić – przerwał mi, patrząc na mnie zimno. Gdzie się podział ten
rozpalony do czerwoności Sasuke sprzed chwili? – Nie skończyliśmy naszej
poprzedniej rozmowy, bo ci nerwy puściły.
– I co? Chcesz, żeby
puściły mi raz jeszcze? – Łypnąłem na niego kątem oka. – Temat zamknięty.
– Co zrobiłeś z
kopertą, którą ci dałem?
Sasuke podniósł się
do siadu i rozejrzał po pomieszczeniu. Kiedy nie dostrzegł jej nigdzie na
podłodze ani pościeli, na której leżeliśmy, wstał i wyszedł z pokoju.
Zamrugałem
zaskoczony, dostrzegając ślady po cięciach na jego ciele. Byłem tak zaaferowany
seksem, że nawet nie zwróciłem na nie uwagi. Wiedziałem, że gdzieś tam były, że
pokrywały całe jego ciało, bo było jeszcze zbyt wcześnie, by zdążyły się
zagoić, ale moje oczy w ogóle ich nie dostrzegały.
Podniosłem się z
łóżka i podreptałem za Uchihą, krzywiąc się, kiedy moje stopy spotkały się z
zimną podłogą.
Koperta leżała na
stole obok niedokończonego posiłku. Sasuke chwycił ją i chciał zawrócić, ale
kiedy spostrzegł, że jestem tuż za nim, usiadł na pierwszym z brzegu krześle i
podał mi ją raz jeszcze.
– Najpierw
przeczytaj, potem rzucaj się na mnie z pięściami.
Nic nie szkodzi, ważne, że rozdział jest.
OdpowiedzUsuńTaki delikatny i subtelny ten nowy szablon, podoba mi się.
I jest to na co czekałam - temat Sakury i Taichiego. Nic dziwnego, że Naruto odwiedzał go jako inna osoba skoro tak czuje się winny, że nie mógł jej uratować.I nie sądziłam, że Sasuke wiedział o tych wizytach ale nic nie powiedział choć z drugiej strony może to po prostu nie było ważne dla niego. Rozumiem złość Naruto na końcu ale wcześniej jak się dowiedział, że Sakura nie żyje dopiero teraz...Wściekanie się na niego w tej sytuacji to jak wściekanie się na Sasuke, że jest nieczułym draniem - nigdy nie był z nią aż tak związany(na początku troszczył się o nią bo była członkiem jego drużyny a potem tylko irytującą dziewczynka z przeszłości) by się nią zainteresować po powrocie do wioski. Jestem bardzo ciekawa co jest w tej kopercie i jak dalej potoczy się sprawa z tymi ninja.
Pozdrawiam, weny i wolnego czasu życzę!
Pozdrawiam , Mei
Cieszę się, że Ci się podoba. Mnie nawet też :-)
UsuńA może Sasuke wie więcej, niż się Naruto wydaje? Nigdzie nie powiedział, że nie wiedział o śmierci Sakury, po prostu nie odpowiadał ani nie zaprzeczał domysłom Uzumakiego. A może jednak nie wiedział? Chyba jako autorka powinnam coś o tym wiedzieć, ale w związku z tym, że weszłam do głowy Naruto, Sasuke robi w tej historii trochę co mu się podoba, a ja nie zawsze wiem, dlaczego i co nim kieruje. Niemniej nie byłabym taka pewna, że to, co wydaje się Naruto, zawsze jest prawdą ;-)
Właśnie sobie uświadomiłam, że nie wiem, kiedy będzie kolejny rozdział, bo dla odmiany za dwa tygodnie mam urlop i wyjeżdżam :D. Będzie więcej czasu, ale nie na to, co trzeba ;-)
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam!
Pozwól, że najpierw zacznę od wyglądu bloga. Szablon śliczny, jak poprzedni <3 Prosty, nieco wyblakłe kolorki. Musze przyznać, że całość przykuwa wzrok :) Już na samym wstępie ryłam ze śmiechu XD. Oj Naruciak nie potrafi być poważny! Nawet opieprzanie Shikamaru mu nie wychodzi. Nara coś nie przejął się bulwersem Hokage. Rozumiem go doskonale, jak przed Tsunade potrafiłabym się korzyć, tak Uzumakiego miałabym wiadomo gdzie hehe. Co do ich rozmowy, sądzę, że każdy z nich ma poniekąd rację. Choć Naruto to panikarz, przynajmniej zaangażował się w te sprawę. Jak na Kage przystało!
OdpowiedzUsuńNie sądziłam, że w taki sposób uśmiercisz Sakurę! Najbardziej szkoda mi dzieciaka - stracił matkę, nie zna ojca. Sasuke i tym razem miał rację, Naruto niepotrzebnie siebie obwiniał o śmierć przyjaciółki. Ten moment był przykry, zwłaszcza jak próbowałam go sobie wyobrazić z dokładnością. Powiem Ci, że nie wpadłam na powód, dlaczego nasz Hokage się przebierał przy Taichim i udawał kogoś kim nie jest :)
Ach i te moje ulubione sceny zostawiłaś na sam koniec <3 Ich stosunki zawsze opisujesz w taki sposób, że nie potrafię oderwać wzroku od ekranu! Igraszki i różnorakie figo fago nigdy mi się nie znudzi u Ciebie w opowiadaniu :D
Końcówka jak zwykle tajemnicza. Mam nadzieję, że nie będziemy musieli długo czekać na dalszy rozwój wydarzeń. Weekend zawalony pracą, skąd ja to znam... Nie ma nic gorszego. Obyś szybciutko znalazła wolny czas na pisanie!
Pozdrawiam i weny życzę <3
Teraz wszystko jest takie jasne, jeśli chodzi o zachowanie Naruto względem Taichiego ;)
OdpowiedzUsuńŻal mi Sakury - wiem, że nie jesteś jej fanką, ale ja no cóż, lubię ją. xD
Scena seksu była naprawdę przyjemnie napisana i już w ogóle mi nie przeszkadza, że to yaoi. :D Lecę dalej! :3
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńrozdział jest wspaniały, no i już wiemy ciut wiecej o Sakurze i Tachim... skąd Sasuke wie czy jednak wiedział gdzie i do kogo Naruto zawsze sie wybiera i tylko czekał na moment, aż sam Naruto mu powie... czy po prostu z rozmowy kiedy wprowadził w genjutsu...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza