10 lutego 2019

09. Rodzina… to w niej tkwi problem, prawda?

Witam!
Trochę więcej niż dwa tygodnie minęło od ostatniego rozdziału, wiem. Niemniej prawda jest taka, że zwyczajnie nie chciało mi się niczego wrzucać w związku z żenującym wręcz zainteresowaniem tą historią. Zaledwie dwie osoby zechciały podzielić się ze mną swoją opinią dotyczącą ostatniego rozdziału, a połowa jego wyświetleń jest moja, więc no...
Niemniej mamy rozdział. Dedykowany jedynym komentującym, a więc MeiGemi Ni i Nekokits.
Zapraszam do czytania i zachęcam do komentowania!
___________________________________________________________________

Dzwoniący budzik wydawał mi się jeszcze bardziej irytujący niż zwykle. Oczy same mi się zamykały, pościel była tak przyjemnie ciepła i miękka, a poza nią było… jakoś zimno.
Wyciągnąłem dłoń, próbując na chybił trafił wyłączyć to dzwoniące ustrojstwo, ale zamiast zmacać półkę przy łóżku, moja dłoń natrafiła na coś włochatego, czego z całą pewnością nie powinno tam być. Drugą rzeczą, na którą zwróciłem uwagę, była temperatura w pokoju – stanowczo zbyt niska, jak na moje mieszkanie. Dodając dwa do dwóch, bez wyściubiania nosa spod kołdry, doszedłem do wniosku, że jestem u Sasuke.
Wciąż jednak nie potrafiłem dojść, czym było to szorstkie włochate coś, na które trafiłem ręką. Westchnąłem, wyobrażając sobie, że wplatam palce w bujną czuprynę drania, bo to on leży głową na… szafce? Bo w moim mieszkaniu, w tamtym miejscu stałaby właśnie szafka. Przeciąga się i mruczy pod wpływem mojego dotyku, a potem pochyla się nade mną i…
– Co robisz, młocie?
Drgnąłem. Najpierw to, a potem gwałtownie cofnąłem rękę i wyjrzałem spod kołdry. Sasuke leżał obok mnie i krzywił się, bo potargałem mu włosy.
– O boże, boże!
Wyskoczyłem spod kołdry i szybko tego pożałowałem, bo w pokoju panowało przeszywające zimno. Skoczyłem z powrotem na pościel, zakrywając się szczelnie.
– Nie uwierzysz, co mi się śniło! – wykrzyknąłem, klaszcząc w dłonie. – Że jak się zbudziłem, to ciebie nie było, a potem siedziałem do późna i przyszedł Shikamaru i…
– To ci się nie śniło – odpowiedział zrezygnowany, wstając z łóżka.
Kiedy kładliśmy się spać, był nagi, a teraz ubrany był w czarny golf z długim rękawem i tego samego koloru dresowe spodnie. Szybko spojrzałem na siebie i zdałem sobie sprawę, że sam śpię w ciuchach, w dodatku wczorajszych.
– Zbieraj się, obiecałeś przyjść na ósmą.
Posłusznie zebrałem się z posłania i bezmyślnie poszedłem za nim, wciąż opleciony kołdrą.
– Co tu się wyprawia? Sasuke?
Drań nie odpowiedział. Zaszedł do kuchni, wyjął dwa kubki (oba czarne i mroczne), wstawił wodę w czajniku (również czarnym), wyminął mnie i skierował się do łazienki.
– Sasuke! – wrzasnąłem, idąc wciąż za nim. – To jakieś genjustu, tak?
– I tak, i nie – powiedział od niechcenia, z szafki nad drzwiami wyjmując ręcznik i rzucając mi nim w twarz. Jak to się stało, że kiedy ostatnio szukałem czegoś do wytarcia, nie przyszło mi do głowy, by do niej zajrzeć? – Słaby refleks, matole. Weź prysznic, zrobię kawy.
I tak po prostu wyszedł, zamykając drzwi. A ja stałem ze wciąż otwartą gębą, zupełnie nic z tego nie rozumiejąc. Łazienka nie wyglądała już tak, jak wczoraj. Nie potrafiłem wskazać, na czym polegała różnica, ale wiedziałem, że coś się zmieniło. Tylko co?
Rozebrałem się mechanicznie i umieściłem swoje skostniałe członki w wannie z gorącą wodą. Chciałem się zrelaksować, bardzo, ale głową wręcz pękała mi od pytań, więc czym prędzej się umyłem, ubrałem i poleciałem do kuchni.
Sasuke nie przygotował żadnego śniadania ani nic. Bo niby z czego? Lodówka od wczoraj była pusta. Zrobił za to sobie i mnie kawę, usiadł przy stole i popijał w ciszy, wpatrując się w przeciwległą ścianę. Kiedy wszedłem, zerknął na mnie kątem oka i wrócił do poprzedniego zajęcia.
– Słowo daję, że nie pamiętam, kiedy po raz ostatni tak bardzo czegoś nie rozumiałem.
– Nigdy nie grzeszyłeś inteligencją – odparł ze spokojem, po czym upił kolejny łyk.
– Wstałem, nie było ani ciebie, ani twoich rzeczy. Cały dzień harowałem jak wół, wieczorem wpadł Shikamaru z flaszką, potem miałem jakiś dziwny sen, wróciłem do domu i zbudziłem się u ciebie. Obok ciebie!
– Czyżby to ostatnie martwiło cię najbardziej, młocie?
– Wczoraj mi uciekłeś. Myślałem, że… ­– Nie dokończyłem. Zacisnąłem pięści, patrząc na niego ze zmarszczonymi brwiami, ale on zdawał się w ogóle nie zwracać na mnie uwagi. Cud, że odpowiadał. Wyciągnąłem przed siebie rękę, chcąc go złapać i zmusić do tego, by na mnie spojrzał, ale cofnął się z krzesłem pod samą ścianę.
– No więc? Wyjaśnisz mi to w końcu?
– Co mam ci wyjaśnić?
– Wszystko. Kurwa, wszystko.
Odwrócił wzrok, a potem prychnął.
I tyle.
Przyglądałem mu się uważnie jeszcze przez chwile, po czym straciłem cierpliwość. Wstałem i poszedłem do przedpokoju, szukając butów. Nie, to nie, kurwa. Ja nie będę tego dupka błagał, żeby raczył mi cokolwiek wyjaśnić. Sam to rozgryzę.
Narzuciłem kurtkę na ramiona, ale zanim podszedłem do drzwi, Uchiha złapał mnie mocno za ramię.
– Zaczekaj.
– Na co? Przecież nie zamierzasz mi niczego tłumaczyć.
– I tak po prostu wyjdziesz? – spytał, wciąż mocno trzymając mnie za ramię.
– Do czego pijesz, dupku? – warknąłem, odwracając się.
Sasuke stał na wyciągnięcie ręki i patrzył na mnie nieco nieobecnym wzrokiem. Naprawdę ciężko było rozgryźć, o czym myśli.
– Cały dzień… – zaczął cicho, cofając się w ciemny kąt pomieszczenia. – Przez cały dzień byłeś tak skupiony na szukaniu jakiejś wskazówki, która pomogłaby ci… ich odnaleźć, że nawet nie zauważyłeś, że cię obserwowałem.
– No i co?
– Słyszałem, o czym rozmawiałeś z Narą.
– O… – wydukałem, czując, że się czerwienię. – Wszystko?
– Wszystko. Łącznie z tym, o czym rozmawiałeś ze mną, kiedy złapałem cię w genjutsu.
Zamilkłem. Jak to, kiedy? Wstałem rano, jego nie było, bo się wyprowadził, cały dzień minął mi dziwnie, a już zwłaszcza jego koniec, obudziłem się następnego i okazało się, że nie dość, że nie spałem w swoim łóżku, do którego pamiętam (chyba), że dotarłem, to jeszcze Uchiha spał obok, bo wcale nie zniknął, tylko testował na mnie swoje techniki iluzji.
– Nie, to się nie dzieje. – Złapałem się za głowę, wszedłem z powrotem do kuchni i opadłem na krzesło. – Zwariowałem, tak. Przecież, kurwa, to sensu pozbawione jest! Albo znowu mi się coś śni. Ej, Sasuke, uszczypnij mnie, okej?
Uchiha wszedł za mną do pomieszczenia i oparł się o ścianę.
– Nigdy nie byłeś dobry w genjutsu. Prawdopodobnie nie zauważyłbyś go nawet gdybym ci o nim powiedział.
– Chyba bym pamiętał, że patrzyłem ci w oczy, nie? Jestem Hokage, dattebayo!
– I patrzyłeś – stwierdził Sasuke i po chwili namysłu usiadł przy stole naprzeciw mnie. – Wyglądałeś przez okno, pamiętasz?
Czy pamiętałem? Spróbowałem sobie odtworzyć przebieg wczorajszego wieczoru kawałek po kawałku, ale w pewnym momencie zaczęły się problemy. Dziwne, bo przecież nie byłem specjalnie pijany.
– Powiedzmy, że coś tam kojarzę, no i co z tego?
– Sharingan nie wymaga bezpośredniego kontaktu wzrokowego. Działa przez lustrzane odbicia, a także… szyby.
Kurde, czułem, że powinienem to sobie rozpisać. Po trzech godzinach snu byłem lekko nieprzytomny i raczej ciężko mi się myślało. Już czułem, że nie będzie ze mnie dzisiaj żadnego pożytku.
– Czyli ja w ogóle nie rozmawiałem z Shikamaru?
– Rozmawiałeś.
Rozmawiałem?
– Ej, a mógłbyś tak od początku?
Sasuke przez chwilę wyglądał na zrezygnowanego. Szybko się jednak opanował i wrócił do swojego zwyczajowego, obojętnego wyrazu twarzy. Coś ścisnęło mnie mocno w piersi, kiedy uświadomiłem sobie, że to wcale nie była już jego taka zwyczajowa mina. Od paru miesięcy się już nawet uśmiechał! Złośliwie, chamsko albo w inny niepochlebny sposób, ale wciąż był to uśmiech. I miał to swoje wyjątkowo czarne poczucie humoru, ale miał.
A teraz naprzeciwko mnie siedział ten Sasuke, którego nie chciałem pamiętać. Ten, który zabił Orochimaru, zabił Itachiego, a potem poprzysiągł zemstę na wiosce i niemal ją zrealizował. Przeszkodził mu w tym Madara z groźbą zniszczenia świata, a jak wiadomo, zemsta nie miałby sensu, gdyby całe życie i tak przestało lada moment istnieć. Zemsta musi być słodka i okrutna, to przecież jego własne słowa.
Zamrugałem gwałtownie, kiedy zdałem sobie sprawę z tego, że coś do mnie mówił.
– Rozmawiałeś z Narą na mój temat. Urwaliście w takim momencie, że postanowiłem skorzystać z okazji i ją kontynuować. Cała filozofia.
– Po co to zrobiłeś?
Nie odpowiedział. Przyglądał mi się oczami bez wyrazu, a ja nie potrafiłem nic wyczytać z jego twarzy. Dopóki nie mrugnął, wyglądał jak figura woskowa. Tak realistycznie, tak ludzko, a jednak tak… nieżywo.
– Po co to zrobiłeś? – Powtórzyłem.
– Zawsze uważałeś się za mojego przyjaciela. Twierdziłeś, że wiesz o mnie wszystko, że rozumiesz. – Urwał, przerywając na moment kontakt wzrokowy. Szybko jednak się pozbierał i ponownie hardo spojrzał mi w oczy. – Tylko czy faktycznie tak jest?
– Oczywiście – odpowiedziałem z pewnością, której wcale nie miałem. – Chciałeś sobie ze mnie trochę poszydzić, kiedy wpadłem w panikę i marnowałem czas na studiowanie map i opisów ukształtowania terenu, tak, dupku? – Skrzyżowałem ręce na piersi i opadłem na oparcie.
– Nie. Musiałem się upewnić, czy podejmuję słuszną decyzję.
Decyzję?
– Jaką decyzję?
Jedno krótkie spojrzenie w jego oczy i już wiedziałem. Byłem w końcu jego przyjacielem tyle lat. Wiedziałem o nim wszystko i rozumiałem, tak? Tak.
Serce zaczęło mocniej walić mi w piersi.
Zemsta.
Z jak zemsta.
Chciałem otworzyć usta i powiedzieć mu, co o tym wszystkim myślę. O tym, że nienawiść rodzi nienawiść, że zemsta rodzi zemstę i że jeśli teraz nie odpuści, to nigdy się nie skończy. To błędne koło, droga, która do niczego nie prowadzi, to…
Ale wtem uzmysłowiłem sobie, że wbrew temu, co sam zawsze mówiłem, wcale nie byłem lepszy. Bo na co poświęciłem swoje ostatnie dni, ostatnie godziny? Na szukaniu tych ludzi, na próbie odkrycia ich tożsamości i… i co dalej? Co, kiedy już ich znajdę? Spokojna rozmowa, uczciwy proces… tak do sobie wyobrażałem? Że wymierzę im sprawiedliwość, wyciągnąwszy najpierw na światło dzienne wszystkie ich brudy i przewinienia? Że wszyscy mnie poprą, zrozumieją i problemu nie będzie? Nie, bo Uchiha naturalnie niczego oficjalnie nie zezna. Nie opowie, jak to było i nie da mi powodów, bym mógł ich za coś naprawdę ukarać. Czy w takiej sytuacji potrafiłbym tak po prostu puścić ich wolno?
Wiedziałem, że nie. Wiedziałem, że zrobiłbym wszystko, żeby odpowiedzieli za to, co zrobili.
Wcale nie byłem tak dobrym człowiekiem, jak o sobie myślałem. Jak myśleli o mnie mieszkańcy Konohy. Bo wciąż, pomimo tego, jak bardzo pragnąłem być ponadto wszystko, wciąż byłem tylko… człowiekiem. W dodatku zakochanym.
– I do jakich doszedłeś wniosków?
Ponownie zamilkł. Miałem ochotę wstać i porządnie nim potrząsnąć. Ile jeszcze razy w czasie tej rozmowy będę musiał powtarzać kilkakrotnie swoje pytania, żeby uzyskać odpowiedzi? A o takiej, która faktycznie pomogłaby mi zrozumieć sytuację, już nawet nie śmiałem marzyć.
– Więc? – Ponagliłem go. – Mów dalej.
– Nie wiem – oznajmił.
Przysunąłem się do stołu, wyciągnąłem przed siebie rękę i przejechałem nią po jego policzku. Sasuke nie spuszczał ze mnie oczu, uważnie śledząc każdy mój ruch. Dotknąłem jego ust, rozchyliłem je, a potem zjechałem na szyję. A przynajmniej tę część, której nie zasłaniał czarny golf. Powędrowałem z powrotem do góry, by przejechać dłonią po miejscu za uchem i wplotłem we włosy. Dopiero na to zareagował, spinając się odruchowo.
A co jeśli nic z tego nie będzie?
W gardle urosła mi gula. Przez chwilę miałem przed oczami tego Uchihę, którego ktoś bardzo, bardzo skrzywdził. Tego, który krzyczał na nagraniu i płakał, kiedy było już po wszystkim.
Co oni mu zrobili? Nie potrafiłem uwierzyć, że zwykły gwałt doprowadziłby do czegoś takiego. Nie, żeby gwałt, to było znowu takie nic, ale Sasuke niejedno w swoim krótkim życiu przeżył i jeśli coś miałoby go złamać, to na pewno nie to, niezależnie od tego, jak bardzo okrutne i krzywdzące było to dla niego doświadczenie. Gwałt był w stanie zniszczyć życie wielu ludziom, ale nie Sasuke, który był jeszcze do niedawna w stanie poświęcić dużo więcej, niż tylko własne ciało, dla osiągnięcia swoich celów.
Nie, jednak nie wiedziałem o nim wszystkiego i być może nigdy go tak naprawdę go nie rozumiałem.
Spojrzałem na kubek z zimną już kawą, a następnie na zegarek, według którego już byłem spóźniony.
– Porozmawiamy jeszcze wieczorem, okej? – Zaproponowałem, wstając z miejsca. – Ale weź ogrzewanie włącz, czy coś, bo tu się wysiedzieć nawet w kurtce nie da. Kupię jakieś żarcie, czy coś.
Sasuke skinął i odprowadził mnie do drzwi.
– Byle nie ramen. – Skrzywił się.
– Jak chcesz, w takim razie kupię tylko dla siebie. Do zobaczenia!

***

Kiedy wpadłem go siedziby, czekała mnie miła, lub nie, niespodzianka. Spóźniłem się ponad dwadzieścia minut, ale Shikamaru jeszcze nie było, więc ominął mnie wykład o punktualności i o tym, że Hokage powinien być wzorem dla innych i takie tam ble, ble.
Czekał za to na mnie ktoś inny. Pod gabinetem, na krześle siedział skulony Kazuo i wpatrywał się w czubki swoich butów. Słowo daję, ten dzieciak był zawstydzony i przestraszony nawet wtedy, kiedy nikogo innego wokół nie było. Czego się bał?
– Dzień dobry! – Przywitałem się, podchodząc do chłopaka i uśmiechając przyjaźnie.
Dzieciak zerwał się z miejsca i ukłonił, nie wydając przy tym ani dźwięku.
– Do mnie? – spytałem niezbyt inteligentnie, gestem zapraszając go do środka. Kiedy zamknęły się drzwi, podszedłem do biurka zawalonego obecnie już niemal wszystkim. – Posłuchasz rady od Hokage? Nigdy nie zostawaj Hokage. To się tylko wydaje takie fajne, a tak naprawdę to kupa papierkowej roboty, a walczyć pozwalają ci dopiero wtedy, kiedy jakiś świr napadanie na wioskę i nikt nie może go powstrzymać. Przekichane. – Puściłem do niego oczko, ale on tylko skinął głową, najwyraźniej zupełnie nie łapiąc dowcipu.
To smutne, jego poczucie humoru było jeszcze gorsze niż Uchihy! O ile w ogóle je miałNiestety nic nie mogłem na to poradzić. Odchrząknąłem.
– Więc… rozumiem, że masz do mnie jakąś sprawę? Śmiało, wal.
Dzieciak się nie odezwał. Milczał jak zaklęty, odkąd spotkałem go na korytarzu i nic nie wskazywało na to, żeby miało się to w najbliższym czasie zmienić. Siedział też jak zawsze, skulony i wycofany, nie mając śmiałości, by podnieść na mnie wzrok. Spoglądał ukradkiem, spod przydługiej grzywki. Trwało to jednak na tyle krótko, że nie zdołałem nic wyczytać z jego oczu.
Och! Po co ja się w ogóle łudziłem, że byłbym w stanie! Sakura powiedziała kiedyś, że z moją spostrzegawczością jest gorzej, niż z wiedzą wyniesioną z Akademii, więc po prostu nauczyłem się czytać znanych mi ludzi. A Kazuo z całą pewnością do nich nie należał.
– Może chciałeś mi coś powiedzieć? – Zachęciłem go, kiedy akurat łypnął w moim kierunku.
Tym razem nie opuścił wzroku. Spod rzęs i grzywki, spoglądał na mnie jednym okiem.
Miałem déjà vu. Ostatnim razem też prześwietlał mnie w ten sposób.
– A wiesz, na czym polega jeszcze rola Hokage? Czuwać nad mieszkańcami tej wioski. Być dla wszystkich ojcem, matką, ciotką i wujkiem. Być wsparciem, być… oparciem. Dbać o nich wszystkich, bo przecież w Konoha wszyscy jesteśmy jak rodzina, prawda?
Kazuo drgnął, co nie umknęło mojej uwadze. Zamilkłem, zastanawiając się, które słowo wzbudziło w nim taką reakcję. Biorąc pod uwagę, że zareagował w ten sposób dopiero pod sam koniec wypowiedzi, to…
– Rodzina – powtórzyłem, przyglądając mu się bacznie.
Chłopiec niemal zapadł się na krześle, na którym siedział.
– Rodzina… to w niej tkwi problem, prawda?
Nie odpowiedział. W jednej chwili siedział skulony tak, jak poprzednio, w następnej błyskawicznie zerwał się z miejsca i wybiegł z pokoju.
– Zaczekaj! – krzyknąłem, ale na nic się to zdało. Chłopca już nie było. – Czemu zawsze wszystko musi sprowadzać się do rodziny… – mruknąłem, wstając z miejsca i zamykając drzwi.
Cóż, dowiedziałem się przynajmniej czegoś więcej. Szkoda, że w taki sposób.
Niemniej strategia była dobra. Może powinienem zastosować ją na Sasuke i też rzucać mu w twarz przypadkowymi hasłami, patrząc uważnie, jak zareaguje. Zacząłbym od słówek takich jak: klan, Itachi, Konoha, a skończył na: tortury, gwałt, Uzumaki Naruto. I patrzyłbym, jak zmieniają się jego oczy. Kiedy mi przywali, a kiedy wyjdzie. Zawsze to już byłoby coś i resztę mógłbym sobie w sumie dopowiedzieć. Bo na szczerą rozmowę chyba nie miałem co liczyć.
Postanowiłem zrobić sobie kawy i jeszcze trochę się poobijać przed zjawieniem się Shikamaru. To straszne, że swoich podwładnych postrzegałem czasem raczej jako przełożonych, ale co poradzić. Gdyby nie Nara, obijałbym się bite dwadzieścia cztery godziny na dobę i robił tylko to, co absolutnie konieczne. Zawsze marzyłem o zostaniu Hokage i wciąż czerpałem wielką satysfakcję z tego, co robiłem, ale liczba głupot, która znajdowała się na liście moich obowiązków, była astronomiczna.
Kawa na pewno nie była tak dobra, jak ta, którą zrobił mi Sasuke. Wprawdzie nie wiem, bo jej nie próbowałem, ale drań zawsze robił dobrą kawę. Dwa razy został u mnie na noc i dwa razy przygotował rano śniadanie, więc jako takie pojęcie na ten temat miałem.
Wyobrażałem sobie oczywiście, że Uchiha przywdzieje moją koszulę, która wcale a wcale nie zasłoniłaby jego bladego tyłka, więc ze sceny rodem z komedii romantycznych nici, ale nieważne, wciąż wyglądałby w niej nieźle. A więc ubrany w moją koszulę (której nie miałem, a jak miałem, to nie nosiłem), koniecznie rozpiętą pod szyją, przyniósłby mi śniadanie do łóżka, na tacy, której też nie miałem. Kawa w dzbaneczku i dwie filiżanki (dzbanka nie miałem i filiżanek też, potłukły się), a do tego coś niewyszukanego, ale smacznego i sycącego. Usiadłby na rogu, tuż obok mnie i najlepiej jeszcze mnie karmił. Winogronami, o których wcześniej nie wspomniałem, ale takie sceny zawsze wyglądały dosyć profesjonalnie i ciekawie.
Oplułem się, wyobrażając sobie, jak Sasuke karmi mnie winogronami. Musiałby być chory, przyćpany i złapany w jakieś silne genjutsu. Najpewniej w takie, w jakie sam złapał mnie zeszłego wieczoru. Zrobiło mi się gorąco, kiedy uświadomiłem sobie, jak bezczelnie się mną zabawił. Najpierw drań podsłuchiwał, a potem śmiał się jeszcze podszyć pod Shikamaru i wyciągnąć ze mnie, że go koch…
Wszystkie papiery wokół zostały oplute kawą.
– Kurwa! Co za…
Zanim zdążyłem skończyć, rozległo się pukanie, a chwilę później do środka zajrzała drobna kobieta. Ta, która wczoraj obsłużyła mnie w przerażającym schowku mapami.
– Witam – rzekła uprzejmie, darując sobie ukłony, za co byłem jej wdzięczny. – Pan Nara wysłał wiadomość, że dziś niestety nie stawi się w pracy.
– Nie ma problemu, poradzę sobie. – Machnąłem ręką. Kac nie zna litości. A już za parę miesięcy nie będzie mógł sobie na nawet to pozwolić. – Czy coś jeszcze?
Kobieta spojrzała na mnie z niezrozumieniem. Podeszła do mnie niepewnie, wręczając kilka kopert.
– Przyszło wczoraj wieczorem, kazał to panu przekazać.
Podziękowałem skinieniem głowy, a kiedy wyszła, otworzyłem pierwszą i wyjąłem kilka zdjęć.
Fotografie przedstawiały lekko pogniłe już ciała, ułożone w nienaturalnych pozach na trawie. Nie musiałem się na tym znać, by stwierdzić, że z całą pewnością wydobyto je z wody. Trzech, martwych mężczyzn. Nic nie wskazywało na to, by zginęli w walce lub w jakiś inny, nienaturalny sposób. Na pozostałościach ich ubrań i odsłoniętym ciele znajdowało się kilka zadrapań, ale ani śladu głębszych ran.
Na drugim zdjęciu te same zwłoki uwieczniono pod innym kątem. Jeden z mężczyzn miał paskudną ranę głowy, prawdopodobnie powstałą wskutek uderzenia w skałę. Krew została dokładnie zmyta przez wodę, ale mniej więcej byłem w stanie wyobrazić sobie, jak to wcześniej wyglądało.
Trzecie zdjęcie przedstawiało mały arsenał broni, jaką posługiwali się shinobi. Kuferek po brzegi wypełniony senbonami, kilka specjalistycznych kunaiów i parę fiolek z truciznami. A więc nielegalny handel bronią.
Serce zabiło mi mocniej, kiedy zacząłem się domyślać, co mam właśnie przed oczami.
Powróciłem do pierwszej fotografii, przyglądając się twarzom trzech mężczyzn, a raczej temu, co z nich pozostało. Tak wyglądali oprawcy Sasuke? Spróbowałem odtworzyć z pamięci głos każdego z nich i przypisać odpowiedniemu denatowi, ale nie potrafiłem tego zrobić. Bydlaka, który zrobił mu ten znak na pośladku, dopasowałem od razu, ale dwaj pozostali w ogóle mi tam nie pasowali. To zadziwiające, że pomimo bycia takimi skurwielami, wciąż potrafili wyglądać jak zwykli ludzie. Tacy zwyrodnialcy powinni mieć wypisane swoje winy na twarzach, żeby nikt nigdy nie nabrał się na ich przebranie.
– Ha! Dobra robota. – Napawałem się widokiem pokiereszowanych i częściowo skonsumowanych przez ryby i inne glony ciał, w duchu ciesząc się jak cholera. – Ale był dla was miłosierny, wy bydlaki! Gdybyście wpadli w moje ręce, dużo gorzej bym was urządził.
Kiedy skończyłem przeglądać zdjęcia, z uśmiechem na twarzy sięgnąłem po drugą kopertę i wyciągnąłem z niej raport, zawierający dokładny opis znaleziska. Przeczytałem go dokładnie, obiecując sobie, że przy najbliższej okazji opieprzę porządnie Shikamaru za to, że działał za moimi plecami. Sam, cholera jasna, chciałem kogoś tam wysłać, żeby zbadał sprawę! Wysyłanie kogoś do znalezienia jaskini było przegięciem, ale zwłok? Czemu nie.
W ostatniej kopercie znajdował się raport o stanie zwłok, sporządzony na miejscu przez medyka. Nie był to dokładny opis, ponieważ w warunkach polowych bez specjalistycznego sprzętu uzyskanie informacji było nieco utrudnione, ale opisał w nim wszystko, czego mógł się dowiedzieć.
Przyczyną śmierci jednego z mężczyzn było uderzenie głową w skałę, co sam już zdołałem wywnioskować po przyjrzeniu się zdjęciom, ale tego, że pozostali dwaj zginęli w wyniku utonięcia, to się szczerze mówiąc, nie spodziewałem. Owszem, Sasuke napisał w raporcie, że mężczyźni zginęli w niefortunnych okolicznościach, wpadając do wodospadu wraz z całym towarem, ale nie myślałem, że to może być prawda. Teraz kiedy zdałem sobie sprawę z tego, że to oni odpowiadali za wyrządzenie mu krzywdy, byłem niemal pewien, że w odwecie co najmniej pokroił ich na kawałki, przypalił Amaterasu i dopiero utopił.
– Może był wykończony? – Zadałem sobie to pytanie, próbując jakoś to sobie ułożyć w głowie. I nagle w oczy rzuciła mi się jeszcze jedna rzecz. – O, boże.
Wstałem gwałtownie, wrzuciłem wszystkie istotne dokumenty do szuflady, a potem z raportem w ręku wyleciałem z gabinetu i starając się iść wolno, a nie biec, wyszedłem z budynku.
Szpital mieścił się zaledwie kawałek dalej. Wszedłem do środka, przeszedłem pierwszym korytarzem i skręciłem na schody prowadzące do piwnicy. Tam nie mogłem już poruszać się tak swobodnie. Zadzwoniłem do solidnych metalowych drzwi i czekałem.
– Pan Hokage. – W drzwiach pojawiła się młoda smukła blondynka w okularach. Z tego, co kojarzyłem, dawna uczennica Sakury. Nie potrafiłem jednak przypomnieć sobie imienia.
– Potrzebuję informacji na temat tych mężczyzn znalezionych na granicy z Ame.
– Och, to już? Pan Nara nie wspominał, że to sprawa priorytetowa.
Zrobiło mi się nieco głupio. Pomimo sojuszu z innymi krajami i niewielką ilością śmiertelnie niebezpiecznych misji, trupów nie brakowało. Nukeninów wciąż było od groma, co jakiś czas ktoś ginął w niewyjaśnionych okolicznościach i trafiał na stół w tym przybytku. A ja przyszedłem, żeby im powiedzieć, że mają rzucić to wszystko i w pierwszej kolejności obejrzeć ciała trzech topielców. Byłem beznadziejnym Hokage!
– Bo to nie jest sprawa priorytetowa – odparłem. – Mam zaledwie kilka pytań.
– W takim razie proszę za mną. – Uchyliła drzwi i ruszyła korytarzem, a ja kilka kroków za nią.
Nie lubiłem tu przychodzić. W samym szpitalu śmierdziało mi śmiercią, a tutaj to już w ogóle było nie do wytrzymania. Wszędzie unosił się zapach formaliny, od którego kręciło mi się w głowie. Nigdy nie zrozumiem, jak ci wszyscy medycy dają radę wytrzymać w takim miejscu. Pełno zwłok, ten okropny, drażniący zapach i… duchy.
Rozejrzałem się nerwowo po ciemnym korytarzu, postanawiając, że w najbliższym czasie zwiększę fundusze na zaopatrzenie szpitala i postaram się o lepsze żarówki na korytarzach. Półmrok nie mógł sprzyjać pracy w takim miejscu, bo zamiast grzebać truposzowi w nosie, można było przypadkiem wsadzić mu ten no… skalpel w oko.
Nawet nie wspominając o porażeniu, jakiego musieli doświadczać ci ludzie, kiedy wychodzili z tej nory na słońce.
Ciekawe, czy Sasuke też miał z tym problem, kiedy po paru latach wypełzł z tych oślizgłych jaskiń Orochimaru.
– To tutaj.
Skinąłem głową i wszedłem za kobietą do pomieszczenia. Jeśli wcześniej zdawało mi się, że śmierdzi, to teraz wręcz nie dało się oddychać. Łzy naleciały mi do oczu, a poza tym miałem ochotę zakaszleć, ale Hokage raczej nie wypadało się mazać, więc dzielnie trzymałem się na nogach, starając się nie dać po sobie poznać, że coś jest nie tak.
Jak ten Uchiha to robi? Jak jest w stanie powstrzymywać emocje i typowo ludzkie odruchy w sytuacji takiej jak ta? Stanie jak posąg wydawało mi się niemożliwym do osiągnięcia.
– Przepraszam za zapach, ale zwłoki są już w zaawansowanym stanie rozkładu. Mogę zaoferować maseczkę?
– Nie, dziękuję.
Odmówiłem? Czy ja właśnie odmówiłem? Kiedy zdałem sobie z tego sprawę, miałem ochotę uderzyć się w łeb. Tak porządnie, bo najwyraźniej informacje przekazane z mózgu do układu mowy zdążyły się gdzieś po drodze poważnie zdeformować.
Kobieta łypnęła na mnie dziwnie, po czym wzruszyła ramionami i sama przywdziała maseczkę.
O boże, jaki ja byłem głupi!
Podszedłem bliżej, starając się ignorować odór, który zabijał chyba właśnie moje ostatnie szare komórki i rozejrzałem się po pomieszczeniu.
W filmach ciała zawsze leżą na metalowych stołach i kiedy ktoś wchodzi do pomieszczenia, po prostu zrywa z nich prześcieradło (koniecznie białe) i sobie w nim, e, grzebie. A jak nie na stołach, to w takich śmiesznych szufladach, które zajmują większą część pomieszczenia.
W tym pokoju zwłoki przechowywano w ogromnym basenie, który stał pod przeciwległą ścianą. Kiedy byłem tu po raz pierwszy, przeraziła mnie myśl, że te trupy pływają tam sobie w najlepsze i żeby móc je zbadać, trzeba było najpierw wyciągnąć je z tego basenu. Najpierw wyobraziłem sobie, jak te biedne kobiety (bo w większości pracowały tu właśnie kobiety), muszą własnoręcznie wyciągać te zwłoki i jakie są po tym mokre i umorusane formaliną. Potem uznałem, że to nieprawdopodobne, bo rzucanie ludzkimi szczątkami jak workami kartofli raczej nie wchodziło w grę. A już na pewno fałszowało wyniki kolejnych badań, bo takiemu truposzowi można było bez problemu coś uszkodzić lub urwać.
Kolejna wizja, którą miałem, dotyczyła ogromnych szczypiec zawieszonych nad basenem. To by wyjaśniało, skąd wziął się pomysł na te wszystkie automaty z zabawkami do łapania, które tak bardzo uwielbiały dzieciaki. Jeśli któryś okazał się dobry, posiadał naturalne predyspozycje do zostania medycznym ninja i pracy w prosektorium pod szpitalem.
A potem uznałem, że chyba nie chcę wiedzieć, w jaki sposób wyławiają te ciała i wychodziłem, kiedy to robili. Tym razem jednak nie miałem dokąd uciec. Patrzyłem, jak kobieta podchodzi do ogromnego basenu i… składa dłonie do pieczęci, by w następnej chwili zwłoki wynurzyły się, uniesione przez roztwór formaliny, który delikatnie ułożył je na stole.
Dobra, nagle wizja, że ktoś mógłby dźwigać te ciała sam, wydała mi się zupełnie idiotyczna.
– Czego chciałby się pan dowiedzieć?
Zmusiłem się do tego, by podejść bliżej. Kobieta wyciągnęła jednego z tych dwóch mężczyzn, którzy na zdjęciach w ogóle nie wyglądali na zwyrodnialców. Ten trzeci miał w sobie coś takiego, że nie wzbudzał zaufania.
– Czy oni byli shinobi? – Nie znalazłem tego w żadnym dostarczonym raporcie.
Kobieta pochyliła się nad stołem i przyłożyła dwa palce do klatki piersiowej truposza. Chwilę trwała w tej pozycji, po czym pokręciła głową.
– Ten z całą pewnością nie.
– A ten taki… – Zawiesiłem się. Co miałem powiedzieć? Ten, co wygląda jak bydlak? – No… a pozostali?
– Zaraz to sprawdzimy.
Dwa kolejne ciała poszybowały przez pokój i wylądowały na stołach, medyczka wykonała dwa kolejne badania i dwa kolejne razy pokręciła głową.
– Naprawdę żaden z nich?!
– Czy… to takie ważne? Grupa, która ich tu dostarczyła, wspomniała, że to zwykli przemytnicy.
– A, tak tak. – Potwierdziłem, uśmiechając się sztucznie. Formalina naprawdę wyżarła mi mózg. – Niemniej pojawiły się podejrzenia, że mogą być kimś więcej, stąd to wszystko. Kiedy będzie wiadomo coś więcej, proszę się ze mną skontaktować.
– To wszystko, o co chciał pan zapytać?
– Prawdę mówiąc… – zacząłem, kręcąc się w miejscu. – To delikatna sprawa, ale jest coś jeszcze.
– Słucham. – Blondynka uśmiechnęła się do mnie zachęcająco.
Zacząłem mówić. A kiedy skończyłem, skinęła głową i bez słowa wykonała wszystko, o co ją poprosiłem.

7 komentarzy:

  1. Ale mi niespodziankę sprawiłaś tym rozdziałem! Powinnam się w tym momencie szykować do pracy, ale za bardzo mnie korciło, żeby jeszcze dziś go przeczytać! Jak zwykle mnie nie zawiodłaś, a wręcz przeciwnie. Pochłonęłam notkę szybciutko, i mi się smutno zrobiło kiedy dotarłam do końca. ZWŁASZCZA, ŻE SKOŃCZYŁAŚ GO W TAK TAJEMNICZY SPOSÓB! Teraz to nie będziesz miała wyboru i choćby się paliło, czy coś innego działu dziesiąty rozdział musi się ukazać!

    Zazdroszczę Ci stylu pisania. Czytając każdą notkę mam wrażenie, że piszesz z taką lekkością, że kładziesz paluszki na klawiaturze i one same działają, wiedząc co robić. Plus Ci to wychodzi.

    Naruto w genjutsu Sasuke? No tego to już w ogóle się nie spodziewałam :D Nie tylko Uzumaki się zastanawiał, w którym momencie Uchiha dał radę rzucić technikę XD Dopiero kiedy Sasuke mu powiedział trzepnęłam się w czoło i powiedziałam sama do siebie: " ŻE też o tym nie pomyślałam". Słodziutko, iż nasze gołąbeczki ponownie spędziły wspólną noc <3 Czemu mnie nie dziwi, że Naruto był zalany w cztery dupy? XD Uchiha coś w sobie ukrywa, i nie mogę się doczekać, kiedy nam to wyjawi!

    Oj Naruto Naruto, tylko ty potrafisz być takim Hokage, przed którym nawet dzieci uciekają XD. Musze przyznać, owa scena była zabawna i rozluźniła atmosferę. Przydala się, zwłaszcza, że moment z Uchihą i Uzumakim był naprawdę w niektórych miejscach smutny :(

    Zdziwiłam się, kiedy pracownica szpitala powiedziała, iż topielce nie są ninja. Naprawdę, byłam tak samo pewna jak Uzumaki! (TROCHĘ MNIE TO PRZERAŻA ŻE MAM PODOBNE MYŚLENIE DO NIEGO XD). "To delikatna sprawa, ale jest coś jeszcze." - oj ja już chce się dowiedzieć, CO JEST JESZCZE!

    Dziękuję bardzo za dedykację! Nie spodziewałam się tego, aż mi cieplutko na serduszku ^^. Nie załamuj się dziewczyno! Zobaczysz, że w końcu będziesz miała więcej wyświetleń i komentarzy. Twoje opowiadanie jest jednym z tych, za którym naprawdę będę tęsknić jeśli go porzucisz. Jest świetnie, nie dość że się czyta przyjemnie, to do tego fabuła jest mega oryginalna. Pamiętaj, że na pewno są jeszcze inni czytelnicy, którzy poprą moje zdanie!

    Pozdrawiam i czekam <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaaaaaa! <3 <3 <3

      Chyba zacznę Ci dedykować każdy rozdział, taki komentarz wspaniały! W pracy czytałam i mi się japa cieszyła. Wątpię, by ktokolwiek uwierzył, że robiłam akurat coś ważnego :D

      Mam już podzielone chyba wszystkie rozdziały z tzw. pierwszej części tej historii i powiem szczerze, że choć chciałam, by wszystkie były mniej więcej podobnej długości, to nie dało się. Nie, ponieważ było właśnie kilka takich momentów, w których po prostu MUSIAŁAM przerwać i niektóre są dłuższe, a inne krótsze. Wredna ja :D

      Rozdział 10 będzie! Masz już to jak w banku! <3

      Dziękuję <3. Osobiście jestem z tego opowiadania zadowolona i podoba mi się jego styl, choć kiedy je czytam, nie mogę czasem uwierzyć, że ja to wymyśliłam i te zdania faktycznie są moje. Patrzę na niektóre fragmenty i mam wrażenie, że drugiego takiego już bym stworzyć nie potrafiła. Zazwyczaj patrzę bardzo krytycznie na swoją twórczość, ale w tym opowiadaniu faktycznie zdarzają się takie momenty, z których jestem potwornie dumna i nie mogę się nadziwić, że potrafiłam to napisać z taką - jak to określiłaś - lekkością. Praktycznie cały tekst powstał w ramach NaNoWriMo 2016 i 2017, czyli w całkowitym biegu i pośpiechu (pamiętam te chwile, kiedy odliczałam do północy, bo miałam za mało słów, a czas gonił). Nie miałam chwili na zastanowienie, na poprawianie jednego zdania tysiąc razy i kto wie, może coś w tym jest? Tylko fabuła mocno na tym cierpiała, bo nie miałam czasu przemyśleć, do czego zmierzam, a już musiałam pisać. 98% historii, to spontan :D

      A wyjawi? :D No nie byłabym tego taka pewna. Naruto zalany? Nigdy xD Przecież to poważny Hokage jest, gotowy w każdej chwili bronić wioski przed napastnikami. Może to i dobrze, że jeszcze nikt na nią nie napadł? :D

      Ej, ale jak masz podobne myślenie do niego, to masz też do mnie, ja to wymyśliłam i mnie też to momentami przerażało xD

      Z tym opowiadaniem to jest o tyle dobrze, że nie muszę go pisać (bo przerwy między rozdziałami mogłyby i pół roku trwać), tylko poprawić i gotowe. Z tym poprawianiem oczywiście czasem bywa średnio, bo mam kilka takich fragmentów, kiedy logika wyjeżdża na urlop i to się kupy kompletnie nie trzyma, i trzeba to naprostować, ale całe szczęście większość jest ok i nie trzeba nam tym ślęczeć całych tygodni.
      Tylko gdzie są ci czytelnicy, skoro nikt tego nawet nie wyświetla? xD

      Dobra, nie marudzę już. Cieszę się przeogromnie z tak długiego i pięknego komentarza! Aż mi się zachciało poprawiać kolejny rozdział, serio :D. To jest właśnie to, co chciałabym dostawać za każdym razem od czytelników. Wiatr w żagle i w ogóle, pisać się chce <3

      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam!

      Usuń
  2. Dziękuję za dedykację, zawsze będę czekać na rozdział i je komentować(uwielbiam Twój styl pisania i sposób w jaki oddajesz świat z perspektywy Naruto).
    Nigdy bym się nie spodziewała tego genjutsu od Uchihy a czytając początek rozdziału byłam tak zdezorientowana...choć z drugiej strony to logiczne posunięcie ze strony Sasuke(żeby mieć choć częściową kontrolę a przynajmniej wiedzę nad sytuacją bo wie, że jak Naruto do czegoś dąży to się nie podda i to osiągnie choćby to było prawie niemożliwe - ale przecież wraz z przyjaciółmi udało mu się uratować świat, prawda?).
    Scena z Kozuo była tutaj niczym taki jasny promyczek, lekka i zabawna. Jeśli Naruto chce mu pomóc to chyba powinien zobaczyć jak ma w domu bo rzeczywiści tu rodzina może być przyczyną czemu próbuje on wyrażać siebie tylko przez takie barwne raporty...
    Fragment w kostnicy był wspaniały, najbardziej mi się podobały wizje Naruto(co do tych szczypiec to może nawet mieć rację).
    Jestem bardzo ciekawa jak się to posunie, życzę weny i wolnego czasu!
    Pozdrawiam, Mei

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że posunięcie Sasuke wydaje Ci się logiczne, biorąc pod uwagę, że kiedy to pisałam, nie miałam sama pojęcia o co mi właściwie chodzi i dlaczego tak :D. To mnie przekonuje, że czasem tworzymy coś podświadomie, choć właściwie z początku nie mamy pojęcia, do czego właściwie dążymy. W tej historii jest kilka takich fragmentów. Będę z przyjemnością obserwować, czy i one wydadzą Ci się sensowne, czy jednak moja podświadomość czasem się myli ;-).
      Naruto często ma jakieś ciekawe wizje, jednak częściej okazują się one czystą fantazją niż prawdą. Jakoś nie wyobrażam sobie, żeby faktycznie w prosektorium wyciągali ciała szczypcami, komedia :D.
      Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam!

      Usuń
  3. Hej,
    wybacz mi, ale brak dostępu do internetu po prostu sprawił, że miałam mały przestój w czytaniu i dopiero teraz go nadrabiam, mówiłam, że poprzednie otrzymają kilka słów i to dotrzymam, ale teraz postaeam się nadrobić te ostatnie trzy rozdziały aby być na bieżąco już..
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że poprzednie rozdziały przypadną Ci do gustu :-). Dzisiaj miał być kolejny, ale oczywiście przez moje lenistwo i to, że ostatnie tygodnie zaczynają mieć dla mnie sześć, a nie pięć dni roboczych, rozdziału nie poprawiłam i go dziś nie będzie. Może uda mi się go wrzucić w tygodniu, może dopiero w weekend, zobaczymy.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Hejka,
    wspaniale, czyli genjutsu jednak... no właśnie co to za Hokage jak jest obserwowany, a nic nie wie na ten temat... och Shikamaru postarał się naprawdę... czarne kubki, czarny czajnik, to od razu pomyślałam czarna lodówka ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń