Zapraszam :-)
____________________________________________________________
Do siedziby Hokage
wpadłem stanowczo za późno. Miałem nadzieję, że uda mi się jakoś przemknąć i
pozostać niezauważonym przez Shikamaru, ale niestety czekał na mnie przy
drzwiach. Ten to, cholera, miał wyczucie. To albo tkwił w tym miejscu od rana,
nie chcąc przegapić mojego przyjścia do pracy.
– Czy we wczorajszych
podarkach nie było przypadkiem jakiegoś zegarka?
– Sorry, naprawdę –
odburknąłem, wymijając go w drzwiach i dopadając do biurka. Zajrzałem do
szuflady, ale płyta na szczęście wciąż tam była. – Wypadło mi… coś ważnego.
– Naruto, jest
czternasta.
– No wiem, wiem.
Machnąłem ręką,
przerzucając papiery leżące na wierzchu, a on westchnął.
– Czego szukasz?
– Niczego ważnego –
oznajmiłem, wyciągając raport z ostatniej misji Sasuke. Już nawet nie musiałem
czytać pierwszej strony, by wiedzieć, że to ten. Wpadł mi w oko, jak obraz, na
który patrzy się dzień w dzień. No i jeszcze te malowniczo pozaginane rogi… –
Sporo roboty jest?
– Wszystkie drużyny,
z którymi miałeś spotkać się rano i oddelegować na misje, już dawno wyruszyły,
jeśli o to pytasz.
– Fajnie. To mam
prośbę, mógłbyś… albo wiesz co? Sam to zrobię. – Machnąłem ręką, pochylając się
nad raportem.
Shikamaru patrzył na
mnie jeszcze przez jakąś chwilę, odpowiedział Fajnie, na moje fajnie i
wyszedł, pozostawiając mnie samego.
A ja opadłem na
fotel, jak przebita piłka i siedziałem tak, co najmniej kwadrans, próbując
zebrać myśli. Bo było ich sporo, a ja nawet z niewielką ilością miałem często
problemy. Człowiek nabiera doświadczenia z wiekiem i próbuje sprostać co rusz
nowym wyzwaniom.
Co ja, kurwa, miałem
teraz robić? Od czego zacząć?
– Najlepiej od
początku – szepnąłem, sięgając po raport i czystą kartkę.
Czytając, miałem już
wrażenie, że znam to na pamięć. Poniekąd tak właśnie było, co kilka razy udało
mi się wyprzedzić tekst i powiedzieć go z pamięci. Ale, ale, to przecież nie
było moja wina, a Uchihy.
Przemytnicy sobie
poszli, więc postanowił zaczekać w jaskini, której nie było, tak? A potem
wrócili, rozegrała się walka i w idiotyczny sposób pozwolił na to, by cały
towar i ciała uległy zniszczeniu. Chyba że…
Wstałem gwałtownie z
miejsca, zdając sobie sprawę z tego, że jestem kretynem. Idiotą jakich mało, bo
spędziłem kilka dni na poszukiwaniu jaskini, ale ani chwili nie poświęciłem na
odnalezienie rzekomego wodospadu albo chociaż jakiejś rzeki, jeziora,
czegokolwiek! Przecież tam woda, cholera
jasna, miała jakaś być!
Wyszedłem z gabinetu
i przebiegłem przez korytarz, aż wpadłem do pomieszczenia, w którym trzymane
były mapy. Rozpoznałem po napisie na drzwiach, bo, prawdę mówiąc, nigdy
wcześniej tutaj nie byłem. Zawsze Nara przynosił mi to, czego potrzebowałem i
jakoś nie było okazji, bym poznał bliżej swoją pracę bez pomocy asystenta.
A teraz, teraz…
– Jasna cholera.
Teraz byłem
zwyczajnie pod wrażeniem, że istniała osoba, która była w stanie połapać się w
tym burdelu. Pomieszczenie miało kilkanaście metrów długości i na całej
szerokości wisiały półki po brzegi wypełnione mapami i innymi papierzyskami.
Niektóre z nich wyglądały, jakby się miały rozpaść pod wpływem choćby
dotknięcia. A już zwłaszcza wtedy, kiedy miało się delikatność porównywalną do
nosorożca.
Drzwi za moimi
plecami otworzyły się i do pomieszczenia wkroczyła drobna kobieta.
– Och, pan Hokage,
czy mogę w czymś panu pomóc?
Zamrugałem
zaskoczony, a potem… e.
– Szukam… mapy –
wypaliłem, rozglądając się dookoła. – Trochę… ich jest. – Zauważyłem
inteligentnie, uśmiechając się do niej szeroko.
– Owszem, niemało. Jakiego
obszaru ma być to mapa? – spytała, podchodząc do niewielkiego biurka w rogu,
którego początkowo nie zauważyłem. Pochyliła się nad spisem, czekając na moją
odpowiedź.
– Granica pomiędzy
Krajem Ognia, a Ame.
– Jak bardzo
szczegółowa?
– Bardzo albo… jakaś
ogólna i coś w mniejszej? Albo większej skali… No takie, żeby dało się
prześledzić dokładnie całą trasę.
– Mhm.
Chwilę szukała czegoś
w grubej księdze, po czym przeszła się pomiędzy półkami i w ciągu pięciu minut
namierzyła trzy z czterech map. Dobrze, im bardziej szczegółowe były, tym
lepiej. Na takiej w dużym pomniejszeniu łatwo było przegapić jeziorko czy dwa.
– Dziękuję. Miłego
dnia życzę. – Ukłoniłem się z szerokim uśmiechem i wymaszerowałem z
pomieszczenia.
Nieszczęśliwie na
korytarzu musiałem wpaść na Shikamaru, który dokładnie zlustrował mnie
wzrokiem. Miałem nadzieje, że może zauważył moje nowe buty, czy coś, ale nie,
oczywiście musiało chodzić o mapy i to na nich zawiesił wzrok.
– O czymś nie wiem? –
Uniósł pytająco brew, a następnie pochylił się i przyjrzał podpisowi jednego z
zawiniątek. – Ame… – westchnął – czemu mnie to nie dziwi. Co tym razem?
– Rzeka i ten no…
wodospad.
– Pozwól na słówko. –
Machnął na mnie i poprowadził do mojego gabinetu.
Minę miał taką, że
wyczuwałem poważne kazanie. No i się doczekałem, kiedy usadził mnie przy biurku
i stanął po drugiej stronie, krzyżując ręce na klatce piersiowej. To
zadziwiające, że nawet siedząc po tej lepszej stronie, można było dostać burę.
Myślałem, że to nie zadziała w tę stronę.
– Uchiha sfałszował
raport i powypisywał bajki o tym, jak to przesiedział w jakiejś jaskini półtora
tygodnia, tak?
– Tak.
– Odkryłeś to i
zamiast pociągnąć go do odpowiedzialności, postanowiłeś to ukryć i go kryć,
tak?
– Tak… znaczy nie.
Przed kim miałbym go kryć? To ja jestem Hokage.
– Tym gorzej –
oznajmił, marszcząc brwi i opierając się na moim biurku. – Priorytetem powinno
być dla ciebie dobro i bezpieczeństwo Konohy.
– No i jest –
oznajmiłem z pewnością. – Konoha, to ludzie. Sasuke też jest jej częścią.
Shikamaru chyba
jednak nie był tego taki pewien. Patrzył na mnie wilkiem, ale po chwili
odpuścił i przejechał ręką po twarzy, mamrocząc, że same ze mną problemy.
– Dobra, inaczej. W
jaki sposób krycie kłamstw Uchihy chroni wioskę?
Nie odpowiedziałem,
tylko przygryzłem nieznacznie wargę.
– Nie zastanawia cię,
co on przed nami ukrywa i dlaczego to robi? Masz pewność, że możesz mu tak
bezgranicznie ufać? Chyba że powiedział ci coś, o czym nie wiem.
– Powiedzmy… że coś
tam wiem. I nie ma to żadnego związku z wioską, serio. Tu chodzi tylko o
Sasuke, nic więcej.
– Sam przed chwilą
stwierdziłeś, że Uchiha stanowi część Konohy.
Zacisnąłem usta. No
dobra, może faktycznie trochę się zamotałem, ale za nic nie mogłem powiedzieć
Shikamaru prawdy. Nieważne, jak bardzo mu ufałem, po prostu… nie. A z drugiej
strony nie chciałem go okłamywać, bo ceniłem go bardziej niż kogokolwiek. Co
powinienem zrobić? Chyba to, co zawsze w takiej sytuacji.
– Zaufaj mi, okej? –
Spojrzałem mu w oczy, mając nadzieję, że wyglądam w tym momencie wystarczająco
przekonująco. – Draniowi nie ufasz, ale mnie możesz. Shikamaru… wiesz, że
gdybym mógł, to bym ci powiedział, nie? Tylko że ja naprawdę…
– Naruto, nie spieprz
tego, co udało ci się osiągnąć, błagam cię. Tyle lat za nim goniłeś,
poświęciłeś swój czas i marzenia dla niego, a on nie potrafił tego nawet
docenić. A teraz, kiedy już udało ci się spełnić to, czego od zawsze pragnąłeś,
nie daj sobie tego odebrać z jego powodu. Nie jest tego wart, rozumiesz?
Kiwnąłem nieznacznie
głową. Shikamaru przewiercił mnie spojrzeniem na wylot, zanim odezwał się
ponownie:
– Jeśli to jest dla
ciebie ważne, rób to dalej. Ale jeśli chociaż przez chwilę będziesz miał
wątpliwości w jego szczere intencje, a zapewniam cię, że powinieneś je mieć, to
nie wahaj się i po prostu to zakończ. Czuję, że nie wyniknie z tego nic
dobrego. – Pokręcił głową, rozglądając się po gabinecie.
Idąc jego śladem,
spojrzałem na portrety pięciu poprzednich Hokage. Nie wiem, komu przyglądał się
Shikamaru, ale mój wzrok automatycznie powędrował do ojca. Czy zrozumiałbyś
mnie, tato? A co powiedziałaby babcia Tsunade? W sumie mógłbym ją zapytać, ale
obawiam się, że nie wyszedłbym od niej żywy.
A co, jeśli Shikamaru
miał jednak rację? Może powinienem odciąć się od Uchihy i dać mu żyć. Tak po prostu. Nie narzucać się i nie szukać, skoro mnie o to nie prosił. Może
już czas przestać być jego cieniem i podejmować za niego decyzje. Do tej pory
latałem za nim krok w krok i jeśli chciał iść w lewo, a ja uważałem, że lepiej
udać się w prawo, to ciągnąłem go w prawo. Im częściej mi się wymykał i
podejmował własne decyzje, tym bardziej za nim latałem i zmuszałem do tego, by
robił to, co chciałem. Trochę jakbym… dziecko niańczył.
– Wiesz… chyba masz
rację. – Kiedy na mnie spojrzał, uśmiechnąłem się lekko, drapiąc po karku. –
Może faktycznie powinienem pozwolić mu żyć tak, jak tego pragnie.
–
Naruto, ja nie do końca to miałem na myśli…
– No ale do tego to
się chyba sprowadza. I wiesz… zrobię tak, przestanę się wtrącać.
–
Naruto…
– Ale przynieś mi
jeszcze to raport ze wszystkich poczynań Sasuke przez te lata poza wioską, okej?
Ja to muszę przejrzeć tak czy inaczej.
Shikamaru patrzył na
mnie coraz bardziej zmęczonym wzrokiem. Uśmiechnąłem się szeroko, ale moje
uzębienie chyba nie poprawiło mu nastroju. Powinienem mieć drugiego asystenta.
Jeden (Nara) by myślał, a drugi (?) byłby cholernym uparciuchem i nie
pozwoliłby mi wejść sobie na głowę. Shikamaru zdecydowanie przydałaby się taka
pomoc, bo zwyczajnie nie miał do mnie siły i chociaż miał rację, to mnie zawsze
udawało się go przekrzyczeć. Najlepszy w wybijaniu mi ze łba idiotycznych
pomysłów byłby… Uchiha.
Zaraz,
stop…
Wzdrygnąłem się,
kiedy zdałem sobie sprawę, że znowu temat powędrował do jednego. Od Sasuke, do
Sasuke. Pytanie tylko, czy zakręciłem o trzysta sześćdziesiąt stopni, czy
poszedłem na skróty. To by chyba musiał rozpisać ktoś mądry.
Shikamaru wyszedł, a
ja zatopiłem się w badaniu map.
***
Jako dobry Hokage w
związku z tym, że przyszedłem o czternastej, postanowiłem posiedzieć do późna i
poza prowadzeniem swojego własnego śledztwa, nadrobić trochę papierkowej
roboty. To znaczy, podpisywałem znowu jakieś dokumenty, z których sporo moim
zdaniem nawet nie powinno znaleźć się na moim biurku, ale okej, co ja miałem do
gadania, byłem tylko Hokage, nie?
A potem znowu siadłem
do map i notatek, wynotowując każdą rzeczkę płynącą w tamtych okolicach i
zastanawiając się, czy gdzieś w okolicy jest jakiś wodospad. Bo jak się
zaznaczało coś takiego na mapie? Jak na moje oko, to wodospad narysowany z góry
wyglądał tak samo, jak cała reszta.
Znalazłem pięć
zbiorników wodnych, każdy obejrzałem dokładnie w powiększeniu i pokusiłem się
nawet o poszukanie jakichś informacji na ich temat. Zaszedłem sobie do
biblioteki do działu przyrodniczego, znalazłem (zupełnie sam!) kilka książek i
starałem się nad nimi nie usnąć, co było nie lada wyzwaniem, bo powieki
zamykały się same. Te opisy niemal zwaliły mnie z nóg. A kiedy już dobrnąłem do
końca, to zdałem sobie sprawę z tego, że właściwie to posunięcie było zupełnie
bez sensu, więc zniechęcony odstawiłem książki na róg biurka i wyjąłem z szuflady
raport, grubością przypominający książkę, akta Sasuke i płytę, na której widok poczułem się dużo gorzej.
Przejechałem ręką po
plastikowym opakowaniu, wzdrygnąłem się i wrzuciłem ją z powrotem do szuflady,
zamykając ją na klucz. Po raz pierwszy od… odkąd zostałem Hokage. Akta drania
również odrzuciłem chwilowo na bok, postanawiając zacząć od tego najdłuższego.
Kiedy Uchiha wrócił
jak gdyby nigdy nic do wioski, nie mogłem mu tak po prostu powiedzieć: Siema, stary! Cieszymy się, że jesteś. Czuj
się jak w domu, dattebayo!. Sasuke zdradził Konohę i chociaż zabił
Orochimaru, a potem przyłączył się do Zjednoczonych Sił w Czwartej Wielkiej
Wojnie, nie mogłem tak po prostu puścić mu tego płazem i pozwolić szlajać się
po wiosce. Tuż po pokonaniu Madary, ulotnił się, nie zostawiając po sobie
żadnego śladu, dzięki któremu moglibyśmy do niego dotrzeć. Tak po prostu sobie
zniknął i ślad po nim zaginął. Lata mijały, Sakura popadła w obłęd i nawet
zrobiła sobie dzieciaka z gościem podobnym do niego, a ja… żyłem sobie po
prostu. Czasem nawiedzał mnie w snach, wspominałem sobie nasze rozmowy z czasów, zanim totalnie mu odbiło, a czasem… po prostu tęskniłem.
Aż tu nagle wrócił.
Przelazł przez bramę, jak gdyby nigdy nic, a kiedy wokół niego zebrał się mały
tłumek, dalej spacerował, jakby co najmniej przechadzał się po wybiegu. Gwiazda
Konohy wróciła! I chociaż zapewne spodziewała się hołdu i oklasków, wylądowała
w celi, gdzie została poddana tylu przesłuchaniom, że nawet ona przestała
kłamać. Nikt raczej nie liczył na to, że dobrowolnie wszystko nam wyśpiewa,
więc sięgnęliśmy po radykalne środki i po dwóch tygodniach wiedzieliśmy, co
chcieliśmy.
Albo nie chcieliśmy,
na przykład ja.
Przeszłość Uchihy
malowała się w tak ciemnych barwach, że niektóre elementy jego życia ciężko było
odróżnić od najgorszych koszmarów, które każdy czasem miewa. Mam na
myśli takie sny, z których mamy ochotę natychmiast się obudzić, bo gorzej już
być nie może. I chociaż w życiu Uchihy było parę takich momentów, to on sam też
dziesiątkom ludzi zgotował piekło.
Prawdę mówiąc, to
rzygać mi się chciało na myśl, że znowu będę musiał przez to wszystko
przebrnąć. Czytać tę historię od początku i próbować zrozumieć dwie sprawy – co
i kiedy poszło nie tak oraz kto i za co postanowił się nad nim tak brutalnie
zemścić. Idealna lektura do poduszki, nie ma co! Po czymś takim na pewno świetnie
mi się będzie spało. Wybornie.
Pierwsze strony
zawierały szczegółowy opis ucieczki Sasuke do Orochimaru. Jego oczami ta
historia była zdecydowanie mniej emocjonująca, niż ja to zapamiętałem. A już na
pewno nie była tak dramatyczna i płaczliwa, jak widziana oczami Sakury, ale już
mniejsza o to. Nie tracąc czasu, pominąłem ten fragment. Raczej na tym etapie
Sasuke nie wyrobił sobie jeszcze śmiertelnego wroga.
Kiedy namierzyłem
kolejny – że tak powiem – rozdział, usłyszałem pukanie do drzwi, a chwilę
później ujrzałem Shikamaru.
– Jeszcze pracujesz?
Uśmiechnąłem się
szeroko, starając się dyskretnie przykryć raport jakimiś dokumentami.
– Ano, ale już kończę
i zaraz się zbieram.
Shikamaru skinął
głową i wszedł do gabinetu, zamykając za sobą drzwi.
– Spieszy ci się
gdzieś? – spytał, kiedy zacząłem się demonstracyjnie przeciągać nad biurkiem.
– To podchwytliwe
pytanie?
Wzruszył ramionami, a
następnie wyciągnął zza pleców butelkę z czymś, co z całą pewnością nie było
soczkiem. Zmarszczyłem czoło, próbując dojrzeć napis na etykiecie, ale mi się
nie udało. Shikamaru potrząsnął zachęcająco butelką i rozsiadł się w fotelu
naprzeciwko mnie.
Na początku piliśmy w
zupełnej ciszy. Dawno temu w szafce na dokumenty na lewo od biurka, znalazłem
zachomikowane przez Tsunade czarki, a teraz nadeszła idealna okazja, by z nich
skorzystać. Napełniliśmy je, rozsiedliśmy się wygodnie i w spokoju sączyliśmy
alkohol.
– Co to? Nie poznaję
smaku.
Shikamaru ściągnął
nogi z biurka i podał mi butelkę. Etykietę stanowiła zaledwie data produkcji i
krótki przepis.
– Amatorskie
eksperymenty Kiby.
Zdziwiony, uniosłem
brew. To było… dobre! Czyżby Inuzuce pierwszy raz w życiu się coś udało?
Chociaż z drugiej strony…
– Zaraz, czy to
bezpieczne? – spojrzałem nieufnie do swojej czarki, jakbym gołym okiem potrafił
dostrzec truciznę czy metale ciężkie. Średnio miałem ochotę kosztować rtęci,
ołowiu czy innego cholerstwa. Taki nikiel na przykład, ohyda!
– Wypiliśmy z Temari
butelkę przez święta i nic nam nie było, więc raczej tak.
Kiwnąłem głową,
chociaż dla bezpieczeństwa powąchałem jeszcze żółtawą ciecz w swojej czarce.
Śmierć może i rozwiązałaby masę moich problemów, ale my, shinobi, słyniemy z
tego, że lubimy komplikować sobie życie.
Zapadłem się w fotelu
i idąc śladem Nary, wyłożyłem stopy na biurku. Trwaliśmy tak dosyć długo, co
jakiś czas uzupełniając czarki i wracając każdy do swoich rozmyślań. W końcu
ciszę przerwał Shikamaru, oznajmiając mi prosto z mostu, że:
– Temari jest w
ciąży.
…
– Cholera! Mogłeś
mnie uprzedzić! – krzyknąłem, szukając chusteczki, by wytrzeć twarz i spodnie.
Te to jeszcze rozumiem, w jaki sposób oplułem, ale twarz? Jak oplułem sam sobie
twarz?
Wierciłem się
niespokojnie, przewalając papiery na biurku w poszukiwaniu tego nieszczęsnego
opakowania, ale jak na złość nigdzie go nie było. Na ratunek przyszedł mi Nara,
wyciągając paczkę z kieszeni i rzucając mi na kolana. Pospiesznie przetarłem
wilgotne spodnie, które już zaczynały śmierdzieć alkoholem. Westchnąłem,
uświadamiając sobie, że żadna chusteczka nie uratuje mnie przed praniem.
Pocieranie plamy papierem, a potem oślinionym papierem, tylko ją powiększyło.
Brawo, Uzumaki.
– To mówisz, że
będziesz miał… – Zawiesiłem się. Zaraz, co on wcześniej powiedział?
Wytrzeszczyłem oczy
na Shikamaru, który jak gdyby nigdy nic napełnił swoją czarkę i ponownie zapadł
się w fotelu.
– Dziecko –
dokończył.
– To… to… to
wspaniale, dattebayo! Gratuluję!
Zanim zdążyłem
pomyśleć, już siedziałem mu na udach, zamykając w przyjacielskim uścisku.
Shikamaru początkowo zesztywniał, ale w końcu i on nieco się rozluźnił i odwzajemnił
uścisk. Kiedy oderwałem się od niego, wyszczerzyłem się szeroko, dopiero po
chwili zdając sobie sprawę z sytuacji, w jakiej właśnie się znaleźliśmy.
Odskoczyłem od niego lekko zażenowany. A raczej powinienem rzec – zeskoczyłem Z
NIEGO.
– Sorry – wypaliłem,
czując gorąco na policzkach. Do tej pory jedynym facetem, któremu siedziałem na
kolanach, był oczywiście nie kto inny, jak Uchiha. Uśmiech nie zszedł mi jednak
z twarzy, z zakłopotania podrapałem się po karku, ale to wszystko. – To… –
Postanowiłem zacząć jeszcze raz, wyciągając przed siebie dłoń. – Moje
gratulacje.
Shikamaru parsknął
śmiechem, nawet nie racząc uścisnąć mojej ręki.
– Zgaduję, że ten
pierwszy, to był Uzumaki Naruto, a teraz mam do czynienia z Hokage.
– Nie bądź dupkiem,
Hokage chce ci osobiście pogratulować, a ty co? – Udałem poirytowanie, choć w
kącikach moich ust czaił się uśmiech. – Bo nie dostaniesz urlopu.
W końcu dźwignął się
na nogi i chwycił moją dłoń. A kiedy zamierzałem wrócić na swoje miejsce,
poklepał mnie jeszcze po ramieniu i ponownie pozwolił się objąć. Jednak tym
razem odbyło się to dokładnie tak, jak powinno.
– To co, twoje
zdrowie, tatuśku? – zaproponowałem, sięgając po butelkę i obficie napełniając
czarki.
Usiedliśmy z powrotem
na fotelach.
– Nie, zdrowie Temari,
niech najpierw donosi to dziecko. A, i nie chcę żadnego urlopu, wolę się męczyć
tutaj z tobą, niż z nią użerać w domu. Żyć by mi nie dała, ech, kobiety… W
pewnym sensie zazdroszczę, że ciebie to ominie.
– Hahah… czekaj, co?
– Śmiech ugrzązł mi w gardle.
– Nie spotykasz się z
żadną dziewczyną, prawda?
Pokręciłem głową.
Nara przyglądał mi się jakoś dziwnie.
– Ale… – Zamyśliłem
się. Coś mi w tej rozmowie nie pasowało. – Przecież mam jeszcze czas, a ty od
razu założyłeś, że mnie to ominie.
– A nie ominie, Naruto?
Zrobiło mi się jakoś…
gorąco. Żeby nie musieć odpowiadać, podniosłem czarkę do ust i udawałem, że
delektuję się alkoholem, jednak wewnątrz szalałem. Shikamaru cierpliwie czekał,
a kiedy odłożyłem naczynie na biurko, nie miałem już wyboru. Musiałem coś
odpowiedzieć.
– Nie wiem, co mam ci
powiedzieć – westchnąłem, zapadając się w fotelu.
– Hm. Kiedy Uchiha
zniknął po pokonaniu Madary, miałem nadzieję, że ci przejdzie. Minęło tyle lat,
sytuacja na świecie się uspokoiła, ty również nieco ochłonąłeś i przestałeś za
nim latać. Naprawdę wierzyłem, że może to już koniec. Pierwsza miłość nie
rdzewieje, co, Naruto?
– Wiedziałeś…
wiedziałeś przez cały ten czas.
– Masz rację,
wiedziałem od dawna. Kiedyś jeszcze potrafiliście to jakoś maskować, ale to,
jak obecnie was do siebie ciągnie, jest trudne do przeoczenia, wierz mi. Mimo
to czekałem, aż mi powiesz.
Westchnąłem,
przeczesując włosy dłonią. W głosie Nary nie było pretensji, ale w jego oczach
już tak. Albo sam to sobie wymyśliłem z powodu poczucia winy, które nagle mnie
ogarnęło. Byliśmy przecież przyjaciółmi.
– Sorry, Shikamaru.
Ja po prostu… nie mogłem.
– Nie tłumacz się. –
Machnął ręką, rozlewając na siebie trochę alkoholu. Przynajmniej teraz nie ja
jeden byłem nim oblany. I chyba nie najbardziej pijany.
– A on zniknął,
wiesz? – powiedziałem cicho, zaglądając do swojej pustej czarki. – Zniknął.
– Znowu opuścił
wioskę?
– Nie wiem. Wydaje mi
się, że nie. Czuję, że nie – odburknąłem, wiercąc się, bo przestawało mi być
wygodnie, a panujący w pomieszczeniu półmrok zachęcał do spania. – Mieliśmy
pogadać, ja chciałem pogadać, ale jego… nie było. Znowu trzyma mnie na dystans.
Gdzieś.
– Naruto… ja nie
zmieniłem zdania. Uważam, że nie powinieneś mu ufać. W cokolwiek cię wciągnął,
pamiętaj, że to może być kolejna niebezpieczna gra. Nie rób niczego pochopnie.
– Mhm – przytaknąłem,
doskonale zdając sobie sprawę z tego, że było to właściwie niemożliwe. – Tak
zrobię.
Między nami ponownie
zapadła cisza. Odstawiłem swoją czarkę na biurko, postanawiając już więcej nie
pić, bo nastrój był idealny do zwierzeń i naprawdę bałem się, że przypadkiem
coś chlapnę. Shikamaru nie miał jednak takich oporów i uzupełniał swoją co
jakiś czas, zupełnie nie przejmując się tym, że powoli przysypiam w fotelu.
Kiedy już czułem, że
moje ciało robi się niewiarygodnie ciężkie, oparcie fotela, zamiast wrzynać mi
się w kark, przyjemnie się w niego wpasowuje, a moje myśli zaczęły
niebezpiecznie przypominać sny, Shikamaru czknął, wybijając mnie z drzemki.
Spojrzał na mnie
kątem oka, kiedy podskoczyłem na fotelu, a potem się odezwał:
– Nigdy nie chciałeś
mieć dzieci, Naruto?
– Nie wiem, nie
zastanawiałem się nad tym. – Wzruszyłem ramionami. – Nie mam pojęcia, jak to
jest mieć rodziców. Nie wiem, czy sam odnalazłbym się w tej roli.
– Bo z Sasuke ich
mieć nie będziesz – mruknął, sięgając po butelkę.
– No co ty nie
powiesz. Czy to kolejna próba, żeby mnie do niego zniechęcić? Wiesz, że to nie
wystarczy, żebym się odkochał?
– Ja tego nie
powiedziałem.
Uniosłem brew i już
chciałem zapytać, czego, kiedy dotarło do mnie, co przed chwilą opuściło moje
usta. Niby już to wiedziałem, niby Shikamaru też, ale po raz pierwszy
powiedziałem to na głos i miałem wrażenie, że to wyznanie zmienia wszystko.
Słowo się rzekło. Bujałem się w tym draniu!
– Kocham go, kocham
Sasuke… – Powtórzyłem, delektując się brzmieniem tego stwierdzenia. Jednak
zamiast rozluźnienia i ciepła na sercu, które wyobrażałem sobie, że poczuję,
zrobiło mi się zimno i ciarki przeszły mi po plecach. Musiałem być naprawdę
beznadziejnym przypadkiem, skoro wybrałem właśnie jego.
– Nie mów tego już
więcej, błagam. Nie psujmy sobie wieczoru.
– Chyba nocy. –
Łypnąłem na zegarek wiszący nad wejściem. – Dochodzi druga.
– O – stwierdził
nieprzytomnie Shikamaru, teraz już popijając z gwintu. W sumie w butelce i tak
niewiele już zostało. – To dosyć…
– Kłopotliwe –
dokończyłem.
Nara parsknął
śmiechem, a potem zapadła cisza. Poprawiłem się na siedzeniu i odwracając w
stronę okna, wyobrażałem sobie, że idę do Ichiraku i spotykam tam Sasuke. Jemy
ramen, a potem przyrzekamy sobie wierność i uczciwość aż do śmierci, pan Teuchi
jest świadkiem, udziela nam gejowskiego ślubu, a potem adoptujemy Taichiego i
wprowadzamy się do wyremontowanej rezydencji Uchiha, z której uprzednio
odganiamy wszystkie duchy.
Kiedy moja wizja się
skończyła, miałem ochotę głośno się roześmiać. Zatkałem usta, próbując opanować
atak wesołości, ale Shikamaru pomimo kompletnej nietrzeźwości zdołał coś
zauważyć.
– Co cię tak bawi?
– Właśnie sobie uświadomiłem,
że w sumie to chciałbym mieć dzieci.
– I to jest takie
śmieszne? – Spojrzał na mnie, jak na głupka i pokręcił z politowaniem głową. –
Naprawdę?
– Bawi mnie to, co
sprawiło, że to sobie uświadomiłem. Kojarzysz syna Sakury?
– Ano. Chyba w domu
dziecka mieszka, a co?
– Kochałem tego
dzieciaka. Wciąż go kocham.
Nie powiedziałem nic
więcej, a Shikamaru o nic nie zapytał. Nasza rozmowa komuś postronnemu mogła
wydawać się dziwna i bezsensowna, ale dla nas była wystarczająco klarowna i
jasna. O niektórych rzeczach po prostu nie trzeba było mówić głośno. Strach był
jedną z nich.
– Nie rozumiem cię,
Uzumaki. – Shikamaru przekręcił się na bok, wciąż załamując nade mną ręce. –
Naprawdę cię nie rozumiem… młotku.
Na dźwięk tego
przezwiska, coś ścisnęło mnie w piersi, a następnie skręciło i wywróciło do
góry nogami wszystkie moje wnętrzności. Zastanawiałem się, czy jakikolwiek
narząd ocalał, ale czułem je dosłownie wszystkie. To nic, że połowy z nich nie
potrafiłbym nazwać, a drugiej umiejscowić. To się nie liczyło. Teraz znacznie
miało tylko to jedno słowo i głos, który je wypowiedział.
Nakręcałem się.
Czułem, jak serce wali mi w piersi. Łup, łup, łup.
Łup.
Łup.
– Naruto!
Zerwałem się z
krzykiem, spoglądając na Narę, który spakował pustą butelkę do torby i
najwyraźniej zbierał się do wyjścia. Zegarek wskazywał trzecią trzydzieści.
– Temari urwie mi
łeb, a tobie zdecydowanie lepiej zrobi noc we własnym łóżku niż na fotelu.
Spojrzałem na niego
nieprzytomnie.
Ile z naszej rozmowy
było snem, a ile faktycznie miało miejsce?
Pokręciłem głową,
jakby miało mi to zwrócić pamięć, ale na próżno. Jedyne, co mi z tego przyszło,
to świadomość, że mam ciężką głowę.
– Za dużo wypiłeś –
stwierdził, przyglądając mi się bacznie. – Chodź, idziemy. Tylko nie myśl
sobie, że powrót do domu o czwartej zwalnia cię ze stawienia się w pracy o
ósmej.
Kiedy wychodziłem,
raz jeszcze obróciłem się i spojrzałem do wnętrza gabinetu, szukając jakiejś
podpowiedzi. W przypływie olśnienia spojrzałem na Shikamaru, ale światło na
korytarzu było zbyt słabe, bym mógł ujrzeć plamę od alkoholu na jego spodniach,
nawet jeśli tam była. To, że oczy właściwie same mi się zamykały, też w niczym
nie pomagało.
Ziewnąłem raz,
ziewnąłem drugi i nawet się nie obejrzałem, kiedy dotarliśmy do rozwidlenia, na
którym zawsze się rozstawaliśmy.
– Ósma. Nie czternasta
– powtórzył jeszcze raz, upewniając się, że dotarło. Pokiwałem głową. – Do
zobaczenia.
Pożegnałem się,
zatykając usta ręką. Ziewając soczyście, ruszyłem w stronę domu.
Kocham takie niespodzianki!
OdpowiedzUsuńWięc Naruto postanowił jak dorosły człowiek rozwiązać tą sprawę ( bo zbyt kocha sasuke by dać spokój, mi to nie przypomina niańczenia dziecka tylko ,,kocham Cię na zabój i pójdę za Tobą w ogień''), oby to coś dało.
Bardzo mi się podobała rozmowa z Shikamaru a wizja ,,ślubu'' Naruto szczerze mnie rozbawiła.
I wreszcie coś na temat Sakury i Taichiego. Sakura zwariowała - czyli mogła popełnić samobójstwo(mowa o niej jest tak jakby nie żyła)lub może siedzieć w szpitalu psychiatrycznym? Ojciec Taichiego podobny do Sasuke - może Sai(dostatecznie dużo siedzi po lasach by być obstawianym przez Naruto leśniczym ale z dugiej strony...dzieciak nie wykazuje podobieństwa do niego)?Jestem bardzo ciekawa jak to naprawdę tu było.
Wolnego czasu i weny życzę!
Pozdrawiam, Mei
Mam wrażenie, że Naruto w każdym wieku - dzieciak, dorosły, pewnie nawet jako starzec - postanowiłby rozwiązać tę sprawę. On nie odpuszcza, nigdy ;-)
UsuńZastanawiasz się, co z Sakurą, a ja mogę odpowiedzieć tylko tyle, że ostatnio zaczęłam dzielić kolejne rozdziały (aż do końca tak zwanej przeze mnie - pierwszej części - która w obecnym rozrachunku liczy sobie 21 rozdziałów) i o ile dobrze pamiętam, to co nieco w tym temacie będzie w 10, a więc całkiem niedługo :-). Na resztę jednak trzeba będzie trochę poczekać :D
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam!
Dwa rozdziały połknęłam na jednym tchu. Były wspaniałe! Jeju scena erotyczna z Naruto i Sasuke... ahhh 😍 rozpływałam się. Oczywiście szkoda mi było Uchihy, kto mu zrobił coś tak okropnego? Aż mi samej krew zawrzała.
OdpowiedzUsuńW końcu Naruto zrobiłeś to! Wy•chałeś go! XD Jestem z Ciebie stary taka dumna! Sama na początku myślałam, że Sasuke płakał w poduszkę, albo coś w tym stylu. Nie wiem czemu. Ale mimo wszystko szkoda mi go, że nie czuł tej przyjemności.
Temat z Sakurą okazał się taki błachy? Really? XDDD Aż się zaśmiałam, gdy go przeczytałam xD. Tylko biednego dziecka mi szkoda, w sumie fajnie by było, gdyby nasze dwa kochasie się nim zajęli <3. I tak wracając do całej sprawy, co się z Haruno podziało?
Shikamaru co od dawna znał sekret pana Hokage. Moment, w którym Naruto rzucił mu się na kolana, był bardzo fajny. Przez sekundę pomyślałam, że coś delikatnego do Nary jeszcze poczuje XD. Weee, rozumiem, że on będzie miał dziecko z Temari, ale wszędzie nie potrafię tego znieść. Nie wiem czemu, ale laski tak nie lubię. Mimo wszytko opisałaś całe zdarzenie w iście stylu Shikamaru. Mieszkanie z ciężarną jest upierdliwe ❤️.
Z niecierpliwością czekam na kolejną notkę!
P S rozpłynęłam się, kiedy czytałam, jak pijany Naruto myślał o Sasuke i jak zwykle, przez te dwa rozdziały śmiałam się głośno, kiedy czasami coś napisałaś w stylu typical Naruto.
Cieszę się bardzo, że się podobały! Ostatnio przez ten zupełny brak zainteresowania blogiem (i niemal zerową ilość wyświetleń), odechciało mi się wszystkiego i nawet rozdziału nie dodałam, chociaż jest prawie skończony i sprawdzony. Strasznie to demotywuje, dlatego cieszę się, że jesteś :-)
UsuńEj, nie było jeszcze prawdziwej sceny erotycznej! No bo co to takie o, takie w sumie nic. Jeszcze wszystko przed Naruto, zapewniam :D
Sakura już wkrótce, cierpliwości :-). Oczywiście nie wszystko się od razu wyjaśni, bo co to by była za frajda dla mnie, ale co nieco zdradzę.
ShikaNaru? Nieeee, błagam :D wyobraziłam to sobie i... ble. Co Ty mi podsuwasz za wizje okropne :D
Mnie Temari jest w sumie obojętna. Kiedyś ją lubiłam, potem przestałam, bo zamiast kreować dalej jej postać, Kishimoto zatrzymał się na tym, że wszystko załatwia siłą i... to by było na tyle, jeśli chodzi o jej charakter. Niemniej moim zdaniem jako postać ma potencjał. Osobiście nie znoszę Sakury i Hinaty, chyba najgorsze postaci kobiece z 'Naruto'. Mam na nie alergię :D
Rozdział postaram się wrzucić w weekend :-)
Raduje mnie bardzo, że dostrzegasz w tym tekście fragmenty, które idealnie oddają postać Naruto, bo mam z nim spory problem i przez większość czasu miałam wrażenie, że wykreowany przeze mnie bohater nie ma z nim nic wspólnego. Tym bardziej miło mi <3
Pozdrawiam!
Nie przejmuj się, panują sesje i zaliczenia więc zawsze blogspot umiera XD
UsuńFakt. Na szczęście sama już zapomniałam co to sesja. Nie tęsknię :D
UsuńRozmowa Naruto i Shikamaru była naprawdę fajna. :D Jestem ciekawa, czy przeczucie Nary, żeb nie ufać Sasuke si sprawdzi - bo fakt, w tym momencie Sasuke nie zachowuje się najlepiej. ;)
OdpowiedzUsuńChcę się kurde dowiedzieć, co ię dokładnie wydarzyło z Sakurą i dlaczego porzuciła (?) dziecko. :<
Hejka,
OdpowiedzUsuńfantastycznie, dobrze, że Naruto postanowi zabrać się jeszcze raz za to sprawę swoja droga ciekawe gdzie podzial się Sasuke? a ta rozmowa Shikamaru i Naruto... fajna, kiedy padło słowo "młotku" myślałam że to Sasuke jednak czy coś takiego mogło mu się przyśnic? a co z Sakura? i ojciec jej dziecka, na określenie podobny pasuje Sai ale mogłoby sie coś wydarzyć i na przyklad to być Itachi...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza