Minął kolejny
tydzień. Siedem dni, przez które nabierałem dystansu i powoli zaczynałem wracać
do normy. Sasuke miałby być pępkiem świata? Dobre sobie.
Prychnąłem wręcz na
tę myśl. I wcale, ale to wcale, nie kojarzyło mi się to z Uchihą. Ani przez chwilę
nie pomyślałem sobie, że zachowuję się w tej chwili jak on i nawet na krótki
moment nie przyszło mi do głowy, że oszukuję sam siebie. To wciąż byłem ja.
Stuprocentowy ja.
Dlatego kiedy
wyciągnąłem dłoń po kubek z zimną już herbatą, ze znaną sobie niezgrabnością
zahaczyłem o jeden z najwyższych papierowych stosów i dokumenty runęły.
Zamknąłem oczy, gotów na śmierć, która nie nadeszła. Dostałem w głowę z ryzy
papieru, słyszałem szelest unoszących się w powietrzu kartek, jedna z nich
drasnęła mnie w policzek i poczułem się jak w prawdziwym papierowym horrorze. Ale
przeżyłem. Burza jak szybko się rozpętała, tak szybko też się skończyła.
Ale biurko zatonęło.
Westchnąłem
cierpiętniczo, a potem nie przejmując się tym, że robię jeszcze większy
bałagan, zacząłem zrzucać z blatu kolejne papierzyska. Bez większego problemu
wymacałem wymiętolony kawałek papieru i ścisnąłem mocniej w dłoni. Opis misji
Sasuke. Dokument, który powinien spoczywać w jego aktach wraz z oficjalnym
listem od Lorda Feudalnego, który prosił o bezzwłoczne zajęcie się tą sprawą.
Tego drugiego nie czytałem, zbyt był długi, zbyt nudny i zawierał byt wiele
dziwnych, często niejasnych dla mnie sformułowań, ale samo zlecenie, sam opis
misji…
Nieskromnie musiałem
przyznać, że znałem na pamięć i byłbym w stanie wyrecytować je z pamięci w
dowolnej chwili. Tuż po obudzeniu, a nawet przez sen. Śniły mi się czasem te
słowa, przybierając dziwny, czasem zupełnie nieprawdopodobny kształt. Zmieniały
kolory, czasem zlewały się z otoczeniem, znikały, migotały jak brokat, a
czasami… odsłaniały coś, czego nie potrafiłem jeszcze w pełni dostrzec. Zupełnie,
jakby coś się za nimi kryło, jakby nie były tym, na co wyglądały. Dlatego tyle
nad tym tkwiłem, dlatego ta pojedyncza kartka wyglądała tak, jak wyglądała,
dlatego…
Rozległo się ciche
pukanie do drzwi, a ja drgnąłem, jakbym robił właśnie coś złego. Wrzuciłem
dokument do szuflady i cofnąłem dłoń, która nieświadomie znalazła się na mapie ukrytej
na samym dnie. Odchrząknąłem.
– Proszę!
Drzwi uchyliły się
nieznacznie. Powoli, bardzo powoli szpara między nimi a framugą się powiększała,
a ja pomyślałem, że w ten właśnie sposób drapieżnik zbliża się do swojej
ofiary. O wilku mowa. Przyszedł Kazuo, z którym do tej pory nie udało mi się
porozmawiać, bo… byłem niesamowicie zajęty.
Chłopak wyglądał na
dokładnie tak samo przestraszonego, jak ostatnio. Westchnąłem w myślach, nie
będąc pewnym, czy jestem gotów na próbę przebicie się przez jego zbroję.
– Siadaj. – Gestem
wskazałem mu krzesło naprzeciwko, a on podszedł do niego niepewnie i posłusznie
zajął miejsce.
Myliłem się, z tym
dzieciakiem było gorzej, niż z Hinatą. Nawet ona była dużo odważniejsza od tego
małego diabła w niepozornym ciele.
Ale czy nie dokładnie
tak samo było z Uchihą? Jeśli nie wlepiał w ciebie tych swoich czerwonych
ślepi, to wyglądał całkiem przystępnie. Zwłaszcza wtedy, kiedy spał, bo nie
panował nad mimiką twarzy i znacznie się rozluźniał. Nie było miejsca dla
zaciśniętej szczęki i wrednych grymasów, które musiał przed lustrem wyćwiczyć
do perfekcji. Śpiący Uchiha to wizualnie całkiem inna osoba. Owca tylko
udająca wilka.
Albo wilk we śnie
grający owcę.
Ale! Bo ja nie o tym.
Czasem te czarne ślepia wydawały się spoglądać ufnie, twarzy nie ozdabiał żaden
malowniczy grymas, a porcelanowa cera pod wpływem zimnego powietrza nabierała
delikatnych rumieńców. Wtedy wyglądał… uroczo. Jak na dupka. Takiego męskiego,
bo zniewieściały to on był równie mocno, co ja inteligentny. A więc wilk czasami w owczej skórze, a często przebrany za smoka. Ogniem zdarzało mu się
zionąć i dosłownie i w przenośni.
– Czy jest coś, o
czym chciałbyś mi powiedzieć? – spytałem. Czysta formalność. Oczywiście, że
nie. O, właśnie pokręcił głową. Ale ze mnie jest jasnowidz czasem. – A czy
potrafisz mi wytłumaczyć, dlaczego zmieniasz treść raportów, o których dostarczenie
prosi cię twój sensei?
Coś niespodziewanie
mignęło w jego oczach. Chciałem, żeby mi zaufał, więc posłałem mu budujący
uśmiech, utrzymując kontakt wzrokowy.
Nie odezwał się, ale
też nie pokręcił głową, ani nie uciekł z krzykiem, o co już zupełnie bym go nie
podejrzewał, ale możliwość istniała zawsze. Po prostu się na mnie patrzył.
Jakby szukał czegoś, co skłoniłoby go do wygadania się.
Byłem blisko!
Hipnotyzowałem go spojrzeniem. Starałem się, by moje oczy się uśmiechały, ale
nie wyglądały prześmiewczo. Żeby była w nich prośba, ale nie przymus. Takie
czynniki, które mnie samego z dawnych lat zachęciłyby do gadania. Rany… może ja
powinienem go po prostu zabrać na ramen?
Gdyby
Uchiha to zobaczył, to…
Zamilkłem. W swojej
głowie, ma się rozumieć. Uchiha gdzieś sobie był, bo nawet jeśli nie żył, to
gdzieś musiało spoczywać jego zimne sztywne ciało. A skoro nie żył, to nie miał
już znaczenia, w przeciwieństwie do tego dzieciaka, który siedział naprzeciwko
i wołał o pomoc! Ogarnij się, Naruto.
Kazuo niespodziewanie
pokręcił głową.
– Co? ale… – Cholera,
co ja zrobiłem znowu nie tak?! – Posłuchaj, ja chcę ci tylko pomóc.
Chłopak wyprostował
się i wbił sztywno w oparcie krzesła. Najwyraźniej słowo pomoc nie kojarzyło mu się najlepiej. Doszedłem do wniosku, że
popełniłem błąd. Przed wyciągnięciem z niego czegoś, powinienem najpierw trochę
poszperać na jego temat. Zrobiło mi się głupio, kiedy dotarło do mnie, że nie
wiem nawet, czy ma rodzinę. Czy to kolejny podopieczny naszego domu dziecka w
Konoha? Nawet jeśli nie, musiał mieć jakiś powód, dla którego nie potrafił
zaufać innym. Może starszy brat zabił całą jego rodzinę i…
Wzdrygnąłem się.
– Dokończymy naszą
rozmowę innym razem, dobrze? – Odchrząknąłem i chwyciłem pierwsze lepsze
papiery w ręce, udając, że z ogromnym skupieniem je czytam. – Jestem teraz
bardzo zajęty.
Kazuo skinął głową i
z ulgą wstał z miejsca. Starałem się na niego nie gapić, ale wzrok mimowolnie
uciekał mi w jego kierunku. Kiedy na mnie spojrzał, powróciłem do czytania,
żeby wlepić w niego wzrok, kiedy tylko odwróci się tyłem do mnie. Krok miał
zdecydowanie pewniejszy, niż kiedy tu wchodził.
Kiedy zamknęły się za
nim drzwi, odrzuciłem podanie o urlop macierzyński, które do tej pory trzymałem
i westchnąłem głośno. Nie długo dane mi było jednak posiedzieć w samotności, bo
już po chwili rozległo się pukanie, a do gabinetu zajrzał Shikamaru.
– Czy to może
poczekać?
W dłoni trzymał kilka
kartek spiętych zszywaczem.
– W moim mniemaniu,
mogłoby. W twoim pewnie niekoniecznie. Co tu się stało?
Spojrzałem na niego z
niezrozumieniem, a potem przypomniałem sobie o papierowym huraganie, który
całkiem niedawno przeszedł przez moje biurko.
– Dzień jak co dzień…
Nara tematu nie
kontynuował. Zamiast mnie opieprzyć, zacząć marudzić, że teraz będzie musiał
ułożyć to od nowa, czy czegoś w tym klimacie on… Zmarszczyłem brwi i wyciągnąłem
rękę. Kiedy wręczył mi krótkie sprawozdanie, na moment wstrzymałem oddech.
Idealnie proste i
czytelne pismo Sasuke, tym razem było nieco niechlujne i w niektórych miejscach
pokładało się w jedną lub drugą stronę. I chociaż ten raport wciąż prezentował
się znacznie lepiej niż dziewięćdziesiąt procent tych, które czytałem, to jak
na Uchihę, wypadał słabo. Wkradło mu się kilka zawijasów, których nienawidził i
w niektórych miejscach zabrakło ciągłości.
– Gdzie on jest? –
spytałem, odrywając wzrok od tekstu. – Powinien się z tym stawić przede mną.
Shikamaru wzruszył
ramionami.
– Powiedziałem mu to,
ale uznał, że nie ma na to czasu i sobie poszedł.
– I nie zatrzymałeś
go?!
– Jak? Siłą?
– Tym no… cieniem byś
mógł go uwiązać, czy coś! – Spojrzał na mnie z powątpieniem. – Dobra, wyślij do
niego kogoś i niech się u mnie jak najszybciej stawi. A ja teraz muszę to
przeczytać.
Kiedy wyszedł,
rozsiadłem się wygodnie i sięgnąłem po raport.
Uchiha pisał, że
przez kilka pierwszych dni nie udało mu się namierzyć przemytników w żadnym z
miejsc, do których został skierowany. Znalazł jednak ślady świadczące, że ktoś
tamtędy przechodził, więc postanowił zaczekać, na czas misji zamieszkując w
pobliskiej jaskini. Opisywał, dlaczego zdecydował się zaczekać i jakie miał
podejrzenia odnośnie obecnego położenia poszukiwanych. Do samego Ame nie chciał
się zapuszczać, a zresztą nie dostał na to zezwolenia i postanowił dorwać ich,
kiedy przekroczą granicę między naszymi krajami. Czekał półtora tygodnia, aż w
końcu się doczekał. Niestety z powodu niefortunnego przebiegu wypadków, podczas
krótkiej walki cały towar oraz ciała trzech mężczyzn zostały zmiecione przez
wodospad i zatonęły w rzece.
– Co, jak to? Gdzieś
ty ich Uchiha napadł, na skraju urwiska?!
Ani trochę nie
podobał mi się ten raport. Był napisany oszczędnie i skrótowo. I chociaż
wiedziałem, że tak mogłoby wyglądać słowne sprawozdanie, które powinien mi
złożyć tuż po powrocie z misji, to na pewno nie to pisemne. Sasuke nie był
niechlujny i zawsze zapisywał wszystko ze szczegółami, ponieważ wiedział, że to
właśnie one mogą okazać się niezmiernie ważne. To, co dziś mi złożył… poprawka,
złożył mi Shikamaru, to była jakaś kpina.
Po przeczytaniu
raportu zaprzestałem wszelkiej pracy, pielęgnując w sobie złość. Zamierzałem
urządzić mu niezłą awanturę, kiedy już się stawi. Raban będzie taki, że wszyscy
dowiedzą się, że Uchiha dostał burę za raport i spieprzenie misji.
Bo przecież wcale nie
za to, że kiepsko sypiałem kilka ostatnich dni, zamartwiałem się i uwierzyłem w
absurdalne historie Kiby.
Kiedy więc rozległo
się pukanie do drzwi, zaprosiłem przybysza ostrym tonem i jakież było moje
zdziwienie, kiedy do gabinetu wszedł Shikamaru, zamiast Sasuke.
– Gdzie ten dupek? –
Rozejrzałem się, licząc na to, że schował się za plecami Nary.
– W domu –
odpowiedział jak gdyby nigdy nic.
– I…? – dopytywałem.
– Co?
– Czy ja cię muszę
ciągnąć za język, żeby uzyskać jakieś informacje?
– I… – Shikamaru
zdawał się w ogóle nie przejmować moją burą. – Przegonił posłańca, którego tam
wysłałem. Pogroził mu sharinganem i chłopak się zląkł.
– To wyślij tam
kogoś, kto się nie przestraszy! – krzyknąłem, choć zdawałem sobie sprawę z
tego, że takich nie było zbyt wielu.
Większość mieszkańców
się go bała i nie pomogło nawet to, że po powrocie do wioski nie afiszował się
ze swoimi czerwonymi ślepiami na lewo i prawo, a zamiast tego stał się bardziej
ludzki i przystępny. Ludzie wciąż traktowali go bardzo nieufnie i na dystans. A
skoro teraz wrócił do zastraszania innych, to niedługo w ogóle zabraknie mi
osób, które mógłbym do niego posłać.
– To jest aż takie
ważne? – spytał Shikamaru zrezygnowanym głosem.
– Tak, ważne.
– I upierdliwe… W
takim razie sam po niego pójdę.
– Dzięki –
uśmiechnąłem się zdawkowo.
Naprawdę, doceniałem
gest. Shikamaru może czasem migał się od roboty, ale jeszcze częściej migał się
od chodzenia, więc spacer z własnej woli w tamtą stronę był z jego strony nie
lada wyczynem.
Kiedy wyszedł, nie
potrafiłem skupić się na pracy. Nie znaczy to oczywiście, że siedziałem
bezmyślnie i przeżywałem nieodpowiednie zachowanie Uchihy. Wziąłem na siebie
najmniej odpowiedzialną robotę i brnąłem do przodu. W międzyczasie przyjąłem
również dwie drużyny geninów, posyłając je na niezbyt ambitne misje i raz
jeszcze przejrzałem raport Sasuke, wynotowując sobie punkty, do których miałem
zastrzeżenia. Nie na kartce, rzecz jasna. Drań by mnie zjadł, gdybym czytał w
jego obecności ze ściągi, o co mam do niego pretensje. Nauczyłem się ich na
pamięć.
Shikamaru wrócił po
prawie dwóch godzinach. Sam. Moja furia nie miała granic. Powoli zaczynałem
rozumieć babcię Tsunade, która co rusz niszczyła biurka, waląc w nie pięściami
i wrzeszcząc wniebogłosy. Wtedy sądziłem, że jest przewrażliwiona, ale teraz
wiedziałem, że to te papiery tak działały na ludzi. Chyba czas zmienić kolor
wszystkich formularzy na zielony, bo biały najwyraźniej wyzwalał agresję.
– Co tym razem? –
zagrzmiałem, zanim zdążył na dobre wejść do pokoju. – Ciebie postraszył kataną?
– Nie otworzył. I
uprzedzając twój wybuch, to nie wyglądało tak, że zapukałem, a kiedy nie
doczekałem się reakcji, odszedłem. Spędziłem tam całe czterdzieści minut i
nawet wypytałem sąsiadów, czy jest w domu. Był. Kilka osób słyszało jakiś raban
w jego mieszkaniu.
– I co dalej?
– Nic. Wsunąłem mu
karteczkę pod drzwi z wyraźnym poleceniem stawienia się jak najszybciej przed
obliczem Hokage.
Shikamaru potrafił
zachować się profesjonalnie. Założę się, że gdybym to ja był na jego miejscu, a
on siedziałby za tym biurkiem, nabazgrałbym: Przyjdź do Shikamaru, dupku, zamiast: Uprasza się o niezwłoczne stawienie się u Hokage, czy coś.
– Poczekałem jeszcze
dziesięć minut, ale nie raczył wyjść. Wybacz, Naruto, ale nawet działając za
twoim przyzwoleniem, nie zamierzałem się do niego włamywać.
– Dobrze się
spisałeś, dziękuję – odpowiedziałem bez przekonania, ale wysiliłem się, żeby
się uśmiechnąć. – Doceniam to, naprawdę.
Nara skinął głową. Jego
wzrok padł na raport, który wciąż spoczywał na środku biurka.
– Czytałeś?
Pokręcił głową. Podałem
mu spięty plik.
– Mógłbyś się z tym
zapoznać? Chciałbym poznać twoje zdanie.
– Coś jest nie tak? –
spytał, podnosząc wzrok znad tekstu i przyglądając mi się bacznie.
– Tak – odparłem. –
Wszystko.
***
Pierwszy raz od dawna
po skończonej pracy miałem konkretne plany na wieczór. Wątpiłem co prawda, by
osoba, której te plany dotyczyły była z tego zadowolona, ale naprawdę miałem to
gdzieś.
Zaszedłem do domu,
wziąłem szybki prysznic i przebrałem się w coś świeżego. Tak, liczyłem na seks.
Najpierw krwawa jatka, żeby sąsiedzi mieli o czym dyskutować, później spokojna
rozmowa, a na końcu przyjemności. Zamierzałem przycisnąć go mocno do materaca i
słuchać zduszonych jęków w poduszkę. Za ten numer, który odstawił, należało mu
się naprawdę ostre rżnięcie i ja zamierzałem mu je zapewnić.
Kiedy dotarłem do
zrujnowanego budynku, w którym znajdowało się mieszkanie Sasuke, czym prędzej
wydobyłem z kieszeni zapasowe klucze, darując sobie pukanie i prośby, by mi otworzył.
Uchiha raczej nie wiedział, że je mam. Dorobiłem je sobie stosunkowo niedawno,
korzystając z jego nieuwagi.
Kawalerka drania
mieściła się w jednym z najstarszych budynków w Konoha. Powiedziałbym wręcz, że
była to rudera, która nadawała się tylko do rozbiórki. Kiedy się do niej
wprowadził, nawet szeptem zasugerowałem Shikamaru, żeby przysłał tu jakiegoś
speca od starego budownictwa i sprawdził, czy to w ogóle ma jakieś szanse ustać
i się w najbliższym czasie nie zawalić, ale ten niczego nie znalazł.
Nie wiem, czym
kierował się Sasuke w wyborze tego miejsca, ale na pewno nie kosztami. Dzielnica
była wątpliwej sławy, budynek wątpliwej trwałości, ale on pieniędzy mógłby mieć
jak lodu, gdyby zgodził się odsprzedać teren zajmowany niegdyś przez klan Uchiha.
Domy były w naprawdę świetnym stanie i wystarczyłby niewielki remont, by móc otworzyć
osiedle mieszkaniowe. Ale nie. Uchiha oczywiście wiedział lepiej, oburzył się,
że w ogóle mu coś takiego zaproponowałem i wolał zamieszkać w jakiej wilgotnej
norze. Potem wziął tysiące misji, zarobił kupę kasy, ale i tak nie zdecydował
się wyprowadzić. Twierdził, że nawet mu się tu podoba, bo praktycznie nie ma
sąsiadów, a dzielnica jest wyludniona. No i miał zupełną rację, ale ja nie
widziałem w tym żadnych zalet.
Po cichu wsunąłem
klucz w zamek, przekręciłem go niemal bezgłośnie i uchyliłem drzwi. W środku
panowała zupełna ciemność. Nie świeciło się żadne światło, a okna zostały
szczelnie zasłonięte.
Czyżby wyszedł?
Rozejrzałem się
dokładnie, dochodząc do wniosku, że gdyby był w domu, to chyba pokusiłby się o
włączenie ogrzewania. Jakaś pieprzona zimnica panowała w tym mieszkaniu!
Naprawdę, niewiele lepiej było na zewnątrz, a była w końcu połowa grudnia.
Kiedy moje oczy
przyzwyczaiły się do ciemności, ruszyłem przez pokój w kierunku sypialni. Kto
wie, może jednak był w domu, ale po prostu zasnął i już się nie obudził.
Zamarzł, bo zapomniało mu się, że w pewnych temperaturach człowiek nie
funkcjonuje już tak, jak powinien.
W progu sypialni źle
postawiłem stopę i pod jej naciskiem zaskrzypiała jedna z desek w podłodze.
Cicho, bo cicho, ale to wystarczyło, bym został gwałtownie pociągnięty za
gardło i mocno przyszpilony do ściany.
Wydałem z siebie głuchy dźwięk, kiedy poczułem chłodny metal na szyi. Sasuke przyciskał mnie
tak brutalnie, że przez moment brakowało mi tchu. Poruszyłem się niespokojnie,
chcąc wyrwać się z jego uścisku, ale trzymał naprawdę mocno. Zawsze miał tyle
siły? A może to moja niedogodna pozycja uniemożliwiła mi skorzystanie w pełni
ze swoich umiejętności?
Szarpnąłem się raz
jeszcze, ale wtedy przesunął sztyletem po mojej skórze i dla odmiany poczułem
rozlewające się po szyi ciepło. Gdybym skorzystał z mocy Kuramy, gdybym wytężył
węch, do nozdrzy dotarłby zapach mojej własnej krwi. Zamiast tego wytężyłem jednak
słuch, wyłapując nierówny oddech osoby, która stała za moimi plecami. Byliśmy
tak blisko siebie, że czułem szybsze bicie jego serca.
– Sasuke – szepnąłem,
zdając sobie sprawę z tego, że tkwimy w tej pozycji już jakiś czas, a ja do tej
pory jakoś się nie odezwałem. Byłem pewien, że Uchiha doskonale wiedział, z kim
ma do czynienia, ale może należałoby przypomnieć? Chciałem odwrócić głowę i
spojrzeć mu w oczy, ale skutecznie mnie przytrzymał, kiedy tylko spróbowałem. –
Sasuke, to ja – powtórzyłem z nosem niemal wciśniętym w ścianę.
Czy ja liczyłem na
to, że po prostu mnie puści i pozwoli się odwrócić? No to się przeliczyłem.
Owszem, oderwał moje zmiażdżone ciało od ściany, ale zamiast zostawić mnie w
spokoju i opierdolić za włamanie, chwycił mnie brutalnie za kark i wypchnął ze
swojej sypialni.
Absolutnie nie tego
się spodziewałem, więc runąłem na podłogę. Kiedy dźwignąłem się na kolana i
zamierzałem mu wytknąć, że właśnie przekroczył wszelkie granice, chwycił mnie
za włosy i nie zważając na jęki bólu, przycisnął do ściany tuż przed drzwiami
wejściowymi.
Uderzyłem łokciem we
włącznik, dzięki czemu pomieszczenie zalała fala światła.
Sasuke drgnął za
moimi plecami. Wykorzystałem ten moment, by uwolnić się z jego uścisku i
odwrócić przodem do niego.
– Odbiło ci?! –
krzyknąłem, kiedy zdałem sobie sprawę z tego, co się dzieje.
Uchiha mierzył do
mnie z katany, a w jego oczach jarzyła się krwista czerwień. Serce zabiło mi
mocniej, kiedy uświadomiłem sobie, że oto właśnie stał przede mną ten Sasuke,
który był bezwzględnym mordercą. Nie ten, z którym widywałem się przez ostatnie
miesiące, nie ten, którego pieprzyłem w myślach i który tak naprawdę pieprzył
mnie. To był ten Sasuke, który zabił własnego brata, a potem poprzysiągł zemstę
na wiosce. Opętany przez nienawiść, niezdolny do żadnych cieplejszych uczuć.
Jego oczy migotały
niezdrowym, przeszywającym blaskiem, a mimo to nie potrafiłem oderwać od nich
wzroku. Mógł złapać mnie w którąś ze swoich technik iluzji i zrobić ze mną, co
zechce, bo nie potrafiłem się odwrócić.
– Sasuke –
wyszeptałem po raz kolejny. Drgnął na dźwięk swojego imienia, ale nie odsunął
broni.
– Wynoś się stąd.
– Musisz mi wybaczyć,
to włamanie, ale nie dałeś mi wyboru. Posłałem po ciebie dwa razy i…
– WYNOCHA!
Pewnie bym
podskoczył, gdybym nie znał już tego tonu. Zmarszczyłem brwi, robiąc krok do
przodu.
– Słuchaj no! Dopóki
to JA, a nie TY, jestem Hokage, będziesz robił dokładnie to, co powiem!
Myślisz, że masz u mnie jakieś względy, bo ze mną sypiasz? No to niespodzianka,
nie masz! I jak każdy masz OBOWIĄZEK stawić się, kiedy cię do siebie WZYWAM,
zrozumiano?!
Sasuke dezaktywował
sharingan i opuścił katanę. Wciąż jednak był czujny i miałem świadomość, że
jeśli wykonam jeden fałszywy ruch, potnie mnie na kawałki i nie zdążę nawet
zauważyć, kiedy.
Prychnął i chociaż to
jedno było znajome, bo na pewno nie wyraz jego twarzy, ani obłęd w oczach. Robiło
mi się nieswojo, kiedy tak na niego patrzyłem.
– Skoro ty nie
pojawiłeś się u mnie, ja postanowiłem przyjść do ciebie. Słucham, co stało się
na twojej misji?
Zanim na mnie
spojrzał, błądził wzrokiem gdzieś po ścianie, szukając punktu zaczepienia.
– Napisałem wszystko
w raporcie.
– Ponad dwa tygodnie
zawarłeś w kilku zdaniach! Poza tym poprosiłem Shikamaru o analizę i jest w nim
parę nieścisłości. Możesz to jeszcze naprawić i złożyć mi porządne sprawozdanie
słowne, już. Jeśli nie, jutro z samego rana widzę cię u siebie. Napiszesz pod
moim okiem tysiąc razy: Nie będę
ignorował poleceń Hokage, potem poprawisz raport i jeszcze raz
zaprezentujesz wszystko ustnie.
Wyraz jego twarzy ani
drgnął. Spodziewałem się jakiegoś przytyku w związku z tą typowo szkolną karą,
którą w żartach zamierzałem mu wlepić, ale Sasuke najwyraźniej nie chwytał
dowcipu. Po prostu zamilkł. I nawet się ze mną nie pokłócił, że ośmieliłem się
mu rozkazywać. Poprzedni napad furii zastąpiła pusta skorupa, przez którą nie
potrafiłem się przebić.
Pomyślałem sobie, że
mam do czynienia z jakimś dzikim zwierzęciem. Wszystkie te drapieżne bestie też
potrafiły stać spokojnie i tylko patrzeć, a potem bez ostrzeżenia rzucić się
ofierze do gardła.
– Dostałeś mój raport
– powiedział po chwili, zupełnie bezbarwnym głosem, odkładając katanę. – Nie
złożę ci słownej relacji i nie stawię się jutro w twoim gabinecie. Skończyłem.
– O co ci chodzi,
dupku? Obraziłeś się o coś, czy co?
Przez chwilę milczał,
po czym otworzył powoli usta i rzekł, nawet na mnie nie patrząc:
– Nie obraziłem się.
Czyli się obraził.
– Aaa! To o ten
czwartek ci chodzi, tak? Widziałem się ostatnio z Kibą i wiem, że ty wiesz.
Słuchaj, miałem swoje powody, żeby cię okłamać. – Zrobiłem kilka kroków w jego
stronę, korzystając z tego, że wpatrywał się w ścianę. – Nie wiem, co sobie
pomyślałeś, ale ja nie mam nikogo na boku.
Położyłem mu dłoń na
ramieniu i przesunąłem nią w dół. Nie zdążyłem jednak dotrzeć nawet do łokcia,
kiedy Sasuke zatrząsł się cały, a w następnej chwili powtórzył swój poprzedni
atak i niemal wbił mnie w ścianę.
– Co ty sobie
myślisz, co?! – wrzasnął mi wprost do ucha. Miał nieregularny, płytki oddech, a
jego dłonie drżały, choć trzymał mnie mocno i pewnie. – Że jesteśmy w jakimś
pierdolonym związku?! Nie obchodzi mnie, czy pieprzyłeś się z kimś innym, czy
co innego w tym czasie robiłeś! Ale nigdy więcej MNIE NIE DOTYKAJ!
Szarpnął mną i
uderzył o twardą ścianę, a ja jęknąłem mimowolnie. Po drugim uderzeniu pociemniało mi przed oczami i na moment całkowicie mnie zamroczyło. Kiedy
odzyskałem świadomość, Sasuke stał po drugiej stronie pokoju, a światło
ponownie zgasło. A, tak, przecież uderzyłem głową we włącznik, kiedy szarpał
mną na prawo i lewo.
Zjechałem po ścianie
i oparłem się o nią, patrząc spod przymrużonych oczu na jego sylwetkę skrytą w
mroku. Znowu dobył miecza, a nawet w tej ciemności byłem w stanie dostrzec
czerwień jego oczu.
– Nie wierzę ci –
szepnąłem, wycierając krew z rozciętej wargi.
– Nie dbam o to.
– Myślę, że tak
naprawdę boli cię to, że cię okłamałem i postanowiłeś się zemścić, znikając na
te dwa tygodnie. Wiedziałeś, że zacznę się martwić, wiedziałeś, że ukarzesz
mnie w ten sposób! Ale kiedy wróciłeś, okazało się, że to nie wystarczyło,
prawda? Czujesz, że to wciąż za mało, dlatego postanowiłeś mnie unikać. Ale ja
cię wcale nie zdradzam, Sasuke, więc skończmy tę farsę!
– Mam to w dupie.
Postanowiłem się
podnieść. Podejść do niego, strzelić w łeb i przekonać, że teraz już wszystko
będzie w porządku. Gdyby poprosił, może nawet byłbym w stanie wyznać mu prawdę
i powiedzieć o Taichim.
– Wiesz, jaki jest
najlepszy sposób na pogodzenie się, co, Sasuke?
Zadrżał. Nawet w tej
zupełnej ciemności, dojrzałem, że się trzęsie. Zdołałem zrobić zaledwie krok,
kiedy napotkałem jego miecz. Jeszcze jeden, a wszedłby gładko w moją klatkę
piersiową.
– Daję ci ostatnią
szansę. Wyjdź i nigdy nie wracaj. Zapomnij o tym, co nas łączyło.
– Dobra, skoro tak,
to idę! – odpowiedziałem, nie kryjąc oburzenia. – Siedź sobie w tej swojej
norze i przeżywaj, że nie byłem z tobą szczery. Droga wolna!
I wyszedłem stamtąd,
trzaskając drzwiami. Odetchnąłem głęboko, bo nawet na klatce schodowej było
znacznie cieplej niż w tym przeklętym mieszkaniu. Mroczna, zimna, oślizgła
ruina. Założę się, że nawet łóżko miał nabite kolcami. Spał na długich,
cienkich igłach, napawając się tym, jak krew sączy mu się z pleców i spływa po
nich na materac. Może on jednak był jakimś pierdolonym wampirem. Czosnku nigdy
w moim towarzystwie nie jadł, tyle że luster się dupek nie bał, wręcz
przeciwnie.
I kiedy tak
trenowałem swoją wyobraźnię w wymyślaniu debilizmów, moją uwagę przykuła
karteczka, która leżała pod drzwiami. Wezwanie do bezzwłocznego stawienia się w
moim gabinecie, autorstwa Shikamaru. Uchiha zgniótł ją, jakby ćwiczył robienie
kulek z orgiami i pozostawił na wycieraczce tak, żeby wszyscy widzieli. I
właśnie tyle liczył się dla niego Hokage.
***
Następnego dnia byłem
po prostu wściekły. Chyba dopiero dotarło do mnie, co zrobił Uchiha i poczułem
się cholernie wkurwiony. Mnie na złość postanawiał nie wracać przez ponad dwa
tygodnie i zapewne dobrze się bawił, wyobrażając sobie, jak bardzo jestem
zmartwiony. Nie zamierzałem puścić mu tego płazem.
W związku z tym, że
nie mogłem usiedzieć w miejscu, zabrałem się za robotę wymagającą ruchu.
Niewiele było takich zadań, jak nadzorowanie czyjejś pracy, czy odwiedzanie
różnych instytucji, ale wziąłem je wszystkie. Shikamaru kręcił nosem i
marudził, bo w papierologii mieliśmy spore zaległości, ale odpuścił, widząc
moją minę.
Odwiedziłem więc
centrum badawcze, spotkałem się z przedstawicielami organizacji charytatywnych,
na których pracę wyraziłem zgodę kilka tygodni temu i spotkałem się z doradcą
Lorda Feudalnego, który przybył z jakąś rzekomo ważną sprawą, która po bliższym
poznaniu okazała się zwykłą bzdurą, którą i tak musiałem potraktować poważnie.
Kiedy wróciłem do
siedziby, miałem za sobą porządny spacer, pierwszy od dawna ciepły posiłek i
względnie dobry nastrój. Złość na Sasuke tliła się gdzieś w głębi, ale nie
pozwoliłem jej wysunąć się na pierwszy plan.
Przynajmniej, dopóki
nie ujrzałem raportu Uchihy, który wciąż zalegał na samym środku biurka.
Zepchnąłem go w kąt, chociaż najchętniej bym go spalił i zostawił dupkowi na
wycieraczce. W odwecie za wczorajsze wezwanie.
– I co, doszukałeś
się czegoś? – zagadałem do Nary, który szukał czegoś w segregatorach, stojących
na półce obok mojego biurka.
– Tylko przeczytałem,
wygląda w porządku.
Spojrzałem z
nienawiścią na plik zapisanych przez Uchihę kartek.
– Powiedziałem temu
draniowi, że w jego raporcie jest kilka nieścisłości i że musi się z nich
natychmiast wytłumaczyć.
– Jakich
nieścisłości?
– Problem w tym, że
jeszcze żadnych – westchnąłem. – Dlatego musimy się postarać i znaleźć na niego
jakiegoś haka.
– Naruto…
– Tak, wiem, to dziecinne
– broniłem się.
– Naruto.
– I Hokage nie
powinien się tak zachowywać, wiem.
– Naruto!
– No przecież mówię,
że wiem!
Spojrzałem na niego z
wyrzutem, a on na mnie jak na niemożliwego dzieciaka. Pomyślałem sobie, że
jeśli Shikamaru kiedykolwiek dorobi się dziecka, to będzie miał już jakieś
doświadczenie związane z rodzicielstwem. Bądź co bądź, od dwóch lat musiał
wychowywać mnie, a przyznaję, że czasem bywam naprawdę niemożliwy.
– Zajmij się właściwą
pracą, dobra?
– Dobrze, mamo –
odburknąłem, siadając przy biurku.
Ładny stosik się
zrobił. Jeszcze trochę, a znad papierów nie będę widział, jak ktoś wchodzi. Przysięgam,
że jeśli w najbliższym czasie namnoży się ich jeszcze więcej, to zbuduję sobie
z nich fortecę i zamieszkam w środku. Starczy mi na jakieś dwa pokoje, gabinet,
sporej wielkości łazienkę i kuchnię z jadalnią.
Jakby tego było mało,
po zaledwie pół godzinie, Nara zniósł dodatkowe dwa stosy i przerwał mi na
moment pracę, wciskając jakiś dokument w ręce.
– Spójrz na to.
Skrzywiłem się i
przyjrzałem uważnie nagłówkowy.
– No nie pierdol, że
teraz do obowiązków Hokage należy również wyrażenia zgody na wymeldowanie i
zameldowanie się! Kurwa, lada dzień będę podpisywał wnioski o przyjęcie do
przedszkola!
– Nie drzyj się,
tylko czytaj. To nie leży w kręgu twoich obowiązków, ale uznałem, że może cię
zainteresować – burknął, znudzonym tonem.
No to przeczytałem. Od
początku do końca. Uchiha Sasuke prosił o
zaakceptowanie jego wniosku o wyprowadzenie się z rudery, która tak mu się
podobała, a w której urządził sobie zupełnie nieprzytulną norę i prosił o zameldowanie go z powrotem w
rezydencji Uchiha.
– Co? Przecież on
nienawidzi tego domu.
– Nie wiem, czy
nienawidzi. – Shikamaru wzruszył ramionami, odbierając ode mnie dokument. – Ale
uznałem, że chciałbyś o tym wiedzieć, skoro masz taką obsesję na jego punkcie.
– A ty nie uważasz,
że to podejrzane?
– Co w tym
podejrzanego? Też byś się wyprowadził, gdybyś mieszkał w takim miejscu.
– No… ja tak, ale
jemu się tam podobało – oznajmiłem.
Czemu to robił? Bo
chyba nie dlatego, że miałem klucze do jego mieszkania. Łatwiej byłoby zmienić
zamki. O poproszeniu o zwrot nie wspomnę, chociaż obaj wiedzieliśmy, że to nie
w jego stylu. Najwyraźniej wymiana zamka również była za mało widowiskowa i
ostentacyjnie zamierzał zmienić lokum.
– Widocznie poszedł
po rozum do głowy i przestało mu się podobać. – Nara wlepił we mnie uważne
spojrzenie. – Ciebie to naprawdę obchodzi – stwierdził po chwili, nieco
skołowany.
– Obchodzi.
– I chcesz, żebym
bliżej przyjrzał się jego raportowi.
– Chcę.
– Rany… nawet sobie
nie wyobrażasz, jakie to zawracanie głowy – westchnął. – I kiedy już to zrobię,
weźmiesz się porządnie do pracy, zamiast cały czas o tym myśleć?
– Wezmę –
przytaknąłem.
– Dobra, to mamy
umowę. Dam ci znać jutro.
Uśmiechnąłem się
szeroko, ale Shikamaru nie mógł już tego zobaczyć, bo odwrócił się tyłem do
mnie i wyszedł. Zrobiłem naprawdę dobry interes! Porządna analiza za niemal półdarmo.
Spojrzałem na
zegarek, zastanawiając się, czy zdążę do Ichiraku przed zamknięciem, jeśli
jeszcze parę godzin tu zabawię i zacznę realizować moją część umowy.
Wykalkulowałem, że jeśli się sprężę, to powinienem pozbyć się całego jednego
stosu. A w nagrodę… ramen.
Z zapałem zabrałem
się do pracy, ignorując szepczący głos w mojej głowie, który mówił, że coś jest
zdecydowanie nie tak. Szept powoli przeradzał się w stanowcze wołanie, a
następnie w krzyk.
Sasuke postanowił
wprowadzić się do domu, którego nienawidził najmocniej na świecie. Domu, który
zmienił całe jego życie i ukształtował osobę, którą był obecnie. I chociaż nie
zrobił tego bezpośrednio, to w tym domu mieszkały osoby, które się do tego
przyczyniły. Mogłem sobie mówić, że Uchiha był mściwym dupkiem, ale nawet on
nie poświeciłby swojego zdrowia psychicznego, żeby zademonstrować mi swoją
złość i odegrać się w ten sposób.
Kiedy głos zaczął
rozsadzać mi głowę, porzuciłem plany o wizycie Ichiraku i zdecydowałem się
odwiedzić inną, znacznie rzadziej uczęszczaną dzielnicę Konohy…
Rozdział przeczytałam wczoraj w nocy, jednak byłam zbyt zmęczona by skomentować. Plus nienawidzę dawać opinii na telefonie wrrr. Wróciłam właśnie od lekarza, więc to najlepszy moment aby usiąść do lapka i pierdzielnąć komentarz :).
OdpowiedzUsuńTaaaaa Sasuś nie jest zazdrosny. Tu mi jedzie, a tu mi strzela. Eh on nigdy nie przyzna się do swoich uczuć. Ale wszyscy wiemy, że kocha Naruto <3.
Powiem szczerze, że jak Sasuke nie zjawiał się u Hokage, to nie przyszło mi do głowy, że robi to na złość. Tak oczywista rzecz, a ja jak debil już myślę, kurwa coś mu się stało. A tu bum! Bardzo podobała mi się scena w jego ruderze. Opisałaś ją tak idealnie, że bez problemu ją sobie wyobraziłam przed oczami.
Jestem ciekawa, czy Shikamaru znajdzie coś w raporcie Uchihy. I tu wciąż nie mogę nic wymyślić, więc zapewne doznam szoku, kiedy pojawi się 5 rozdział. A tak BTW czekam, aż w końcu Naruto weźmie go od tyłu XD. Pisałam wcześniej, że zachwycam się tym, jak pokazałaś umysł Naruto. Ale pochwalę jeszcze raz. Jakbym wtopiła się dosłownie w umysł Uzumakiego. Mimo iż jest Hokage, to dalej tak śmiesznie głupkowatym pozostał. I ponownie: DLACZEGO SASUKE WPROWADZIŁ SIĘ DO SWOJEJ STAREJ DZIELNICY?! Mam nadzieję, że długo nie będę musiała czekać, żeby się dowiedzieć.
Buziaki ;* przepraszam za krótki komentarz, ale przez tą pogodę kompletnie nie mam weny :(.
Rozumiem Cię doskonale, bo ja też nie znoszę pisać dłuższych tekstów na telefonie. Chociaż nie, wróć, ja w ogóle nie lubię niczego na nim robić i jak nie muszę, to z niego nie korzystam.
UsuńNiczego nie potwierdzę, ale też nie zaprzeczę. Zacieram za to rączki. Dlaczego? Bo prawdziwa zabawa dopiero się zacznie ;-). Chciałabym zapewnić, że niedługo wszystko się wyjaśni, ale tak nie będzie :D
I raz jeszcze napiszę, że bardzo mi miło, że podoba Ci się postać Naruto. Naprawdę się cieszę :-)
Dziękuję za komentarz!
Tytuł aluzją do papierkowej roboty,co? Naruto, stanął bez lęku przed Obito, Madarą a przy spadającej wielkie stercie papierów na niego żegna się z życiem...za takie kawałki kocham te opowiadanie.
OdpowiedzUsuńSasuke się znalazł ale to nie poprawiło sytuacji Naruto, wręcz przeciwnie.Naruto nie znalazł dla niego czasu to teraz on postanowił się odpłacić pięknym za nadobne. Wiadomo, jest na niego obrażony i wściekły ale tu zachował się niczym osoba niezrównoważona - to było dziwne, niepokojące i niczym jego zachowanie po Szczycie Pięciu Kage(a wtedy to ,,Madara'' mieszał mu w głowie). Coś tu jest zdecydowanie nie tak i Naruto powinien odkryć co(oraz powiedzieć mu wtedy, że się spotkał z Taichim).
Jestem bardzo ciekawa jak się to rozwinie.
Pozdrawiam, Mei
Każdy ma jakieś lęki, każdy się czegoś boi, w przypadku Naruto są to właśnie takie, a nie inne sytuacje. A o kolejnych wkrótce ;-)
UsuńSiedzę i myślę, co Ci odpisać, żeby niczego nie zdradzić i... chyba nie napiszę nic. Każda odpowiedź, która przychodzi mi do głowy, jest na swój sposób spoilerem. Ale podoba mi się Twoje rozumowanie, tyle powiem :-)
Dzięki za komentarz!
Hej,
OdpowiedzUsuńo kochana, nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że tutaj wróciłaś i jest nowe opowiadanie... zabieram się za czytanie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Ja też się cieszę, że wróciłam :-)
UsuńPozdrawiam również i zapraszam do czytania!
Boże, to takie oczywiste, że Sasuke jest ZAZDROSNY! xD Może sobie gadać, że wszystko go guzik obchodzi, ale wszyscy wiemy, że nie! xD Teraz to ja jestem ciekawa, czemu pan Zazdrosna Dupa przeprowadza się do starej rezydencji. Ale to się dowiem jutro, bo teraz padam na pysk i idę spać. xD
OdpowiedzUsuńBuźka!
Oczywiste? :D
UsuńZobaczymy!
Pozdrawiam :-)
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Uchiha w końcu wrócił z tej misji, jak tylko nie zjawił się u Hokage, to przyszło mi do głowy że robi to specjalnie na złość Naruto... ta scena w ruderze Sasuke opisałaś rewelacyjnie, bez problemu mogłam ją sobie wyobrazić... jestem bardzo ciekawa czy Shikamaru znajdzie coś dziwnego w tym raporcie, mam wrażenie że coś się stało na tej misji, boi się dotyku, czyżby został zgwałcony? i ta nagła chęć ponownego wprowadzenia się ponownie do dzielnicy klanowej...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza