Witam!
Dwa tygodnie zmieniły się w miesiąc, ale wreszcie jestem. Zawirowania w pracy pokrzyżowały mi mocno rozdziałowe plany, ale mam nadzieję, że najgorsze już za mną.
Wstęp do historii czas powoli kończyć. Już niedługo bardziej treściwa akcja.
Zapraszam do czytania i komentowania!
_____________________________________________________________
Misja odpowiednia dla
Sasuke trafiła w moje ręce szybciej, niż się spodziewałem. Nie było to nic
specjalnie wymagającego. Zadanie wręcz urągające jego umiejętnościom, ale czego
innego można się spodziewać w czasach pokoju? Niewielu było takich, jak Uchiha,
którym brakowało krwawych jatek i adrenaliny.
Minęło zaledwie
dziewięć lat. Dziewięć od zakończenia Czwartej Wielkiej Wojny. Dziewięć lat,
przez które stopniowo przyzwyczajaliśmy się do tego, jak nudne i monotonne
potrafi być życie. I że wbrew pozorom takie życie wcale nie jest łatwe.
Dopóki działaliśmy
pod wpływem emocji, nikt z nas nie zastanawiał się nad tym, co już się
wydarzyło i co jeszcze może się zdarzyć. Liczyło się tylko tu i teraz. Ważne
było przetrwanie i doprowadzenie tego wszystkiego do końca. Na przemyślenia
przyszedł czas, kiedy wojna się skończyła. Wracały wspomnienia, wizje śmierci
najbliższych, wielkiego poświęcenia i bólu, który powinniśmy czuć, a na który
nie było w tamtej chwili miejsca. Nie na tak silny, na jaki zasłużyliśmy.
Nasza własna wioska, własne domy, pokoje okazywały się dla wielu za ciasne. Nie wiedzieliśmy, czego sobie życzymy, modląc się o finał tej
okrutnej wojny, bo kiedy dobiegła końca, zostaliśmy sami ze swoimi myślami i
część z nas bezpowrotnie to zniszczyło.
Cztery ściany wielu z
nas przerosły. Dręczyły aż po dziś dzień, nie dając o sobie zapomnieć nawet w
snach. Nikt nie tęsknił za wojną, ale nikt też nie przypuszczał, że powrót do
normalnego życia będzie takim wyzwaniem. Ten cały chaos, ta długotrwała
masakra, odcisnęła na nas większe piętno, niż się spodziewaliśmy i niż byliśmy
gotowi głośno przyznać.
Skłamałbym, twierdząc,
że wszystkie przypadki były tak beznadziejne. Wszyscy dochodziliśmy do siebie w
swoim własnym tempie. Przez pierwsze miesiące wioska tonęła w mroku i ciszy,
jednak wraz z upływem czasu, na nowo nabierała werwy i kolorów. Stopniowo,
przeganiając chmury, które wisiały nad nami zdecydowanie zbyt długo. A kiedy w
końcu nad większością domów zaświeciło słońce, u bram stanął wielki jaśnie pan
Uchiha. Beznamiętny jak zawsze. Arogancki i przystojny jak… jak to on.
Wyglądał, jakby cała ta piekielna wojna go ominęła. Wrócił na stare śmieci,
zachowując się, jakby nigdy nic się nie stało.
I to on jako jedyny
miał czelność narzekać na zadania, które wyznaczałem. Przyjmował moje polecenia
z wątpliwą miną. I chociaż zawsze dogłębnie relacjonował wszystko w raportach,
robił to ze znudzeniem, prychał i na prośbę, by skracał trochę te opisy
przyrody i szczegóły, od których pękał mi łeb, oznajmiał, że może jeszcze zacząć
uwzględniać postoje, które zrobił, by się odlać.
Jeden jedyny, któremu
obecny stan rzeczy najwyraźniej przeszkadzał.
Shikamaru dostarczył
mi pełną listę misji, które musiałem zlecić w najbliższym czasie, a ja
ledwie przeleciałem po nich wzrokiem i na chybił trafił wybrałem jedną z dwóch,
które zdobyły zaszczytną rangę B.
– Niech stracę, to bierze
Uchiha. – Wcisnąłem mu teczkę w ręce. – Zapoznaj go z tym, okej?
– I to już?
Przeczytałeś to chociaż?
Pokręciłam głową,
wracając do czytania arcyważnych raportów, które przyniósł mi tego ranka. O
dziwo, tylko jeden z nich dotyczył łapania zagubionych kotów, a pozostałe nawet
zapowiadały się nieźle. No, może z wyjątkiem jednego.
– Shikamaru! –
krzyknąłem, kiedy zbliżył się już do drzwi. – Wezwij do mnie Kazuo. Musi
poprawić raport.
– Znowu?
– Tak, znowu.
Nara podszedł do
mojego biurka i sięgnął po odpowiedni formularz. Chwilę z uwagą śledził tekst,
po czym podniósł brew z zainteresowaniem.
– I kiedy już byliśmy pewni, że bez przeszkód
uda nam się odstawić panią Ayako do jej rodzinnej wioski, zza drzew wyskoczył
zamaskowany oddział ninja. Sensei oraz moi koledzy z drużyny zamarli z
przerażania, a pani Ayako schowała się za moimi plecami. Jej jędrne piersi
zafalowały, kiedy gwałtownie wypuściła powietrze. Przywarła mocniej do moich
nagich pleców. Wiele wysiłku kosztowało mnie, by zamiast na wrogich ninja, nie
skupić się na jej gorących wypukłościach. Szepnęła mi na ucho, że bardzo się
boi, a ja otoczyłem ją ramieniem i zapewniłem, że w mojej obecności żadnej
damie nie stanie się krzywda. Cała pięćdziesiątka wrogich shinobi skupiła się
na mnie. Wiedzieli, z kim mają do czynienia i ja miałem tego świadomość.
Połowie z nich trzęsły się kolana na mój widok, a jednak stali prosto i
mierzyli do mnie ze swoich mieczy. Wykonałem krok, a wtedy…
– Wystarczy –
przerwałem mu, zdając sobie sprawę z tego, że jeśli Shikamaru będzie to dłużej
czytał, to nie damy rady się od tego oderwać. To była dopiero piąta strona
zamieszczonego raportu, a było ich trzydzieści.
– Trzeba przyznać, że
dzieciak ma talent – oznajmił, przewracając kolejne kartki. W pewnym momencie
zagwizdał, oblewając się delikatnym rumieńcem. – I jak na trzynastolatka, to
jest dosyć dobrze wyedukowany.
– Mam tego
świadomość. I jeśli kiedyś zdecyduje się wydać książkę, to chętnie przeczytam.
Ale na razie marnuje tylko mój czas. Wezwij go, chyba czeka nas kolejna
rozmowa.
Shikamaru potaknął,
odkładając raport na bok, chociaż wyraźnie uciekał mu wzrok w stronę kolejnych
kartek. Pamiętam, z jakimi wypiekami na twarzy czytałem pierwszy tekst, który
dostałem od tego dzieciaka. I nie miało znaczenia, że zbliżenie, które
opisywał, miało miejsce pomiędzy kobietą, a mężczyzną. Dzieciak miał talent,
który potrafiłem docenić wtedy, później i… jeszcze pewnie z pięć razy, ale ileż
można?
– Zajmij się Uchihą,
okej?
– Okej, wyślę go na
to… – Zmarszczył brwi, przeglądając zgłoszenie.
– Tak, właśnie tam. –
Machnąłem ręką, chcąc, by już wyszedł, ale znowu się zaczytał. Tym razem nie w
tym pornolu, ale wydawał się równie zaintrygowany.
– Przejrzałeś to
chociaż?
– Tak trochę –
westchnąłem. – Poradzi sobie, nie?
Zanim odpowiedział,
zawiesił na mnie wzrok. Co było, do cholery, nie tak z tym zadaniem? Ranga B,
coś o jakichś przemytnikach. Nic, z czym Uchiha mógłby mieć jakiekolwiek
problemy.
– Poradzi – odparł po
dłuższej chwili nieco bez przekonania i opuścił mój gabinet.
***
Ze zniecierpliwieniem
wpatrywałem się we wskazówki zegara, mając świadomość, że już za kilka godzin
czeka weekend. I nie miało znaczenia, że piastując stanowisko Hokage, nie miałem
wolnego ani w soboty, ani w niedziele. Odprężał mnie już sam fakt, że ten
weekend gdzieś tam dla kogoś był. Siedziałem sobie jakiś taki bardziej
zrelaksowany, udając, że jestem na wczasach. Shikamaru też traktował mnie
bardziej pobłażliwie, pozwalając mi od czasu do czasu się zdrzemnąć albo zrobić
sobie dłuższą przerwę i skoczyć na porządny ramen, a nie tylko ten w kubeczku.
W pracy, czy poza nią – soboty i tak jawiły się zdecydowanie przyjemniej niż
pozostałe dni tygodnia.
– Proszę! –
krzyknąłem od niechcenia, kiedy rozległo się nieśmiałe pukanie do drzwi.
Zgodnie z moimi przypuszczeniami, w progu pojawił się Kazuo. – Domyślasz się
pewnie, dlaczego cię wezwałem?
Dzieciak pokręcił
energicznie głową, nie mając odwagi nawet na mnie spojrzeć. Zawsze się
zastanawiałem, co siedzi w jego głowie. Z pozoru nieśmiały nastolatek, z zachowania
bardzo przypominający mi Hinatę, a w środku taki mały, zboczony diabełek. Gdyby
nie to, że znałem jego charakter pisma, nigdy bym nie pomyślał, że to on jest
autorem tych erotycznych raportów.
Gestem wskazałem mu
krzesło naprzeciw i poprosiłem, by usiadł. Zacisnął dłonie w piąstki i
spuścił głowę w taki sposób, żeby włosy w całości przysłoniły mu twarz.
– Pierwsza kwestia,
zobaczmy… przysunąłem sobie jego raport, uważnie śledząc tekst. – Panna Ayako,
nie pani. I nie miała wcale dużego biustu.
Chłopak drgnął.
Podniósł nieśmiało głowę, spoglądając na mnie spod rzęs.
– I zostań już w tej
pozycji. – Kiwnąłem głową w jego kierunku. Kazuo zamarł, chociaż po panice w
jego oczach wyraźnie widziałem, że wolałby zapaść się pod ziemię. – Dlaczego to
właśnie ty, a nie twój sensei, sporządziłeś raport?
– Ja go miałem tylko
dostarczyć…
– Więc gdzie on jest?
Ten prawdziwy?
Drgnął, a następnie
wsunął dłoń pod materiał obszernej bluzy i wyjął zwitek papieru. Położył na
samym rogu biurka i czekał. Pobieżnie przejrzałem oryginał i westchnąłem. Co ja
miałem zrobić z tym dzieciakiem? Im dłużej byłem Hokage, tym lepiej rozumiałem,
że ten tytuł to nie tylko brawurowe walki w obronie wioski, ale też zmaganie
się z nawet najdrobniejszymi problemami w jej obrzeżu. W tym przypadku – z
młodocianymi zboczeńcami z jakimś rozdwojeniem jaźni. Nie mogłem tak po prostu
zignorować tego chłopaka. Sam w swoim życiu przeżywałem bardzo trudny czas i
gdyby ludzie traktowali mnie wtedy jak powietrze, nie byłbym tym, kim dziś jestem.
– Chcesz o tym…
porozmawiać?
W oko sobie mogłem
wsadzić taką pomoc. Chłopak pokręcił głową, wciąż patrząc na mnie spod
częściowo pochylonej głowy. Dokładnie w takiej pozycji, w jakiej kazałem mu
pozostać.
– Wiesz, to tak
działa, że w pewnym wieku chłopcy zaczynają się interesować dziewczynami, ale…
Zamilkłem. Poniekąd
dlatego, że właściwie nie miałem pojęcia, co chciałem powiedzieć, jednak
bardziej z powodu tego, że w tej właśnie chwili Uchiha wpadł do mojego gabinetu,
jakby wchodził do siebie.
– Nie przeszkadzaj
sobie, kontynuuj – zachęcił, choć wyraz jego twarzy nie szedł w parze ze
słowami.
– Uchiha, jestem
zajęty, wyjdź.
Ton mojego głosu nie
podziałał jednak na Sasuke, a na chłopca, który wzdrygnął się na krześle.
– Od kiedy to w
obowiązkach Hokage leży edukacja seksualna? Przyszedłem pomówić o mojej misji.
Priorytety, Uzumaki.
Miałem ochotę
wyrzucić go za drzwi. Naprawdę, wziąć za frak i postarać się, żeby upadając, porządnie obił sobie tyłek. Albo sam mogłem mu go zdewastować. Zerknąłem kątem
oka na Kazuo, który wyglądał już na tak zastraszonego, że niemal przestał
oddychać. Odstawię szopkę, wywalę Uchihę i… co? Niczego nie uda mi się
wyciągnąć z tego chłopaka, jeśli będzie się mnie bał.
– Kazuo, możemy
dokończyć tę rozmowę innym razem? – Uśmiechnąłem się do niego przez zaciśnięte
zęby, żeby trochę rozładować napięcie, ale chyba mi nie wyszło.
Chłopak skinął głową,
ukłonił się i czym prędzej opuścił gabinet. Wyglądał, jakby miał lada moment
zlać się w spodnie. Kurwa, aż tak źle było?
– Molestujesz tego
dzieciaka?
Zamrugałem
zaskoczony. Sasuke przysiadł na rogu biurka, przyglądając się przed chwilą
zamkniętym drzwiom.
– Pojebało cię?
– To co żeś mu
zrobił? Wyglądał jak ofiara gwałtu.
– Skąd ty, u licha,
wiesz, jak wyglądają takie ofiary? – Zmarszczyłem brwi. – Dzieciak ma problem,
wszystko zepsułeś!
– Życie. – Wzruszył
ramionami. – Każdy jakieś ma. A ty dorobisz się ich naprawdę wielu, jeśli
zaczniesz teraz każdemu gówniarzowi tłumaczyć, co to jest penis i do czego
powinien go używać.
Miałem dylemat. Dać
mu w zęby, czy zademonstrować, co ja mogę zrobić ze swoim? Mógłbym mu wyjaśnić,
do czego służy dupa. Zamiast tego odnalazłem na biurku raport
sporządzony przez małego i podsunąłem Sasuke pod nos. Niech przeczyta, niech
sam się przekona!
Shikamaru się
rumienił, ja bywałem zażenowany, ale Uchiha to wyglądał wręcz na zadowolonego,
kiedy śledził litery wzrokiem. W pewnym momencie nawet parsknął śmiechem, a
potem oddał mi kartki.
– Teraz rozumiem,
młotku. Miałeś nadzieję, że to on ci wytłumaczy, jak to działa.
– No przecież nie
zostawię dzieciaka samego, skoro najwyraźniej ma jakiś problem, nie?
– Dlaczego nie?
– Przecież…
– No co? – Przerwał
mi, wyraźnie podnosząc głos. – To zwykły dorastający gówniarz. No nie mów, że
tym masz teraz zamiar się zajmować? Trzeba było nie zostawać Hokage, tylko
przyłączyć się do jakiejś pierdolonej organizacji charytatywnej, niańczyć
sieroty, umysłowo chorych i pokrzywdzonych przez los. Wiesz, jaka
odpowiedzialność spoczywa na twoich barkach? Przestań się cackać z motłochem i
zacznij zajmować tym, czym powinieneś.
Spoglądałem na jego
gniewne oczy i zmarszczkę, która pojawiła się na czole, i zastanowiłem się, co
się stało z tym chłopcem, który w wieku zaledwie ośmiu lat stracił całą rodzinę
i został sam ze swoimi myślami. Czy gdyby to wszystko przydarzyło się teraz,
gdyby znowu był dzieckiem, które straciło wszystko, też wzgardziłby moją pomocą
i prychnął z pogardą?
– Te dzieciaki, to
przyszłość wioski. Mówię to tak na wypadek, gdybyś nie zauważył – odparłem
zimno. – Po co przyszedłeś? Konkrety.
– Byłem ciekaw, czy
ktoś tu jeszcze pracuje, czy po prostu rzucacie zainteresowanym aktami misji w
twarz, licząc na to, że sami zapoznają się ze szczegółami.
– A co, czytać nie
umiesz? – burknąłem.
Jasna sprawa, Uchiha
był pojętny, więc Shikamaru wolał zarzucić go papierkową robotą niż samemu
cokolwiek mu tłumaczyć. W gruncie rzeczy, to nie musiał, ja w końcu byłem
Hokage.
Sasuke nie
odpowiedział. Jego milczenie było wystarczająco wymowne, bym wyjął mu papiery z
rąk i sam przyjrzał im się nieco bliżej.
– Tropisz grupę,
zajmującą się nielegalnym przemytem… i tutaj mamy pierwszą niewiadomą, bo nie
uzyskaliśmy informacji, co tak właściwie przemycają. Nie mamy pewności, czy w
ogóle są shinobi, dlatego mimo wszystko lepiej uważaj. Najważniejszy jest
towar, może być również niebezpieczny. – Bla, bla, bla. W dwóch zdaniach
streściłem trzy strony zapisane małym druczkiem. Pominąłem coś? – Łapiesz
drani, przechwytujesz towar i wracasz.
Uniosłem brew. Chyba
zaczynałem rozumieć, dlaczego Shikamaru tak dopytywał, czy aby na pewno chce to
zadanie zlecić właśnie draniowi. On się nie nadawał do takich misji. Potrafił
sprawiać ból, potrafił zabijać, ale nie był w stanie…
– Żywych?
…przyprowadzić mi
tych ludzi w jednym kawałku.
– Żywych. Kręcą się
gdzieś na granicy między nami a Krajem Deszczu. Może to jacyś desperaci z Ame,
zresztą nieważne. Pięć dni powinno ci w zupełności wystarczyć.
– Wrócę za dwa.
Wzruszyłem ramionami
i odłożyłem przeglądane kartki na blat. Klamka zapadła, nie miałem już wyboru. Sasuke
przyglądał mi się w oczekiwaniu, ale nie miałem już nic więcej do powiedzenia. Co,
gdybym jednak zmienił zdanie? Wydawało mi się, że właśnie na to czekał. Stał i
patrzył, jakby sam wątpił w to, co kazałem mu zrobić. Powierzyłem w jego ręce
ludzkie życie. Czy byłem pewien, że ufam mu wystarczająco?
Kiedy milczałem nieco
dłużej, skinął głową i skierował się do drzwi.
– Możesz już zacząć
szukać mi czegoś ciekawszego. Za dwa dni chcę mieć gotowe kolejne zadanie.
– Nie spiesz się tak.
I baw się dobrze!
Uchiha w odpowiedzi
tylko trzasnął drzwiami. Machnąłem ręką na jego zachowanie. Co jak co, ale
słów: Ty również, kocham cię, pa!
raczej się nie spodziewałem. Zwłaszcza tej środkowej części. Ciarki przeszły mi
po plecach na samą myśl, że coś takiego mogłoby wyjść z jego ust. Jak miałbym
zareagować? Brzmiało to, jak kwestia z najgorszego koszmaru.
Chciałem wrócić do
pracy, ale zdałem sobie sprawę, że chyba nic z tego. Przez jedną myśl, jedno
głupie słowo – choć właściwie dwa – ja już byłem zdekoncentrowany i niezdolny
do czegokolwiek. Przewalałem papierki, podpisałem te wymagające natychmiastowej
interwencji, ale na nic więcej nie było mnie stać. Zamiast zapoznawać się z
propozycjami nowych szlaków handlowych, gapiłem się za okno. A widok o tej
porze był – zaprawdę powiadam wam – fascynujący.
Słońce chyliło się ku
zachodowi. Prawdopodobnie. Przynajmniej wyobrażałem sobie, że gdzieś tam za tymi
szarymi chmurami bez wyrazu kontynuowało swoją wędrówkę. Spojrzałem
na zegarek. Piętnasta. Powinienem popracować jeszcze kilka godzin i dopiero wtedy
ogłosić fajrant, ale dziś przecież nie spieszyło mi się do domu. Dziś nikt w
nim na mnie nie czekał.
Wróciłem do pracy.
Ale tylko pozornie, bo mój zapał drastycznie spadł, a ja nawet nie potrafiłem
stwierdzić dlaczego. Co ja chciałem zrobić ze swoim życiem?
Shikamaru zajrzał do
mnie po paru minutach, jakby miał jakiś radar czy coś takiego, co powiedziało mu,
że należy mnie niezwłocznie skontrolować. I miał rację. Westchnął, zauważając
moje rozkojarzenie i stanął nade mną jak ojciec, którego nie miałem.
– Czyżbyś zrobił już
wszystko, co miałeś na dziś zaplanowane?
Podniosłem wzrok znad
brudnopisu, na którym kończyłem właśnie trzecią partyjkę gry w kółko i krzyżyk.
Granie z samym sobą to jednak żadna frajda. Czy powinienem więc zaproponować mu,
by się przyłączył? Raczej nie.
– Przerwę mam.
– Już?
– No… próbuję
oczyścić umysł.
– Naruto…
Machnąłem ręką.
Chciałbym mu to wytłumaczyć, ale nie potrafiłem tego objaśnić nawet samemu sobie. Coś
w mojej minie musiało jednak na niego zadziałać, bo westchnął z rezygnacją i
powiedział:
– Niech stracę. Zrób
sobie wolny wieczór. Ale jutro oczekuję od ciebie dwustu procent wydajności.
Przytaknąłem, choć wcale
nie powinienem. To ani trochę nie brzmiało dobrze i gdybym potrafił myśleć
przyszłościowo, w życiu bym się na to nie zgodził. Jeden wieczór lenistwa,
tydzień zapieprzania. Bo pewnie właśnie to kryło się pod słowem jutro. Wysoka cena. Bardzo wysoka.
A jednak ruszyłem z
miejsca.
Na początku zdecydowałem
się na spacer. Choć nie było jeszcze czwartej, po słońcu nie było już ani śladu
– uroki zimy. Szkoda, że nie raczyła pokazać się z innej, lepszej strony, na
przykład serwując odrobinę śniegu. Dzieciaki byłyby wniebowzięte, gdyby mogły
wyjść na sanki, polepić bałwany, zrobić bitwę na śnieżki. Na przykład te z domu
dziecka, one potrafiły cieszyć się każdą, nawet najdrobniejszą rzeczą.
Zatrzymałem się na przy
placu zabaw, przypominając sobie, że kiedy sam miałem pięć, sześć lat i
rówieśnicy nie chcieli się ze mną bawić, ja i tak zmuszałem ich do tego. Byłem
jednoosobową armią. Sam przeciw dziesięciu, a po każdym takim starciu,
wyglądałem jak bałwan. Śnieg miałem wszędzie, za koszulką, w spodniach. Każdy
inny dzieciak dawno by się rozchorował, ale mnie nigdy nic nie złapało.
Dopiero później
dowiedziałem się dlaczego.
Wtedy zawsze wszyscy
byli przeciwko mnie, nikt nie wyciągnął do mnie przyjaznej ręki, nikt nie bawił
się ze mną dlatego, że chciał, lecz dlatego, że musiał. Nauczyciele w Akademii nie byli
lepsi. Udawali, że traktują mnie tak samo, jak pozostałych, ale w tym tak samo, dużo było rozbieżności i
inności. Stanowczo zbyt długo czułem się samotny. Zbyt długo.
Kiedy z nieba zaczął
siąpić deszcz, cofnąłem się w stronę centrum. Zaburczało mi w brzuchu,
przypominając mi, że byłem głodny. Dokąd więc mogłem pójść? Dokąd mógł
zaprowadzić mnie żołądek? Ichiraku wyrosło na mojej drodze, zanim zdołałem się
zorientować. Trafiłbym tu z zamkniętymi oczami i związanymi nogami, słowo daję.
Zamówiłem sobie ramen
i choć początkowo zamierzałem zjeść go w towarzystwie pana Teuchiego, gawędząc o
starych dobrych czasach, zupełnie nieoczekiwanie – zaskakując zarówno siebie, jak i jego – poprosiłem o opakowanie na wynos i wróciłem do mieszkania. Nie
wiedziałem, co mnie tak do niego goniło, ale kiedy już znalazłem się w środku,
poczułem lekkie rozczarowanie. Tak jak się spodziewałem – było pusto.
Wpakowałem się w
butach do wyra, po drodze chwytając jeszcze pałeczki. Po ostatniej wspólnej
nocy na złość draniowi nie zmieniłem jeszcze pościeli, ale teraz siedząc koło
zaschniętej białej plamy, poczułem się trochę nieswojo. Będę miał łóżko tylko
dla siebie przez najbliższe dwa dni, nie było sensu, bym to siebie karał.
– Zmienię ją akurat,
kiedy cię nie ma, draniu – oznajmiłem bardzo z siebie zadowolony. – A za dwa
dni wrócisz i znowu ją wybrudzimy.
Uśmiechnąłem się do
swoich myśli i nawet nie zarejestrowałem, kiedy upuściłem trochę makaronu na
kołdrę. Tłusta plama od gorącego bulionu szybko się powiększyła, a ja
przypomniałem sobie, że kiedy po raz ostatni jadłem w łóżku i zabrudziłem
pościel, tłuszcz nie chciał się później wywabić. Mnie to specjalnie nie
przeszkadzało, ale draniowi tak i przy pierwszej możliwej okazji puścił moją
ulubioną poszwę z dymem. Tak jakby ten jeden ciemny ślad miał jakiekolwiek
znaczenie.
Odłożyłem pałeczki i
z westchnieniem irytacji podniosłem się z materaca. Sasuke prześladował mnie
nawet wtedy, gdy go nie było. Poszewkę wrzuciłem do miski, zalałem pierwszym
chemicznym środkiem, który wpadł mi w ręce i wróciłem do jedzenia.
Ramen nieco ostygł, a
jedzenie w pustym łóżku nie było tak fajne, jak mi się wydawało. W pokoju nie
paliło się światło, a ja nie lubiłem ciemności. Było chłodno, a ja nie miałem
czym się przykryć. No i było cicho, a ja…
– Chrzanić to.
Z niesmakiem
odłożyłem do połowy opróżniony kubełek na szafkę.
Skoro nie potrafiłem
nawet delektować się samotnością, nie pozostawało mi nic innego, jak wrócić do
pracy.
***
Noc minęła mi na
podpisywaniu papierków w rytmie muzyki. Słuchawki w uszach, żywa melodia,
podśpiewywanie pod nosem, raz cichsze, raz głośniejsze. Na szczęście nikt nie
mógł mnie usłyszeć. Nikogo nie zabiło moje wycie, nikt nie ogłuchł ani nie
popadł przez nie w obłęd. Gibałem się w wygodnym fotelu, raz na jakiś czas
podbierając czekoladowe ciasteczka z zapasów przemiłej pani Tamaki, która
piekła je specjalnie dla gości, których miewałem dość często.
Jednak teraz to ja byłem gościem. Nocnym gościem we własnym gabinecie.
***
– Naruto.
Kto z takim uczuciem
wymawiał moje imię? W kim było tyle pasji, tyle zaangażowania?
– Naruto!
To mogła być tylko
jedna osoba. Tylko ta jedna, jedyna, na którą działałem w taki sposób. Która
nie potrafiła mi się oprzeć.
– NARUTO!
Drgnąłem. Shikamaru
stał nade mną i z rezygnacją kręcił głową. Jęknąłem. Gdzie był Uchiha? Byłem
pewien, że to jego głos słyszałem. Mówił coś do mnie, a potem zaczął krzyczeć,
jak to on. Udawał zimnego drania, ale temperament miał ognisty i elektryzujący.
Zupełnie, jakbyśmy
mówili właśnie o jego chakrze.
– Rany… pali się, czy
co? Martwego byś obudził tym wrzaskiem.
Nara skrzywił się,
zakładając ręce na piersi.
– Żywego ledwo
dobudziłem.
Spojrzałem na niego z
wyrzutem, a potem ziewnąłem i przetarłem powieki. Nie wiedzieć czemu, spałem
nie w swoim łóżku, a w gabinecie. Ze stosu papierków zrobiłem sobie poduszkę i
byłem pewien, że jakiś fragment druku odbił się na mojej twarzy. I to zapewne
najgłupszy z najgłupszych fragmentów. Zawsze tak było. Miałem szczęście do
takich sytuacji.
Rozmasowałem
policzek, mając nadzieję, że wystarczająco rozmazałem wyimaginowany tusz.
– Trzecia noc z rzędu
w biurze? Nie poznaję cię.
Spojrzałem na niego z
niechęcią. Jak nie pracowałem, to narzekał, a jak zacząłem, to też narzekał. A
dlaczego ja właściwie pracowałem w środku nocy? Na to pytanie sam chciałbym
znać odpowiedź.
Machnąłem ręką.
– Nie męcz mnie już i
wpuść go.
Shikamaru uniósł
brew, ale nie ruszył się ani o milimetr. Nie, żebym mierzył, tak się po prostu
mówiło. A może to był centymetr? W każdym razie stał wciąż w miejscu, jak słup.
Albo kamienny posąg. I tylko oddychanie go od niego odróżniało. Czy coś.
– Kogo?
Westchnąłem z lekkim
rozdrażnieniem. Miałem ochotę z powrotem położyć się na biurku i pospać kilka
kolejnych godzin, zamiast odpowiadać na głupie pytania. Zmęczony byłem, a spanie
na drewnianym blacie nie należało do specjalnie regenerujących. Nawet jeśli leżało
się na pozornie wygodniejszych papierkach. Kartki też robiło się przecież z
drewna.
–No Sasuke, a kogo –
odburknąłem.
– Sasuke?
Przewróciłem oczami.
– Sasuke jest za
drzwiami, prawda? Słyszałem go.
Nara wyglądał, jakby
kosmitów zobaczył. A przecież ja tylko pytałem o Sasuke.
O Sasuke, a nie o
statek kosmiczny.
– Uchiha jest na
misji. Przesłyszałeś się.
– Mhm – odburknąłem,
nie do końca przekonany. Słyszałem przecież jego krzyk. Bardzo, bardzo
wyraźnie. A skoro słyszałem, to z całą pewnością krzyczał.
Nie wiedząc
właściwie, dlaczego mu nie wierzę, podszedłem do drzwi i zamaszystym ruchem
pociągnąłem za klamkę. Pusto. Rozejrzałem się po korytarzu, ale z wyjątkiem starszej pani, która zamiatała przy drzwiach wyjściowych, nikogo nie zauważyłem.
Kusiło mnie, by podejść do niej i spytać: Przepraszam,
widziała pani może tego drania, Sasuke? Wydzierał się gdzieś tutaj przed
chwilą, jestem pewien. A gdyby spytała, jak wygląda, odrzekłbym: Metr osiemdziesiąt, czyli wcale nie wyższy
niż ja, arystokratyczna gęba i przeszywające – raz czarne, raz czerwone –
spojrzenie. Był tutaj, prawda?
Ale tego nie zrobiłem,
bo coś innego przyszło mi nagle do głowy. No bo… jaki był właściwie dzień
tygodnia? Zerknąłem na zegarek. Dłuższą chwilę zajęło mi uzmysłowienie sobie,
że z niego raczej nie odczytam daty. Co zaś mówił kalendarz?
Wszedłem z powrotem
do gabinetu i spojrzałem na dzisiejszą datę. Raz, dwa, trzy. Przesuwałem palcem
po liczbach, cofając się wstecz. No bo przecież nie do przodu.
– Spóźnia się –
zauważyłem z niemałym zdziwieniem. – Kończy się weekend.
Shikamaru westchnął.
– Dałeś mu pięć dni
na to zadanie, minęły dwa. Czy możemy już przejść do rzeczy? – Myślałem, że zadał
to pytanie, bo oczekiwał odpowiedzi, ale nie dał mi dojść do słowa. – Śpisz
w godzinach pracy, a ja pragnę ci przypomnieć, że czas ucieka. Starszyzna
spodziewa się, że zakończysz wszystkie zaplanowane na ten rok projekty i tuż po
nowym roku zdasz im sprawozdanie z efektów. A ja pragnę ci przypomnieć, Naruto,
że z tym jesteśmy na razie w dupie. Przestań zajmować się Uchihą i weź się do
roboty. O cokolwiek się założyliście, na napawanie się zwycięstwem przyjdzie
czas później.
Nie odpowiedziałem.
Bo czy na pewno chodziło właśnie o wygrany zakład? Z jednej strony uśmiech sam
cisnął mi się na usta i byłem pewien, że kiedy Uchiha stanie w moim progu,
wyśmieję go i porównam do nierozgarniętego genina, którym nie był, ale w czym
to przeszkadzało, z drugiej zaś… coś mi nie dawało spokoju.
Przeczucie, w które
nie wierzyłem, intuicja, której nie miałem.
Pokręciłem głową. Pewnie
Shikamaru miał jednak rację. To w końcu on w naszym duecie miał mózg. To on
wiedział, do czego służy.
Westchnąłem i opadłem
z powrotem na fotel. Zazwyczaj wydawał mi się wygodny, ale po spędzeniu w nim trzeciej nocy…
– To co takiego mamy
w planach?
Nara zajął miejsce
naprzeciw mnie i wyjął z torby pokaźnych rozmiarów teczkę. Jęknąłem. Nie
potrafiłem inaczej. Zapowiadał się naprawdę długi, długi dzień.
***
Kiedy rozpoczynała
się czwarta doba nieobecności Sasuke, wszystko się zmieniło. Już poprzedniego dnia
praca szła mi mniej wydajnie, a myśli uciekały gdzieś hen, hen, daleko. Bałem
się, jak będzie dziś, więc zrobiłem sobie przerwę. Krótką, ale ważną.
Krótką i ważną
przerwę przed pracą, która trwała już niemal godzinę.
Stojąc na lekko
zapuszczonym polu treningowym, wyciągnąłem przed siebie dłoń i dotknąłem podniszczonego
drewnianego pieńka. To w tym dokładnie miejscu zrodziła się Drużyna Siódma. W
tym miejscu zawiązaliśmy pierwszą współpracę i udowodniliśmy nie tylko
Kakashiemu, ale i sobie, że potrafimy. I że stać nas na wiele.
Uśmiechnąłem się
mimowolnie, przypominając sobie, że pierwszy krok wykonał Sasuke. On zdecydował
się zaryzykować, proponując nam współpracę. Zadziwiające, jeśli pomyśleć, co
działo się między naszą trójką później. Jednak w tamtej chwili, to Sasuke był
ogniwem, które nas połączyło. On umożliwił nam zdanie testu z dzwoneczkami i to dzięki
niemu zostaliśmy geninami. Sakurze brakowało pewności siebie, mnie rozumu i
umiejętności, więc Sasuke był tą osobą, która objęła przywództwo. I sprawdził
się w tej roli rewelacyjnie. Choć nigdy – zarówno dzisiaj, jak i wtedy – nie
przyznałbym tego głośno.
Nigdy mu też za to
nie podziękowaliśmy. Zresztą jemu nie były potrzebne słowa i może trochę świadomie,
a trochę nie, staraliśmy się w zamian zapewnić mu wsparcie. Szkoda, że nieskutecznie.
Kiedy Sasuke odszedł, wiele spraw się posypało. I nigdy, choćby na krótką
chwilę, nie staliśmy się już Drużyną Siódmą.
Powierzchnia pieńka
była gładsza, niż zapamiętałem. Cholera wie, co się z takim dzieje po latach,
może deszcze i śniegi go tak wyszlifowały? Nie znałem się na tym. Nie
potrafiłem jednak przestać go dotykać. Miziać, macać, jak kto woli. Jakby
dzięki temu czas mógł się cofnąć. Albo jakbym ja zyskał moc zauważania
szczegółów, które zawsze mi umykały.
A byłem pewien, że
takowych było sporo.
Nadszedł czas, by
wracać. Oczyma wyobraźni widziałem już irytację Shikamaru. Chciałbym mu
wszystko wytłumaczyć. Chciałbym podzielić się swoimi obawami, ale… nie
potrafiłem znaleźć słów. Wszystko było zbyt świeże, choć wcale nie nowe.
Znajome, lecz zupełnie niejasne.
Miałem mętlik.
I tylko jednego byłem
w tym momencie pewien – coś było nie tak.
Może i pojawił się później ale jest i to jaki - zawsze się cieszę z takich dobrych rozdziałów.
OdpowiedzUsuńAkcja z Kazuo ubawiła mnie bardzo. Czy to rozdwojenie jaźni czy wielka nieśmiałość z potrzebą wyrażenie siebie zaowocowało tymi raportami - nawet jeśli nie zrobi kariery jako ninja to jako pisarz na pewno, tylko niech pójdzie na jakiś kurs kreatywnego pisania, dobierze sobie pseudonim i weźmie się do pracy. Poważna rozmowa uświadamiająca jest mu potrzebna bo przy jego charakterze istnieje szansa, że skończy jako podglądacz.
Widać tu, że Uchiha jest człowiekiem twardym i nie roztkliwiającym się nad sobą a co dopiero nad innymi. Czuć t dlaczego dobrano go w drużynę z Naruto - on ze względu na umiejętności a Naruto ze względu na przyjazdny stosunek do ludzi(bez niego poradziłby sobie w walkach ale za to ranił by ludzi zimnem i obojętnością, on się niezbyt zmienił pod względem charakteru ale teraz wykonuje misje osobno i z pewnością dostaje takie polegające głównie na pokonaniu przeciwnika. Nudzi się teraz bo w czasach pokoju mało która misja byłaby dla niego wyzwaniem. I myślę, że w pewnym sensie ma rację - Naruto marzył o byciu Hokage od zawsze i będzie się z całych sił starać się chronić i pomagać mieszkańcom wioski ale najwięcej szczęścia i satysfakcji sprawia mu praca charytatywna i gdyby nie jego marzenie to pewnie tym by się zajmował w przerwach między misjami.
Dłuższa nieobecność Sasuke jest niepokojąca i nie mogę się doczekać dalszej akcji(nic dziwnego, że się Naruto nie pokoi) i tego co się stało z Sakurą.
Pozdrawiam, Mei
Witam!
UsuńTrochę się zastanawiałam, co właściwie mogę odpisać na Twój komentarz. Poruszasz kwestie, na temat których chętnie bym się wypowiedziała, ale nie mogę, żeby niczego nie zdradzić i nie zepsuć zabawy dalszym czytaniem :-)
Co do Naruto masz jednak zupełną rację - zostanie Hokage było jego marzeniem, ale jego prawdziwym celem zawsze było pomaganie ludziom, zwłaszcza tym, którzy najbardziej tego potrzebują. Niestety to czasem - choć stosunkowo rzadko - mija się z zadaniami, które ma przed sobą Hokage.
A co z Sasuke? O tym już wkrótce, choć jeszcze nie w najbliższym rozdziale :-)
Dziękuję za komentarz!
<3
OdpowiedzUsuńTutaj szybki komentarzyk, bozaraz do pracy. xD
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo mi się podobał - uielbiam te słowne przytyki Sasuke. :D I ja też mam złe przeczucia, co do tej misji. Nie wierzę, że tak silny sinobi nie poradziłby sobie w te da dni, skoro tak zapewniał.
Robi się ciekawie! :)
Miło mi to czytać!
UsuńKoniecznie daj znać, jak podoba Ci się dalej ;-)
Dzięki za komentarz!
Hej,
OdpowiedzUsuńfantastycznie, ta akcja z Kazuoto mnie bardzo ubawiła... rozdwojenie jaźni czy wielka potrzeba wyrażenia siebie zaowocowało tymi raportami - ma wielką szansą zostać pisarzem jeśli nie uda się z ninja... a Uchiha tak jest człowiekiem twardym i nie rozkliwia się nad sobą, a Naruto chce pomagać i troszczyć się o mieszkańców, trochę mnie martwi ta dłuższa nieobecność Sasuke...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza