16 stycznia 2013

Rozdział 4.

Witam
Może zacznijmy od tego, że nie jestem zadowolona z tej części. Sesja na horyzoncie, a okres ostatnich kolokwiów i zaliczeń trwa. Czuję, że po prostu muszę to teraz opublikować. Od razu pragnę zaznaczyć, że jeśli nie znajdę czasu, to następny rozdział może się pojawić dopiero pod koniec lutego/na początku marca. Niestety, miesiąc wyjęty z życia. 
Na sam koniec chciałabym jeszcze napisać, że cieszę się z pojawienia tych kilku komentarzy ;-)
Do zobaczenia za... miesiąc.
__________________________________________________________

Sobota była dość pogodna. Słońce, co prawda schowane było za chmurami, lecz nie były one w żadnym wypadku deszczowe. Świat zdawał się w pełni życia. Ludzie powychodzili na ulice, spacerowali, robili zakupy, zmierzali dokądś w jakimś określonym celu. Rzeczywistość zdawała się przepełniona wszechobecnym szczęściem. Optymizm nie był jednak wcale taki zaraźliwy, jakby się mogło zdawać.
Sasuke przemierzał jedną z głównych ulic coraz bardziej poirytowany. Patrzenie na tych wszystkich uśmiechniętych ludzi, doprowadzało go do szału. Miał ochotę złapać się za głowę, powyrywać z niej wszystkie włosy i krzyczeć na całe gardło. Nienawidził tych wszystkich ludzi, tych śmiejących się do niego oczu, tych uśmieszków goszczących wiecznie na ich ustach. Nienawidził tego, że ludzie ci byli tacy radośni, kosztem jego własnego szczęścia. Uchiha był bowiem zdania, że by jedni mogli wieść spokojne życie, inni muszą czerpać w swoim męki. Nie było równości na tym świecie. Sprawiedliwość nie istniała. By ci, tamci i jeszcze kilka innych osób mogli być szczęśliwi, Sasuke musiał poświęcić rodzinę. Gdyby to jego przepełniała taka pełnia życia, ktoś inny musiałby na tym ucierpieć i wieść nędzne życie. Tym bardziej denerwowało go wszechobecna radość. Ludzie byli zbyt beztroscy, nie martwili się, nie przejmowali niepowodzeniami, po prostu żyli w pełni, w całej odsłonie. Brunet tego nie potrafił. Po pierwsze nie tak został wychowany, a po drugie jego stan mu na taką drogę życia nie pozwalał. Wystarczająco wiele wycierpiał, by nie potrafić już czerpać tej radości, która niekiedy bywała mu ofiarowywana. Zapomniał, jak można z niej korzystać, ile chęci do dalszego rozwoju  czerpać. Nie musiał mieć na nosie okularów przeciwsłonecznych, by wszystko widzieć w ciemniejszych kolorach. Nie była to również wina jego wzroku, który swoją drogą miał bardzo dobry.
Uchiha przekroczył próg jakiejś księgarni. Nie bardzo miał na to pieniądze, ale poczuł chęć kupienia sobie czegoś. Regularnie odwiedzał bibliotekę, jednak jak wiadomo nie on jeden. Bardzo często nie mógł dostać tego, co akurat chciał przeczytać i niejednokrotnie wyczekiwał trochę czasu, zanim książka wróci i przeczytają ją wszyscy będący przed nim w kolejce.
Brunet powoli przeszedł przez kilka działów, aż znalazł się przy literaturze pięknej i współczesnej. Od razu jego oczom ukazała się najnowsza powieść jego ulubionego japońskiego autora – Harukiego Murakamiego. Chłopak chwycił książkę. Najpierw dokładnie przyjrzał się okładce, przejechał po niej palcem, po czym odwrócił i zaczął czytać krótki opis. Wystarczyła ta krótka chwila, by zupełnie pochłonęła go historia Tengo i Aomame. Nie miał wątpliwości, musiał ją kupić.
Sasuke sięgnął do kieszeni w poszukiwaniu portfela. Otworzył go i zaczął liczyć. Jak na złość okazało się, że ma przy sobie za mało pieniędzy. Wąskie brwi zmarszczyły się nieznacznie, a ich właściciel się skrzywił. Naprawdę miał ogromną ochotę przeczytać tę książkę już teraz. Żeby już się tym nie denerwować, postanowił skierować oczy w inną stronę i obejrzeć, co jeszcze mają.
Czarnooki rozejrzał się po przestronnej księgarni i poszedł w stronę półek z kryminałami. Nie darzył ich co prawda takim uwielbieniem jak prozę Murakamiego, ale ten gatunek również był bliski jego sercu. Przejechał pobieżnie wzrokiem po tytułach. Większość z nich znał już z prasy. Zawsze dokładnie przeglądał działy dotyczące kultury i recenzji najnowszych bestsellerów. Jeśli mu się ona spodobała, zamawiał w bibliotece i czekał na swoją kolej. Uchiha był dość krytyczny. Często czepiał się najdrobniejszych szczegółów i ostatecznie nie zgadzał z przychylnymi recenzjami. Mało którą powieść był w stanie uznać za naprawdę dobrą. Nie zniechęcał się jednak i pochłaniał literaturę dalej. Czytanie było dla niego równie ważne, co pisanie. Często zamiast skupić się na fabule książki, on zwracał uwagę na techniczne walory. Dokładnie lustrował sposób zapisania tekstu, stosowaną narrację i stawianie przecinków, z którymi miał niestety drobne problemy. Pisanie zbyt wielu ludziom wydawało się proste. Ci, którzy nigdy tego nie próbowali, byli święcie przekonani, że wystarczy wymyślić jakąś historyjkę, a reszta przyjdzie już sama. Tak, jakby pisanie nie sprawiało problemów, gramatyka nie istniała, narracja była zupełnie nieistotna. Sasuke wówczas tylko kręcił z pogardą głową. Nie znosił ludzi, którzy wypowiadali się na tematy, na które nie mieli absolutnie żadnej wiedzy i doświadczenia. Pojawiały się opinie wymyślane na poczekaniu, lub wygłaszane tylko dlatego, że ktoś ważny również tak stwierdził, więc tak też musi być, własne zdanie nie miało tu nic do rzeczy.
Brunet sięgnął po książkę, której okładka wzbudziła jego zainteresowanie. Nie przedstawiała ona niczego konkretnego. Nie było to również zupełnie puste, jednokolorowe tło jak w przypadku starszych pozycji. Uchiha określiłby to raczej jako karykaturę ekspresjonizmu w sztuce. Jedna brew chłopaka uniosła się ze zdziwieniem do góry. On sam zaś zaczął czytać opis, znajdujący się w środku książki. Szybko jednak jego twarz stężała. Odłożył lekturę na miejsce i pośpiesznie skierował się do wyjścia z księgarni. „Mężczyzna chorujący na cukrzycę, przez nieprzestrzeganie obowiązującej go diety, trafia do szpitala.”, brunet nie przeczytał nic więcej, każde kolejne zdanie nie miało już dla niego żadnego znaczenia.

***

Sasuke sięgnął po telefon, który przymocowany był do ściany przy drzwiach wejściowych. Chłopak był opanowany, liczył się przede wszystkim czas, nie mógł więc się denerwować i wprowadzać zamieszania. Wybrał numer alarmowy i już po chwili podał nazwisko, adres i powód, dla którego wzywał karetkę. Następnie udał się do salonu, gdzie wszystko się zaczęło. Na kanapie leżał starszy mężczyzna. Jego zazwyczaj blada cera, wydawała się jeszcze upiorniejsza, niż zazwyczaj. Oczy miał otwarte, ale nie można było złapać z nim kontaktu. Był jak w transie. Pochylona nad nim  kobieta, próbowała powstrzymywać łzy. Wiedziała, że one niczego nie zmienią, potrafiły bowiem jedynie rozpraszać.
– Babciu, trzeba mu zbadać poziom cukru – rzekł tylko na zewnątrz tak spokojny chłopak. Kobieta skinęła głową i udała się szybko do łazienki po glukometr. W tym czasie młody Uchiha sięgnął po jedną z dłoni starszego mężczyzny.
Eisaku Uchiha od dwóch lat chorował na znacznie rzadszą cukrzycę typu pierwszego. Jednak jako zbyt dumny człowiek, nie potrafił zrozumieć, że wstrzykiwanie insuliny jest znaczące w jego diecie. Często nie stosował się do zaleceń i doprowadzał swoje ciało do powolnej śmierci. Żona oraz jedyny żyjący wnuk, byli przyzwyczajeni do ciągłych odwiedzin pogotowia. Babka Sasuke w miarę możliwości starała się pilnować nierozsądnego męża, ale nie mogła siedzieć przy nim przez całą dobę. Sama miała wystarczająco wiele kłopotów ze zdrowiem. Przeżyła jeden, na szczęście niegroźny wylew, spowodowany przez nadmierne palenie. Od tego czasu walczyła z nałogiem i bardzo dobrze jej to wychodziło. Kobiety z rodziny Uchiha, pozornie delikatne, były silniejsze psychicznie i wytrzymalsze od mężczyzn. Cechowała je ogromna wola i wytrzymałość ducha. Zazwyczaj były one w dodatku nadmiernie uparte. Jeśli sobie coś postanowiły, robiły wszystko, by tylko postawić na swoim. Męską część rodziny często charakteryzowała ogromna duma, która niejednokrotnie powodowała trudności w kontaktach z innymi ludźmi. Byli oni przekonani do swoich racji i nie docierały do nich żadne, nawet sensowne i logiczne argumenty.
Eisaku Uchiha pod tym względem niczym się od tego wzorca nie wyróżniał. Surowy, pewny siebie i nieznoszący sprzeciwu. Kiedy zdecydował, że nie zamierza zmieniać trybu życia ze względu na doskwierającą mu cukrzycę, nikt nie był w stanie go przekonać. Nie stosował się do diety, nie wstrzykiwał sobie insuliny, był ponad to. Mężczyzna uważał, że wybiera honorową śmierć. Skoro tamten świat już go wzywa, to on nie będzie się przed tym bronił, uciekał jak jakiś tchórz. Sasuke nie wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć, więc milczał. Babka protestowała, ale  mężczyzna jak się uparł, tak zrobił. W wyniku jego samolubnych działań, Sasuke został zupełnie sam.

***

Brunet przerwał rozmyślania o smutnej przeszłości i starał się skupić na otaczającym go świecie. Po tym roku wiedział już, że decyzje podejmowane przez dziadka, powodowane były strachem, nie było sensu więc dłużej tego rozpamiętywać. Był pewien, że Eisaku bał się późniejszego rozczarowania. Obawiał się, że narobi sobie nadziei, a potem będzie musiał się zawieść. Mężczyzna nie podjął ryzyka. Czarnooki nie rozumiał jednak, co takiego mogłoby się nie udać. Tej zagadki nie udało mu się dotychczas rozwiązać, choć zastanawiał się nad tym niejednokrotnie. Jedyne, co mu przychodziło do głowy, to niezrozumienie przez dziadka istoty choroby. Opcja ta była jednak nieco naciągana, mężczyzna nie był bowiem głupi. Powinien wiedzieć, na jakich zasadach przebiegała męcząca go dolegliwość.
Sasuke wracając nieco do rzeczywistości, dalej przemierzał ulice w tylko sobie znanym kierunku. Powróciło znużenie po zupełnie nieprzespanej nocy i chłopakowi lekko kręciło się w głowie. Wybrał się na krótki spacer, by odżyć, a nie załatwić się jeszcze bardziej. Uchiha kopnął się w myślach za brak rozsądku. To, że znajdował się w psychicznym dołku, nie zwalniało go z obowiązku jedzenia. Tymczasem brunet nie miał nic w ustach już od dość długiego czasu. Chłopak postanowił wstąpić do najbliższego sklepu, by przyrządzić sobie w domu coś sycącego. Rozejrzał się dookoła i zdecydował się przejść środkiem ulicy. Nie zauważył jednak rozpędzonego samochodu, który zmierzał centralnie w jego kierunku.

***

Przechadzał się po parku w poszukiwaniu idealnego miejsca, do zrobienia na śniegu aniołka. To była jego tradycja, obowiązkowo przynajmniej jeden, co zimę. To miało przynosić mu szczęście. Postanowił korzystać z okazji, póki można było. Nie wiadomo, czy nie był to ostatni śnieg tej zimy. Nic co prawda na to nie wskazywało, ale chłopak nie chciał ryzykować. Problem polegał na tym, że większość białego puchu, była już przydeptana przez dzieci, które tylko marzyły, by zburzyć idealnie równą warstwę śnieżnego pyłu. W końcu jednak odnalazł ten zapomniany przez ludzkość fragment ziemi i legł. Pierwszy etap polegał na tym, by dokładnie zlustrować całe niebo. Akurat dziś chmury przysłaniały jego kolor, ale nic straconego. I one mają mu co nieco do powiedzenia. Jakąś wróżbę, na nowy, nadchodzący rok. Tylko co takiego mogły symbolizować te jasne obłoki? Co oznaczało przysłonięte niebo? Czyżby chodziło o pogodę ducha, lecz bez większych rewelacji? Względny spokój? Słońce było zapewne odzwierciedleniem szczęścia i drobnych szaleństw. Ciemne, burzowe chmury nie wróżyły niczego dobrego. Symbolizowały cierpienie i rok przepełniony łzami. Takie pogodne i przyjazne obłoczki mogły być zarówno czymś po środku, jak i stanowić zupełnie inne ogniwo tej układanki. Na przykład oznaczać odnalezienie czegoś naprawdę dla nas ważnego, co zapewni nam błogi spokój na najbliższe 365 dni.
Drugi etap stanowiło powolne poruszanie kończynami, zamknięcie oczu i z błogim wyrazem na twarzy, pomyślenie życzenia, na którego spełnienie mielibyśmy nadzieję w nadchodzącym roku. Jeżeli włożyliśmy w to wystarczająco wiele serca, nasze marzenie na pewno się spełni. Jeśli zaś zrobiliśmy to dla samego spokoju, życie może nam spełnić je zupełnie na odwrót. Pojawiało się więc ryzyko, bez którego cała ta zabawa nie posiadałaby takiego uroku. Nic nie przychodziło od tak. Leżąc na śniegu, należało zawalczyć o swoje cele. Spełnienie ich zależało od naszej wewnętrznej siły.
Uzumaki zacisnął mocno oczy i zaczął wymachiwać rękoma i nogami najszybciej, jak potrafił. Był to trzeci, ostatni etap. Polegał na zewnętrznym pokazaniu swojej szybkości i siły oraz tego, jak bardzo zależało nam na spełnieniu naszego życzenia. Ta część była również ulubioną blondyna. Wyzwalał przy tym jak najwięcej energii, bardzo często miażdżąc śnieg i dokopując się tym samym do gołej ziemi.
Kiedy rytuał się zakończył, chłopak podniósł się z ziemi, przyglądając się swojemu dziełu. Wykopał na wierzch trochę starej, przymarzniętej trawy. Naruto przeciągnął się i ruszył z powrotem na ścieżkę. Misja wykonana, czas wracać. Schował ręce do kieszeni kurtki i pewnym krokiem skierował się w stronę jednej z pobocznych uliczek. Kiedy był już przy końcu ogromnego parku, dostrzegł jakąś postać siedzącą na chodniku. Sylwetka wydawała mu się znajoma. Blondyn zmrużył oczy i skierował swe kroki w jej stronę. Im bliżej był, tym bardziej był pewien, że siedzącą na ziemi osobą jest mężczyzna. Kiedy już podszedł naprawdę blisko, od razu go rozpoznał.
– Ej, wszystko w porządku? – zapytał, spoglądając niepewnie na siedzącego na zimnym betonie chłopaka.
Brunet ani drgnął. Trzymał się za boleśnie pulsującą lewą stopę.  Zupełnie zignorował obecność Uzumakiego, który kucnął przy nim.
– Sasuke, stało się coś? – powtórzył chłopak.
Dopiero wówczas Uchiha zwrócił twarz w jego kierunku. Nie wiedział, co ma mu odpowiedzieć i ile w ogóle powiedzieć powinien.
– Byłem nieuważny – rzekł zachrypnięty głosem. Zaniepokojony lekko Naruto przyjrzał się koledze z klasy, którego mina właściwie nic nie wyrażała.
Cokolwiek go dotknęło, nie wpłynęło znacząco na wyraz jego twarzy.
– Samochód najechał mi na stopę – dodał.
Blondyn spojrzał na buta, za którego chłopak się trzymał. Mimo, że za nim nie przepadał, przecież nie mógł go tu tak zostawić. Musiał pomóc.
– Może zadzwonić po twoich rodziców? – Uzumaki zupełnie nie zwrócił uwagi na to, jak stężała twarz jego rozmówcy. Spojrzenie stało się zupełnie puste i bez wyrazu, chłopak zacisnął usta w wąską kreskę i zacisnął pięść w drugiej, wolnej ręce. – Myślę, że to lepsze niż wezwanie pogotowia. Rodzice zawieźliby cię do szpitala osobiście i wymusili jakieś dodatkowe badania. – Uzumaki zamyślił się na chwilę. – Jak w ogóle do tego doszło? Zapamiętałeś numery rejestracyjne? To trzeba zgłosić na policję.
Sasuke już nawet tego nie słuchał. Podniósł się z chodnika, trącając przy tym barkiem blondyna, który zachwiał się pod wpływem niespodziewanego ataku i poleciał do tyłu. Brunet z trudem wstał, starając się jednak, by wyglądać przy tym jak najbardziej dumnie. Spojrzał chłodno na kolegę, który prawdopodobnie zastanawiał się, czy Uchiha zrobił to specjalnie.
– Ja pierdole, czy z tobą jest coś nie tak?! Chciałem tylko pomóc! – wrzasnął zaskoczony Uzumaki.
– To łaskawie nie pomagaj. W dupie mam ciebie i twoją wielkoduszność. Odpieprz się ode mnie.
Głos bruneta był stanowczy. On sam odwrócił się, zupełnie ignorując siedzącego na chodniku chłopaka i ruszył niepewnym krokiem przed siebie. Nie potrafił jednak opanować grymasu na twarzy. Szedł powoli, lekko kulejąc i analizując całą sytuację. Był niemal pewien, że Naruto zrobił to specjalnie, że celowo wspomniał o jego rodzicach, doskonale wiedząc, że oboje nie żyją.
Uchiha doczłapał do przystanku autobusowego. Nie było rady, do domu miał za daleko, by przebyć całą trasę w takim stanie. Niemal czuł, jak puchnie mu cała stopa. Nie miał jednak najmniejszej ochoty wybierać się z tym do lekarza. Taka ewentualność pozostawił na wypadek, gdyby obrzęk nie minął, a noga dalej bolała. Niespecjalnie miał ochotę chwalić się tym, że jest zwykłą ofiarą, która wpada pod pierwszy lepszy samochód, bo nie rozgląda się na boki przechodząc przez ulicę. Sama świadomość tego była dla chłopaka wystarczająco upokarzająca.
Wsiadł do autobusu i zajął jedno z wolnych miejsc. Z całych sił starał się czymś zająć, by nie zwracać uwagi na swoją obolałą stopę. Przez całą drogę układał sobie, co napisze przy najbliższej okazji. Mniej więcej posklejał sobie fabułę i ton, w którym chciał utrzymać całą tę opowieść. Podróż nie trwała długo, po niecałych dwudziestu minutach, chłopak był już na swoim osiedlu. Szybko pokuśtykał do swojej klatki, by nie zwracać na siebie zbytniej uwagi. Uchiha nie lubił wścibstwa niektórych sąsiadów. Doskonale wiedzieli, że mieszka sam i w ich mniemaniu, była to kopalnia narkotyków. Brak jakiejkolwiek tolerancji i zrozumienia był naprawdę przytłaczający. Nikt nie współczuł, wszyscy jedynie osądzali. Nieufne spojrzenia śledziły każdy, nawet najmniejszy jego ruch, by krytycznie skomentować wszystko, co chłopak zrobił. Nie strawiłby on co prawda litości, ale zaczynał powoli czuć coraz większą nienawiść w stosunku do innych ludzi. Nie mieli prawa go osądzać, niczego o nim nie wiedząc.
Sasuke wszedł do mieszkania i nie zawracając sobie głowy zamknięciem go na zamek, skierował się od razu w stronę łazienki. Bardzo powoli podwinął nogawkę spodni i próbował zdjąć skarpetkę. Skończyło się jednak na rozcięciu jej nożyczkami. Czarnooki przyglądał się opuchniętej stopie, która z każdą chwilą zdawała się wyglądać gorzej. Doskonale zdawał sobie jednak sprawę, że to tylko jego wyobraźnia. Kilka razy próbował nią delikatnie poruszyć, co wywołało tylko salwę niepotrzebnego bólu. Próbując dokładniej zlokalizować jego źródło, przejechał palcami po całej długości stopy, delikatnie ją przy tym naciskając. Na jego twarzy gościł nieskrywany już grymas. Nie miał przed kim ukrywać tego, co aktualnie czuł. Nie bardzo wiedząc, co począć w tej sytuacji, postanowił póki co zabezpieczyć i obandażować nogę, by potem na spokojnie poszukać na ten temat jakichś informacji. Kiedy przeszukiwał apteczkę w poszukiwaniu niezbędnych opatrunków, coś zaszeleściło tuż przy wejściu do łazienki. Już po chwili w uchylonych lekko drzwiach pojawiła się blond czupryna. Sasuke z niedowierzaniem przyglądał się intruzowi, który w niepojęty dla niego sposób, znalazł się w jego mieszkaniu. Chłopak jednak nie odezwał się. Przejechał wzrokiem po całej sylwetce bruneta, aż w końcu jego wzrok spoczął na jego spuchniętej stopie. Uzumaki milczał. Jego twarz wyrażała rezygnację i odrobinę uzasadnionej zresztą irytacji. Brunet przyglądał się jeszcze chwilę chłopakowi, po czym doszedł do siebie.
– Co ty tu robisz? Skąd znasz mój adres i po co przyszedłeś? – Jego głos brzmiał wyjątkowo nieprzyjemnie i wrogo.
Nie krył się w nim jednak charakterystyczny dla Uchihy chłód, jego miejsce zastąpiło rozdrażnienie. Naruto spojrzał na niego z jeszcze większym obrzydzeniem, a następnie wyjął z kieszeni swoich spodni brązowy portfel. Brunet od razu go rozpoznał.
– Wypadł ci z kieszeni. W dowodzie znalazłem twój adres i przyszedłem go zwrócić. – Chłopak przerwał na chwilę i gwałtownie nabrał powietrza. – Nawet nie wiesz dupku, jak wielką miałem ochotę zostawić go tam, po tym, jak się w stosunku o mnie zachowałeś! – Dłoń Uzumakiego zacisnęła się mocniej na trzymanym w ręce przedmiocie.
Jego oczy pełne były złości i czegoś na kształt smutku, tak, jakby zachowanie bruneta sprawiło mu przykrość.
Sam Sasuke siedział na rogu wanny i nie bardzo wiedział, jak powinien się zachować. Przepraszać na pewno nie zamierzał. Jego myśli skupiły się jednak na kwestii tego, cóż powinien odpowiedzieć. Miał pustkę w głowie, takiego bowiem zachowania by się po nikim nie spodziewał. Wystarczająco dobrze znał ludzi, by wiedzieć, że uczciwych już na tym świecie nie ma. Żeby przeżyć, należało stawiać własne dobro, nad dobrem bliźnich.
– Dziękuję – wyszeptał po chwili cicho, samemu się dziwiąc, wypowiedzianym słowom.
Naruto również się chyba tego nie spodziewał, bo na jego twarzy pojawiło się lekkie zmieszanie, a po chwili na ustach zagościł delikatny uśmiech. Podszedł do siedzącego chłopaka i oddał mu jego własność. Następnie skierował wzrok na jego stopę.
– Powinieneś pójść z tym do lekarza – szepnął. – To może być złamanie kości śródstopia. Wiem, bo miałem podobną historię i poniekąd zdaję sobie sprawę, jak to jest. – Blondyn podrapał się lekko zmieszany swoimi zwierzeniami po głowie, po czym zerknął na bruneta.
Sasuke wyraźnie się nie podobało, że chłopak postanowił dawać mu rady, których zresztą nie potrzebował. Zaciętość powróciła na jego ustach, jednak nic nie powiedział. Naruto uśmiechnął się lekko chcąc jakoś rozładować zalegające między nimi napięcie. Poznał Uchihę wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że rozpoczęcie bliższej znajomości od bezsensownego monologu nie byłoby najmądrzejszym posunięciem.
– Nie patrz na mnie, jakbym był twoim wrogiem – powiedział. – Może porozmawiamy na spokojnie? To ja zrobię herbatę! – Dodał, widząc niezadowoloną minę bruneta.
Chłopak pośpiesznie opuścił łazienkę, nie czekając na żadną odpowiedź i skierował się do kuchni. Chwilę się miotał, po czym odnalazł kubki oraz torebki z zieloną herbatą. Wstawił czajnik i szukał jeszcze w szafce cukru, kiedy do pomieszczenia wszedł brunet. Nie dało się nie zauważyć, że chłopak kuleje, a chodzenie sprawia mu ból. Uchiha usiadł na jednym z krzeseł przy stole i wpatrywał się w plecy Uzumakiego, który zalewał wrzątkiem saszetki. Już po chwili jeden z kubków wylądował przed nim, a blondyn siadł naprzeciwko.
– Mogę zadać ci jedno pytanie? – odezwał się gość po chwili. – Czemu tam, na ulicy tak mnie potraktowałeś?
– Powinieneś to wiedzieć – odrzekł krótko brunet przyjmując automatycznie wrogą postawę.
– Może powinienem, ale nie wiem.
Uchiha nie zareagował, tylko pociągnął łyk gorącego napoju. Cały czas wpatrywał się jednak w te niebieskie oczy, które również nie odrywały od niego wzroku. Brunet próbował coś więcej z nich wyczytać, coś głęboko skrywanego. Nienawiść, zainteresowanie, współczucie, kłamstwo – takie uczucia bardzo by mu pomogły. Nie był jednak pewien, co właściwie widzi. Przez chwilę zdawało mu się, że dostrzegł determinację, która ustąpiła miejsca czemuś na kształt czułości.
Sasuke potrząsnął głową we własnych myślach. To było niemożliwe, musiał się pomylić. Z dalszego analizowania sytuacji wyrwał go głos chłopaka.
– Naprawdę nie rozumiem, za co ty mnie tak nie lubisz – szepnął cicho. – Ja ci przecież nic nie zrobiłem. Skąd ta wrogość?
Sasuke sięgnął po leżącą na stole cukierniczkę, i mimo iż zazwyczaj nie słodzi, sypnął sobie odrobinę słodkich kryształków do herbaty. Potrzebował na chwilę oderwać się od Naruto. Jego mózg rozpoczął pracę na wysokich obrotach. Zupełnie przestał zwracać uwagę na obecność drugiego chłopaka, który w dalszym ciągu wpatrywał się w niego wyczekująco. Czarnooki chwilę się zastanawiał, po czym ponownie zerknął na blondyna. Nie powinien w takiej sytuacji kierować się emocjami, lecz zdrowym rozsądkiem, ale postanowił poszukać podpowiedzi w wyrazie jego twarzy.
– Uchiha, porozmawiaj ze mną! – krzyknął już lekko poirytowany chłopak. – Czem…
– Czemu tak ci na tym zależy? – przerwał mu Sasuke. Jego oczy były zimne, a wzrok przenikliwy.
– Jesteś wyjątkowo arogancki, aspołeczny i niemiły. W głębi serca wydajesz mi się jednak kimś bardzo nieszczęśliwym. – Blondyn przerwał na chwilę, by zaczerpnąć powietrza. – Ja po prostu chciałbym cię zrozumieć.

2 komentarze: