Witam!
Zgodnie z założeniem, udało mi się skończyć rozdział przed środą. Tak się składa, że z początkiem lipca zaczynam staż, nie wiem więc, jak to będzie z pisaniem. No, u mnie to w sumie nigdy nic nie wiadomo. O samym rozdziale mogę wspomnieć tylko tyle, co już napisałam parę dni temu - chyba się wypalam.
Mimo wszystko życzę miłej lektury i zachęcam do komentowania :-)
Pozdrawiam
__________________________________________________________
Przez następne półtora tygodnia,
Naruto regularnie zjawiał się pod blokiem Uchihy i wraz z nim szedł na
przystanek. Był uparty, cholernie uparty. Nie zmieniał nastawienia, mimo jawnej
ignorancji ze strony Sasuke, który w przeciągu tego całego czasu odezwał się do
niego może dwa, trzy razy. Albo nie przeszkadzało mu, że Uchiha traktuje go jak
powietrze, albo był po prostu bardzo pewny siebie. Regularnie przypominał mu,
że nie odpuści, dopóki brunet z nim nie porozmawia. Oznajmiał mu to zawsze tuż
przed tym, zanim rozstawali się przed budynkiem szkoły.
Naruto był straszną gadułą. Nie
był oczytany, a jednak potrafił poruszyć naprawdę wiele kwestii i dzielić się
swoimi spostrzeżeniami. Czasem mówił na tematy bardzo błahe, jak na przykład
to, w jaki sposób wybiera owoce, kiedy Iruka wysyła go do sklepu. Innym razem
dzielił się z nim swoimi poglądami dotyczącymi religii, czy funkcjonowania
współczesnego świata. Miedzy tym wszystkim, nie zabrakło różnorodnych
opowiastek z jego życia. Dzielił się z Sasuke swoimi wspomnieniami dotyczącymi
pierwszego wyjścia do cyrku, pierwszej przejażdżki diabelskim młynem, pierwszą
pochłoniętą watą cukrową. Prawie się rozkleił, opowiadając, kiedy Iruka po raz
pierwszy mu powiedział, że traktuje go jak swojego syna. Nigdy jednak nie
wspomniał, co się stało z jego rodzicami i dlaczego nie wychowywał się z nimi.
A Sasuke oczywiście o to nie
zapytał.
Uzumaki wspomniał mu również
pokrótce o swoich problemach z Shikamaru. O tym, jak nieświadomie spieprzył
sprawę. Zwierzył się z tego, że nie do końca wie, jak powinien to naprawić, ale
nie zamierza przestawać próbować. Wspomniał o zaufaniu, które odbuduje. Mówił o
więziach, które sprawiają, że jest szczęśliwy.
A Sasuke oczywiście udawał, że
tego wszystkiego nie słucha.
Uchiha nie był więc zdziwiony,
kiedy kolejnego dnia, wychodząc z klatki, natknął się na Naruto kończącego
właśnie śniadanie. Uzumaki machnął mu ręką na przywitanie, po czym zrównał z
nim krok.
Sasuke nie przypominał sobie, by
znał wcześniej kogoś, kto w środku zimy, z samego rana, obżerałby się na
mrozie. Uzumakiemu jednak najwyraźniej nie przeszkadzało, że jego kanapka
tonęła pod warstewką śniegu, który sypał z nieba. Kiedy już przełknął ostatni
kęs chleba, oblizał skostniałe palce i schował dłonie do kieszeni w kurtce.
Dojście do przystanku zajęło im
mniej, niż zazwyczaj, gdyż Sasuke z każdym dniem odzyskiwał sprawność w nodze i
w najbliższym czasie miał wybrać się na kontrolę. Fizycznie nie odczuł żadnych
z tych nieprawidłowości, o których wspominał mu lekarz, podejrzewał więc, że
już niebawem będzie mógł poruszać się zupełnie swobodnie.
Sasuke zatrzymał się z dala od
przystanku, zniechęcony widokiem tłumu, który zalegał pod wiatą. Jako, że ludzi
było znacznie więcej, niż zazwyczaj, szybko wydedukował, że któryś z autobusów
złapał opóźnienie bądź w ogóle nie zamierzał
przyjeżdżać. O tej porze roku – norma.
Uzumaki, który chwilę wcześniej
udał się by sprawdzić rozkład, podszedł do niego i wskazał palcem na ludzi.
– Podejrzewam, że czekają na
dwójkę lub trzynastkę. No bo chyba nie staliby tu dłużej, niż czterdzieści
minut, nie? Chociaż…
Otóż to, z ludźmi nigdy nic nie wiadomo – pomyślał Sasuke.
– Chociaż przecież mogą czekać na
nasz autobus, bo wyjątkowo mają coś do załatwienia w tamtym rejonie –
powiedział Uzumaki, posyłając mu delikatny uśmiech. Najwyraźniej był pewny, że
ma rację.
Matoł…
Minuty mijały, mróz dawał się we
znaki, a autobus coś nie raczył się zjawiać. Naruto tupał ze zniecierpliwienia
i przeskakiwał z nogi na nogę. Sasuke zerknął po raz pierwszy na zegarek, kiedy
opóźnienie wynosiło dwanaście minut. No, pięknie. Uchiha spojrzał na tłumek,
który jeszcze w międzyczasie się rozrósł i powstrzymał westchnienie. Nie
wyglądało to zbyt dobrze.
Po kolejnych czterech minutach,
Uzumaki najwyraźniej nie zniósł tego stania i podszedł do wiaty, zagadując do
paru osób. Śnieg wciąż uparcie sypał, ludzie więc ścisnęli się pod daszkiem jak
pingwiny, żeby przypadkiem ich nie dosięgnął.
Uchiha wpatrywał się w płatki
śniegu, które osiadały na jego rękawiczce. Podziwiał wymyślne kształty,
zapamiętywał je, by później być w stanie je możliwie najdokładniej odtworzyć z
pamięci i narysować. Oceniał przy okazji, które krawędzie będzie rysował którym
ołówkiem. Przypomniał sobie, że w najbliższym czasie będzie się musiał wybrać
po papier, bo powoli brakowało mu czystych kartek.
– Wyobraź sobie, że opóźnienie
złapały wszystkie autobusy. Ten pan, o tam – wskazał palcem Uzumaki. –
Powiedział, że czeka już godzinę. Wiesz, co ja myślę? Że stanie tu nie ma
sensu.
Coś się musiało stać na drodze – pomyślał Sasuke.
Najchętniej wróciłby się do domu,
jednak nie mógł tego akurat dziś uczynić. Gdyby nie pojawił się na sprawdzanie
z matematyki, Kakashi by go zniszczył. Co prawda Sasuke i tak podejrzewał, że
nie zda, ale przejść się i coś tam nazmyślać zawsze mógł. Wczoraj ambitnie
przesiedział cały wieczór nad podręcznikiem, starając się jakoś zrozumieć
materiał. Rozwiązał nawet parę zadań, jednak z dosyć miernym skutkiem.
Matematyka to kosmos.
– Moglibyśmy się przejść kawałek
na inny przystanek i sprawdzić, jak tam wygląda sytuacja.
Podejrzewam, że podobnie.
Naruto przez chwilę wpatrywał się
w Uchihę, a kiedy ten wzruszył w odpowiedzi ramionami, ruszyli przed siebie.
Śnieg zaczął jeszcze mocniej prószyć, co wywołało szerszy uśmiech na twarzy
Uzumakiego i większy zachwyt u Sasuke, który kontemplował otoczenie.
W ciszy dotarli do następnego
przystanku, na którym sytuacja prezentowała się podobnie. Ludzie uparcie
tłoczyli się pod wiatą, mało kto rezygnował z czekania. Sasuke skrzywił się.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że większość tych ludzi kojarzył, bo
widywali się regularnie i z tego, co pamiętał, połowa z nich przejeżdżała
zaledwie jeden, dwa przystanki. Gdyby nie byli tak uparci, już dawno dotarliby
do celu.
Naruto zaszczycił ich tylko
przelotnym spojrzeniem, nawet się nie zatrzymując. Chyba będą musieli odbić
trochę w bok. Być może jakaś inna linia autobusowa funkcjonowała normalnie i to
nią mogliby kawałek podjechać. Wskazał Sasuke, by skręcili w lewo, on jednak
zignorował ten gest i ruszył przed siebie.
– Ej, chciałem pójść tędy.
– Powodzenia – odparł brunet, nie
zaszczycając Uzumakiego nawet krótkim spojrzeniem.
– Ranyyy, i co nam da, że
pójdziemy prosto? Tam też nic pewnie nie jeździ.
Uzumaki przewrócił oczami i
ruszył za Uchihą, kręcąc ze zrezygnowaniem głową. Niedługo później skręcili do
parku, który ku zdziwieniu Naruto, stanowił idealny skrót i prowadził do tej
części miasta, do której właśnie chciał się udać.
– Mogłeś powiedzieć, że znasz
krótszą drogę – zagaił. – Mieszkam tu od niedawna i nie wiedziałem o istnieniu
tego miejsca. Serio, Sasuke, nie musisz mnie lubić ani chcieć ze mną rozmawiać,
ale jakbyś powiedział „znam skrót” – sparodiował go Uzumaki, naśladując jego
oschły ton. – Zamiast „powodzenia”, to krzywda by ci się nie stała. Założę się,
że brzmiałoby to równie mrocznie.
Sasuke go jednak nie słuchał,
przypatrując się niewielkiej górce na lewo od nich. Przypomniał sobie śmiech
Itachiego, który siadał za nim na sankach i asekurował go, żeby przypadkiem nie
stała mu się krzywda. Czuł dłonie brata, który chwytał go w pasie, gdy
poślizgnął się na śniegu. Widział jego skupioną minę, kiedy poprawiał mu
niesforny szalik. I ten delikatny uśmiech, kiedy strzepywał mu śnieg z nosa.
Itachi zawsze o niego dbał.
Sasuke poczuł ukłucie w sercu na
myśl, że od tak dawna nikt nad nim nie czuwał. Wiedział, że gdyby Itachi żył,
ich relacje nie wyglądałyby tak, jak kilka lat temu. Itachi by go nie
przytulał, nie wycierał mu twarzy chusteczką po jedzeniu, nie czytał na
dobranoc. I Sasuke wcale by tego nie pragnął. Wystarczyłaby mu świadomość, że
gdyby coś się działo, zawsze mógłby znaleźć w nim oparcie. Cały świat mógłby
się obrócić przeciwko niemu, ale Itachi zawsze stałby za nim murem.
Tyle, że Itachiego już nie było.
Przy następnym kroku, Sasuke
nadepnął na lód i poślizgnął się. Próbował złapać jakoś równowagę, ale
skończyło się na tym, że upuścił kulę i zatoczył się do tyłu, przy okazji
kładąc zbyt duży nacisk na ranną stopę. Kiedy zamknął oczy i przygotował się na
upadek, poczuł silne ręce obejmujące go w pasie. Momentalnie otworzył oczy,
wpatrując się w twarz Naruto, na której malowało się jawne zaskoczenie.
– Kurwa. – Uchiha automatycznie
odepchnął od siebie Uzumakiego, który zresztą wcale nie protestował.
– Lepiej by było się wyjebać, nie?
Uchiha poczuł, że momentalnie
traci cierpliwość. Na masce, którą utrzymywał ostatnie kilka dni, pojawiły się
rysy.
– Odpierdolisz się w końcu?! Nie
dociera do ciebie w ogóle nic z tego, co mówię?!
Sasuke nerwowo otrzepał się ze
śniegu, po czym schylił i podniósł kulę. Posłał Uzumakiemu mordercze
spojrzenie i ruszył przed siebie. Naruto szybko go dogonił.
– Nie mówisz zbyt wiele, więc
dociera wszystko. A do ciebie nie dociera, kiedy mówię, że się mnie tak łatwo
nie pozbędziesz?
Uchiha zatrzymał się wpół kroku i
odwrócił w stronę blondyna.
– O co ci, kurwa, chodzi?! W co
ty pogrywasz i co chcesz osiągnąć? Po co ten cały cyrk?!
Naruto skrzywił się, ale opanował
chęć zaciśnięcia pięści.
– Już ci to tłumaczyłem, Sasuke.
Takiej samotności nie życzyłbym nawet najgorszemu wrogowi. Chcesz wiedzieć, co
chcę osiągnąć? Chcę cię wyciągnąć z tego bagna. Ja wiem, co ty sobie myślisz.
Że ja nic nie wiem, że niczego nie rozumiem. Wydaje ci się, że jesteś pępkiem
świata i tylko ty doświadczyłeś czegoś, co można nazwać prawdziwym cierpieniem.
– Sasuke prychnął, ale nie przerwał kontaktu wzrokowego. – Jeśli myślisz, że
moje życie było usłane różami, to się mylisz. Trochę przeczytałem tych twoich
wypocin i wiesz co? Jestem święcie przekonany, że jesteśmy tacy sami.
Uchiha milczał, nie spuszczając
wzroku z Naruto. Wydawał się być taki szczery. Taki otwarty i empatyczny, że
Sasuke wręcz odrzucało. Gdzież on niby dostrzegł to podobieństwo między nimi? Uzumaki
interesował się światem. On biegał między tymi wszystkimi ludźmi, których
zdołał poznać i usilnie starał się wszystkich sobie zjednać. Od paru dni
próbował jakoś przekonać do siebie Temari, która reagowała na jego obecność
bardzo agresywnie. Próbował się dogadać z Shikamaru, który rzadko pojawił się w
szkole i częściej go zbywał, niż z nim rozmawiał. Ostatnio nawet zagadał do
Sakury, która mimo początkowo wrogiego nastawienia, szybko zaczęła się śmiać i
dobrze bawić w towarzystwie blondyna.
Jak on mógł uważać, że są tacy
sami? Kłamstwo. To tylko pokazywało, jak bardzo Uzumaki nie znał i nie rozumiał
Sasuke. Albo… jak bardzo Sasuke mylił się, zakładając, że o blondynie wie już
wszystko.
Uchiha czuł, jak serce zaczyna mu
mocniej walić w piersi. Jeżeli zaufa Uzumakiemu, a ten go złamie, to będzie
koniec. Wyciągnięta w jego stronę dłoń była szansą. Gdyby ją uścisnął, trudno
by mu było się wycofać, o ile w ogóle mógłby to jeszcze zrobić. Teraz, kiedy
już uporządkował sobie życie, zaczął sobie jakoś dawać sobie radę z bólem,
miałby to wszystko tak po prostu wystawić na próbę? Nie miał tyle siły, by po
raz kolejny się podnieść. Nie po tym wszystkim.
Wiedział, że musi jak najszybciej
coś zrobić. Jak najszybciej zniechęcić do siebie blondyna, by ten w końcu dał
mu spokój. Najlepiej, gdyby na niego nawrzeszczał i go uderzył. Gdyby poszarpał
się z nim trochę, kilkoma porządnymi ciosami wybił mu ten pomysł z głowy. Być
może zerwałby tę więź, która nieświadomie zaczynała się między nimi rodzić.
Uwolniłby się.
– Nie, Naruto – powiedział spokojnie,
wbrew temu, co planował. – Zrozum, że to nie ma sensu i odpuść sobie wreszcie.
Uzumaki wytrzeszczył oczy.
Sasuke!
Chyba po raz pierwszy właśnie
rozmawiał z prawdziwym Sasuke. I choć z jednej strony napawało go to dumą, bo w
końcu udało mu się do niego dotrzeć, z drugiej poczuł się okropnie, słysząc ton
jego głosu.
– Daj mi skończyć – dodał Uchiha,
widząc, jak Naruto otwiera usta. – Koniec z gierkami. Wygrałeś. Nie zamierzam
krzyczeć, przeklinać, szarpać się z tobą. Ale… – Sasuke spojrzał mu głęboko w
oczy. – Chcę, żebyś uszanował moją decyzję. Przeczytałeś parę linijek tych moich
wynurzeń, ale to wcale nie czyni cię znawcą tematu. Nic o mnie nie wiesz,
Naruto. Potrafisz być uparty, owszem, ale na dłuższą metę na nic ci się to nie
zda.
Uzumaki milczał, nie spuszczając
wzroku z twarzy bruneta. Czy był sens oznajmiać mu, że się myli? Że jest tak
cholernie zapatrzony w przeszłość, że nie dopuszcza do siebie przyszłości? Nie
było. Milczał więc.
– Słuchaj. Niecały kilometr stąd
jest przystanek. Pójdziemy tam, złapiemy jakiś autobus i dojedziemy wspólnie do
szkoły. Ale kiedy tylko wysiądziemy, nasze drogi się rozejdą. Ty nigdy więcej
po mnie nie przyjdziesz, nie zagadasz, nie będziesz ingerował w moje sprawy, a
ja przestanę cię traktować jak wroga lub powietrze. Zgadzam się na pracę w
grupach, jeżeli z takim pomysłem wyjdzie nauczyciel. Zaakceptuję to. Ale musisz
zrozumieć i uszanować, że to, co robisz teraz, nie ma sensu. Czy możemy się tak
omówić?
Naruto nawet nie drgnął. Co
powinien zrobić? Krzyczeć? Uderzyć go? Czemu ten Sasuke był tak cholernie
głupi!
Uchiha stał dalej, szukając
odpowiedzi na twarzy Uzumakiego. Sekundy mijały. Żaden z nich nie odpuszczał,
wpatrując się w tego drugiego. Śnieg wciąż sypał, powietrze stało się bardziej
wilgotne. Pojedynek na upartość przerwało dopiero ciche kichnięcie. Uzumaki
odruchowo sięgnął do kieszeni kurtki i podał Sasuke chusteczkę. Kiedy ten
przetarł nos, ruszyli bez słowa w stronę przystanku.
***
Wbrew pozorom nie poczułem się wcale lepiej. Być może powinienem dać
sobie czas, ponieważ tylko on potrafi udawać, że pomaga w gojeniu ran. Tak, czas
wcale ich nie leczył. Rana, która się zabliźni, na zawsze pozostanie raną. Blizna
stanie się złudą, bezpieczeństwem. Iluzja jednak znika, kiedy zostaniemy
zranieni ponownie. Zdamy sobie wówczas sprawę z tego, jak bardzo sami siebie
omamiliśmy. I choć będziemy mieć nadzieję, że przyzwyczailiśmy się do tego
bólu, on uderzy ze zdwojoną siłą. Raz poranione serce, pozostanie wrażliwsze na
ten ból już do samego końca.
Żałuję, że nie potrafię już sam sobie zaufać. Żałuję, że gdy zadziała
mój instynkt obronny, gdzieś wewnątrz mnie pojawia się żal. Żal, że to wszystko
musiało się tak skończyć. Skończyć, chociaż nawet nie zdążyło się zacząć.
Żałuję, że pomimo tylu lat, jakaś cząstka mnie wciąż jest gotowa zaufać
komuś, ale nie mnie.
Chciałbym być taki, jakim wciąż widzi mnie Sakura. Człowiekiem
doskonałym. Człowiekiem, który nie rozumie, jak to jest, kiedy targają nim
sprzeczne uczucia. Człowiekiem, który nie musi za każdym razem zabijać części samego
siebie. Chciałbym zdusić to wszystko. Chciałbym choć raz być pewien, że
podjąłem słuszną decyzję.
Tymczasem jestem bardziej zepsuty, niż ktokolwiek by przypuszczał.
Prawda jest taka, że nie potrafię zrozumieć nawet siebie. Nie potrafię rozgryźć,
co leży mi na sercu i podjąć się działania, które zaprowadziłoby pokój. Jakże
mam więc prawo uważać, że znam innych?
Zniszczony do cna, muszę się kiedyś z tego otrząsnąć.
Sasuke spojrzał na swoją drżącą
dłoń, po czym odłożył na moment pióro. Musiał to z siebie wyrzucić. Jakże
trudne to jednak było, po tym, jak zrobił w końcu jakiś krok do przodu i
zamiast „on”, zaczął pisać „ja”. Niby jedno słowo, a tak dużo ciężej było mu
przelewać emocje na papier. Ręce jednak niesamowicie go świerzbiły. Sięgnął więc
po pióro ponownie.
Pierwszy krok jest zawsze najtrudniejszy – rzekł pewnego razu Itachi. Itachi
był moim bratem, był kimś, kogo kochałem najmocniej. Obiecał mi kiedyś, że już
zawsze będzie ze mną. Wierzyłem mu i wciąż w to wierzę. Czasem czuję jego
obecność. Wydaje mi się, że jest gdzieś przy mnie i patrzy na każdy mój ruch.
Obserwuje mnie i ocenia.
I jest niesamowicie rozczarowany.
Gdybym mógł go zobaczyć, założę się, że na jego obliczu malowałaby się
przede wszystkim litość. Coś, czego nie chciałbym zobaczyć najbardziej.
Nienawidzę współczucia.
Sasuke westchnął, czytając
ostatnie linijki. A więc będzie musiał się jednak nauczyć pisać o uczuciach od
nowa. Przypomniał sobie swoje pierwsze doświadczenia, pierwsze kroki. Będzie musiał
przebyć tę drogę raz jeszcze. Zapomnieć o tym, że całkiem niedawno potrafił coś
stworzyć. Uzbroić się w cierpliwość. Skoro przyznanie prawdy tyle go
kosztowało, to trudno. Zacznie wszystko od początku.
Pisanie o Itachim szybko jednak
go przerosło. Czuł, jak się cofa. Tworzenie nagle stało się zupełnie obce.
Pisanie o bracie było jak skok na głęboką wodę. Albo się powiedzie albo nie. I
nie powiodło się.
Chciałbym opowiedzieć o tym, jak bardzo sfrustrowany się czuję, jednak
nie potrafię. I choć słyszę wewnątrz siebie głos „nigdy nie mówi nigdy!”,
zaczynam się poddawać. Być może to nie jest po prostu dobry dzień, może być i
tak. Może po tym wszystkim mam problemy z zebraniem myśli. Może powinienem
najpierw odpocząć.
Tak, może.
Tyle, że dziś potrzebuję pisania bardziej, niż kiedykolwiek. Potrzebuję
raz na zawsze wyrzucić to wszystko z siebie, by już nie wracać do przeszłości.
Wiem, że nigdy się od niej nie odetnę i nie zapomnę, a jednak skupiając się
tylko na niej, tracę coś naprawdę cennego. Tracę siebie i szansę na to, że coś
się zmieni. Tak, chciałbym zacząć naprawdę żyć.
Nazywam się Uchiha Sasuke i jestem bliski obłędu. Zabija mnie wcześniej
wspomniana przeszłość oraz sprzeczności, o których również starałem się napomknąć.
Szkoda, że tak nieudolnie.
Nazywam się Uchiha Sasuke i chciałbym w końcu zacząć rozumieć.
Przynajmniej na tyle, by być w stanie ograniczyć jakoś te więzy, które mnie
krępują.
Chciałbym powiedzieć, że oto nastał dzień, kiedy zacznę naprawdę
walczyć o samego siebie. Chciałbym, żeby stało się to prawdą. Chciałbym tego
tak bardzo, że dziś, ze strachu przed zmianami, odrzuciłem dłoń, która być może
pomogłaby mi to osiągnąć. Chciałbym tego tak bardzo, że kiedy następnym razem w
moim życiu pojawi się kolejna taka okazja, bez wahania zrobię to ponownie.
Dzięki za kolejne części. Ale nie strasz nas z tym wypalaniem... W tym roku już za dużo autorek SasuNaru odeszło... Pojedziemy gdzieś po paliwo rakietowe... hehe
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Po przeczytaniu tego rozdziału mogę powiedzieć tylko jedno: NIESAMOWITE
OdpowiedzUsuńI Ty mówisz o wypalaniu się. Gdzie? Z której strony? Mam jednak nadzieję, że się nie poddasz i będziesz walczyć, bo wiem z doświadczenia, że takie przestoje się zdążają, ale na pewno miną.
Nareszcie Sasuke zaczął się przełamywać. A to jak piszesz o uczuciach to po prostu wsadza w buty. Zazdroszczę Ci talentu.
Liczę, że nie zostawisz nas na długo.
Całuję i życzę duuuużo weny. Przyda sie.
Ja też po przeczytaniu tego rozdziału nie widzę tego, ani tym bardziej nie czuję. To co ukazałaś w tej części tylko podbiło wcześniejsze refleksje o losach bohaterów tego opowiadania. A to co napisał Saske, wstrząsnęło i trafiło mocno w serce ubogacając w nowe wrażenia i dlatego też tak ciężko jest wyobrazić sobie, że ten rozdział powstał przy uczuciu wypalenia, bo naprawdę był piękny. W każdym razie, dziękuję za niego i mam nadzieje, że bedziesz kontynułować tę historie - ogolnie pisać! Weny i wszystkiego dobrego!
OdpowiedzUsuńPomożecie?
OdpowiedzUsuńhttp://spisfanopoanime.blogspot.com/
Pomożecie?
OdpowiedzUsuńhttp://spisfanopoanime.blogspot.com/
Tak, czytają też mężczyźni ;) No więc to już koniec? Dwa dni, tyle zajęło mi przeczytanie czternastu rozdziałów tego niestety niedokończonego opowiadania, a uwielbiam czytać już te skończone, żeby nie czekać potem i nie tracić wątku. Z jednej strony żałuję, że nie poczekałem z zagłębianiem się do ostatniego rozdziału, ale z drugiej? Dobrze się czytało, każdy rozdział wyzwalał różne emocje, a stylem, jakim to napisałaś jestem zachwycony, odurzony i zainspirowany. Ten, który rzadko daje komentarze, czyli Ja, anonimowy czytelnik płci męskiej.
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńwspaniały Naruto się nie podawał, szkoda, że odtrącił jego dłon, miałam ochotę aby Baru wykrzyczał mu o swojej przeszłości bo jak przypuszczam nie miał za ciekawej
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia
Trochę szkoda mi się zrobiło Naru, mam nadzieję, że Sasuke na prawdę ma zamiar zmienić swoje życie c: Nie umiem nawet sobie wyobrazić tkwić tyle czasu w mroku przeszłości, TAKIEJ przeszłości...
OdpowiedzUsuń