Może zacznijmy od tego, że nie jestem zadowolona z tej części. Sesja na horyzoncie, a okres ostatnich kolokwiów i zaliczeń trwa. Czuję, że po prostu muszę to teraz opublikować. Od razu pragnę zaznaczyć, że jeśli nie znajdę czasu, to następny rozdział może się pojawić dopiero pod koniec lutego/na początku marca. Niestety, miesiąc wyjęty z życia.
Na sam koniec chciałabym jeszcze napisać, że cieszę się z pojawienia tych kilku komentarzy ;-)
Do zobaczenia za... miesiąc.
__________________________________________________________
Sobota była
dość pogodna. Słońce, co prawda schowane było za chmurami, lecz nie były one w
żadnym wypadku deszczowe. Świat zdawał się w pełni życia. Ludzie powychodzili
na ulice, spacerowali, robili zakupy, zmierzali dokądś w jakimś określonym
celu. Rzeczywistość zdawała się przepełniona wszechobecnym szczęściem. Optymizm
nie był jednak wcale taki zaraźliwy, jakby się mogło zdawać.
Sasuke
przemierzał jedną z głównych ulic coraz bardziej poirytowany. Patrzenie na tych
wszystkich uśmiechniętych ludzi, doprowadzało go do szału. Miał ochotę złapać
się za głowę, powyrywać z niej wszystkie włosy i krzyczeć na całe gardło.
Nienawidził tych wszystkich ludzi, tych śmiejących się do niego oczu, tych
uśmieszków goszczących wiecznie na ich ustach. Nienawidził tego, że ludzie ci
byli tacy radośni, kosztem jego własnego szczęścia. Uchiha był bowiem zdania,
że by jedni mogli wieść spokojne życie, inni muszą czerpać w swoim męki. Nie
było równości na tym świecie. Sprawiedliwość nie istniała. By ci, tamci i
jeszcze kilka innych osób mogli być szczęśliwi, Sasuke musiał poświęcić
rodzinę. Gdyby to jego przepełniała taka pełnia życia, ktoś inny musiałby na
tym ucierpieć i wieść nędzne życie. Tym bardziej denerwowało go wszechobecna
radość. Ludzie byli zbyt beztroscy, nie martwili się, nie przejmowali
niepowodzeniami, po prostu żyli w pełni, w całej odsłonie. Brunet tego nie
potrafił. Po pierwsze nie tak został wychowany, a po drugie jego stan mu na
taką drogę życia nie pozwalał. Wystarczająco wiele wycierpiał, by nie potrafić
już czerpać tej radości, która niekiedy bywała mu ofiarowywana. Zapomniał, jak
można z niej korzystać, ile chęci do dalszego rozwoju czerpać. Nie musiał
mieć na nosie okularów przeciwsłonecznych, by wszystko widzieć w ciemniejszych
kolorach. Nie była to również wina jego wzroku, który swoją drogą miał bardzo
dobry.
Uchiha
przekroczył próg jakiejś księgarni. Nie bardzo miał na to pieniądze, ale poczuł
chęć kupienia sobie czegoś. Regularnie odwiedzał bibliotekę, jednak jak wiadomo
nie on jeden. Bardzo często nie mógł dostać tego, co akurat chciał przeczytać i
niejednokrotnie wyczekiwał trochę czasu, zanim książka wróci i przeczytają ją
wszyscy będący przed nim w kolejce.
Brunet powoli
przeszedł przez kilka działów, aż znalazł się przy literaturze pięknej i
współczesnej. Od razu jego oczom ukazała się najnowsza powieść jego ulubionego
japońskiego autora – Harukiego Murakamiego. Chłopak chwycił książkę. Najpierw
dokładnie przyjrzał się okładce, przejechał po niej palcem, po czym odwrócił i
zaczął czytać krótki opis. Wystarczyła ta krótka chwila, by zupełnie pochłonęła
go historia Tengo i Aomame. Nie miał wątpliwości, musiał ją kupić.
Sasuke sięgnął
do kieszeni w poszukiwaniu portfela. Otworzył go i zaczął liczyć. Jak na złość
okazało się, że ma przy sobie za mało pieniędzy. Wąskie brwi zmarszczyły się
nieznacznie, a ich właściciel się skrzywił. Naprawdę miał ogromną ochotę
przeczytać tę książkę już teraz. Żeby już się tym nie denerwować, postanowił
skierować oczy w inną stronę i obejrzeć, co jeszcze mają.
Czarnooki
rozejrzał się po przestronnej księgarni i poszedł w stronę półek z kryminałami.
Nie darzył ich co prawda takim uwielbieniem jak prozę Murakamiego, ale ten
gatunek również był bliski jego sercu. Przejechał pobieżnie wzrokiem po
tytułach. Większość z nich znał już z prasy. Zawsze dokładnie przeglądał działy
dotyczące kultury i recenzji najnowszych bestsellerów. Jeśli mu się ona
spodobała, zamawiał w bibliotece i czekał na swoją kolej. Uchiha był dość
krytyczny. Często czepiał się najdrobniejszych szczegółów i ostatecznie nie
zgadzał z przychylnymi recenzjami. Mało którą powieść był w stanie uznać za
naprawdę dobrą. Nie zniechęcał się jednak i pochłaniał literaturę dalej.
Czytanie było dla niego równie ważne, co pisanie. Często zamiast skupić się na
fabule książki, on zwracał uwagę na techniczne walory. Dokładnie lustrował
sposób zapisania tekstu, stosowaną narrację i stawianie przecinków, z którymi
miał niestety drobne problemy. Pisanie zbyt wielu ludziom wydawało się proste.
Ci, którzy nigdy tego nie próbowali, byli święcie przekonani, że wystarczy
wymyślić jakąś historyjkę, a reszta przyjdzie już sama. Tak, jakby pisanie nie
sprawiało problemów, gramatyka nie istniała, narracja była zupełnie nieistotna.
Sasuke wówczas tylko kręcił z pogardą głową. Nie znosił ludzi, którzy
wypowiadali się na tematy, na które nie mieli absolutnie żadnej wiedzy i
doświadczenia. Pojawiały się opinie wymyślane na poczekaniu, lub wygłaszane
tylko dlatego, że ktoś ważny również tak stwierdził, więc tak też musi być,
własne zdanie nie miało tu nic do rzeczy.
Brunet sięgnął
po książkę, której okładka wzbudziła jego zainteresowanie. Nie przedstawiała
ona niczego konkretnego. Nie było to również zupełnie puste, jednokolorowe tło
jak w przypadku starszych pozycji. Uchiha określiłby to raczej jako karykaturę
ekspresjonizmu w sztuce. Jedna brew chłopaka uniosła się ze zdziwieniem do
góry. On sam zaś zaczął czytać opis, znajdujący się w środku książki. Szybko
jednak jego twarz stężała. Odłożył lekturę na miejsce i pośpiesznie skierował
się do wyjścia z księgarni. „Mężczyzna chorujący na cukrzycę, przez
nieprzestrzeganie obowiązującej go diety, trafia do szpitala.”, brunet nie
przeczytał nic więcej, każde kolejne zdanie nie miało już dla niego żadnego
znaczenia.
***
Sasuke sięgnął
po telefon, który przymocowany był do ściany przy drzwiach wejściowych. Chłopak
był opanowany, liczył się przede wszystkim czas, nie mógł więc się denerwować i
wprowadzać zamieszania. Wybrał numer alarmowy i już po chwili podał nazwisko,
adres i powód, dla którego wzywał karetkę. Następnie udał się do salonu, gdzie
wszystko się zaczęło. Na kanapie leżał starszy mężczyzna. Jego zazwyczaj blada
cera, wydawała się jeszcze upiorniejsza, niż zazwyczaj. Oczy miał otwarte, ale
nie można było złapać z nim kontaktu. Był jak w transie. Pochylona nad nim
kobieta, próbowała powstrzymywać łzy. Wiedziała, że one niczego nie
zmienią, potrafiły bowiem jedynie rozpraszać.
– Babciu,
trzeba mu zbadać poziom cukru – rzekł tylko na zewnątrz tak spokojny chłopak.
Kobieta skinęła głową i udała się szybko do łazienki po glukometr. W tym czasie
młody Uchiha sięgnął po jedną z dłoni starszego mężczyzny.
Eisaku Uchiha
od dwóch lat chorował na znacznie rzadszą cukrzycę typu pierwszego. Jednak jako
zbyt dumny człowiek, nie potrafił zrozumieć, że wstrzykiwanie insuliny jest
znaczące w jego diecie. Często nie stosował się do zaleceń i doprowadzał swoje
ciało do powolnej śmierci. Żona oraz jedyny żyjący wnuk, byli przyzwyczajeni do
ciągłych odwiedzin pogotowia. Babka Sasuke w miarę możliwości starała się
pilnować nierozsądnego męża, ale nie mogła siedzieć przy nim przez całą dobę.
Sama miała wystarczająco wiele kłopotów ze zdrowiem. Przeżyła jeden, na
szczęście niegroźny wylew, spowodowany przez nadmierne palenie. Od tego czasu
walczyła z nałogiem i bardzo dobrze jej to wychodziło. Kobiety z rodziny
Uchiha, pozornie delikatne, były silniejsze psychicznie i wytrzymalsze od
mężczyzn. Cechowała je ogromna wola i wytrzymałość ducha. Zazwyczaj były one w
dodatku nadmiernie uparte. Jeśli sobie coś postanowiły, robiły wszystko, by
tylko postawić na swoim. Męską część rodziny często charakteryzowała ogromna
duma, która niejednokrotnie powodowała trudności w kontaktach z innymi ludźmi.
Byli oni przekonani do swoich racji i nie docierały do nich żadne, nawet
sensowne i logiczne argumenty.
Eisaku Uchiha
pod tym względem niczym się od tego wzorca nie wyróżniał. Surowy, pewny siebie
i nieznoszący sprzeciwu. Kiedy zdecydował, że nie zamierza zmieniać trybu życia
ze względu na doskwierającą mu cukrzycę, nikt nie był w stanie go przekonać.
Nie stosował się do diety, nie wstrzykiwał sobie insuliny, był ponad to.
Mężczyzna uważał, że wybiera honorową śmierć. Skoro tamten świat już go wzywa,
to on nie będzie się przed tym bronił, uciekał jak jakiś tchórz. Sasuke nie
wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć, więc milczał. Babka protestowała,
ale mężczyzna jak się uparł, tak zrobił. W wyniku jego samolubnych
działań, Sasuke został zupełnie sam.
***
Brunet
przerwał rozmyślania o smutnej przeszłości i starał się skupić na otaczającym
go świecie. Po tym roku wiedział już, że decyzje podejmowane przez dziadka,
powodowane były strachem, nie było sensu więc dłużej tego rozpamiętywać. Był
pewien, że Eisaku bał się późniejszego rozczarowania. Obawiał się, że narobi
sobie nadziei, a potem będzie musiał się zawieść. Mężczyzna nie podjął ryzyka.
Czarnooki nie rozumiał jednak, co takiego mogłoby się nie udać. Tej zagadki nie
udało mu się dotychczas rozwiązać, choć zastanawiał się nad tym
niejednokrotnie. Jedyne, co mu przychodziło do głowy, to niezrozumienie przez
dziadka istoty choroby. Opcja ta była jednak nieco naciągana, mężczyzna nie był
bowiem głupi. Powinien wiedzieć, na jakich zasadach przebiegała męcząca go
dolegliwość.
Sasuke
wracając nieco do rzeczywistości, dalej przemierzał ulice w tylko sobie znanym
kierunku. Powróciło znużenie po zupełnie nieprzespanej nocy i chłopakowi lekko
kręciło się w głowie. Wybrał się na krótki spacer, by odżyć, a nie załatwić się
jeszcze bardziej. Uchiha kopnął się w myślach za brak rozsądku. To, że
znajdował się w psychicznym dołku, nie zwalniało go z obowiązku jedzenia.
Tymczasem brunet nie miał nic w ustach już od dość długiego czasu. Chłopak
postanowił wstąpić do najbliższego sklepu, by przyrządzić sobie w domu coś
sycącego. Rozejrzał się dookoła i zdecydował się przejść środkiem ulicy. Nie
zauważył jednak rozpędzonego samochodu, który zmierzał centralnie w jego
kierunku.
***
Przechadzał
się po parku w poszukiwaniu idealnego miejsca, do zrobienia na śniegu aniołka.
To była jego tradycja, obowiązkowo przynajmniej jeden, co zimę. To miało
przynosić mu szczęście. Postanowił korzystać z okazji, póki można było. Nie
wiadomo, czy nie był to ostatni śnieg tej zimy. Nic co prawda na to nie
wskazywało, ale chłopak nie chciał ryzykować. Problem polegał na tym, że
większość białego puchu, była już przydeptana przez dzieci, które tylko
marzyły, by zburzyć idealnie równą warstwę śnieżnego pyłu. W końcu jednak
odnalazł ten zapomniany przez ludzkość fragment ziemi i legł. Pierwszy etap
polegał na tym, by dokładnie zlustrować całe niebo. Akurat dziś chmury
przysłaniały jego kolor, ale nic straconego. I one mają mu co nieco do
powiedzenia. Jakąś wróżbę, na nowy, nadchodzący rok. Tylko co takiego mogły
symbolizować te jasne obłoki? Co oznaczało przysłonięte niebo? Czyżby chodziło
o pogodę ducha, lecz bez większych rewelacji? Względny spokój? Słońce było
zapewne odzwierciedleniem szczęścia i drobnych szaleństw. Ciemne, burzowe
chmury nie wróżyły niczego dobrego. Symbolizowały cierpienie i rok przepełniony
łzami. Takie pogodne i przyjazne obłoczki mogły być zarówno czymś po środku,
jak i stanowić zupełnie inne ogniwo tej układanki. Na przykład oznaczać
odnalezienie czegoś naprawdę dla nas ważnego, co zapewni nam błogi spokój na
najbliższe 365 dni.
Drugi etap
stanowiło powolne poruszanie kończynami, zamknięcie oczu i z błogim wyrazem na
twarzy, pomyślenie życzenia, na którego spełnienie mielibyśmy nadzieję w
nadchodzącym roku. Jeżeli włożyliśmy w to wystarczająco wiele serca, nasze
marzenie na pewno się spełni. Jeśli zaś zrobiliśmy to dla samego spokoju, życie
może nam spełnić je zupełnie na odwrót. Pojawiało się więc ryzyko, bez którego
cała ta zabawa nie posiadałaby takiego uroku. Nic nie przychodziło od tak.
Leżąc na śniegu, należało zawalczyć o swoje cele. Spełnienie ich zależało od
naszej wewnętrznej siły.
Uzumaki
zacisnął mocno oczy i zaczął wymachiwać rękoma i nogami najszybciej, jak
potrafił. Był to trzeci, ostatni etap. Polegał na zewnętrznym pokazaniu swojej
szybkości i siły oraz tego, jak bardzo zależało nam na spełnieniu naszego
życzenia. Ta część była również ulubioną blondyna. Wyzwalał przy tym jak
najwięcej energii, bardzo często miażdżąc śnieg i dokopując się tym samym do
gołej ziemi.
Kiedy rytuał
się zakończył, chłopak podniósł się z ziemi, przyglądając się swojemu dziełu.
Wykopał na wierzch trochę starej, przymarzniętej trawy. Naruto przeciągnął się
i ruszył z powrotem na ścieżkę. Misja wykonana, czas wracać. Schował ręce do
kieszeni kurtki i pewnym krokiem skierował się w stronę jednej z pobocznych
uliczek. Kiedy był już przy końcu ogromnego parku, dostrzegł jakąś postać
siedzącą na chodniku. Sylwetka wydawała mu się znajoma. Blondyn zmrużył oczy i
skierował swe kroki w jej stronę. Im bliżej był, tym bardziej był pewien, że
siedzącą na ziemi osobą jest mężczyzna. Kiedy już podszedł naprawdę blisko, od
razu go rozpoznał.
– Ej, wszystko
w porządku? – zapytał, spoglądając niepewnie na siedzącego na zimnym betonie
chłopaka.
Brunet ani drgnął.
Trzymał się za boleśnie pulsującą lewą stopę. Zupełnie zignorował
obecność Uzumakiego, który kucnął przy nim.
– Sasuke,
stało się coś? – powtórzył chłopak.
Dopiero
wówczas Uchiha zwrócił twarz w jego kierunku. Nie wiedział, co ma mu
odpowiedzieć i ile w ogóle powiedzieć powinien.
– Byłem
nieuważny – rzekł zachrypnięty głosem. Zaniepokojony lekko Naruto przyjrzał się
koledze z klasy, którego mina właściwie nic nie wyrażała.
Cokolwiek go
dotknęło, nie wpłynęło znacząco na wyraz jego twarzy.
– Samochód najechał
mi na stopę – dodał.
Blondyn
spojrzał na buta, za którego chłopak się trzymał. Mimo, że za nim nie
przepadał, przecież nie mógł go tu tak zostawić. Musiał pomóc.
– Może
zadzwonić po twoich rodziców? – Uzumaki zupełnie nie zwrócił uwagi na to, jak stężała
twarz jego rozmówcy. Spojrzenie stało się zupełnie puste i bez wyrazu, chłopak
zacisnął usta w wąską kreskę i zacisnął pięść w drugiej, wolnej ręce. – Myślę,
że to lepsze niż wezwanie pogotowia. Rodzice zawieźliby cię do szpitala
osobiście i wymusili jakieś dodatkowe badania. – Uzumaki zamyślił się na
chwilę. – Jak w ogóle do tego doszło? Zapamiętałeś numery rejestracyjne? To
trzeba zgłosić na policję.
Sasuke już
nawet tego nie słuchał. Podniósł się z chodnika, trącając przy tym barkiem
blondyna, który zachwiał się pod wpływem niespodziewanego ataku i poleciał do
tyłu. Brunet z trudem wstał, starając się jednak, by wyglądać przy tym jak
najbardziej dumnie. Spojrzał chłodno na kolegę, który prawdopodobnie
zastanawiał się, czy Uchiha zrobił to specjalnie.
– Ja pierdole,
czy z tobą jest coś nie tak?! Chciałem tylko pomóc! – wrzasnął zaskoczony
Uzumaki.
– To łaskawie
nie pomagaj. W dupie mam ciebie i twoją wielkoduszność. Odpieprz się ode mnie.
Głos bruneta
był stanowczy. On sam odwrócił się, zupełnie ignorując siedzącego na
chodniku chłopaka i ruszył niepewnym krokiem przed siebie. Nie potrafił jednak
opanować grymasu na twarzy. Szedł powoli, lekko kulejąc i analizując całą
sytuację. Był niemal pewien, że Naruto zrobił to specjalnie, że celowo
wspomniał o jego rodzicach, doskonale wiedząc, że oboje nie żyją.
Uchiha
doczłapał do przystanku autobusowego. Nie było rady, do domu miał za daleko, by
przebyć całą trasę w takim stanie. Niemal czuł, jak puchnie mu cała stopa. Nie
miał jednak najmniejszej ochoty wybierać się z tym do lekarza. Taka
ewentualność pozostawił na wypadek, gdyby obrzęk nie minął, a noga dalej
bolała. Niespecjalnie miał ochotę chwalić się tym, że jest zwykłą ofiarą, która
wpada pod pierwszy lepszy samochód, bo nie rozgląda się na boki przechodząc
przez ulicę. Sama świadomość tego była dla chłopaka wystarczająco upokarzająca.
Wsiadł do
autobusu i zajął jedno z wolnych miejsc. Z całych sił starał się czymś zająć,
by nie zwracać uwagi na swoją obolałą stopę. Przez całą drogę układał sobie, co
napisze przy najbliższej okazji. Mniej więcej posklejał sobie fabułę i ton, w
którym chciał utrzymać całą tę opowieść. Podróż nie trwała długo, po niecałych
dwudziestu minutach, chłopak był już na swoim osiedlu. Szybko pokuśtykał do
swojej klatki, by nie zwracać na siebie zbytniej uwagi. Uchiha nie lubił
wścibstwa niektórych sąsiadów. Doskonale wiedzieli, że mieszka sam i w ich
mniemaniu, była to kopalnia narkotyków. Brak jakiejkolwiek tolerancji i
zrozumienia był naprawdę przytłaczający. Nikt nie współczuł, wszyscy jedynie
osądzali. Nieufne spojrzenia śledziły każdy, nawet najmniejszy jego ruch, by
krytycznie skomentować wszystko, co chłopak zrobił. Nie strawiłby on co prawda
litości, ale zaczynał powoli czuć coraz większą nienawiść w stosunku do innych
ludzi. Nie mieli prawa go osądzać, niczego o nim nie wiedząc.
Sasuke wszedł
do mieszkania i nie zawracając sobie głowy zamknięciem go na zamek, skierował
się od razu w stronę łazienki. Bardzo powoli podwinął nogawkę spodni i próbował
zdjąć skarpetkę. Skończyło się jednak na rozcięciu jej nożyczkami. Czarnooki
przyglądał się opuchniętej stopie, która z każdą chwilą zdawała się wyglądać
gorzej. Doskonale zdawał sobie jednak sprawę, że to tylko jego wyobraźnia.
Kilka razy próbował nią delikatnie poruszyć, co wywołało tylko salwę
niepotrzebnego bólu. Próbując dokładniej zlokalizować jego źródło, przejechał
palcami po całej długości stopy, delikatnie ją przy tym naciskając. Na jego
twarzy gościł nieskrywany już grymas. Nie miał przed kim ukrywać tego, co
aktualnie czuł. Nie bardzo wiedząc, co począć w tej sytuacji, postanowił póki
co zabezpieczyć i obandażować nogę, by potem na spokojnie poszukać na ten temat
jakichś informacji. Kiedy przeszukiwał apteczkę w poszukiwaniu niezbędnych
opatrunków, coś zaszeleściło tuż przy wejściu do łazienki. Już po chwili w
uchylonych lekko drzwiach pojawiła się blond czupryna. Sasuke z niedowierzaniem
przyglądał się intruzowi, który w niepojęty dla niego sposób, znalazł się w
jego mieszkaniu. Chłopak jednak nie odezwał się. Przejechał wzrokiem po całej
sylwetce bruneta, aż w końcu jego wzrok spoczął na jego spuchniętej stopie.
Uzumaki milczał. Jego twarz wyrażała rezygnację i odrobinę uzasadnionej zresztą
irytacji. Brunet przyglądał się jeszcze chwilę chłopakowi, po czym doszedł do
siebie.
– Co ty tu
robisz? Skąd znasz mój adres i po co przyszedłeś? – Jego głos brzmiał wyjątkowo
nieprzyjemnie i wrogo.
Nie krył się w
nim jednak charakterystyczny dla Uchihy chłód, jego miejsce zastąpiło
rozdrażnienie. Naruto spojrzał na niego z jeszcze większym obrzydzeniem, a
następnie wyjął z kieszeni swoich spodni brązowy portfel. Brunet od razu go
rozpoznał.
– Wypadł ci z
kieszeni. W dowodzie znalazłem twój adres i przyszedłem go zwrócić. – Chłopak
przerwał na chwilę i gwałtownie nabrał powietrza. – Nawet nie wiesz dupku, jak
wielką miałem ochotę zostawić go tam, po tym, jak się w stosunku o mnie
zachowałeś! – Dłoń Uzumakiego zacisnęła się mocniej na trzymanym w ręce
przedmiocie.
Jego oczy
pełne były złości i czegoś na kształt smutku, tak, jakby zachowanie bruneta
sprawiło mu przykrość.
Sam Sasuke
siedział na rogu wanny i nie bardzo wiedział, jak powinien się zachować.
Przepraszać na pewno nie zamierzał. Jego myśli skupiły się jednak na kwestii
tego, cóż powinien odpowiedzieć. Miał pustkę w głowie, takiego bowiem
zachowania by się po nikim nie spodziewał. Wystarczająco dobrze znał ludzi, by
wiedzieć, że uczciwych już na tym świecie nie ma. Żeby przeżyć, należało
stawiać własne dobro, nad dobrem bliźnich.
– Dziękuję –
wyszeptał po chwili cicho, samemu się dziwiąc, wypowiedzianym słowom.
Naruto również
się chyba tego nie spodziewał, bo na jego twarzy pojawiło się lekkie
zmieszanie, a po chwili na ustach zagościł delikatny uśmiech. Podszedł do
siedzącego chłopaka i oddał mu jego własność. Następnie skierował wzrok na jego
stopę.
– Powinieneś
pójść z tym do lekarza – szepnął. – To może być złamanie kości śródstopia.
Wiem, bo miałem podobną historię i poniekąd zdaję sobie sprawę, jak to jest. –
Blondyn podrapał się lekko zmieszany swoimi zwierzeniami po głowie, po czym
zerknął na bruneta.
Sasuke
wyraźnie się nie podobało, że chłopak postanowił dawać mu rady, których zresztą
nie potrzebował. Zaciętość powróciła na jego ustach, jednak nic nie powiedział.
Naruto uśmiechnął się lekko chcąc jakoś rozładować zalegające między nimi
napięcie. Poznał Uchihę wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że rozpoczęcie bliższej
znajomości od bezsensownego monologu nie byłoby najmądrzejszym posunięciem.
– Nie patrz na
mnie, jakbym był twoim wrogiem – powiedział. – Może porozmawiamy na
spokojnie? To ja zrobię herbatę! – Dodał, widząc niezadowoloną minę bruneta.
Chłopak pośpiesznie
opuścił łazienkę, nie czekając na żadną odpowiedź i skierował się do kuchni.
Chwilę się miotał, po czym odnalazł kubki oraz torebki z zieloną herbatą.
Wstawił czajnik i szukał jeszcze w szafce cukru, kiedy do pomieszczenia wszedł
brunet. Nie dało się nie zauważyć, że chłopak kuleje, a chodzenie sprawia mu
ból. Uchiha usiadł na jednym z krzeseł przy stole i wpatrywał się w plecy
Uzumakiego, który zalewał wrzątkiem saszetki. Już po chwili jeden z kubków
wylądował przed nim, a blondyn siadł naprzeciwko.
– Mogę zadać
ci jedno pytanie? – odezwał się gość po chwili. – Czemu tam, na ulicy tak mnie
potraktowałeś?
– Powinieneś
to wiedzieć – odrzekł krótko brunet przyjmując automatycznie wrogą postawę.
– Może
powinienem, ale nie wiem.
Uchiha nie
zareagował, tylko pociągnął łyk gorącego napoju. Cały czas wpatrywał się jednak
w te niebieskie oczy, które również nie odrywały od niego wzroku. Brunet
próbował coś więcej z nich wyczytać, coś głęboko skrywanego. Nienawiść,
zainteresowanie, współczucie, kłamstwo – takie uczucia bardzo by mu
pomogły. Nie był jednak pewien, co właściwie widzi. Przez chwilę zdawało mu
się, że dostrzegł determinację, która ustąpiła miejsca czemuś na kształt
czułości.
Sasuke
potrząsnął głową we własnych myślach. To było niemożliwe, musiał się pomylić. Z
dalszego analizowania sytuacji wyrwał go głos chłopaka.
– Naprawdę nie
rozumiem, za co ty mnie tak nie lubisz – szepnął cicho. – Ja ci przecież nic
nie zrobiłem. Skąd ta wrogość?
Sasuke sięgnął
po leżącą na stole cukierniczkę, i mimo iż zazwyczaj nie słodzi, sypnął sobie
odrobinę słodkich kryształków do herbaty. Potrzebował na chwilę oderwać się od
Naruto. Jego mózg rozpoczął pracę na wysokich obrotach. Zupełnie przestał
zwracać uwagę na obecność drugiego chłopaka, który w dalszym ciągu wpatrywał
się w niego wyczekująco. Czarnooki chwilę się zastanawiał, po czym ponownie
zerknął na blondyna. Nie powinien w takiej sytuacji kierować się emocjami, lecz
zdrowym rozsądkiem, ale postanowił poszukać podpowiedzi w wyrazie jego twarzy.
– Uchiha,
porozmawiaj ze mną! – krzyknął już lekko poirytowany chłopak. – Czem…
– Czemu tak ci
na tym zależy? – przerwał mu Sasuke. Jego oczy były zimne, a wzrok przenikliwy.
– Jesteś
wyjątkowo arogancki, aspołeczny i niemiły. W głębi serca wydajesz mi się jednak
kimś bardzo nieszczęśliwym. – Blondyn przerwał na chwilę, by zaczerpnąć
powietrza. – Ja po prostu chciałbym cię zrozumieć.
ciekawe ;)
OdpowiedzUsuńBardzo miło się czyta. Dalszej weny życzę.
OdpowiedzUsuń