10 listopada 2015

Rozdział 16.

Witam!
Jak widać, mam tendencję do wrzucania kilku postów w odstępie paru, parunastu dni, a potem znikania na kilka miesięcy. Cóż, ale już jestem. Ostatni miesiąc pisałam niemal non stop. I niemal non stop wyrywałam sobie przy tym włosy z głowy. Napisanie pierwszego rozdziału pracy inżynierskiej okazało się trudniejsze, niż podejrzewałam. Jednak mimo, iż rozdział ten wciąż mocno kuleje, to wstępną wersję już mam.
To, co wrzucam dziś, powstało w przeciągu zaledwie paru ostatnich dni i było naprawdę miłą odskocznią od wyżej wspomnianego horroru.
Zapraszam do czytania :-)
__________________________________________________________

Kiedy już dał się jako tako porwać swojemu zajęciu, wyobrażał sobie, że ściera kropelki potu, które z wysiłku pojawiły się na jego czole. W rzeczywistości jednak nic takiego nie nastąpiło, choć wizja była satysfakcjonująca. Miał poczucie spełnienia i dobrze wykonanego zadania. Mimo, że wciąż uważał to za udrękę, świadomość, w jakim celu to robił, sprawiała, że odczuwał satysfakcję. Gdyby wymagało to od niego więcej poświęcenia, porównałby to do śmiechu przez łzy. Jednak – póki co – łzy nie miały zamiaru się pojawiać, a i do śmiechu było mu daleko. Nie wiedział, czy powinien się martwić, czy uznać to za dobry znak. Z jednej strony miał świadomość, że był pogodzony z przeszłością, z drugiej zaś przeżył w swoim życiu chwile, które bolały niezmiennie. Jeżeli w takim razie odczuwał pustkę, to dobrze, czy źle? Jedyną osobą, która – przyszło mu na myśl – byłaby zdolna udzielić na to pytanie sensownej odpowiedzi, był Sasuke. A Sasuke mu jej niestety nie udzieli. Nie teraz, nie w obecnej sytuacji. Nie udzieli mu jej nigdy, jeżeli Naruto nie da z siebie wszystkiego.
Sasuke powiedziałby mu zapewne „A nie mówiłem”, gdyby Naruto napomknął o swoich planach. A że tego nie zrobił, to Uzumakiemu pozostawało tylko wyobrażanie sobie miny Uchihy. Miny pełnej wyższości. Oczu mówiących, że to nie jest tak proste, jak się wydaje. A im dłużej Naruto w to brnął, tym łatwiej mu było wyobrazić sobie, jak przyznaje Sasuke rację. Jak się okazało – wyobrażenie sobie tego było dobrym rozwiązaniem, bo w rzeczywistości przecież nigdy by się do tego nie przyznał. Tym samym upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu – pochwalił oczywisty talent Uchihy, jednocześnie samemu nie przyznając, że czegoś nie potrafił.
Kiedy dobrnął do końca, ulga, którą odczuł, była nie do opisania.

***

Sasuke poczuł, że nie potrafi zapanować nad mimiką, kiedy wlepił wzrok w leżącą tuż przed nim kartkę papieru. Próbował opanować rosnące zdziwienie, jednak bezskutecznie. Dla pewności raz jeszcze dokładnie przeliterował sobie w myślach słowa znajdujące się na samej górze, upewniając się, że to na pewno jego praca. Jego praca, jego sprawdzian. Jego sprawdzian z matematyki został oceniony na dostateczny minus. Jego.
Zignorował zaciekawione spojrzenie Kakashiego, sprawdzając jakie błędy popełnił. Doskonale zdawał sobie sprawę, że i tak nie zrozumie ich istoty, było to jednak na pewno lepsze, niż wpatrywanie się w zmarszczone brwi nauczyciela. Uchiha wątpił, by mężczyzna doszedł do wniosku, że w końcu się czegoś nauczył, o nie. Specjalnie poprzesadzał ich tak, by nie siedział z Uzumakim, a teraz głowił się, w jaki sposób Uchiha dał radę od niego ściągnąć. To by było na tyle, jeśli chodzi o zaufanie nauczycieli do uczniów.
Sasuke spojrzał na kolegę z ławki, który napisał sprawdzian bezbłędnie, czym jednak nikogo nie zdziwił. Ich spojrzenia się spotkały. Uzumaki posłał mu słaby uśmiech, po czym wrócił do przeglądania podręcznika. Odezwał się do niego dopiero wówczas, gdy Kakashi poprosił o oddanie sprawdzianów.
– Odniesiesz mój też? – spytał.
Sasuke pokiwał głową, chwycił pracę Uzumakiego i wstał z ławki. Kiedy oddalił się wystarczająco, Naruto szybko wyjął białą kopertę z kieszeni i wsadził brunetowi do torby. Teraz mógł mieć tylko nadzieję, że Uchiha nie znajdzie jej zanim nie wróci do domu.

***

Ku uciesze Uzumakiego, Sasuke odkrył kopertę dopiero późnym wieczorem, kiedy siedząc przy biurku i poświęcając się pisaniu, postanowił sprawdzić definicję jakiegoś słowa i znaleźć odpowiedni zamiennik. Z racji tego, że słownik nosił zawsze przy sobie, sięgnął do torby. Książkę znalazł bez problemu, zdziwił go jednak kawałek papieru wetknięty za okładkę.
Koperta była nieco wymiętolona, a na samym jej środku widniał napis „Sasuke”, nakreślony nieco koślawymi literami. Uchiha wcale nie musiał zaglądać do środka, by domyślić się, że było to dzieło Uzumakiego. Wydało mu się to tak oczywiste, że nie był pewien, czy jest ciekaw, co też blondyn schował w środku.
Sasuke z rezygnacją odłożył długopis na bok, odsunął od siebie pokaźny plik kartek, po czym na ich miejscu ułożył kopertę. Krzywo, więc szybko ją wyprostował. Opierając brodę na dłoniach, jeszcze raz przyjrzał się literom widniejącym na białym papierze.
Nie był pewien, czy powinien to otwierać. Ciekawość, to pierwszy stopień do piekła. Czasem lepiej jest pewnych rzeczy nie wiedzieć.
Przekonywanie samego siebie niewiele mu jednak dało, gdyż już w następnej chwili sięgnął po kopertę, otwierając ją ostrożnie, by nie podrzeć zawartości. Ze środka wydobył siedem – najwyraźniej wyrwanych z zeszytu – kartek, zapisanych niestarannym pismem, ponumerowanych w prawym dolnym rogu. Kiedy w jego dłoni znalazła się ta oznaczona numerkiem jeden, zaczął czytać.

Drogi Sasuke,
Pewien inteligentny człowiek uświadomił mi, że jeżeli chcę się porozumieć z krukiem, powinienem zacząć krakać. Jeżeli z psem – oczywiście szczekać, a z kotem – miauczeć. Zacząłem się więc zastanawiać, w jaki sposób mógłbym porozumieć się z tobą. Odpowiedź przyszła naprawdę szybko. Odpowiedzią jest ten list. Mam nadzieję, że zrozumiesz.
Naruto

Sasuke uniósł znacząco brew, po czym odszukał kartkę z numerem drugim. Po takim wstępie miał z jednej strony ochotę spalić zawartość koperty, z drugiej zaś był ciekaw, co też takiego napisał Uzumaki. Obiecał sobie jednak, że jeżeli w połowie drugiej kartki nie przeczyta czegoś, co tchnie go do skończenia listu, wyrzuci go bez zastanowienia do śmieci.

Dawno, dawno temu, 10 października, urodziło się dziecko. Dziecko takie, jak każde inne. Chłopiec miał na imię Naruto. Jego rodzicami byli Kushina Uzumaki oraz Minato Namikaze. We trójkę stanowili naprawdę szczęśliwą, wspierającą się rodzinę. Układało im się dobrze i niczego im nie brakowało. Rodzice bardzo kochali małego Naruto i siebie nawzajem. Przez prawie pięć lat ich życie było nieustającą sielanką, jednak – jak to w każdej bajce – to musiało się kiedyś skończyć.
Początkowo wiadomość o tym, że Kushina zaszła w kolejną ciążę nie był dla nich tragedią. Niby dlaczego miałby być? Kolejna pociecha, dziecko do kochania (nie wykarmienia, moi rodzice nigdy tak tego nie postrzegali). Pieniędzy nie było zbyt wiele, ale czemu mieliby sobie nie poradzić? Pieniądze zawsze się znajdą. Nie one były najważniejsze, a to, że ich rodzina miała się powiększyć. Będzie więcej szczęścia, więcej radości, więcej barwnych chwil – mawiali. Mały Naruto cieszył się więc z nimi z nienarodzonego jeszcze dziecka.
Maminy brzuch rósł więc i rósł, aż w końcu się doczekali – nadszedł ten wyczekiwany przez wszystkich dzień. Pięcioletni już wówczas Naruto, nigdy nie zapomniał tego, co przeżył na szpitalnym korytarzu. Nigdy nie zapomniał, kiedy po kilkunastu godzinach oczekiwania, lekarz odbierający poród z niewyraźną miną podszedł do ojca. Wtedy jeszcze chłopiec nie był w stanie zrozumieć większości wypowiedzianych słów. Poród z komplikacjami bla bla bla, powikłania bla bla, co to wszystko miało oznaczać? Kiedy jednak lekarz położył ojcu rękę na ramieniu i powiedział „przykro mi”, Naruto wyczuł, że coś jest nie w porządku. Tata stał jak sparaliżowany, tępym wzrokiem spoglądając na syna. Oczy zaszły mu łzami, jednak nic nie powiedział. Trwali tak przez parę minut, po czym lekarz zapowiedział im, że mogą zobaczyć nowonarodzonego chłopca. Tata uśmiechnął się smutno do Naruto, po czym pociągnął go za rękę w stronę sali. Niepokój nie opuszczał chłopca nawet wtedy, kiedy przyglądał się małemu bratu. Prawdę mówiąc na widok dziecka tylko się nasilił. „A gdzie jest mama?” – spytał, kiedy opuszczali pomieszczenie. Odpowiedź, którą wtedy usłyszał, zapamiętał do dziś. I ton ojca i jego wyraz twarzy.
„Mama nie żyje”.
Przez następne miesiące życie toczyło się zwyczajnym rytmem. Odbył się pogrzeb mamy, z którego jednak Naruto niewiele pamiętał, bo przez cały ten dzień zdawał się nieobecny, wciąż nie mogąc uwierzyć, że to się stało. Tata przez cały czas starał się grać wesołego, ukrywając przed małym Naruto swoje zmartwienia. Chłopiec do spostrzegawczych nie należał, a jednak ta sztuczność była dla niego niemal namacalna. Prawie cały czas pochłaniała go opieka nad małym chłopcem. Koichi był chorobliwym dzieckiem i sprawiał sporo problemów. Tata starzał się w zastraszającym tempie. Z dnia na dzień wydawało się, że na jego twarzy pojawiają się nowe zmarszczki, stare zaś pogłębiają. Oczy zachodziły mgiełką  smutku, a jednak z ust nie znikał uśmiech, którym raczył to jednego, to drugiego syna. Miłości nigdy im nie zabrakło.
Jednak Naruto mimo, że bardzo kochał swojego brata, nie potrafił opanować zazdrości. Mama nie żyła z jego powodu, a tata miał dla niego coraz mniej czasu, ciągle stercząc przy wiecznie chorym i płaczącym maluchu. Naruto był zły, że tak się działo. Kiedy tylko mógł, zabierał bratu smoczek, misia czy inne zabawki. Parę razy nawet uderzył malca, kiedy tata nie patrzył.
Był złym bratem.
Chciał tylko, żeby małemu było tak samo źle, jak i jemu. Chciał się zemścić. Koichi jednak raz po raz dostawał gorączki i wtedy zazwyczaj małego Naruto łapały wyrzuty sumienia. Jego brat był chory, był w naprawdę kiepskim stanie. Poczucie winy zazwyczaj jednak szybko mijało, kiedy tata ponownie zaczynał go ignorować i zajmować się tylko Koichim.
Naruto planował więc kolejną zemstę.
Pewnego razu jednak przesadził. Minato był tak wykończony, że postanowił się zdrzemnąć, prosząc Naruto, by go obudził, jeśli coś niepokojącego zaczęłoby się dziać. Tata zamknął się w swojej sypialni, Naruto zaś otworzył szeroko okno w pokoju, który dzielił z młodszym bratem. Na dworze było koło minus dziesięciu stopni, a Koichi był przykryty tylko cienkim kocykiem, którego jednak Naruto go pozbawił. Wyszedł, nie zważając na płacz brata, zostawiając go samego w tym przeraźliwym zimnie. Nie miał żadnych  skrupułów.
 Kiedy po pół godzinie zarejestrował, że Koichi ucichł, niechętnie wrócił do pokoju. Zamknął okno, szczękając zębami, po czym podszedł do łóżeczka brata. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę z tego, co zrobił i ogarnęła go panika. Jego brat leżał nieruchomo, cały skostniały i nieprzytomny. Naruto szybko obudził tatę.
To, co działo się później, pamiętał jak przez mgłę. Przyjechała karetka, zabrała chłopca, a Minato i Naruto pojechali za nią samochodem. Potem długie godziny w korytarzu w takim samym korytarzu, w jakim czekali na powrót mamy. Już wtedy dla Naruto stało się jasne, że Koichi nie wróci. Że ten płacz, który usłyszał zanim zostawił brata samego, był jego ostatnim.
 Gorączka nie spadała pomimo silnych leków, lekarze kręcili głowami. Kiedy Naruto spojrzał na tatę, dostrzegł, że ten postarzał się o kolejne ćwierć wieku. Oczy zapadły się jakby do środka, straciły swój blask, skóra na policzkach obwisła, stała się szara i matowa.
Tata wyglądał, jakby sam miał zaraz umrzeć.
Koichi długo walczył o życie. Nie przeżył jednak nocy, odchodząc mając zaledwie rok i 2 miesiące.
Najgorsze w tym wszystkim było dla Naruto to, że tata nie żywił do niego urazy. Wiedział, co zrobił, a jednak nigdy nie podniósł na niego za to głosu, nie uderzył go. Posyłał mu tylko smutne uśmiechy i obejmował czule.
Przynajmniej na początku.
Po pogrzebie Koichiego, tata zaczął pić. Naruto był już dużym chłopcem i nie potrzebował nieustannej opieki, Minato miał więc trochę czasu dla siebie. Na początku każdą wolną chwilę wykorzystywał na zapijanie smutków, potem wykorzystywał już wszystkie chwile przez dwadzieścia cztery godziny, jakie miał. Jego życie zaczęło składać się z picia i spania. Doba alkoholowa i doba odsypiania. Zdawało się, że zdążył już zapomnieć, że miał jeszcze jednego syna. Naruto się jednak nie przypominał. Gdyby nie fakt, że miał niecałe siedem lat, pewnie sam zacząłby pić.
Co noc przeżywał koszmar związany z bratem raz jeszcze. Co noc płakał w poduszkę, a wyrzuty sumienia zżerały go od środka. To on doprowadził brata do śmierci, to on był wszystkiemu winien.
Koichi miał być ich szczęściem, stał się zaś ich przekleństwem, które na dobre rozbiło rodzinę. Nie, to Naruto ją rozbił.
Wbrew pozorom ta historia wcale nie kończy się tym, że alkoholizm doprowadził Minato do śmierci, a mały Naruto trafił do domu dziecka. Kiedy nie było już czym spłacać rachunków i za co jeść, Naruto został zabrany od ojca. Minato się poddał, nigdy o niego nie walczył. Nie zdążyli się nawet pożegnać, ponieważ kiedy przyszli po chłopca, Minato leżał nieprzytomny na podłodze we własnych wymiocinach. Tak zapamiętał go Naruto. Tak pamięta go do dziś.
Sasuke, chciałbym ci powiedzieć, że naprawdę niełatwo jest mi o tym pisać. Sam zapewne wiesz najlepiej, jak trudno jest wyrzucić z siebie to, co siedzi gdzieś w głębi i dręczy co noc. Ten koszmar jednak dla mnie już się skończył. Prócz ciebie, prawdę zna tylko mój opiekun – Iruka. Nigdy nie zwierzałem się nikomu z tej historii, bo i nie było się czym chwalić. Jak i pewnie się domyślasz – to nie koniec przygód małego Naruto. Muszę mieć jednak coś w zanadrzu, nieprawdaż? Chcę mieć jeszcze coś, co mógłbym ci opowiedzieć. Opowiedzieć, kiedy już się spotkamy i naprawdę porozmawiamy.
Bardzo chciałem w tym liście wyrazić, jak cholernie przykro jest mi do dziś, kiedy wspominam czyn, którego się dopuściłem, ale nie potrafię wyrazić tego żadnymi słowami. I choć nie znam słów, którymi mógłbym opisać jak się czuję, kiedy to wspominam, potrafię znaleźć pełno takich, którymi jestem w stanie opisać dzień dzisiejszy. Właściwie to każdy dzień, który przeżywam tu i teraz, bo każdy z nich jest kolejnym najszczęśliwszym w moim życiu. Wyrzuty sumienia nigdy nie miną, nigdy nie zapomnę jak bestialsko postąpiłem i jak okropnym byłem bratem, a jednak nie mogę zadręczać się tym cały życie. Nie, nie dlatego, że chcę być szczęśliwy. Chcę, żeby inni byli szczęśliwi. Chcę odkupić swoje winy, chcę pomóc nie tylko sobie (ściślej mówiąc swojemu sumieniu), a innym. Mój brat nie żyje, jednak co staje na przeszkodzie, bym traktował innych tak, jak od początku powinienem jego?
Nie wiem, co spotkało cię w życiu. Jakie trudności musiałeś pokonać, by dojść tam, gdzie jesteś. Czuję jednak, że coś nas łączy. Może nie zabiłeś brata, nie doprowadziłeś swojej rodziny do rozpadu, a mimo to wiem, że będziesz w stanie mnie zrozumieć. Chociaż trochę, choć częściowo. Znasz ten ból i tę samotność, której i ja zaznałem. Cokolwiek byś nie zrobił, jakkolwiek się zachował, ja to widzę i wiem.
Wiem, że ten inteligentny człowiek dobrze mi poradził. Że to jest właśnie sposób, w jaki będę w stanie do ciebie dotrzeć. Uda mi się to tylko pod jednym warunkiem – jeśli dam z siebie wszystko. Ja ci zaufałem, czy ty będziesz w stanie zaufać mnie?
Naruto

– Niech to szlag! – krzyknął Sasuke, wstając. Podszedł do okna, otwierając je gwałtownie. Mroźne powietrze rozwiało mu włosy. Przymknął oczy, delektując się tą chwilą. Musiał wytrzeźwieć, musiał odreagować.
Przeczesał dłonią włosy, powracając do rzeczywistości. To nie powinno się wydarzyć. Naruto nie powinien zwierzać mu się ze swojego życia. A on – Sasuke – nie powinien tego brać do siebie. Powinien podejść do tego z dystansem. Przeczytać, unieść znacząco brew, zastanawiając się przez moment nad tym, czego przed chwilą się dowiedział, po czym jak gdyby nigdy nic, odłożyć na bok. Trudno. Czasami tak się dzieje w życiu, prawda?
Tak się jednak nie stało.
Sasuke wpatrywał się na spadające z wolna płatki śniegu. Być może gdyby nie powaga sytuacji, dałby się ponieść magii chwili. Obudziłby się w nim artysta, który za wszelką cenę chciałby uwiecznić to, co działo się przed jego oczami. Póki co jednak, płatki śniegu zajęły drugi plan. Na pierwszym widział tylko małego Naruto – zlęknionego chłopca, który nie dostrzegał sensu w życiu. Kiedy jednak zestawił go z obrazem Naruto, którego znał, dostawał dwie zupełnie inne osoby.
Cwany Uzumaki dobrze zrobił, nie zdradzając mu od razu całej historii. Wzbudził w Sasuke ciekawość – i to nie byle jaką. Ciekawość, o którą on sam by się nie podejrzewał.
Zaczął się nawet zastanawiać, jak postąpiłaby na jego miejscu typowa postać książkowa. Czy ktokolwiek stałby tak jak on i zamiast działać, wdychał haustami świeże, mroźne powietrze? Powinien chwycić teraz telefon i wybrać numer blondyna.
Być może i tak by zrobił, gdyby ten numer miał.
Powinien ubrać buty i czym prędzej pognać pod dom Uzumakiego.
Być może postąpiłby w ten sposób, gdyby mógł biec i wiedział, gdzie mieszka Naruto.
Nie, nie oszukujmy się, nie zrobiłby tak nawet gdyby miał te wszystkie dane. I niezależnie od tego, czy wyobrażał sobie teraz bohatera komedii romantycznej, horroru czy dramatu – nie czynił żadnych postępów. Po prostu tkwił w miejscu. Mimo zachęty, mimo impulsu do działania.
Jedyne, co przyszło mu do głowy, to pisać. Odpisać w paru słowach na list Uzumakiego, a potem zająć się jego historią. Być może rozwiązanie tej zagadki pomogłoby mu w pozbyciu się własnych problemów. Nie był pewien, czy byłby w stanie uczyć się na czyichś błędach, ale przecież gdyby tak naprawdę sam wczuł się w postać Naruto i pociągnął tę historię, mógłby sam doprowadzić do szczęśliwego zakończenia. Nie dość, że wyciągnąłby z tego doświadczenia jakieś wnioski, to być może zdołałby uratować i samego siebie. Tak, jak zwykle myślał o tym, że zrobi wszystko po swojemu.
Itachi niejednokrotnie powtarzał mu, że nie może wszystkiego robić sam. Jednak tym razem Sasuke nie był przecież sam. Naruto podrzucił mu zarys historii, przedstawił sytuację, którą należało naprawić i wskazał palcem słońce na horyzoncie. Horyzoncie, który okazał się rzeczywistością. Uzumaki uświadomił mu, że zawsze może w pewnym stopniu spojrzeć w przyszłość. Wystarczyło tylko trochę wytężyć wzrok.
– Spotkam się z tobą, Uzumaki – powiedział do siebie. – Żebyś wiedział, że się z tobą spotkam.

10 komentarzy:

  1. Trafiłam na Twojego bloga niedawno, pochłonęłam wszystkie rozdziały praktycznie na raz, kiedy dotarłam do ostatniego i zorientowałam się w jak odległym czasie został opublikowany, to prawie się popłakałam z rozpaczy :( mimo to wiernie dzień po dniu sprawdzałam z nadzieją na nowy rozdział i dziś oto nastał ten piękny dzień, jak zobaczyłam że pojawił się rozdział 16 to miałam radoche jak małe dziecko :D uwielbiam Cię dziewczyno, twój styl i smak z którym piszesz jest cudowny, dawno już nie trafiłam na tak dobrze pisane ff, a na swoim koncie po wieloletnim doświadczeniu twój blog jest maksymalnie trzecim, pierwszym od przynajmniej roku.. Ahh już się tak nie rozczulam bo cukrzycy przeze mnie dostaniesz :D cóż więc mogę powiedzieć, życzę Ci dużo siły i wytrwania w pisaniu tej okrutnej pracy inżynierskiej, a na kolejny rozdział mogę czekać i kolejne pół roku, bo i tak wiernie dzień po dniu będę tu wchodzić w nadziei na nową publikację :D
    Trzymaj się ciepło :*
    N.

    OdpowiedzUsuń
  2. Byle dalej! Bardzo ciekawe, nie zanudzasz, nie smęcisz. Po prostu ładnie i gładko wchodząc w postacie przedstawiasz opcję historii. Ciekawy pomysł na ciąg dalszy tym samym, zjednując i ciekawiąc czytelnika.
    Czasu i Weny.
    ~~Anonimka

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam. Trafiłem tutaj przypadkiem. Przeczytawszy wszystkie rozdziały i spojrzawszy na linki blogów przez Ciebie odwiedzanych, moją głowę naszło jedno stwierdzenie. Kolejna Yaoistka! Osobiście nie cierpię tego typu rzeczy, pewnie jak większość przedstawicieli mojej płci, jednak cóż... To co napisałaś do tej pory, JESZCZE nie ujednoznacznia tematyki opowiadania.

    Mimo wszystko, lubię komentować i to aż zanadto - jak niektórzy powiadają :D

    Rozdziały nieco przykrótkie, a w zestawieniu z odstępami czasu w jakich się pojawiają, można pomyśleć, że autorka opuszcza bloga. Jedynie Twój komentarz nad postem pozwala, czytelnikom bezpiecznie dotrwać do kolejnej części historii.
    Mocno skupiasz się na uczuciach bohaterów, szczególnie uczuciach Sasuke, ukazując go w ciemnych odcieniach szarości, przez, co mam wrażenie, że czytam kolejny dramat. W dużym stopniu odrzuciłaś akcję oraz fabułę w opowiadaniu, skupiając się uczuciach i przeszłości. Niektóre fragmenty nudzą, inne zaś wciągają do granic możliwości, jednak osobiście czuję gorzki posmak braku satysfakcji.

    Jest to jedynie moje zdanie, nie sugeruj się, że źle piszesz, czy coś. Jest w porządku, jednak zbyt mocno poświęcasz się opisywaniu uczuć, niż chwili obecnej.

    Pozdrawiam i życzę wiele natchnienia, a korzystając z okazji pragnę zaprosić na mojego bloga o tematyce FF Naruto!
    http://the-pain-of-the-soul.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytalam wszystkie rozdzialy dwa razy i jedyne co mogę powiedzieć. ......... Jezu jaki ty masz talent!!!! Uwielbiam to opowiadanue i juz nie moge sie doczekać kolejnych rozdziałów ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. O bosz... T-T poryczałam się!
    Niesamowite opisy tworzysz! Nie.można oderwać oczu *.*

    OdpowiedzUsuń
  6. No no raczej ciężko znoszę takie poważne tony w fickach ale ten jest bardzo ciekawy, buduje fajną atmosferę, także nic tylko czekać na dalszy ciąg xdd

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytam te opo już któryś raz ,a nadal w niekturych jego fragmętach mam łzy w oczach xdd O bosz masz wielki talent i świetnie opisujesz sytuacje w jakich znajduje się bohater (szacun xD) A no, i kiedy wreszcie coś tu wstawisz ?? :( Nie no, moge czytać dotychczasowe opka jeszcze raz ale bez przesady xD Więc życze wiele weny do bracy. Bay~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O bosz jaki błąd:
      *pracy
      PS: Jeśli są jeszcze jakieś błędy bardzo przepraszam ale pisze na fonie więc no xc

      Usuń
  8. Hej,
    och, sama nie wiem, dobrze wykombinował, ale mi tak smutno... Naruto coś takiego zrobił, smutne...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  9. Dobre podejście ze strony Naru :) Poruszyła mnie jego historia, szkoda mi go, a jednak jest na tyle silny, że aktualnie cieszy się z życia, a co więcej chce zabrać Sasuke z tej otchłani, w której niegdyś się znajdował :')

    OdpowiedzUsuń