20 lipca 2015

Rozdział 15.

Witam!
Tym razem będzie krótko, bo spieszę się do pracy.
Może ktoś zwrócił uwagę, że zrezygnowałam z nadawania rozdziałom tytułów. Już mnie szlag powoli z tym trafiał, bo rzadko kiedy faktycznie miałam jakiś sensowny pomysł. Będzie więc po prostu numerek, o. 
O rozdziale: stworzyłam tyle wersji tej piętnastki, że już nie mam ochoty na żadną z nich patrzeć. Wrzucam ostatnią i idę odreagować.
Zapraszam do czytania :-)
__________________________________________________________
 – Cześć Temari! – krzyknął Naruto do mijanej koleżanki.
Dziewczyna jednak zdawała się nie podzielać jego entuzjazmu, gdyż w odpowiedzi skrzywiła się tylko i wziąwszy przyjaciółkę pod rękę, szybkim krokiem ruszyła przed siebie.
Naruto wzruszył ramionami. Prędzej czy później dziewczyna w końcu z nim porozmawia. Każdy po jakimś czasie kapitulował i to robił.
Z takim postanowieniem opuścił teren szkoły i ruszył w kierunku przystanku. Shikamaru nie pojawił się dziś w szkole. Znowu. Wypadałoby go więc odwiedzić i podzielić się lekcjami. Naruto nigdy wcześniej czegoś takiego nie praktykował, ale widział na filmach i wydawało mu się to dobrym zagraniem w tej sytuacji.
Warto wspomnieć, że Nara nie był na niego obrażony. Rozmawiał z nim normalnie. No, prawie normalnie. Utrzymywali bowiem stosunki koleżeńskie, jednak ich relacje mocno się ochłodziły od czasu pamiętnego nieporozumienia. Naruto nie był w stanie uwierzyć, że przyjaźń, która zaczęła między nimi kiełkować, przekreśliło coś takiego. Czy naprawdę w dzisiejszych czasach ludzie oczekiwali od siebie bezwarunkowego oddania? A gdzie w tym wszystkim miejsce na błędy? Przecież popełnianie ich było rzeczą ludzką; było nieuniknione.
Naruto wsiadł do odpowiedniego pojazdu i skasował bilet. Ostatnio wydawał na nie majątek. Zajął jedno z wolnych miejsc, nastawiając się psychicznie na męczącą podróż. Shikamaru nie dość, że mieszkał dosyć daleko od szkoły, to jeszcze był zmuszony dojeżdżać autobusem, który nadkładał drogi i bezsensownie krążył po mieście. Raz nawet pokazał Uzumakiemu trasę na mapie. Linia numer sto dwanaście faktycznie jechała przez całe miasto, w dodatku slalomem. Sto metrów przejechanych w linii prostej? Niemożliwe! Autobus skręcał co chwilę, często korzystając z mniejszych uliczek o nierównej nawierzchni. Naruto, który cierpiał na chorobę lokomocyjną, bardzo źle to znosił.
Trzęsło nim i rzucało na wszystkie strony dobre pół godziny.
Celowo więc wysiadł przystanek wcześniej, żeby dotlenić trochę głowę i odreagować. Inaczej możliwe, że gdyby chciał przywitać się z Narą, najzwyczajniej w świecie by na niego zwymiotował. Jak zakładał Naruto – to raczej wcale nie poprawiłoby ich relacji. Z Shikamaru by to nie przeszło, a co dopiero z Sasuke.
Jeśli chodziło o niego, to… Uzumaki chwilowo sobie odpuścił. Kiedy tylko tamtego dnia wrócił do domu, opadł na łóżko i nie miał siły wstawać. Czuł się wypruty ze wszystkich emocji. Bezsilność, która go ogarnęła, odebrała mu całą energię. Tuż po rozmowie z Uchihą jeszcze się tak nie czuł. Dopiero, kiedy emocje opadły, a Naruto się uspokoił, zdał sobie sprawę z tego, czego był tak naprawdę świadkiem. Problem był poważniejszy, niż mu się wcześniej zdawało. Oczywiście następnego dnia postanowił zrzucić to wszystko na charakter Uchihy. Wmówił sobie, że Sasuke nie był nim samym i strategia, którą obrał, przestawała być skuteczna. Jednak podświadomie doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to nie była prawda. Czuł, że nadszedł czas, by dać coś od siebie.
Postanowił jednak teraz o tym nie myśleć i skupić się na Shikamaru. Jak zwykle nie miał pojęcia, co zamierzał mu powiedzieć. Nigdy tego nie wiedział. Z takimi myślami zapukał do drzwi.
Nie minęła chwila, kiedy w progu stanął Shika ze znudzoną miną.
– No, nie wierzę! Nie spodziewałem się, że tak szybko mi otworzysz. Właściwie, to myślałem, że w ogóle tego nie zrobisz – zaczął Uzumaki, zupełnie nie rejestrując, jakie głupoty wygaduje. – Byłem pewny, że twoje lenistwo cię powstrzyma.
Nara ziewnął i uniósł pytająco brew.
– Co ty chrzanisz?
– Wpuścisz mnie?
Shikamaru przyglądał mu się przez chwilę. Następnie uchylił mocniej drzwi i blondyn wszedł do przedsionka. Naruto niedbale zdjął buty, po czym zaczął się szarpać z kurtką i szalikiem. Kiedy już udało mu się wyswobodzić, ruszył za Shiką w głąb domu.
Trochę zdziwiło go to, co zobaczył. Po Narze spodziewałby się raczej praktycznego i niezwykle nudnego wystroju. Czegoś, co w żadnym wypadku nie przykuwałoby spojrzeń. Czegoś, czym nie zainteresowałoby się żadne czasopismo zajmujące wystrojem wnętrz.
Tymczasem miał przed sobą modne, niezwykle stylowe pomieszczenie, które wyglądało jak żywcem wyjęte z reklamy salonu meblowego.
Naruto z zaciekawieniem rozejrzał się wokół, szukając choćby jednej niepasującej rzeczy. Obciachowego babcinego wazonu, tandetnej porcelanowej figurki przedstawiającej kaczkę, czy jakiejś zakurzonej świecy przekazywanej z pokolenia na pokolenie. A tu proszę – nawet program telewizyjny był kolorystycznie dobrany do posadzki i puchatego dywanu.
– Moja mama jest projektantką wnętrz – wyjaśnił Shikamaru, dostrzegając zaciekawioną minę blondyna. – My z ojcem nie mamy zbyt wiele do gadania.
– Ale pójdziemy do twojego pokoju, nie? To wszystko wygląda jak z obrazka i mam wrażenie, że jak siądę na tej kanapie, to zepsuję cały efekt. Człowiek się czuje nie na miejscu.
Shikamaru machnął do niego ręką, by ruszyli dalej. Jego pokój znajdował się między kuchnią, a toaletą, dzięki czemu wszędzie miał blisko. Naruto zastanawiał się przez chwilę, czy to tak go w życiu rozleniwiło, czy może jego sypialnia znajdował się w takim miejscu właśnie dlatego, że był leniem.
– Napijesz się czegoś? Pytam, bo kultura nakazuje.
– To miło z twojej strony – szepnął Uzumaki. – Nie, dzięki.
– Więc, Naruto, co cię do mnie sprowadza?
Uzumaki usiadł na rogu niewielkiego łóżka, które wskazał mu Shikamaru, po czym zaczął szukać czegoś w plecaku. Po chwili wyciągnął parę zeszytów i położył na biurku.
– Ostatnio rzadko bywasz w szkole, więc postanowiłem pożyczyć ci notatki.
– I że niby mam się rozczytać z tych szlaczków?
– No, e, spróbować możesz.
Nara przyglądał się przez chwilę kupce zeszytów, po czym spojrzał na Uzumakiego.
– Dzięki.
I na tym koniec. Żaden z nich nie wyglądał, jakby miał zamiar powiedzieć coś jeszcze. Ale to, że nie mieli takiego zamiaru, nie było gorsze od ich braku chęci. Chociaż właściwie, to głównie brunet nie miał na to ochoty. I to nie byle jak, bo nie miał jej za dwóch.
Nauto wiedział, że musi wziąć się w garść i coś powiedzieć. To, że od konfrontacji z Uchihą czuł się mały i bezsilny, nie mogło wpłynąć na jego kontakty z innymi.
– Shikamaru, uważam, że powinniśmy porozmawiać – zaczął.
Nara tylko machnął lekceważąco ręką.
– Nie musimy, o nic cię nie winię, przecież o niczym nie wiedziałeś.
I co, tylko tyle? Naruto stawał ostatnio niemal na głowie, żeby jakoś dogadać się z Narą, biegał za nim, zagadywał, kombinował, a sprawa rozwiązała się sama, bo Shice się zwyczajnie odwidziało? Czy to było normalne?
Uzumaki wpatrywał się w kolegę tak długo, aż w końcu ten skrzywił się nieznacznie.
– A jednak masz do mnie o to żal i mnie unikasz.
– Wiesz, to już tak chyba podświadomie.
– Dlatego chciałbym wyjaśnić sprawę. Przykro mi, że tak się stało. Będę próbował to naprawić.
Nara oderwał się od przeglądania zeszytów blondyna, marszcząc brwi.
– O nie, ty już lepiej niczego nie naprawiaj.
– Co ty, nie wierzysz we mnie? Ja jestem dobry w te klocki – powiedział Naruto, posyłając mu swój najlepszy uśmiech.
– Mówisz? To jak ci idzie z Uchihą?
Uzumaki spiął się.
– Powoli do przodu – odpowiedział wymijająco.
Shikamaru zmierzył go tylko uważnym spojrzeniem i pokręcił ze zrezygnowaniem głową. On wiedział. Uchiha był niesamowicie trudny i Nara zdziwiłby się, gdyby Uzumakiemu tak szybko udało się do niego dotrzeć. Co więcej, Shikamaru nie wierzył, by kiedykolwiek miało mu się to udać. A może po prostu nie chciało mu się wierzyć, że Naruto mógłby poczynić choćby najmniejsze postępy?
A przecież poczynił, prawda?
Naruto nie był jednak zbyt chętny, by dzielić się swoimi osiągnięciami. Nigdy by się nie spodziewał, że robiąc krok do przodu, straci nagle całą motywację. Gadka o zmianie strategii była świetną wymówką, tyle, że na dłuższą metę nawet sam Naruto nie był w stanie w nią uwierzyć. Prawdziwe oblicze Sasuke tak nim wstrząsnęło, że nie potrafił się otrząsnąć. Uchiha nie musiał płakać, by Uzumaki był w stanie zrozumieć, w jak głębokim bagnie ten przebywał. Jego mina niczego nie wyrażała; na nic nie wskazywały również jego gesty czy postawa. Jednak to, co kryło się w jego głosie, skutecznie zmroziło Naruto.
Sporo o tym myślał od ich ostatniego spotkania i doszedł do wniosku, że Uchiha miał dar. Blondyn nie potrafił tego wyjaśnić, a jednak był pewien, że gdyby ktoś jeszcze był obecny podczas tej rozmowy, nie dostrzegłby tego, co Naruto. Bynajmniej nie dlatego, że należał on do osób spostrzegawczych, bo tak nie było. Zdecydowanie nie. Sasuke po prostu wiedział, jak powinien się odezwać, by skutecznie zademonstrować, z czym Uzumaki zapragnął walczyć. Tak, Uchiha najwyraźniej posiadał umiejętność, dzięki której  w posty sposób potrafił dotrzeć do różnych ludzi, nie wzbudzając podejrzeń pozostałych.
A to, co Uchiha pokazał, wcale się Naruto nie podobało.
– Co jest? – spytał Shika, widząc nieobecną minę blondyna.
– Wiesz, zastanawiam się nad jedną rzeczą. Pytasz mnie, jak mi idzie z Uchihą. Wiesz, że próbuję coś zdziałać i tego nie potępiasz. Ba, sam mi powiedziałeś, że ta sprawa z gwałtem to jakiś pic. Ale czy ty w ogóle próbowałeś coś z tym zrobić, czy po prostu wzruszyłeś ramionami i pozwoliłeś, by Uchiha został z tym wszystkim kompletnie sam?
– Wyczuwam pretensje – odpowiedział, powstrzymując ziewnięcie. – Uzumaki, nie wszyscy są tobą i w wolnym czasie zajmują się jednoczeniem świata. Ale skoro pytasz, to tak, parę razy do niego zagadałem.
– I…? – dopytywał się Naruto.
– Nie znaleźliśmy wspólnego języka.
– E? Co przez to rozumiesz?
– Chodzi mi o to, że jeśli ktoś do mnie mówi, żebym się odpieprzył, to się odpieprzam, a nie dopieprzam jeszcze bardziej. Widocznie do Uchihy nie dotarło to, co mu powiedziałem i dał mi jasno do zrozumienia, czego ode mnie dalej oczekuje. Grunt, żeby do każdego przemawiać w takim języku, w jakim jest w stanie ten komunikat pojąć.
Naruto wybałuszył oczy.
– Rozwiń myśl – poprosił.
Shikamaru westchnął, drapiąc się po policzku.
– Japończyk cię nie zrozumie, jeśli będziesz do niego mówił po niemiecku. Żeby się z nim porozumieć, musisz mówić po japońsku.
– A jeśli ten Japończyk zna niemiecki?
– To sprawa ma się dobrze. Dlatego zakładamy, że nie zna.
– Czyli… – zamyślił się na moment Uzumaki. – Chodzi ci o to, że rozmawiając z matematykiem powinienem używać gwary matematycznej, zamiast starożytnej greki.
– Gwara matematyczna? – Shikamaru uniósł pytająco brew. – Czego ty nie wymyślisz… Ale tak, powiedzmy, że mniej więcej to miałem na myśli.
– Więc mówisz, że rozmawiając z Uchihą trzeba mówić po uchihowemu. Używać takich sformułowań, żeby zrozumiał. Przekazać to w sposób jasny. Bo Sasuke wcale nie jest mną i nie byłby w stanie w pełni pojąc, co mam mu do przekazania po uzumak… no po mojemu.
– Dobrze się czujesz? – spytał Nara przyglądając się zamyślonemu koledze. Naruto zdawał się w ogóle nie kontaktować. Zamiast tego mruczał coś pod nosem, a uśmiech na jego ustach z każdą chwilą coraz bardziej się poszerzał.
– Rany, dzięki Shika! Jesteś wielki.
Nara tylko przewrócił oczami.
– Nic takiego nie powiedziałem.
– Ale właśnie takiego „nic” mi było trzeba.

***

Nie pamiętam, kiedy zdałem sobie sprawę z tego, że rozmowy z ludźmi mnie męczą. W pewnym momencie po prostu było mi już wszystko jedno. O czymkolwiek by do mnie nie mówili, zwyczajnie mnie to nie obchodziło. Zadałem sobie wówczas pytanie, jak mam żyć wśród ludzi, kiedy brakuje mi zainteresowania drugim człowiekiem. Nigdy nie należałem do osób towarzyskich, ale od tego momentu zacząłem naprawdę stronić od innych.
Do dziś nie jestem w stanie stwierdzić, skąd wzięła się ta niechęć.
Czułem, jak gdyby wszystkie te zwyczajne tematy w ogóle mnie nie dotyczyły. Z każdym dniem zdawałem się samemu sobie mniej ludzki. Moja obecność w jakimkolwiek towarzystwie stawała się coraz mniej naturalna. W końcu nadeszła ta chwila, kiedy nie czułem już żadnej, choćby najcieńszej, nici porozumienia z innymi.
Często zastanawiałem się nad tym, ilu ludzi funkcjonowało tak, jak ja. Wykluczonych ze społeczeństwa z powodu języka, jakim się posługiwali. Chociaż wszyscy żyliśmy na tej samej planecie, mieliśmy inne problemy, priorytety, marzenia. Nie wiem, czy to sprawiło, że w każdym towarzystwie czułem się nie na miejscu, ale z pewnością miało jakiś wpływ na mój charakter.
Stopniowo zacząłem odsuwać się od innych. Coraz rzadziej spędzałem czas z ludźmi, słuchając ich wywodów. Coraz mniej mnie obchodziły. Coraz mniej z nich rozumiałem.
Jednocześnie w głowie kłębiło mi się tyle tematów, które chciałbym poruszyć. Nie miałem jednak z kim porozmawiać. Ci wszyscy otaczający mnie ludzie, to nie była moja bajka. Gdybym spróbował, nie zrozumieliby mnie.
Żyłem w innym świecie – w końcu zdałem sobie z tego sprawę.
Z każdym dniem, coraz bardziej brakowało mi brata. Bycie samotnikiem nie oznaczało bowiem, że byłem w stanie żyć w całkowitym odosobnieniu. Brakowało mi towarzystwa. Brakowało mi kogoś, z kim mógłbym szczerze porozmawiać. Jednak nawet gdybym spotkał jakąś bratnią duszę, zapewne nie potrafiłbym znaleźć w sobie choćby odrobiny zaufania.
Nigdy jednak nie czułem się wyjątkowy. Nie zastanawiałem się, czy moja inność jest darem, czy przekleństwem. Nie miałem problemu z zaakceptowaniem siebie. Itachi mnie tego nauczył. Pokazał, jak ważne jest rozumienie i akceptowanie podjętych decyzji. Żałuję, że nigdy nie nauczyłem się rozumieć samego siebie, a jednak zawsze starałem się godzić z tym, co czułem czy myślałem. Byłem przecież sam. Co by się ze mną stało, gdybym porzucił jeszcze własne „ja”? Stałem więc murem za sobą i swoimi decyzjami. Rugałem się jak ojciec, pocieszałem jak matka, wspierałem jak brat. Byłem dla siebie całą rodziną. Tylko tym mogłem się stać, by móc odpowiednio kierować swoim życiem.
Chyba właśnie z powodu świata, w którym żyłem, musiałem zacząć pisać. Tak, musiałem. Nie widziałem już bowiem innego wyjścia z sytuacji. Ludzie w różny sposób odreagowują stres czy negatywne emocje. Na takie problemy rozwiązań jest multum. Jak jednak można z kimś porozmawiać, kiedy tego kogoś nie ma? Stworzyłem więc świat, w którym nie byłem sam. Zawsze ktoś był obok, na dobre i na złe. Z czasem w pisanie zacząłem wkładać również wszystkie swoje emocje. Tego dnia narodził się zimny drań, którym jestem i w dalszym ciągu być zamierzam. Pisałem zarówno o rzeczach smutnych i przykrych, jak i wesołych, pokrzepiających. Wyżywając się na papierze, pozostawałem pusty na zewnątrz. Teraz już nie ja musiałem stronić od ludzi, ponieważ to oni zaczęli stronić ode mnie.
Do dziś pamiętam wszystkich bohaterów, których stworzyłem. Z niektórymi dogadywałem się świetnie, inni byli moimi zupełnymi przeciwieństwami. Jednak z każdym z nich prędzej czy później zaczynała mnie łączyć jakaś więź. Nić porozumienia. Zawsze znajdowaliśmy coś, co potrafiło nas do siebie przyciągnąć.
Jak magnes.
Obiecałem sobie, że jeżeli spotkam w swoim życiu któregoś z nich, zrobię wszystko, by go w nim zatrzymać.
Nigdy nie wplotłem w to wszystko Itachiego. Nie chciałem go do tego mieszać; nie potrafiłem. Fantazjowanie na temat brata pozostawało wyłącznie w sferze moich myśli. Jednak znacznie więcej czasu mijało mi na wspominaniu. Itachi powiedziałby, że jestem sentymentalny i zapewne miałby rację. Jednak zdarzało mi się również wracać do przeszłości nie w celu wspominek, lecz przypomnienia sobie pewnych faktów. Po każdej takiej „wizycie” dochodziłem do jednego wniosku – wśród ludzi czułem się tak samo, jak Itachi przed laty.
Starałem się możliwie najdokładniej odtworzyć słowa, które szeptał mi czasem na ucho. Wracałem do rozmów, które odbywaliśmy podczas kolejnej mojej choroby. O wrażeniach, które Itachi odnosił podczas kontaktów z innymi. Sentymentalny zaczynałem być dopiero wtedy, kiedy przypominałem sobie, jak mówił, że tylko ze mną może tak naprawdę porozmawiać. Odpływałem, kiedy przed oczami po raz kolejny stawały mi obrazy z tych paru magicznych chwil.
Teraz czuję już tylko pustkę. Jest tak wiele rzeczy, które chciałbym opowiedzieć lecz żeby to zrobić, musiałbym znać odpowiednie słowa. Czemu więc ich nie znam? Życie potrafi być okrutne. Kiedy tak bardzo zależy mi, żeby to z siebie wyrzucić, nie potrafię tego zrobić.
Przyznanie się do tego przed samym sobą wiele mnie kosztuje. Nie przywykłem jeszcze do tej nowej sytuacji i czuję się nieswojo. Od kiedy na papierze zaczęło pojawiać się „ja”, wydaje mi się, że to wszystko tylko puste słowa. Chaotyczna paplanina, ponieważ tak wiele myśli kłębi się w mojej głowie, a ja nie potrafię ich uporządkować i ustawić w kolejce. Najpierw jedno, potem drugie. Ale nie. Wszystko na raz.
Mimo to czuję ulgę. Czuję, że zrobiłem krok naprzód. Teraz mam tylko nadzieję, że z czasem przestanę tak często zerkać przez ramię. Za moimi plecami wciąż tkwi moja rodzina. Stoją, wszyscy troje. Dokładnie tak, jak ich zapamiętałem. Mój ojciec, moja matka i mój brat.
Moja krew.
Czuję ich dłonie na swoich ramionach. Jeszcze do niedawna starali się usilnie mnie przy sobie zatrzymać. Stanowczy uścisk ojca na prawym ramieniu, delikatna dłoń matki na lewym. Itachi trzymał mnie za koszulkę, stojąc bezpośrednio za moimi plecami.
 Ściskali mnie mocno, nie chcąc mnie stracić. Pozornie trzymali nade mną pieczę. W praktyce sprawiali, że stałem w miejscu.
Od paru dni jest jednak inaczej.
Nacisk na ramionach znacząco zelżał. Czuję zaledwie obecność ich dłoni, nie czuję zaś wcześniejszego ograniczenia. Radykalnej zmianie uległo jednak coś innego. Całe ciało mojego brata napiera na moje plecy, chcąc pchnąć mnie do przodu. Rodzice zezwolili na to, bym ich opuścił, jednak poprowadzenie mnie w przyszłość należy do Itachiego.
Nie mogę się obrócić, by na niego spojrzeć. Jednak całym sobą czuję, że brat chce mi coś pokazać. Jak gdybym miał oczy z tyłu głowy, widzę, jak z uśmiechem na ustach wskazuje mi kierunek, z którego bije przeraźliwie jasne światło. Tak jasne, że nie mam odwagi spojrzeć w jego stronę.
Kiedy zdaje sobie sprawę z tego, co zaraz nastąpi, wpadam w panikę. Jak dziecko, które wie, że lada chwila straci coś cennego. Czuję łzy wzbierające do oczu. Po mojej prawej, ojciec uśmiecha się pokrzepiająco. Po lewej, matka sama ociera łzy wzruszenia. Zapamiętuję ten widok, wiedząc, że to ostatni raz. Boję się jednak odwrócić i spojrzeć w twarz mojemu bratu. Co mi powie?
Moje policzki robią się mokre. Nie jestem w stanie nad sobą zapanować. Z mojego gardła wydobywa się szloch. Itachi przytula się do moich pleców i prosi, bym na niego nie patrzył. Teraz, kiedy zebrałem już odwagę, żeby się odwrócić, on prosi, bym mu zaufał i tego nie robił. Łzy nie przysłaniają mi tylko widoku, one zamazują nawet myśli.
Oczami wyobraźni staram się dostrzec twarz brata. Uśmiechniętą twarz za grubą szybą, po której spływają krople deszczu. Słone krople.
Kiedy czuję, jak Itachi się do mnie przytula, nabieram przekonania, że to pożegnanie.
Jego usta zbliżają się do mojego ucha. Mój brat zginął w bardzo młodym wieku, podejrzewam więc, że musiał stanąć na palcach. Właściwie, to musiał stanąć na palcach już i tak unosząc się w powietrzu. Czemu jednak zastanawiam się nad czymś takim, w chwili takiej jak ta?
„Zawsze będę cię kochał” – szepcze mi na ucho.
Zakrywam usta ręką, czując, że zaraz rozkleję się na dobre. To się nie może tak skończyć. Ogarnia mnie ogromna chęć, by się odwrócić i wszystko odwołać. Zakomunikować, że jeśli mam do wyboru życie takie, jak do tej pory, a życie bez nich, to zdecydowanie wybieram to pierwsze.
Zanim jednak podejmuję taką decyzję, dostrzegam dłoń. Niewielką, chłopięcą dłoń, która zza moich pleców coś mi wskazuje. Ocieram łzy, które zamazują mi widoczność i spoglądam w tamtą stronę. W moim kierunku ktoś zmierza. Postać, która wyłania się ze światła, spogląda na mnie i uśmiecha się, wyciągając rękę. Robi to pewnie. Nie waha się nawet przez moment. Uśmiecha się szczerze.
Niepewnie wyciągam swoją. Robię to na oślep. Z zamkniętymi oczami.
„Rusz się, draniu” – mówi.
Otwieram oczy i dostrzegam, jak niewiele dzieli, byśmy chwycili się za ręce.
Przeklęty Naruto.
Czy dotrze do celu?

8 komentarzy:

  1. To to to takie awwww *.*
    Kurde nie wiem, co powiedzieć. Mega po prostu. Tyle tu emocji i uczuć. Niesamowite.
    Naruto znalazł sposób, Sasuke się otwiera. Ja chcę nexta zaraz, teraz, JUŻ!
    Weeeeny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Yayayaya~! Bardzo fajny rozdział ^^ Shikamaru nic nie powie a to okazuje się najlepsze :D That LoGiC~! Sasuuuuuuś dajesz dajesz nie przestajesz! Coś czuję że droga do happy endu będzie dłuuga i krzywa jak polskie drogi. No ale to nic.
    Zdecydowanie dodawanie tytułów jest... kłopotliwe. Za dużo z tym cyrków xd
    Czekam na next i pozdrawiam i weny i dobrej pogody!
    Ecl

    OdpowiedzUsuń
  3. Znalazłam Twojego bloga, przeczytałam wszystkie dodane do tej pory wpisy i zakochałam się :3 Świetnie piszesz! Jest niewiele tak dobrych blogów jak Twój, dlatego proszę nie przestawaj tworzyć coś tak wspaniałego. Będę wyczekiwać na kolejny post raczej bez jakiejś większej cierpliwości, ale dam radę! Twoja nowa fanka Bustle :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Skończyłam czytać dziś o czwartej, dlatego komentarz pozwoliłam sobie zostawić teraz :).
    Strasznie podoba mi się to, co tu tworzysz. Jest to tak niebanalna i świetnie napisana historia, że nie mogę wymyślić epitetów mogących ją należycie wychwalić. Świetnie skonstruowałaś bohaterów, po prostu zazdroszczę. Mnie, jako osobie niecierpliwej, troszkę ciężko się czytało te długie przemyślenia, ale gdy już to zrobiłam, nie żałowałam. Ta część ubolewa w moim pisaniu, a dzięki Tobie czuję, że mogę ją poprawić. Rzadko natrafiam na tak dobre opisy przemyśleń i uczuć.
    I jeszcze jedna kwestia. Dziękuję Ci bardzo, bo po przeczytaniu wszystkich tych rozdziałów (choć była 4 rano) nabrałam ogromnej ochoty na pisanie własnych zaległych rozdziałów. Zainspirowałaś mnie, za co jestem wdzięczna.
    Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko życzyć Weny i szczęścia w życiu :).
    Z niecierpliwością czekam na następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    przepiękne, tyle tu uczuć, Naruto znalazł sposób na dotarcie do Sasuke, a Sasuke zaczyna się otwierać…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Właściwie to nie mam chyba nic do skomentowania pod tym rozdziałem więc tylko zgłaszam obecność i czekam na więcej ^.^

    OdpowiedzUsuń
  7. Przeczytałam te 15 rozdziałów i jestem pod ogromnym wrażeniem. Jak na dłoni widać ile Ty sama przelewasz w to swoich emocji. Te 15 rozdziałów to kawał ciężkiej i niesamowicie dobrej roboty, że się tak wyrażę ;)
    Do napisania tego komentarza zabierałam się kilka razy... Nie wiedziałam właściwie co powinnam tutaj napisać, w dalszym ciągu nie jestem pewna czy to co piszę jest właściwe.
    Wiem jednak tyle, że musiałam napisać ten komentarz. Miała taką wewnętrzną potrzebę, pragnienie. Może już zaczynam trochę smucić, ale mam nadzieję, że nie będziesz miała mi tego za złe. Koniec tego owijania w bawełnę.
    Serdecznie pozdrawiam, życzę dużo weny i więcej wolnego czasu na pisanie.
    Nie pozwól aby takie świetne opowiadanie odeszło w niepamięć.
    ~N

    OdpowiedzUsuń
  8. Boźiu, wspaniały rozdział. Pod koniec się popłakałam ;.;

    OdpowiedzUsuń