Witam!
Tym razem będzie krótko, bo spieszę się do pracy.
Może ktoś zwrócił uwagę, że zrezygnowałam z nadawania rozdziałom tytułów. Już mnie szlag powoli z tym trafiał, bo rzadko kiedy faktycznie miałam jakiś sensowny pomysł. Będzie więc po prostu numerek, o.
O rozdziale: stworzyłam tyle wersji tej piętnastki, że już nie mam ochoty na żadną z nich patrzeć. Wrzucam ostatnią i idę odreagować.
Zapraszam do czytania :-)
__________________________________________________________
– Cześć Temari!
– krzyknął Naruto do mijanej koleżanki.
Dziewczyna jednak zdawała się nie
podzielać jego entuzjazmu, gdyż w odpowiedzi skrzywiła się tylko i wziąwszy
przyjaciółkę pod rękę, szybkim krokiem ruszyła przed siebie.
Naruto wzruszył ramionami.
Prędzej czy później dziewczyna w końcu z nim porozmawia. Każdy po jakimś czasie
kapitulował i to robił.
Z takim postanowieniem opuścił
teren szkoły i ruszył w kierunku przystanku. Shikamaru nie pojawił się dziś w
szkole. Znowu. Wypadałoby go więc odwiedzić i podzielić się lekcjami. Naruto
nigdy wcześniej czegoś takiego nie praktykował, ale widział na filmach i
wydawało mu się to dobrym zagraniem w tej sytuacji.
Warto wspomnieć, że Nara nie był
na niego obrażony. Rozmawiał z nim normalnie. No, prawie normalnie. Utrzymywali
bowiem stosunki koleżeńskie, jednak ich relacje mocno się ochłodziły od czasu
pamiętnego nieporozumienia. Naruto nie był w stanie uwierzyć, że przyjaźń,
która zaczęła między nimi kiełkować, przekreśliło coś takiego. Czy naprawdę w
dzisiejszych czasach ludzie oczekiwali od siebie bezwarunkowego oddania? A
gdzie w tym wszystkim miejsce na błędy? Przecież popełnianie ich było rzeczą
ludzką; było nieuniknione.
Naruto wsiadł do odpowiedniego
pojazdu i skasował bilet. Ostatnio wydawał na nie majątek. Zajął jedno z
wolnych miejsc, nastawiając się psychicznie na męczącą podróż. Shikamaru nie
dość, że mieszkał dosyć daleko od szkoły, to jeszcze był zmuszony dojeżdżać
autobusem, który nadkładał drogi i bezsensownie krążył po mieście. Raz nawet
pokazał Uzumakiemu trasę na mapie. Linia numer sto dwanaście faktycznie jechała
przez całe miasto, w dodatku slalomem. Sto metrów przejechanych w linii
prostej? Niemożliwe! Autobus skręcał co chwilę, często korzystając z mniejszych
uliczek o nierównej nawierzchni. Naruto, który cierpiał na chorobę lokomocyjną,
bardzo źle to znosił.
Trzęsło nim i rzucało na
wszystkie strony dobre pół godziny.
Celowo więc wysiadł przystanek
wcześniej, żeby dotlenić trochę głowę i odreagować. Inaczej możliwe, że gdyby
chciał przywitać się z Narą, najzwyczajniej w świecie by na niego zwymiotował.
Jak zakładał Naruto – to raczej wcale nie poprawiłoby ich relacji. Z Shikamaru
by to nie przeszło, a co dopiero z Sasuke.
Jeśli chodziło o niego, to… Uzumaki
chwilowo sobie odpuścił. Kiedy tylko tamtego dnia wrócił do domu, opadł na
łóżko i nie miał siły wstawać. Czuł się wypruty ze wszystkich emocji. Bezsilność,
która go ogarnęła, odebrała mu całą energię. Tuż po rozmowie z Uchihą jeszcze
się tak nie czuł. Dopiero, kiedy emocje opadły, a Naruto się uspokoił, zdał
sobie sprawę z tego, czego był tak naprawdę świadkiem. Problem był
poważniejszy, niż mu się wcześniej zdawało. Oczywiście następnego dnia
postanowił zrzucić to wszystko na charakter Uchihy. Wmówił sobie, że Sasuke nie
był nim samym i strategia, którą obrał, przestawała być skuteczna. Jednak
podświadomie doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to nie była prawda. Czuł,
że nadszedł czas, by dać coś od siebie.
Postanowił jednak teraz o tym nie
myśleć i skupić się na Shikamaru. Jak zwykle nie miał pojęcia, co zamierzał mu
powiedzieć. Nigdy tego nie wiedział. Z takimi myślami zapukał do drzwi.
Nie minęła chwila, kiedy w progu
stanął Shika ze znudzoną miną.
– No, nie wierzę! Nie
spodziewałem się, że tak szybko mi otworzysz. Właściwie, to myślałem, że w ogóle
tego nie zrobisz – zaczął Uzumaki, zupełnie nie rejestrując, jakie głupoty
wygaduje. – Byłem pewny, że twoje lenistwo cię powstrzyma.
Nara ziewnął i uniósł pytająco
brew.
– Co ty chrzanisz?
– Wpuścisz mnie?
Shikamaru przyglądał mu się przez
chwilę. Następnie uchylił mocniej drzwi i blondyn wszedł do przedsionka. Naruto
niedbale zdjął buty, po czym zaczął się szarpać z kurtką i szalikiem. Kiedy już
udało mu się wyswobodzić, ruszył za Shiką w głąb domu.
Trochę zdziwiło go to, co
zobaczył. Po Narze spodziewałby się raczej praktycznego i niezwykle nudnego
wystroju. Czegoś, co w żadnym wypadku nie przykuwałoby spojrzeń. Czegoś, czym
nie zainteresowałoby się żadne czasopismo zajmujące wystrojem wnętrz.
Tymczasem miał przed sobą modne,
niezwykle stylowe pomieszczenie, które wyglądało jak żywcem wyjęte z reklamy
salonu meblowego.
Naruto z zaciekawieniem rozejrzał
się wokół, szukając choćby jednej niepasującej rzeczy. Obciachowego babcinego
wazonu, tandetnej porcelanowej figurki przedstawiającej kaczkę, czy jakiejś
zakurzonej świecy przekazywanej z pokolenia na pokolenie. A tu proszę – nawet
program telewizyjny był kolorystycznie dobrany do posadzki i puchatego dywanu.
– Moja mama jest projektantką wnętrz
– wyjaśnił Shikamaru, dostrzegając zaciekawioną minę blondyna. – My z ojcem nie
mamy zbyt wiele do gadania.
– Ale pójdziemy do twojego
pokoju, nie? To wszystko wygląda jak z obrazka i mam wrażenie, że jak siądę na
tej kanapie, to zepsuję cały efekt. Człowiek się czuje nie na miejscu.
Shikamaru machnął do niego ręką,
by ruszyli dalej. Jego pokój znajdował się między kuchnią, a toaletą, dzięki
czemu wszędzie miał blisko. Naruto zastanawiał się przez chwilę, czy to tak go
w życiu rozleniwiło, czy może jego sypialnia znajdował się w takim miejscu
właśnie dlatego, że był leniem.
– Napijesz się czegoś? Pytam, bo
kultura nakazuje.
– To miło z twojej strony –
szepnął Uzumaki. – Nie, dzięki.
– Więc, Naruto, co cię do mnie
sprowadza?
Uzumaki usiadł na rogu niewielkiego
łóżka, które wskazał mu Shikamaru, po czym zaczął szukać czegoś w plecaku. Po
chwili wyciągnął parę zeszytów i położył na biurku.
– Ostatnio rzadko bywasz w szkole,
więc postanowiłem pożyczyć ci notatki.
– I że niby mam się rozczytać z
tych szlaczków?
– No, e, spróbować możesz.
Nara przyglądał się przez chwilę
kupce zeszytów, po czym spojrzał na Uzumakiego.
– Dzięki.
I na tym koniec. Żaden z nich nie
wyglądał, jakby miał zamiar powiedzieć coś jeszcze. Ale to, że nie mieli
takiego zamiaru, nie było gorsze od ich braku chęci. Chociaż właściwie, to
głównie brunet nie miał na to ochoty. I to nie byle jak, bo nie miał jej za
dwóch.
Nauto wiedział, że musi wziąć się
w garść i coś powiedzieć. To, że od konfrontacji z Uchihą czuł się mały i
bezsilny, nie mogło wpłynąć na jego kontakty z innymi.
– Shikamaru, uważam, że powinniśmy
porozmawiać – zaczął.
Nara tylko machnął lekceważąco
ręką.
– Nie musimy, o nic cię nie
winię, przecież o niczym nie wiedziałeś.
I co, tylko tyle? Naruto stawał
ostatnio niemal na głowie, żeby jakoś dogadać się z Narą, biegał za nim,
zagadywał, kombinował, a sprawa rozwiązała się sama, bo Shice się zwyczajnie
odwidziało? Czy to było normalne?
Uzumaki wpatrywał się w kolegę
tak długo, aż w końcu ten skrzywił się nieznacznie.
– A jednak masz do mnie o to żal
i mnie unikasz.
– Wiesz, to już tak chyba
podświadomie.
– Dlatego chciałbym wyjaśnić
sprawę. Przykro mi, że tak się stało. Będę próbował to naprawić.
Nara oderwał się od przeglądania
zeszytów blondyna, marszcząc brwi.
– O nie, ty już lepiej niczego
nie naprawiaj.
– Co ty, nie wierzysz we mnie? Ja
jestem dobry w te klocki – powiedział Naruto, posyłając mu swój najlepszy
uśmiech.
– Mówisz? To jak ci idzie z
Uchihą?
Uzumaki spiął się.
– Powoli do przodu – odpowiedział
wymijająco.
Shikamaru zmierzył go tylko
uważnym spojrzeniem i pokręcił ze zrezygnowaniem głową. On wiedział. Uchiha był
niesamowicie trudny i Nara zdziwiłby się, gdyby Uzumakiemu tak szybko udało się
do niego dotrzeć. Co więcej, Shikamaru nie wierzył, by kiedykolwiek miało mu
się to udać. A może po prostu nie chciało mu się wierzyć, że Naruto mógłby poczynić
choćby najmniejsze postępy?
A przecież poczynił, prawda?
Naruto nie był jednak zbyt
chętny, by dzielić się swoimi osiągnięciami. Nigdy by się nie spodziewał, że
robiąc krok do przodu, straci nagle całą motywację. Gadka o zmianie strategii
była świetną wymówką, tyle, że na dłuższą metę nawet sam Naruto nie był w
stanie w nią uwierzyć. Prawdziwe oblicze Sasuke tak nim wstrząsnęło, że nie
potrafił się otrząsnąć. Uchiha nie musiał płakać, by Uzumaki był w stanie
zrozumieć, w jak głębokim bagnie ten przebywał. Jego mina niczego nie wyrażała;
na nic nie wskazywały również jego gesty czy postawa. Jednak to, co kryło się w
jego głosie, skutecznie zmroziło Naruto.
Sporo o tym myślał od ich
ostatniego spotkania i doszedł do wniosku, że Uchiha miał dar. Blondyn nie
potrafił tego wyjaśnić, a jednak był pewien, że gdyby ktoś jeszcze był obecny
podczas tej rozmowy, nie dostrzegłby tego, co Naruto. Bynajmniej nie dlatego,
że należał on do osób spostrzegawczych, bo tak nie było. Zdecydowanie nie.
Sasuke po prostu wiedział, jak powinien się odezwać, by skutecznie
zademonstrować, z czym Uzumaki zapragnął walczyć. Tak, Uchiha najwyraźniej
posiadał umiejętność, dzięki której w
posty sposób potrafił dotrzeć do różnych ludzi, nie wzbudzając podejrzeń
pozostałych.
A to, co Uchiha pokazał, wcale
się Naruto nie podobało.
– Co jest? – spytał Shika, widząc
nieobecną minę blondyna.
– Wiesz, zastanawiam się nad
jedną rzeczą. Pytasz mnie, jak mi idzie z Uchihą. Wiesz, że próbuję coś
zdziałać i tego nie potępiasz. Ba, sam mi powiedziałeś, że ta sprawa z gwałtem
to jakiś pic. Ale czy ty w ogóle próbowałeś coś z tym zrobić, czy po prostu
wzruszyłeś ramionami i pozwoliłeś, by Uchiha został z tym wszystkim kompletnie
sam?
– Wyczuwam pretensje –
odpowiedział, powstrzymując ziewnięcie. – Uzumaki, nie wszyscy są tobą i w
wolnym czasie zajmują się jednoczeniem świata. Ale skoro pytasz, to tak, parę
razy do niego zagadałem.
– I…? – dopytywał się Naruto.
– Nie znaleźliśmy wspólnego
języka.
– E? Co przez to rozumiesz?
– Chodzi mi o to, że jeśli ktoś
do mnie mówi, żebym się odpieprzył, to się odpieprzam, a nie dopieprzam jeszcze
bardziej. Widocznie do Uchihy nie dotarło to, co mu powiedziałem i dał mi jasno
do zrozumienia, czego ode mnie dalej oczekuje. Grunt, żeby do każdego
przemawiać w takim języku, w jakim jest w stanie ten komunikat pojąć.
Naruto wybałuszył oczy.
– Rozwiń myśl – poprosił.
Shikamaru westchnął, drapiąc się
po policzku.
– Japończyk cię nie zrozumie,
jeśli będziesz do niego mówił po niemiecku. Żeby się z nim porozumieć, musisz
mówić po japońsku.
– A jeśli ten Japończyk zna
niemiecki?
– To sprawa ma się dobrze. Dlatego
zakładamy, że nie zna.
– Czyli… – zamyślił się na moment
Uzumaki. – Chodzi ci o to, że rozmawiając z matematykiem powinienem używać
gwary matematycznej, zamiast starożytnej greki.
– Gwara matematyczna? – Shikamaru
uniósł pytająco brew. – Czego ty nie wymyślisz… Ale tak, powiedzmy, że mniej
więcej to miałem na myśli.
– Więc mówisz, że rozmawiając z
Uchihą trzeba mówić po uchihowemu. Używać takich sformułowań, żeby zrozumiał. Przekazać
to w sposób jasny. Bo Sasuke wcale nie jest mną i nie byłby w stanie w pełni
pojąc, co mam mu do przekazania po uzumak… no po mojemu.
– Dobrze się czujesz? – spytał
Nara przyglądając się zamyślonemu koledze. Naruto zdawał się w ogóle nie
kontaktować. Zamiast tego mruczał coś pod nosem, a uśmiech na jego ustach z
każdą chwilą coraz bardziej się poszerzał.
– Rany, dzięki Shika! Jesteś
wielki.
Nara tylko przewrócił oczami.
– Nic takiego nie powiedziałem.
– Ale właśnie takiego „nic” mi
było trzeba.
***
Nie pamiętam, kiedy zdałem sobie sprawę z tego, że rozmowy z ludźmi
mnie męczą. W pewnym momencie po prostu było mi już wszystko jedno. O
czymkolwiek by do mnie nie mówili, zwyczajnie mnie to nie obchodziło. Zadałem
sobie wówczas pytanie, jak mam żyć wśród ludzi, kiedy brakuje mi zainteresowania
drugim człowiekiem. Nigdy nie należałem do osób towarzyskich, ale od tego
momentu zacząłem naprawdę stronić od innych.
Do dziś nie jestem w stanie stwierdzić, skąd wzięła się ta niechęć.
Czułem, jak gdyby wszystkie te zwyczajne tematy w ogóle mnie nie
dotyczyły. Z każdym dniem zdawałem się samemu sobie mniej ludzki. Moja obecność
w jakimkolwiek towarzystwie stawała się coraz mniej naturalna. W końcu nadeszła
ta chwila, kiedy nie czułem już żadnej, choćby najcieńszej, nici porozumienia z
innymi.
Często zastanawiałem się nad tym, ilu ludzi funkcjonowało tak, jak ja.
Wykluczonych ze społeczeństwa z powodu języka, jakim się posługiwali. Chociaż
wszyscy żyliśmy na tej samej planecie, mieliśmy inne problemy, priorytety,
marzenia. Nie wiem, czy to sprawiło, że w każdym towarzystwie czułem się nie na
miejscu, ale z pewnością miało jakiś wpływ na mój charakter.
Stopniowo zacząłem odsuwać się od innych. Coraz rzadziej spędzałem czas
z ludźmi, słuchając ich wywodów. Coraz mniej mnie obchodziły. Coraz mniej z
nich rozumiałem.
Jednocześnie w głowie kłębiło mi się tyle tematów, które chciałbym
poruszyć. Nie miałem jednak z kim porozmawiać. Ci wszyscy otaczający mnie
ludzie, to nie była moja bajka. Gdybym spróbował, nie zrozumieliby mnie.
Żyłem w innym świecie – w końcu zdałem sobie z tego sprawę.
Z każdym dniem, coraz bardziej brakowało mi brata. Bycie samotnikiem nie
oznaczało bowiem, że byłem w stanie żyć w całkowitym odosobnieniu. Brakowało mi
towarzystwa. Brakowało mi kogoś, z kim mógłbym szczerze porozmawiać. Jednak
nawet gdybym spotkał jakąś bratnią duszę, zapewne nie potrafiłbym znaleźć w
sobie choćby odrobiny zaufania.
Nigdy jednak nie czułem się wyjątkowy. Nie zastanawiałem się, czy moja
inność jest darem, czy przekleństwem. Nie miałem problemu z zaakceptowaniem
siebie. Itachi mnie tego nauczył. Pokazał, jak ważne jest rozumienie i
akceptowanie podjętych decyzji. Żałuję, że nigdy nie nauczyłem się rozumieć
samego siebie, a jednak zawsze starałem się godzić z tym, co czułem czy
myślałem. Byłem przecież sam. Co by się ze mną stało, gdybym porzucił jeszcze
własne „ja”? Stałem więc murem za sobą i swoimi decyzjami. Rugałem się jak
ojciec, pocieszałem jak matka, wspierałem jak brat. Byłem dla siebie całą rodziną.
Tylko tym mogłem się stać, by móc odpowiednio kierować swoim życiem.
Chyba właśnie z powodu świata, w którym żyłem, musiałem zacząć pisać.
Tak, musiałem. Nie widziałem już bowiem innego wyjścia z sytuacji. Ludzie w
różny sposób odreagowują stres czy negatywne emocje. Na takie problemy
rozwiązań jest multum. Jak jednak można z kimś porozmawiać, kiedy tego kogoś
nie ma? Stworzyłem więc świat, w którym nie byłem sam. Zawsze ktoś był obok, na
dobre i na złe. Z czasem w pisanie zacząłem wkładać również wszystkie swoje
emocje. Tego dnia narodził się zimny drań, którym jestem i w dalszym ciągu być
zamierzam. Pisałem zarówno o rzeczach smutnych i przykrych, jak i wesołych,
pokrzepiających. Wyżywając się na papierze, pozostawałem pusty na zewnątrz. Teraz
już nie ja musiałem stronić od ludzi, ponieważ to oni zaczęli stronić ode mnie.
Do dziś pamiętam wszystkich bohaterów, których stworzyłem. Z niektórymi
dogadywałem się świetnie, inni byli moimi zupełnymi przeciwieństwami. Jednak z
każdym z nich prędzej czy później zaczynała mnie łączyć jakaś więź. Nić
porozumienia. Zawsze znajdowaliśmy coś, co potrafiło nas do siebie przyciągnąć.
Jak magnes.
Obiecałem sobie, że jeżeli spotkam w swoim życiu któregoś z nich,
zrobię wszystko, by go w nim zatrzymać.
Nigdy nie wplotłem w to wszystko Itachiego. Nie chciałem go do tego
mieszać; nie potrafiłem. Fantazjowanie na temat brata pozostawało wyłącznie w
sferze moich myśli. Jednak znacznie więcej czasu mijało mi na wspominaniu. Itachi
powiedziałby, że jestem sentymentalny i zapewne miałby rację. Jednak zdarzało
mi się również wracać do przeszłości nie w celu wspominek, lecz przypomnienia
sobie pewnych faktów. Po każdej takiej „wizycie” dochodziłem do jednego wniosku
– wśród ludzi czułem się tak samo, jak Itachi przed laty.
Starałem się możliwie najdokładniej odtworzyć słowa, które szeptał mi
czasem na ucho. Wracałem do rozmów, które odbywaliśmy podczas kolejnej mojej
choroby. O wrażeniach, które Itachi odnosił podczas kontaktów z innymi. Sentymentalny
zaczynałem być dopiero wtedy, kiedy przypominałem sobie, jak mówił, że tylko ze
mną może tak naprawdę porozmawiać. Odpływałem, kiedy przed oczami po raz
kolejny stawały mi obrazy z tych paru magicznych chwil.
Teraz czuję już tylko pustkę. Jest tak wiele rzeczy, które chciałbym opowiedzieć
lecz żeby to zrobić, musiałbym znać odpowiednie słowa. Czemu więc ich nie znam?
Życie potrafi być okrutne. Kiedy tak bardzo zależy mi, żeby to z siebie
wyrzucić, nie potrafię tego zrobić.
Przyznanie się do tego przed samym sobą wiele mnie kosztuje. Nie
przywykłem jeszcze do tej nowej sytuacji i czuję się nieswojo. Od kiedy na
papierze zaczęło pojawiać się „ja”, wydaje mi się, że to wszystko tylko puste
słowa. Chaotyczna paplanina, ponieważ tak wiele myśli kłębi się w mojej głowie,
a ja nie potrafię ich uporządkować i ustawić w kolejce. Najpierw jedno, potem
drugie. Ale nie. Wszystko na raz.
Mimo to czuję ulgę. Czuję, że zrobiłem krok naprzód. Teraz mam tylko
nadzieję, że z czasem przestanę tak często zerkać przez ramię. Za moimi plecami
wciąż tkwi moja rodzina. Stoją, wszyscy troje. Dokładnie tak, jak ich
zapamiętałem. Mój ojciec, moja matka i mój brat.
Moja krew.
Czuję ich dłonie na swoich ramionach. Jeszcze do niedawna starali się usilnie
mnie przy sobie zatrzymać. Stanowczy uścisk ojca na prawym ramieniu, delikatna
dłoń matki na lewym. Itachi trzymał mnie za koszulkę, stojąc bezpośrednio za
moimi plecami.
Ściskali mnie mocno, nie chcąc
mnie stracić. Pozornie trzymali nade mną pieczę. W praktyce sprawiali, że
stałem w miejscu.
Od paru dni jest jednak inaczej.
Nacisk na ramionach znacząco zelżał. Czuję zaledwie obecność ich dłoni,
nie czuję zaś wcześniejszego ograniczenia. Radykalnej zmianie uległo jednak coś
innego. Całe ciało mojego brata napiera na moje plecy, chcąc pchnąć mnie do
przodu. Rodzice zezwolili na to, bym ich opuścił, jednak poprowadzenie mnie w
przyszłość należy do Itachiego.
Nie mogę się obrócić, by na niego spojrzeć. Jednak całym sobą czuję, że
brat chce mi coś pokazać. Jak gdybym miał oczy z tyłu głowy, widzę, jak z
uśmiechem na ustach wskazuje mi kierunek, z którego bije przeraźliwie jasne
światło. Tak jasne, że nie mam odwagi spojrzeć w jego stronę.
Kiedy zdaje sobie sprawę z tego, co zaraz nastąpi, wpadam w panikę. Jak
dziecko, które wie, że lada chwila straci coś cennego. Czuję łzy wzbierające do
oczu. Po mojej prawej, ojciec uśmiecha się pokrzepiająco. Po lewej, matka sama
ociera łzy wzruszenia. Zapamiętuję ten widok, wiedząc, że to ostatni raz.
Boję się jednak odwrócić i spojrzeć w twarz mojemu bratu. Co mi powie?
Moje policzki robią się mokre. Nie jestem w stanie nad sobą zapanować.
Z mojego gardła wydobywa się szloch. Itachi przytula się do moich pleców i
prosi, bym na niego nie patrzył. Teraz, kiedy zebrałem już odwagę, żeby się
odwrócić, on prosi, bym mu zaufał i tego nie robił. Łzy nie przysłaniają mi
tylko widoku, one zamazują nawet myśli.
Oczami wyobraźni staram się dostrzec twarz brata. Uśmiechniętą twarz za grubą
szybą, po której spływają krople deszczu. Słone krople.
Kiedy czuję, jak Itachi się do mnie przytula, nabieram przekonania, że
to pożegnanie.
Jego usta zbliżają się do mojego ucha. Mój brat zginął w bardzo młodym
wieku, podejrzewam więc, że musiał stanąć na palcach. Właściwie, to musiał
stanąć na palcach już i tak unosząc się w powietrzu. Czemu jednak zastanawiam
się nad czymś takim, w chwili takiej jak ta?
„Zawsze będę cię kochał” – szepcze mi na ucho.
Zakrywam usta ręką, czując, że zaraz rozkleję się na dobre. To się nie
może tak skończyć. Ogarnia mnie ogromna chęć, by się odwrócić i wszystko
odwołać. Zakomunikować, że jeśli mam do wyboru życie takie, jak do tej pory, a
życie bez nich, to zdecydowanie wybieram to pierwsze.
Zanim jednak podejmuję taką decyzję, dostrzegam dłoń. Niewielką,
chłopięcą dłoń, która zza moich pleców coś mi wskazuje. Ocieram łzy, które
zamazują mi widoczność i spoglądam w tamtą stronę. W moim kierunku ktoś zmierza.
Postać, która wyłania się ze światła, spogląda na mnie i uśmiecha się,
wyciągając rękę. Robi to pewnie. Nie waha się nawet przez moment. Uśmiecha się
szczerze.
Niepewnie wyciągam swoją. Robię to na oślep. Z zamkniętymi oczami.
„Rusz się, draniu” – mówi.
Otwieram oczy i dostrzegam, jak niewiele dzieli, byśmy chwycili się za
ręce.
Przeklęty Naruto.
Czy dotrze do celu?
To to to takie awwww *.*
OdpowiedzUsuńKurde nie wiem, co powiedzieć. Mega po prostu. Tyle tu emocji i uczuć. Niesamowite.
Naruto znalazł sposób, Sasuke się otwiera. Ja chcę nexta zaraz, teraz, JUŻ!
Weeeeny.
Yayayaya~! Bardzo fajny rozdział ^^ Shikamaru nic nie powie a to okazuje się najlepsze :D That LoGiC~! Sasuuuuuuś dajesz dajesz nie przestajesz! Coś czuję że droga do happy endu będzie dłuuga i krzywa jak polskie drogi. No ale to nic.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie dodawanie tytułów jest... kłopotliwe. Za dużo z tym cyrków xd
Czekam na next i pozdrawiam i weny i dobrej pogody!
Ecl
Znalazłam Twojego bloga, przeczytałam wszystkie dodane do tej pory wpisy i zakochałam się :3 Świetnie piszesz! Jest niewiele tak dobrych blogów jak Twój, dlatego proszę nie przestawaj tworzyć coś tak wspaniałego. Będę wyczekiwać na kolejny post raczej bez jakiejś większej cierpliwości, ale dam radę! Twoja nowa fanka Bustle :)
OdpowiedzUsuńSkończyłam czytać dziś o czwartej, dlatego komentarz pozwoliłam sobie zostawić teraz :).
OdpowiedzUsuńStrasznie podoba mi się to, co tu tworzysz. Jest to tak niebanalna i świetnie napisana historia, że nie mogę wymyślić epitetów mogących ją należycie wychwalić. Świetnie skonstruowałaś bohaterów, po prostu zazdroszczę. Mnie, jako osobie niecierpliwej, troszkę ciężko się czytało te długie przemyślenia, ale gdy już to zrobiłam, nie żałowałam. Ta część ubolewa w moim pisaniu, a dzięki Tobie czuję, że mogę ją poprawić. Rzadko natrafiam na tak dobre opisy przemyśleń i uczuć.
I jeszcze jedna kwestia. Dziękuję Ci bardzo, bo po przeczytaniu wszystkich tych rozdziałów (choć była 4 rano) nabrałam ogromnej ochoty na pisanie własnych zaległych rozdziałów. Zainspirowałaś mnie, za co jestem wdzięczna.
Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko życzyć Weny i szczęścia w życiu :).
Z niecierpliwością czekam na następny rozdział.
Hej,
OdpowiedzUsuńprzepiękne, tyle tu uczuć, Naruto znalazł sposób na dotarcie do Sasuke, a Sasuke zaczyna się otwierać…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia
Właściwie to nie mam chyba nic do skomentowania pod tym rozdziałem więc tylko zgłaszam obecność i czekam na więcej ^.^
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam te 15 rozdziałów i jestem pod ogromnym wrażeniem. Jak na dłoni widać ile Ty sama przelewasz w to swoich emocji. Te 15 rozdziałów to kawał ciężkiej i niesamowicie dobrej roboty, że się tak wyrażę ;)
OdpowiedzUsuńDo napisania tego komentarza zabierałam się kilka razy... Nie wiedziałam właściwie co powinnam tutaj napisać, w dalszym ciągu nie jestem pewna czy to co piszę jest właściwe.
Wiem jednak tyle, że musiałam napisać ten komentarz. Miała taką wewnętrzną potrzebę, pragnienie. Może już zaczynam trochę smucić, ale mam nadzieję, że nie będziesz miała mi tego za złe. Koniec tego owijania w bawełnę.
Serdecznie pozdrawiam, życzę dużo weny i więcej wolnego czasu na pisanie.
Nie pozwól aby takie świetne opowiadanie odeszło w niepamięć.
~N
Boźiu, wspaniały rozdział. Pod koniec się popłakałam ;.;
OdpowiedzUsuń