Witam!
Tak, jest nocia. I to nie byle jaka, bo dłuuuga (prawie 19000 wyrazów). Nawet zamierzałam ten tekst podzielić na parę części, ale zrezygnowałam z tego pomysłu. Dlaczego? Bo znowu nie było mnie prawie trzy miesiące, więc w nagrodę należy wam się całość. No, a rozdział piszę. Kawałek już mam.
Chciałabym jeszcze odpowiedzieć na komentarze, zanim wspomnę co nieco o fiku. Przede wszystkim dziękuję wszystkim, którzy tu jeszcze zaglądają i dzielą ze mną swoją opinią. Jest mi bardzo miło :-) ale, ale! Do sedna. Wiem, że publikuję rzadko i wiem, że to, co piszę do najdłuższych nie należy. Wiem, że jest mało akcji i czasem za mocno skupiam się na uczuciach Sasuke. I chociaż mnie też to trochę denerwuje, to nie potrafię tego zmienić. Taki już klimat tego konkretnego opowiadania. W Wariactwach dzieje się więcej. Poza tym jestem współautorką jeszcze jednego bloga, który nie jest ani yaoi, ani dramatem. Wręcz należy go traktować z przymrużeniem oka. Tak więc z całą pewnością potrafię i może nawet wrzucę kiedyś coś... żywszego :D
To może teraz słów parę o tekście. Autorka nie wie, o czym jest, ponieważ pisał się sam. Pisał się zamiast pracy inżynierskiej, która miała pierwszeństwo. I dupa. Życie jest czasem niesprawiedliwe i nawet praca dyplomowa musiała to w końcu zrozumieć (już się jednak napisała i oddała do dziekanatu. Czeka na recenzję i obronę, brrr...).
OSTRZEŻENIA (bo czuję, że powinnam je zamieścić): Po pierwsze - SasuSaku. Taak, ja też tego z całego serca nienawidzę! Właśnie dlatego to napisałam, chociaż... nie. Właściwie, to nie wiem dlaczego. Po drugie - musicie mi wybaczyć, ale znęcanie się psychiczne nad Uchihą, to jakiś mój fetysz. Po trzecie - jak już zdążyliście zauważyć, pojawiło się ostrzeżenie odnośnie zawartości. Tak, wcześniej go nie było. A to oznacza, że... sceny erotyczne. Albo coś, co miało nimi być. Po czwarte - no, pewnie jakieś błędy. Starałam się to posprawdzać, ale nie mam obecnie czasu na porządną korektę (która i tak nie byłaby pewnie wcale taka porządna). Ten tekst i tak już trochę tkwi na dysku i gdybym miała czekać, aż znajdę czas na ponowne sprawdzanie, to minąłby zapewne kolejny miesiąc (a tak naprawdę, to jestem leniem). Niestety mój wyłapywacz literówek nie podjął się czytania tego, więc zostałam z tym sama, huh. Jeżeli komuś by się chciało powytykać głupoty, których nie zauważyłam, to będę wdzięczna! Co tam jeszcze... a, proszę mnie nie pytać, o co chodzi w tym tekście, bo naprawdę nie wiem. Mimo jego dziwaczności jestem z niego zadowolona, o.
Zapraszam!
____________________________________________________________
Sasuke
zazgrzytał ze złości zębami, kiedy wśród listów dostrzegł różową papeterię.
Odruchowo obmacał kopertę i zdając sobie sprawę z tego, że jej zawartość jest
dosyć gruba, odłożył na drugi koniec biurka. Leżały tam już dwie inne, jedna
obok drugiej, ułożone datami.
Uchiha
zacisnął pięści na swoich włosach. Spode łba spoglądał na koperty, próbując
uspokoić oddech. Był tak zaaferowany wsłuchiwaniem się w bicie własnego serca,
że nie dosłyszał skrzypu otwieranych drzwi i cichych kroków.
– Kolejny
list? – spytał Itachi, stając za jego plecami. Wyciągnął rękę, by chwycić
różową kopertę, jednak zanim to zrobił, Sasuke gwałtownym ruchem odtrącił jego
dłoń. – Prędzej czy później będziesz musiał się z tym uporać.
Młodszy Uchiha
nie odpowiedział, starając się nabrać powietrza. Zaczął mieć problemy z
oddychaniem, jednak za nic w świecie nie chciał przyznać się do słabości przed
Itachim. Nerwowo zaczerpnął powietrza, jeszcze bardziej spuszczając głowę.
Kiedy jednak łzy naleciały mu do oczu, a policzki nabrały różowego odcienia,
sięgnął dłonią po inhalator, który trzymał w kieszeni spodni. Dopiero kiedy
uspokoił nieco oddech, zapanował nad dławiącą potrzebą kaszlu.
– Głupio
robisz – powiedział Itachi, kręcąc z politowaniem głową. – Nawarzyłeś sobie
piwa, to teraz powinieneś je wypić.
Sasuke miał
ochotę wstać i wykrzyczeć bratu, żeby przestał się wtrącać w nie swoje sprawy,
jednak nie potrafił tego zrobić. Pomimo opanowania oddechu, łzy wciąż cisnęły
mu się do oczu, a nie chciał pokazywać się Itachiemu w takim stanie. Nie tylko
napady duszności doprowadzały go ostatnio niemal do płaczu. A Sasuke
najbardziej w tym momencie obawiał się, że nie uda mu się zapanować nad nerwami
i rozklei się przy starszym bracie. Nie, nie przeżyłby tego.
Zamiast więc
krzyczeć, postanowił milczeć, zagryzając wargę niemal do krwi. Och, tak to
sobie właśnie wyobraził – że przygryza ją na tyle mocno, by po brodzie pociekła
mu czerwona strużka. Tak, takie właśnie rzeczy działy się w filmach, a on
chciał, by stało się tak i teraz. To było chore, a jednak postanowił na tym
właśnie skupić myśli. Zagryzł usta jeszcze mocniej, ale krew się nie pojawiła.
Sasuke
przesunął dłońmi po włosach w taki sposób, by grzywka jeszcze bardziej
przysłoniła mu twarz. Itachi patrzył na to z nieskrywanym politowaniem, krzyżując
ręce na piersi. Nic już nie powiedział. Sasuke przysłuchiwał się jego cichym
krokom, kiedy opuszczał pomieszczenie. Dopiero kiedy zamknęły się za nim
drzwi, Uchiha podniósł wzrok i odgarnął niesforne kosmyki z twarzy. Pociągnął
nosem, wziął głęboki oddech i spojrzał na trzy koperty leżące na rogu biurka.
Schował inhalator z powrotem do kieszeni i wracając do rzeczywistości, spojrzał
na resztę poczty.
Nagle wszystko
inne straciło dla niego sens. W tych trzech kopertach było coś ważnego. Na tyle
ważnego, że wszystkie pozostałe problemy Sasuke przestawały mieć znaczenie. Był
to wyczyn, ponieważ w ostatnim czasie Sasuke problemów miał naprawdę niemało.
Z rezygnacją
spojrzał na list z sądu. Czy chociaż ta sprawa skończy się dla niego pomyślnie?
Nieważne. Nic nie było jeszcze przesądzone, a jednak Sasuke nie zamierzał się
łudzić. Co więcej – nie zamierzał nawet walczyć. Itachi jeszcze o tym nie
wiedział, a Sasuke nie zamierzał go informować. Prędzej czy później się dowie.
Na rozprawie sądowej, podczas której będzie jego adwokatem. Kiedy miała się
odbyć? Prędzej lub… później. Sasuke nie wiedział, ponieważ tego listu również
nie otworzył. To już nie miało znaczenia.
Kolejne były
rachunki. Za prąd, za gaz, za wodę i za Internet. Nic, czym Sasuke by się
przejmował. Ilekolwiek by one nie wynosiły – lada dzień nie będzie go stać na
ich zapłacenie.
Kiedy taki
człowiek sukcesu, jak Uchiha Sasuke sięgnął dna?
***
Jeszcze parę
miesięcy wcześniej, nic nie wskazywało na to, że jego życie tak nagle się
skończy. Był względnie szczęśliwym człowiekiem, dyrektorem jednego z oddziałów w poważnej firmie,
który nie cierpiał na brak pieniędzy ani zainteresowania. W związku od dobrych
dwóch lat, a wciąż cieszył się popularnością wśród kobiet i jeśliby tylko
zapragnął – mógłby zmieniać partnerki jak rękawiczki.
Jego życie nie
uległo zmianie z dnia na dzień. Nie prysło nagle
jak bańka mydlana – takie rzeczy nie działy się w prawdziwym świecie. Sasuke
stopniowo staczał się na dno, pchnięty przez nieodpowiednie decyzje.
Pierwszy błąd
popełnił tego ranka, kiedy wybrał się na ważne spotkanie biznesowe. Wstał
wcześniej, niż zwykle, wypił kawę i wrócił jeszcze do łóżka na szybki seks.
Kiedy już zaspokoił te dwie najważniejsze potrzeby, zamierzał pójść do pracy z
– w cudzysłowie – uśmiechem na ustach. Od urodzenia był zwycięzcą.
– Daj,
poprawię – powiedziała Sakura, wygrzebując się z pościeli.
Kiedy Sasuke
się ubierał, ona leżała na boku i przyglądała się, co jakiś czas posyłając w
jego stronę całusa. Uchiha nie był najlepszy w zawiązywaniu krawatu, więc kiedy
zaczął się z nim męczyć, postanowiła mu pomóc. Nic sobie nie robiąc ze swojej
nagości, podeszła do niego i oblizując wargi, poprawiła węzeł. Uchiha nawet nie
krył się z tym, że przez cały ten czas spoglądał na jej sylwetkę.
– Szkoda, że
nie mam już czasu. Odbijemy to sobie wieczorem. Postaram się być wcześniej. –
Musnął dłonią jej biodro i kierując się w górę, przejechał palcami po piersi.
Zatrzymał się dopiero na policzku, spoglądając w oczy. W jego spojrzeniu nie
było jednak ani krzty miłości, którą tak bardzo chciałaby dostrzec Sakura. Nie
było romantyzmu, czułości, bliskości. Było tylko czyste pożądanie.
Sakura stanęła
na palcach, chcąc go pocałować, jednak on już w tym czasie zdołał się
wyswobodzić z jej uścisku i skierować w stronę drzwi. Zawiedziona spoglądała,
jak sznuruje eleganckie buty i bez słowa wychodzi. Widocznie obietnica gorącej
nocy znaczyła dla niego więcej, niż Kocham cię, do zobaczenia!, które tak pragnęłaby
usłyszeć.
Kiedy już
zamknęły się za nim drzwi, Sakura oparła się plecami o ścianę i obejmując
rękoma, westchnęła cicho.
***
Wspominając to
spotkanie, Sasuke wciąż kusiło, by zaznaczyć, że zmieniło ono jego życie.
Nieprawda. Niczego by nie zmieniło, gdyby poszedł inną drogą. Samo w sobie –
spotkanie okazało się zupełnie nudne i bezowocne. Nie udało się podpisać
korzystnego dla firmy kontraktu, ponieważ żadna ze stron nie zamierzała ulegać,
mając jasno wyznaczone granice. Cóż, Sasuke mógł się tego spodziewać. Nie
poszedł w końcu na spotkanie z byle kim, a z przedstawicielem jednej z
największych i najbardziej cenionych firm w kraju. Z firmą, która była ich
największym konkurentem na rynku i której – według najnowszych danych – nie
udałoby im się z niego wykopać. O wykupie również nie było mowy, a że obu
korporacjom bardzo przeszkadzało wzajemnie istnienie, wyznaczono
przedstawicieli obu, którzy mieli znaleźć rozwiązanie.
To nie było
ich pierwsze spotkanie i zapewne nie ostatnie. Jeżeli czegoś nie dało się
zniszczyć, a miało to katastrofalny wpływ na interesy, prędzej czy później
należało znaleźć jakieś rozwiązanie. Na razie obie firmy nie odpuściły żadnego
z wcześniej postawionych warunków, dlatego do porozumienia było im jeszcze
daleko. Kompromisu też trzeba się nauczyć. Niekiedy jest to proces naprawdę
mozolny.
Sasuke wzruszył
więc tylko ramionami, kiedy opuszczał restaurację, w której odbyły się
negocjacje. Przynajmniej miał okazję dobrze zjeść i to na koszt firmy. Nie narzekał
na biedę, nie był również sknerą, a jednak rzadko wybierał się w takie miejsca.
Zazwyczaj, kiedy Sakura nalegała. Nalegała lub żaliła się, że nigdzie jej nie
zabiera. Zgrzytał zębami, ale ostatecznie dawał się ubłagać.
Kiedy oni
właściwie ostatnio wychodzili? Zastanowił się nad tym, wchodząc do
samochodu. Jakiś miesiąc temu. A to oznaczało, że lada dzień Sakura znowu
zacznie zawracać mu głowę. Mimo to Sasuke nie mógł narzekać. Haruno znała się
na rzeczy, a pretensje o coś miała do niego stosunkowo rzadko. Była pod tym
względem zdecydowanie lepsza niż jego poprzednia partnerka.
Uchiha kręcąc
głową, odpalił silnik i wymuszając pierwszeństwo, wyjechał na drogę. Powinien od
razu po spotkaniu wrócić do firmy, ponieważ miał na dziś jeszcze parę spraw do
załatwienia, a jednak nie potrafił oprzeć się pokusie, by wyrwać się jeszcze na
pół godzinki i napić kawy w ulubionym miejscu. Pojechał więc w zupełnie
przeciwnym kierunku, niż początkowo zamierzał. Zerknął jeszcze na zegarek, po
czym włączył radio, chcąc wysłuchać najnowszych wiadomości. Skrzywił się, kiedy
do jego uszu doleciała skoczna melodia i zawodzenie jednej z ulubionych
popowych wokalistek Sakury. Znowu musiała wziąć jego auto bez pozwolenia i
zmienić mu stację. Będzie musiał z nią na ten temat poważnie porozmawiać.
Po niespełna
piętnastu minutach omijania korków Sasuke dotarł na miejsce. Zaparkował
najbliżej, jak się tylko dało i ruszył w stronę kawiarni. Niezbyt obchodził go
fakt, że tym samym zastawił jakieś brudne, dziesięcioletnie Audi. Jeżeli
jeździło się czymś takim, można się było spodziewać, że ktoś z lepszym wozem
będzie sobie rościł prawa do tego miejsca parkingowego. Samochodu na
samochodzie postawić się co prawda nie dało, ale nic nie stało na przeszkodzie,
by zaparkować obok i utrudnić życie innym. Uchiha nie obawiał się zarysowania,
nie takie problemy już załatwiał. Zwykł sobie mawiać, że nawet mafia nie
śmiałby choćby chuchnąć na jego nowiutkie BMW.
Tak, Sasuke
należał do ludzi zbyt pewnych siebie. Był przekonany, że wszystko mu się
należy, nie musi o nic prosić, ani za nic dziękować. Jeśli jakimś cudem do tego
dochodziło, była to jedynie jego dobra wola i przejaw życzliwości. A że takie
sytuacje miały miejsce naprawdę rzadko, Uchiha właśnie bez żadnego skrępowania
skierował się w stronę stolika, który zawsze zajmował, zupełnie niezrażony tym,
że już ktoś przy nim siedział.
Bez słowa
zajął miejsce naprzeciw czytającego gazetę mężczyzny i odezwał się dopiero
wtedy, kiedy ten zwrócił na niego uwagę.
– To mój
stolik – powiedział, nie zaszczycając go nawet krótkim spojrzeniem. – Proszę
się przesiąść.
– Sasuke?
Uchiha
zmarszczył brwi, przyglądając się uważniej mężczyźnie. Przeklął się w myślach
za nieuwagę. Powinien wcześniej zauważyć, że skądś zna te rysy. Oczywiście.
– Uzumaki.
– Uchiha.
To by było na
tyle. Sasuke nawet nie drgnął, nie wspominając już o spuszczeniu wzroku. Taki
odruch z dzieciństwa. Rywalizacja między nimi chyba nigdy nie miała dobiec
końca. Zabierze ją nawet do grobu, jakkolwiek by to brzmiało.
O dziwo,
mężczyzna chyba nie podzielał jego nastroju, ponieważ bez skrępowania oderwał
od niego spojrzenie i zaczął nerwowo spoglądać na drewniany blat, odsuwając na
bok gazetę i swoją kawę.
– Gdzie jest
napisane, że to twój stolik? Chyba przeoczyłem.
Może i zerwał
z rywalizacją, ale najwyraźniej nie zamierzał odpuszczać sobie dawnych
przepychanek. Sasuke musiał mieć nieziemski fart, że na niego trafił. Ile to
już lat?
– Po prostu
się przesiądź i darujmy sobie ten cyrk – odpowiedział dyplomatycznie Uchiha.
Nie to, że przed tym człowiekiem odpuszczał. Wiedział, jeżeli wda się z nim teraz
w dyskusję, to nigdy jej nie zakończy. Pomimo tego, że nie widzieli się przez
tyle lat, w ich przypadku kontakt było bardzo łatwo odbudować. Wystarczyło pół
godziny bezsensownej sprzeczki, by Uchiha nie uwolnił się od Uzumakiego już
nigdy. A przynajmniej do czasu, kiedy znowu nie zmieni miejsca zamieszkania, uciekając niemal na drugi koniec kraju.
– Daj spokój –
zaczął Uzumaki. – Wiem, że też tego chcesz.
– Czego chcę?
– Pogadać.
Nie, nie
chciał. Jeżeli czegoś był w życiu w stu procentach pewien, to właśnie tego.
Przysiągł sobie, że nigdy więcej nie spotka się z Uzumakim i już złamanie tego
jednego postanowienia w zupełności mu wystarczyło. Drugą rzeczą, którą sobie
obiecał, było niewdawanie się z Uzumakim w rozmowę. Nigdy więcej.
Z drugiej
strony, nie mógł tak po prostu wstać i wyjść. Był Uchiha, a oni nie uciekają. A
już zwłaszcza nie wtedy, kiedy znajdują się w niebezpieczeństwie, a ucieczka
byłaby najrozsądniejszym wyjściem z sytuacji. Im w gorszym znajdowali się
położeniu, tym mniej logicznie działali. Taki już urok przynależności do tej
rodziny.
Sasuke gestem
ręki wezwał kelnerkę i zamówił kawę. Nie planował odpowiadać Uzumakiemu, mając
nadzieję, że ten odpuści i sobie pójdzie. Głupia to była nadzieja, bo znali się
nie od dziś, ale Uchiha wierzył, że może z wiekiem mężczyźnie udało się
dorosnąć. Zbyt piękne, by mogło być prawdziwe.
– Czarna jak
twoja dusza? – zagadał Uzumaki, podpierając brodę na dłoni. – A wieczorem z
dużą ilością mleka i łyżeczką brązowego cukru, tak?
Uchiha miał
ochotę zazgrzytać zębami. Zamiast tego sięgnął po przyniesioną przez kelnerkę
kawę i wydobył ze swojej teczki gazetę. Na nieszczęście – identyczna z tą,
którą czytał Uzumaki.
– Polecam
felieton na siódmej, chociaż… w twoim guście będzie bardziej ten artykuł na
czternastej. Sport masz od dwudziestej piątej do dwudziestej ósmej, więc te
strony możesz spokojnie pominąć.
– Po co tu
przyjechałeś? – wypalił Uchiha, odrywając wzrok od pierwszej strony. –
Śledziłeś mnie?
– Co? Przecież
to ty się do mnie dosiadłeś.
– Nie o to
pytam. – Sasuke pociągnął łyk swojej kawy, spoglądając na nic nierozumiejącego
mężczyznę. – Co robisz w tym mieście?
– W TYM robię
to samo, co robiłem w TAMTYM. Żyję, mieszkam, pracuję. Realizuję się, spełniam,
funkcjonuję.
– Dlaczego w
tym? – spytał Uchiha, czując, że zaraz straci cierpliwość.
– Bo w gruncie
rzeczy, to całkiem ładne miasto. – Uzumaki posłał mu szeroki uśmiech,
zaglądając do swojego już pustego kubka po kawie. – Jest w nim dużo zieleni i w
ogóle. Pamiętasz jeszcze, że lubię…
– Nie pamiętam
– przerwał mu Uchiha, odsuwając na bok gazetę. – I raczej sobie nie przypomnę.
– Szkoda,
naprawdę szkoda. – Uzumaki westchnął i z powrotem podparł brodę na dłoni,
tłumiąc ziewnięcie. – Chociaż nie sądzę, by miało to jeszcze jakiekolwiek
znaczenie.
Sasuke bardzo
chciałby z ulgą przyjąć tę wiadomość, ale nie potrafił. Pomimo tego, że Uzumaki
odpuszczał, to na pewno nie był koniec ich rozmowy.
– Czego
najbardziej w życiu żałujesz, Sasuke?
No, właśnie, o
czymś takim myślał. Nie widzieli się przez tyle lat, a jednak Uzumaki nie miał
problemu, by wypalił od razu z takim pytaniem. Zadał je, choć doskonale zdawał
sobie sprawę z tego, że Uchiha nie odpowie. Tak przynajmniej wydawało się
Sasuke. W końcu nikt nie mógł być aż tak naiwny.
– Najbardziej?
Chyba tego, że postanowiłem wstąpić tu na kawę przed powrotem do pracy.
To było
kłamstwo, z którego obaj doskonale zdawali sobie sprawę. Niczego mocniej nie
żałował, niż momentu, w którym zbliżył się do Uzumakiego. Tak, tu akurat Uchiha
mógł z całym przekonaniem przyznać, że to był ten moment, kiedy jego życie
weszło na całkiem nowy tor. Właśnie ta krótka chwila okazała się, jak
żywcem wyjęta z filmu – zmieniła wszystko. Żadne ich kolejne spotkanie nie
mogło już niczego zmienić. Wpadł w sidła tej znajomości i przez bardzo długi
czas nie był w stanie się z nich uwolnić.
– Gdzie
pracujesz, Sasuke?
Uchiha
wymierzył sobie mentalny policzek za nieostrożność.
– W TEJ lub w
TAMTEJ firmie.
– O, jednak
podchwyciłeś moją grę – odpowiedział Uzumaki, a na jego usta ponownie
wykrzywiły się w uśmiechu. – Jak za starych dobrych czasów, prawda?
Sasuke jednak
nie odpowiedział, ponieważ zadzwonił jego telefon. Wyjął komórkę z kieszeni,
wstał i bez słowa odszedł parę kroków, by móc spokojnie porozmawiać. Ktokolwiek
do niego dzwonił, był lepszym rozmówcą, niż Uzumaki.
Zwrócił się
plecami do mężczyzny i spoglądając przez okno, w paru słowach zrelacjonował
szefowi przebieg dzisiejszego spotkania. Do końca dnia miał zamiar złożyć
szczegółowy raport, jednak szef wolał od
razu wiedzieć, na czym stoi.
Kiedy rozmowa
dobiegła końca, a Sasuke odwrócił się z powrotem w kierunku stolika, Uzumakiego
już przy nim nie było.
***
Uzumaki miał
oczywiście imię. Imię, którego Sasuke usilnie starał się nie pamiętać i
wyrzucić z głowy. Oczywiście im bardziej staramy się o czymś zapomnieć, tym lepiej
pamiętamy, dlatego wciąż tkwiło ono w jego pamięci. Co więcej – prześladowało
go czasem w snach. Kiedyś wypowiadał je swobodnie, teraz nie przeszłoby mu
przez gardło nawet podczas bolesnych tortur.
Oczywiście
istniał powód, dla którego Sasuke chciał go nie pamiętać. Właściwie, to nie
tylko samego imienia, a całej osoby Uzumakiego. Wszystkiego, co było z nim
związane. Dlatego też wyciął z życiorysu prawie połowę swojego życia,
udając, że nigdy nie miała miejsca. Bez słowa opuścił rodzinne miasto i z dnia
na dzień rozpoczął nowe życie.
Przez jakiś
czas pomieszkiwał u Itachiego, który przeniósł się do tego miasta zaledwie dwa
lata wcześniej. Pomimo jego zapewnień, że nie musi się dorzucać do rachunków, Sasuke
nie wyobrażał sobie być znowu na czyimś utrzymaniu. Wprawdzie studiował
dziennie, ale potrafił na tyle dobrze zorganizować sobie czas, że wystarczało
mu go na pracę. Nie zarabiał zbyt wiele, a jednak wystarczająco, by móc dorzucić
się bratu do mieszkania.
– Nie wiem,
czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale rodzice i tak co miesiąc przelewają mi
niemałe pieniądze na twoje utrzymanie – powiedział mu pewnego razu Itachi.
– Jestem
dorosły i potrafię sam o siebie zadbać. Możesz im odesłać te pieniądze albo je
sobie zostawić. Tylko pamiętaj, że nie są one na mnie.
– Ja również
nie potrzebuję kieszonkowego.
Nigdy więcej
nie poruszali tej kwestii. Itachi co miesiąc robił rodzicom przelew zwrotny, a
Sasuke płacił mu z własnych pieniędzy za wynajem pokoju. Dokładał się do
rachunków i uzupełniał zapasy w lodówce. Itachi nigdy tego od niego nie wymagał
i kiedy przed sesją Sasuke nie miał zbyt wiele czasu, by pracować, starszy nie
upominał się o pieniądze.
Bracia nigdy
nie byli specjalnie zżyci, ale potrafili się dogadać i to właśnie dlatego
Sasuke po ucieczce z rodzinnego miasta wprowadził się do Itachiego. Jeżeli
istniało coś, co rodzice naprawdę dobrze im wpoili, to fakt, że rodzina zawsze
jest najważniejsza. Powinna być wobec siebie lojalna i się wspierać, nawet jeżeli nie ma w niej miłości.
To była
zdecydowanie jedna z najbardziej spontanicznych decyzji w życiu Sasuke. W
jednej chwili pakował wszystkie swoje rzeczy, w drugiej stał już na wycieraczce
przed mieszkaniem Itachiego.
***
Chyba warto by
było również wspomnieć o samym Uzumakim. O człowieku, który doprowadził w życiu
Uchihy do tylu zawirowań, że ten postanowił się od niego odciąć. Wyjechał bez
słowa, zmienił numer telefonu, zapomniał.
Miał pewność,
że Uzumaki go tak prędko nie odnajdzie, ponieważ on nigdy nie rozumiał, co to
znaczy mieć rodzinę. Zawsze był sam, nigdy jej nie poznał. Tym sposobem nie przyszło
mu na myśl, że Sasuke mógł zatrzymać się u Itachiego. Przecież oni się nigdy
nie lubili. Bracia unikali się, jeśli tylko istniała taka możliwość. Nie
rozmawiali ze sobą, chyba że było to naprawdę konieczne. Traktowali się jak
powietrze. Nie istniało między nimi przywiązanie, czy potrzeba bliskości.
No właśnie, a
jednak Sasuke bez wahania poszedł szukać pomocy u starszego brata.
Co jednak
zrobił takiego złego Uzumaki, że wypędził Uchihę na drugi koniec kraju? Był
jego przyjacielem. Nie pierwszym, nie ostatnim – najlepszym. Byli całkowicie
różni, mieli odmienne zdania na niemal każdy temat, zupełnie inne gusta. Nawet
z wyglądu stanowili całkowite przeciwieństwa. Na pierwszy rzut oka nie było
niczego, co mogłoby ich połączyć. Żaden postronny obserwator nie potrafił
pojąć, na czym opierała się ta relacja. Czy istniała jakaś część wspólna?
Tak, była tam
przez cały czas i tylko oni sami zdawali sobie z niej sprawę. Tylko oni
rozumieli, na czym polegała. Przyjaźń taka jak ta, musiała się w końcu na czymś
opierać.
Tylko że obaj
przez długi czas nie zdawali sobie sprawy z tego, jak bardzo się mylą.
Sasuke poznał
Uzumakiego w podstawówce. Mały, hałaśliwy chłopczyk działał mu na nerwy.
Chociaż, to nie był chłopiec, to była bestia. Uzumaki był wręcz nie do
zniesienia. Na co dzień nie pokazywał specjalnie pazurków, a i tak większość
uczniów i nauczycieli miała go dość. A najbardziej z nich wszystkich, nie mógł
go ścierpieć Sasuke. A kiedy Sasuke czegoś nie lubił, to wcale się z tym nie
krył. Dał to Uzumakiemu odczuć tak wyraźnie, że potem nie potrafił się już od
niego uwolnić.
Chłopiec przykleił
się do niego jak rzep. Jakby celem jego życia było uprzykrzyć i życie Uchihy.
Sasuke udawał,
że nie pamięta tych wszystkich bójek, które wówczas stoczyli. W szkole trwało
zawieszenie broni, ponieważ nie wypadało mu bić się, w tak poważniej
instytucji. Jednak po szkole… okładali się, ile wlezie. Uzumaki nie miał
rodziny, więc omijały go wszelkie nieprzyjemności związane ze zniszczonymi
ubraniami i siniakami na całym ciele. Sasuke kłaniał się ojcu z udawaną
skruchą. Przecież doskonale wiedział, że następnego dnia sytuacja się powtórzy
i znów wróci poobijany do domu. Kiedy miał szczęście, bo Uzumaki był nie w
formie albo poprzedniego dnia dostał już od niego tak porządne lanie, że cały
był potłuczony, rodzice nie dostrzegali nowych siniaków i zadrapań.
Chłopcy tłukli
się dobry miesiąc. Nadszedł jednak dzień, w którym uświadomili sobie znaczenie
relacji, którą przez ten czas budowali. W szkole robili sobie na złość, po
szkole okładali pięściami. Ten etap i tak trwał za długo. Zdecydowanie zbyt
wiele czasu zajęło im dostrzeżenie czegoś więcej.
I to chyba
była ta chwila, której Sasuke żałował w życiu najbardziej. Ta, o którą jeszcze
tak niedawno pytał były przyjaciel.
Pewnego razu
Uzumaki podpadł nie tylko jemu. Po szkole, w miejscu, w którym zawsze spotykali
się na kolejny pojedynek, prócz nich pojawiła się grupka trzech chłopaków.
Wszyscy wyżsi i starsi o jakieś dwa lata. Tak niewielka różnica wieku, w
podstawówce była murem niemal nie do przeskoczenia.
– Spadaj,
Uchiha. Mamy z tym blond szczylem do pogadania.
I początkowo
Sasuke faktycznie zamierzał odejść. Jak wiadomo – wróg mojego wroga jest moim
przyjacielem. Tylko że to nie do końca tak się skończyło. Uchiha spojrzał
Uzumakiemu prosto w oczy, posłał mu kpiący uśmieszek i bez słowa się wycofał,
dając chłopakom okazję do otoczenia dziwnie spokojnego Uzumakiego. Gdyby w
tamtym momencie wiedzieli to, co on, nie uśmiechaliby się wrednie, omawiając,
jak zamierzają złoić mu skórę. Kiedy tylko pierwszy z nich wziął zamach, z
krzaków wyskoczył Sasuke i wylądował na jego plecach. Druga powszechnie znana
prawda głosiła – najważniejszy jest element zaskoczenia.
To był
pierwszy raz, kiedy poprzez jedno krótkie spojrzenie, byli w stanie przekazać
sobie wszystko. Od tego momentu często potrafili porozumieć się bez słów.
***
Pomimo
złożonej rano obietnicy, Sasuke wcale nie wrócił wcześniej do domu. Wrócił
nawet później, a miał ochotę nie wracać wcale. Nawet upojny wieczór z Sakurą
nie mógłby poprawić mu nastroju. A skoro nawet seks nie potrafił pomóc, to nic
nie mogło. Rozmowa z „ukochaną” mogła tylko wpędzić go w depresję, która w jego
przypadku objawiała się napadem agresji. Nigdy nie uderzył żadnej kobiety i nie
zamierzał dziś tego zmieniać.
Został w
firmie po godzinach, pracując nad materiałem, którym miał się zająć dopiero w przyszłym
tygodniu. Tym samym znowu wyprzedził swój grafik i znowu mógł sobie pozwolić w
najbliższych dniach na odrobinę wytchnienia. I jak na złość, to było właśnie
to, czego najmniej mu było w tym momencie trzeba.
Kiedy już
znalazł się w swoim samochodzie, zamiast czym prędzej wyjechać z parkingu,
Sasuke oparł się o zagłówek i siedząc po ciemku, przyglądał się przechodzącym
niedaleko ludziom.
Dlaczego
wszyscy wydawali mu się tacy szczęśliwi? Uśmiechali się. Nawet jeśli żaden z
nich nie był Uzumakim i nie szczerzył zębów do wszystkich mijanych osób, to
raczyli się drobnymi uśmieszkami w swoim gronie. Tutaj para zakochanych, tam
pani z pieskiem na smyczy. Grupka nastolatków i trzy zawzięcie plotkujące o
czymś kobiety. Wszyscy ci ludzie wydawali się zadowoleni z życia. Sasuke
nie był.
– Uchiha, czy
twoja gęba potrafi się wykrzywiać tylko w ten sposób? Nie mógłbyś, nie wiem, się
uśmiechnąć? – zapytał go pewnego razu Uzumaki, jakoś niedługo po skończeniu
podstawówki.
Oczywiście
Sasuke potrafił tylko wykrzywić się mocniej, a kiedy nawet próbował się
uśmiechnąć, jakoś niespecjalnie mu to wychodziło.
– To kwestia
wprawy, draniu – rzekł Uzumaki przy innej okazji. – Ale twojej mrocznej
facjacie to nawet uśmiech nie pomoże. Ba, jeśli kiedyś spróbujesz się do mnie wyszczerzyć,
to będę wiedział, że mam wiać, gdzie pieprz rośnie.
– Uważaj
lepiej, żeby ktoś tobie przypadkiem nie wybił kiedyś tych równiutkich zębów.
Zobaczymy, kto się wtedy naprawdę uśmiechnie.
Oczywiście
Uzumaki nigdy zębów nie stracił, a Uchiha w dalszym ciągu się nie uśmiechał.
Przynajmniej nie w obecności przyjaciela. Kiedy zostawał sam i wspominał ich
rozmowy, delikatny uśmiech sam cisnął mu się na usta.
Sasuke w końcu
odpalił samochód i darując sobie nawet wiadomości, ruszył najkrótszą trasą do
domu. Nie musiał słuchać głosu spikera, nie musiał słuchać radia, ponieważ
przed oczami stanął mu Uzumaki, który zapił na balu maturalnym i wyrywając
mikrofon prowadzącemu, zgłosił się na ochotnika do konkursu karaoke, którego nikt
nawet nie organizował. Uzumaki nie czekając na podkład muzyczny, zaczął
śpiewać. I to, o dziwo, całkiem płynnie. Zalany Uzumaki miał lepszy słuch i
poczucie rytmu niż trzeźwy. Skąd Sasuke to wiedział, pomimo tego, że nie grała
muzyka? Wystarczył mu śpiew blondyna, by całą resztę mógł dograć sobie w
głowie.
Na szczęście,
kiedy w końcu dotarł do domu, jedno spojrzenie wystarczyło, by Sakura
zrozumiała, jak w podłym był nastroju. Bez słowa zeszła mu z oczu, choć jego
uwadze nie umknęło, że prawdopodobnie pół dnia szykowała się na tę noc. Sasuke
był na tyle spostrzegawczy, że dostrzegał każdą najdrobniejszą zmianę. A Sakura
zafundowała sobie delikatną opaleniznę, pedikiur, fryzjera, a na zakończenie
wysmarowała się chyba wszystkimi olejkami, jakie mieli w domu. A zresztą. Nawet
gdyby nie to wszystko, pończochy i szpilki w zestawieniu ze szlafrokiem już
mówiły same za siebie.
Uchiha błądził
przez jakiś czas wzrokiem za jej sylwetką, jednak szybko sobie odpuścił.
Zamiast tego postanowił nieco opróżnić barek. Dawno nie kupował żadnego alkoholu,
a wypadałoby odświeżyć zapasy. Jednak w tym celu, należało najpierw zrobić na
nie miejsce.
Nie zapił jak
Uzumaki na balu maturalnym. Skończyło się na trzech szklaneczkach whisky i spędzeniu
samotnej nocy na kanapie.
***
Sasuke
przyglądał się krytycznie swoim pracownikom. Stał w swoim gabinecie i
odchylając lekko zasłony, przypatrywał się ludziom, którym płacił. Zarówno w
teorii, jak i w praktyce, to nie on wypłacał im pensje, ale tak zwykł sobie
mawiać. Nie był prezesem i to nie jego pieniądze szły na wynagrodzenie, a
jednak miał wrażenie, że gdyby nie on, ci ludzie nie mieliby z czego żyć.
Powinni być mu wdzięczni, a co zamiast tego robili? Rozmawiali, uśmiechali się,
jedli.
Tak, od
jedzenia w biurze gorsze było tylko jawne lenistwo. Podczas gdy chęć rozmowy
ze współpracownikami Sasuke był jeszcze w stanie pojąć, tak jedzenia przy
biurku nie i nie zamierzał tego tolerować. Pracownikom przysługiwała przerwa,
podczas której mogli przecież objadać się do woli w firmowej stołówce. Ale żeby
tak kruszyć nad klawiaturą? Dotykać jej klejącymi palcami?
Uchiha
zacisnął zęby.
Uzumaki raz w
życiu pożyczył od niego klawiaturę, i raz w życiu Sasuke rozwalił mu ją na
głowie. Nie miał siły nawet krzyczeć. Kiedy zobaczył te okruchy powciskane za
klawisze, tłuste ślady i odrobinę zaschniętego sosu, po prostu coś w nim pękło.
Uzumaki miał twardą głowę, więc skończyło się tylko na siniaku i ostrej
wymianie zdań, po której nastąpiła kolejna… wymiana siniaków.
To zdarzenie
miało miejsce na początku liceum. Uzumaki tak zawzięcie nabijał poziomy w
ulubionej grze, że zepsuł klawiaturę.
– Draniu,
musisz mi pożyczyć swoją! – jęczał Uzumaki, niemal wieszając się na
przyjacielu.
Uchiha uległ
dopiero po długiej rozmowie, podczas której blondyn obiecał mu rzucić palenie.
– Czemu po
prostu nie kupisz sobie nowej, matole?
– Nie mam
kasy! Dostanę ją dopiero w przyszłym tygodniu. Nie bądź taki, Sasuke!
– Na co
wydałeś ostatnie pieniądze?
– No weź…
wiesz, że na fajki.
– To rzuć.
Przez następne
pół godziny spierali się o sens życia, palenia, oszczędzania i o kwestie
racjonalnego planowania wydatków. Racjonalnego, ponieważ Uzumaki przecież
wszystkie swoje wydatki spisał i rozplanował. Pokazał nawet listę Sasuke. Tak
daleko jej było do racjonalności, że Uchiha nie skomentował jej nawet słowem.
Sasuke
poprawił krawat i wypadł jak burza z gabinetu. Planował to załatwić na
spokojnie, a jednak niechciane wspomnienie wzmogło tylko jego zdenerwowanie.
Nie powinien reagować tak impulsywnie, ale nie potrafił nad sobą zapanować.
Dopadł mężczyznę, który zajadał się właśnie drożdżówką i wygłosił taką mowę, że niemal całe piętro
zamarło.
***
Przez prawie
trzy tygodnie Sasuke żył w ciągłym strachu. Był czujny na każdym kroku i
uważnie rozglądał się dookoła, zanim zdecydował się wypić gdzieś kawę. Popadał
w lekką paranoję i był w stanie się sam przed sobą do tego przyznać. Myśl, że
gdzieś w tym mieście przebywał Uzumaki, powodowała u niego gęsią skórkę.
Oglądał wiele
filmów. A jednym z najczęściej powtarzających się filmowych motywów jest
pojawienie się zagrożenia właśnie wtedy, kiedy człowiek najmniej się go
spodziewa. W związku z tym Sasuke postanowił nie stracić czujności. Ani razu
nie opuścił przez te trzy tygodnie gardy. Udawał spokojnego na tyle umiejętnie,
że nawet Sakura nie zdołała się w niczym połapać. Jeżeli przez całe życie grało
się kogoś, kim się nie było, nabierało się doświadczenia.
Uchiha był
więc świetnym aktorem.
Więc kiedy po
raz kolejny wpadł na Uzumakiego, w porę zdołał się zorientować w sytuacji.
Najpierw
jednak musiał wysiedzieć na kolejnym bezowocnym spotkaniu. Problemu
zdecydowanie nie można było tak łatwo rozwiązać. Rezygnując z jednego warunku,
postawili drugi. Taki, na który konkurencja za nic nie zamierzała się zgodzić.
Zresztą – na ten pierwszy też nie. Sami zażądali tyle że Sasuke miał ochotę
zaśmiać się im w twarz. Zamiast tego prychnął sobie cicho pod nosem, tak, by
przypadkiem nie zdenerwować rozmówców. Spotkanie skończyło się jeszcze większym
niepowodzeniem niż ostatnie.
Kiedy siadł za
kółko, pokręcił zrezygnowany głową i odpalił samochód. Coś go tknęło, żeby
zamiast od razu do firmy i na dywanik do szefa, wybrać się znowu na kawę.
Sasuke nie był
głupi. To, że raz spotkał w swojej ulubionej kawiarni znienawidzonego
Uzumakiego, wcale nie oznaczało, że miał już do końca życia unikać tego lokalu
i okolic. Uzumaki musiałby wisieć jak fatum nad tym miejscem. A dopóki zaledwie
raz się tam spotkali, Sasuke był spokojny. Zacznie się zastanawiać nad zmianą
ulubionej kawiarni, jeżeli sytuacja się powtórzy.
Niezwykle
uważnie popijał swoją kawę, co jakiś czas przyglądając się ludziom wchodzącym
do środka. Żałował tylko, że nie potrafił się tak naprawdę zrelaksować, bo
musiał być ciągle czujny. Był tak czujny, że w ostatniej chwili dostrzegł
sylwetkę Uzumakiego, który właśnie przechodził za oknem. Uchiha zmarszczył
brwi, a kiedy mężczyzna minął kawiarnię i poszedł dalej, czym prędzej wstał i
skierował się do wyjścia.
Nie to, że
zamierzał go śledzić. Nic z tych rzeczy. Planował zrobić to, co zrobił
piętnaście lat temu – uciec. Najwidoczniej jednak nad tym miejscem wisiała
jakaś klątwa i jeśli nie można jej było zniszczyć, to należało się wycofać.
Jakże ucieszył
go więc fakt, że zaparkował tam, gdzie ostatnio. Blisko, a w dodatku w
przeciwnym kierunku, niż poszedł Uzumaki. Nie spieszyło mu się, więc ruszył
spokojnym krokiem, opanowując chęć, by rzucić się biegiem do samochodu. Chyba
do reszty zwariował.
Po niespełna
dwóch minutach przekonał się, że to fatum wisiało raczej nad nim. Ktoś go
zastawił. I to nie byle kto, bo właściciel tego dziesięcioletniego Audi,
któremu to on ostatnio utrudnił życie. Czerwony, brudny samochód stał niemal
dokładnie tak, jak Sasuke zaparkował ostatnio. Mściwy właściciel Audi jeszcze
dostanie za swoje.
– O, nawet nie
przyszło mi do głowy, że tym dupkiem, który mnie ostatnio przyblikował możesz być
ty. Nie doceniłem cię.
Sasuke nie
musiał się odwracać, by poznać ten głos. Zamiast tego zazgrzytał bezgłośnie
zębami, nie chcąc okazywać swojego zdenerwowania. Było to raczej trudne,
ponieważ kiedy mężczyzna zrobił krok w jego stronę, musiał się odwrócić.
– Przestaw
auto.
– Co ty,
Sasuke, przecież widzisz, że nie ma miejsca – odpowiedział Uzumaki, uśmiechając
się do niego szeroko. Wcisnął dłonie w kieszenie spodni i zrobił jeszcze jeden
krok w jego stronę.
– To odjedź.
– Wiesz… to całkiem
niezły pomysł. Tyle, że ja dopiero przyjechałem. To co, może wyskoczymy na
kawę? A nie, przecież dopiero piłeś, zapomniałem.
Uchiha
zazgrzytał zębami ponownie. Ręce już zaczynały go świerzbić i gdyby nie to, że
nie miał już trzynastu lat i potrafił nad sobą panować, najprawdopodobniej
przywaliłby Uzumakiemu.
– Daj spokój,
przecież wiem, że nie spieszy ci się do pracy. Chodź, coś ci pokaże. – Uzumaki
ruszył przed siebie, jednak po paru krokach się zatrzymał i odwrócił do Uchihy.
– Nie? No to zawsze możesz wrócić komunikacją miejską. Kiedyś nią jeździliśmy,
pamiętasz?
Oczywiście
Sasuke pamiętał. Może nie tyle same autobusy i tramwaje, bo w nich nie było
niczego nadzwyczajnego. Pamiętał pewien incydent, od którego przejazd
miejskim środkiem transportu nabrał nowego znaczenia. To było… tak, to jeszcze
podstawówka.
Kiedy Uzumaki
ponownie zaczął się oddalać, Uchiha zacisnął dłonie w pięści i ruszył za nim.
Nie zrównał z nim jednak kroku, szedł jakieś pięć metrów za, wlepiając
spojrzenie w jego plecy.
– Dokąd,
Uzumaki? – zapytał.
Mężczyzna
przystanął, co zmusiło i Uchihę do zatrzymania się. Wiedział, że ten na niego
czekał, a jednak nie zamierzał sprawiać mu tej przyjemności.
– Mam imię,
Uchiha.
Rozmowa
zaczynała zjeżdżać na zdecydowanie kiepski tor. Imię, które Sasuke przez całe
życie starał się zapomnieć. Nie wypowiedziałby go teraz, za nic. Nie chciał o
nim nawet słyszeć. A Uzumaki zdawał się mieć tego świadomość.
– Nieważne –
odpowiedział brunet i dla odwrócenia uwagi, podszedł bliżej. – Czego ode mnie
chcesz?
– Porozmawiać
o… moim imieniu.
– Świetnie, to
rozmawiaj sobie z kimś innym – odpowiedział Uchiha, odwrócił się plecami do
mężczyzny i ruszył w drogę powrotną. Nie zrobił jednak nawet trzech kroków, a
został pociągnięty za ramię i odwrócony w kierunku blondyna.
– Boisz się,
Sasuke?
Uzumaki był
zdecydowanie za blisko. Wpatrywał się w niego tymi swoimi niebieskimi oczami.
Dopiero teraz Uchiha spostrzegł, co zmieniło się w tym spojrzeniu. Zniknęły
gdzieś te wesołe ogniki, które zawsze czaiły się wewnątrz. Dziś ujrzał w nich
determinację.
Sasuke
próbował wyrwać swoją rękę, ale Uzumaki mocno trzymał. Owszem, mogliby zacząć
się szarpać i sprawdzić, który z nich jest silniejszy, ale to by się raczej
skończyło wizytą policji. Bądź co bądź, wciąż znajdowali się na ulicy w centrum
miasta. Nawet na jednokierunkowej, takiej jak ta, był ciągły ruch.
Uchiha
naprawdę nie wiedział, o co powinien go teraz zapytać. Ciągle cisnęły mu się na
usta te same pytania. Co tu robisz? Czego
ode mnie chcesz? Może wypadałoby spytać o coś nowego. Tylko o co?
– Nie
odpowiesz mi?
Wciąż milczał.
Teraz wrócił umysłowo do szkoły średniej i jedyne, co przychodziło mu do głowy,
to pierdol się. Nie powiedział tego
jednak. Uzumaki uśmiechnąłby się szeroko i wdaliby się w jakąś mało sensowną
dyskusję, obrażając wzajemnie. Milczenie jest złotem.
– Dobra, to
może inaczej. Co muszę zrobić, żebyś zaczął się do mnie odzywać? Nie, nie
odjadę. Rozmowa na odległość mnie nie satysfakcjonuje. Nie, żeby coś, ale nie
słyszę na parę kilometrów.
– Za to wzrok
masz całkiem dobry – odpowiedział Uchiha.
– No! I węch
też! – Ucieszył się Uzumaki, pochylając nad Sasuke. – Ładnie pachniesz.
O nie. Tego
było za wiele. Uchiha wyszarpał rękę z uścisku i pchnął Uzumakiego na tyle
mocno, że ten przewrócił się na przechodzącą obok kobietę.
Instynkt
samozachowawczy kazał mu biec. Uciekać ile tylko sił w nogach. Był to jednak
tak cholernie głupi pomysł, że na samą myśl, Sasuke niemal wrósł w chodnik. Nie
zrobił ani kroku, patrząc, jak Uzumaki z uspokajającym uśmiechem przeprasza
kobietę i pomaga jej pozbierać zakupy, które wysypały się na drogę.
To było…
chore. Ta rozmowa nie miała kompletnie sensu, reakcja Sasuke tym bardziej.
Uchiha uszczypnął się dotkliwie, ale to nie był sen. Jak to się stało, że
znalazł się w tak absurdalnej sytuacji? Niby nic się nie stało, ale jemu już to
wszystko nie mieściło się w głowie. Pieprzony koszmar.
– Zadowolony?
– zapytał blondyn, kiedy kobieta się oddaliła. – Trzeba było mówić, że
spierdoliłeś z miasta, bo ci odjebało.
Jakże
kwieciste słownictwo. A więc Uzumaki się zdenerwował, chociaż starał się tego
nie okazywać.
– Czy to
wszystko do czegoś zmierza?
Uzumaki
wydawał się przez moment zastanawiać nad jego pytaniem, ale po chwili
uśmiechnął się szeroko.
– Właściwie,
to… tak. Życie zmierza do śmierci. Wiosna zmierza do lata. Coś się kończy, a
coś nowego zaczyna. Tylko czas zmierza donikąd. Bo czas się chyba nigdy nie kończy.
Płynie, nie?
– O czym ty,
kurwa, mówisz? – spytał zdziwiony Sasuke.
– Czekam.
– Na co?
– Aż zaczniesz
ze mną rozmawiać. – Uzumaki spoważniał. – Możemy to ciągnąć w nieskończoność
albo od razu przejść do sedna.
Nie, to chyba
był jakiś sen. Kiedy Sasuke zdążył zwariować? Próbował odnaleźć w pamięci ten
moment, ale nie potrafił. Może miał wypadek, uderzył się w głowę, a teraz był w
śpiączce i umysł płatał mu figle? Już sam fakt, że takie rozwiązanie przyszło
mu na myśl, wskazywał na to, że coś z nim było nie tak.
– Do sedna.
***
Kiedy tego
wieczoru Sasuke wrócił do domu, Sakura nie mogła narzekać na brak
zainteresowania. Darując sobie obiad, Uchiha zaciągnął ją do sypialni. Sakura
nie była wprawdzie zadowolona, że będą robić to od tyłu, ale Sasuke nalegał.
Właściwie, to nie pozostawił jej wyboru. Na
czworaka, kobieto. I już była mu posłuszna.
Pieprzył ją
bez opamiętania, starając się wyciszyć. Nie tylko samego siebie, ale również
jęki, które wydobywały się z jej ust. Nie chciał tego słyszeć. Wprawiało go to
w obrzydzenie. Jej widok również, dlatego wymusił na niej, by się do niego
wypięła. Im mniej widział, tym lepiej to znosił.
Na do sedna umówili się na przyszły tydzień.
Uzumaki wymusił na nim spotkanie na neutralnym gruncie, który sam wybierze.
Sasuke nie protestował. Nie miał zamiaru się z nim spotykać i kiedy tylko
mężczyzna przestawił samochód, odjechał bez słowa. Uzumaki nie wyglądał na
zdziwionego. Nie wydawał się nawet rozczarowany. Powiedział Sasuke, że do niego
zadzwoni, kiedy już będzie wiedział, co i jak. Jak miał zamiar to zrobić, nie
mając jego numeru? Uchiha nie wiedział i wiedzieć nie chciał. Udało mu się
chwilowo wyrwać z tego koszmaru i tylko to się liczyło.
Kiedy Sakura
zaczęła wykrzykiwać jego imię, Sasuke nie potrafił nie słuchać. Stłumił rosnące
obrzydzenie, mocniej przytrzymując jej biodra. Zamknął oczy, próbując sobie
wyobrazić, że to był ktoś inny. Musiał skończyć, potrzebował tego, a z nią nie
było to możliwe. To nie były jej biodra, to nie był jej głos. Nie były jej
włosy, nie jej pośladki tak chętnie wypięte w jego stronę. Nie, nie, nie.
***
Pierwsza
nieprzyjemna rozmowa, jaką musiał odbyć, miała miejsce już następnego dnia.
Sasuke potrzebował pomocy prawnej, dlatego postanowił zadzwonić do Itachiego.
Powinien skontaktować się prawnikiem
zatrudnionym przez firmę, jednak po ich ostatniej rozmowie, obiecał sobie, że nigdy
więcej. Zdecydowanie zbyt wiele stanowisk było obsadzanych przez
niekompetentnych ludzi.
– Masz czas? –
spytał, kiedy Itachi odebrał.
Sprawa nie
była nagląca, a jednak postanowił ją rozwiązać najszybciej, jak to możliwe. W
paru słowach streścił bratu, czego dotyczyła kwestia, która chciał omówić i już
godzinę później wyszedł z biura.
W umówionym
miejscu był dwadzieścia minut przed czasem, mógł więc sobie pozwolić na
zapoznanie się z dokumentami, które wcisnęła mu sekretarka przed wyjściem. I
tak będzie musiał to przecież zrobić. Kiedy już przejrzał pobieżnie papiery,
postanowił jeszcze sprawdzić pocztę. Wyjął laptopa z torby i ustawił go na
wąskim blacie. Cóż, nie było już miejsca na kawę. Przynajmniej nie na kawę
Itachiego.
Sasuke bez
czytania skasował od razu czternaście wiadomości. Reklamy, podania o urlop,
prośby o podwyżkę. Niewiarygodne. Parę maili dotyczyło interesów, nie
błahostek, te więc przeczytał. Ostatnia wiadomość pochodziła od nieznanego
nadawcy. Gdyby nie tytuł, Sasuke już dawno by ją usunął, uznając za spam. Tymczasem ręce zaczęły mu się pocić, kiedy kliknął kopertę.
Wiadomość nie
zawierała żadnego tekstu. Tylko pięć załączników. Pięć zdjęć z pięciu różnych
momentów jego życia.
Uzumaki i on
występujący na apelu z okazji Dnia Matki na początku szkoły podstawowej. Sasuke,
ubrany w marynarkę i eleganckie spodnie, recytował wiersz. Uzumaki miał
recytować naprzemian z nim, ale tak rozbawił go wyniosły ton Uchihy, że dławił
się ze śmiechu.
Uzumaki
przebrany za mumię trzymający bruneta za kołnierz. Sasuke został siłą zmuszony,
by pójść na szkolny bal karnawałowy. Przecież nie wypada, by Uchiha nie pokazał
się na tak ważnym wydarzeniu. Matka ubrała go w kostium wampira i powierzyła
opiekę nad nim wychowawcy, który był zarazem opiekunem prawnym Uzumakiego.
Sasuke stojący
na plaży, ze stopami zamoczonymi w wodzie. Parę kroków przed nim stał blondyn,
którego chwilę wcześniej dopadła fala. Obejmował się rękoma i krzyczał na
Sasuke, który próbował ukryć rozbawienie. Czyżby to już było liceum?
Uzumaki
przyklejony do ramienia Sasuke na jakiejś imprezie. Chyba urodzinach kolegi z
klasy. Uzumaki przecenił swoje możliwości i po godzinie nie był w stanie
utrzymać się na nogach. Uchiha siedział jak kołek, ostatkiem silnej woli
powstrzymując się, by go nie odepchnąć. Z obrzydzeniem i mordem w oczach
spoglądał na przyjaciela.
I ostatnie
zdjęcie, jakie sobie zrobili, zanim Uchiha wyjechał. Stali na ulicy,
spoglądając w obiektyw. Uzumaki szczerzył się i pokazywał uniesionego w górę
kciuka. Sasuke ze znudzeniem spoglądał na aparat, ręce trzymając w kieszeniach.
W tle znajdował się budynek uniwersytetu, na który się obaj wybierali. Wydział,
na który miał pójść Uzumaki. Zaledwie ulicę dalej znaleźli sobie kawalerkę, w
której mieli wspólnie zamieszkać.
Sasuke
pożałował, że nie dostał tych zdjęć w do rąk. Wersji elektronicznej nie można
było zgnieść i podrzeć na strzępy, a to miał ochotę właśnie zrobić. Zazgrzytał
zębami i dopiero wtedy dostrzegł, że Itachi znalazł się przy jego stoliku.
– Siadaj –
warknął do brata, chowając laptopa z powrotem do torby.
Ze zdjęciami
będzie musiał rozprawić się później. Być może dla własnej przyjemności
faktycznie je sobie wydrukuje. Pozbyłby się Sakury i urządziłby sobie samotny
wieczór z whisky i fotografiami z młodości. Najpierw przyczepiłby je do tarczy
i rzucał lotkami, a potem spalił. Gdyby mu to nie wystarczyło, dodrukowałby
sobie po jeszcze jednym egzemplarzu i powtórzył zabawę. Ewentualnie wyżyłby się
na nich w inny sposób.
Sprawę z
Itachim załatwił najszybciej, jak to było możliwe. Widzieli się po raz pierwszy
od ponad roku, a jednak żaden z nich nie spytał, co słychać u tego drugiego.
Nie interesowało ich to. Sasuke miał parę pytań i to na nich się skupił. Itachi
odpowiadał rzeczowo, ignorując dziwne zachowanie brata. Obaj poczuli się
znacznie lepiej, kiedy spotkanie dobiegło końca.
***
Sasuke nie
wiedział, w jaki sposób Uzumaki to zrobił, ale w końcu jego telefon zadzwonił.
Nie zdziwiłby się, gdyby blondyn znalazł jego służbowy numer, ale on zadzwonił
na prywatny. Ten prywatny telefon, który był tak prywatny, że nie znał go
właściwie nikt. Znała go Sakura, znał Itachi. Sasuke nawet rodzicom przez długi
czas go nie podawał, wiedząc, że zaczną zawracać mu głowę. Na palcach jednej
ręki mógł policzyć osoby, które miały do niego dostęp. Kto go zdradził?
– Sasuke –
powiedział Uzumaki, kiedy Uchiha odebrał. Następie milczał, dając mu możliwość
wsłuchania się we własny oddech. Nie, żeby to było coś, co interesowało Uchihę.
Sam Sasuke też
się nie odezwał, żaden z nich się jednak nie rozłączył. Tak, jakby spotkali się
twarzą w twarz i przyglądali temu drugiemu, zastanawiając się, jaką podjąć
decyzję. To była jednak tylko rozmowa telefoniczna.
– We wtorek o
osiemnastej. Adres wyślę ci SMS–em.
Uchiha odsunął
telefon od ucha, ponieważ Uzumaki rozłączył się, nie czekając na odpowiedź.
***
Wtorek był
dniem, kiedy Sasuke miał umówione kolejne spotkanie biznesowe. Nie nastawiał
się na nic nowego, ponieważ od ostatniego minęło zbyt mało czasu, by strony
miały możliwość obmyślenia nowej strategii. Tydzień to za krótko, by móc
wyciągnąć stosowne wnioski i przemyśleć postawione wcześniej warunki.
Jednak dopóki
nie Sasuke o tym decydował – spotkania się odbywały.
To, co różniło
nowy termin od poprzednich, to godzina. Poprzednie odbywały się raczej przed
południem, dzisiejsze zaplanowano na godzinę szesnastą.
Sasuke nie
miał już nawet siły, by się na tym zastanawiać. To wszystko i tak wydawało mu
się być pieprzonym horrorem. Budził się w nocy oblany zimnym potem. Ręce
trzęsły mu się niemiłosiernie i Uchiha nie potrafił nad tym zapanować. Szklaneczka
whisky i pod gorący prysznic. Woda parzyła jego bladą skórę, a jednak Sasuke
zdawał się nie zwracać na to uwagi. Kiedy wychodził z łazienki, jego cera była
mocno zarumieniona.
Czuł się jak
świr. Pieprzony świr. W jego głowie Uzumaki wciąż prosił go o rozmowę. Krótką
rozmowę na temat jego imienia. Na samą myśl po ciele Sasuke przechodziły
dreszcze.
Pomimo
rosnącego zdenerwowania, Uchiha na spotkaniu dał z siebie wszystko. Jednak to
wszystko, to wciąż było za mało. Konkurencja pokręciła nosem i przedstawiła
swoje rozwiązanie. Sasuke odmówił. Na kolejne spotkanie mieli umówić się, kiedy
przedyskutują przedstawione warunki z osobami postawionymi wyżej.
Sasuke
zacisnął dłonie na kierownicy, skupiając się na prowadzeniu. Oczywiście nie
zamierzał pójść na spotkanie z Uzumakim. Mimo to jechał właśnie pod wskazany
adres. Zatrzymał się ulicę dalej i oparł o zagłówek. Siedział tak po ciemku,
zastanawiając się, co też znajdowało się pod wskazanym adresem. Kawiarnia? Bo
klubu czy pubu się raczej nie spodziewał. Gdzie jeszcze mogliby spokojnie
porozmawiać? Przecież nie w kręgielni.
– Wysiadaj –
zażądał Uzumaki, otwierając drzwi od strony kierowcy.
Uchiha ledwo
powstrzymał się przed podskoczeniem ze strachu, widząc blondyna na pustym
parkingu przy zamkniętym supermarkecie. Przecież celowo nie przejeżdżał tamtą
ulicą, nie chcąc zostać zauważonym. Powstrzymał się jednak przed zadaniem
pytania, ponieważ w odpowiedzi spodziewał się ujrzeć rządek białych zębów i
cwaniacki uśmieszek.
Posłusznie
wysiadł z samochodu, wmawiając sobie, że dość już tych gierek i czas to
wszystko zakończyć. Ruszył za blondynem, który nawet nie obejrzał się przez
ramię. W ciągu pięciu minut znaleźli się na klatce schodowej w lekko
podniszczonej kamienicy. Uzumaki przekręcił klucz w drzwiach jednego z mieszkań
i wszedł do środka. Sasuke przystanął, czując, że wracają wspomnienia.
Kiedy
skończyli szkołę średnią, obaj zdecydowali się kontynuować naukę i wybrać na
studia. Uzumaki nigdy nie był zbyt ambitny czy specjalnie zdolny, dlatego
zdecydował się na najbliższy, przeciętny uniwersytet, niecałe sześćdziesiąt
kilometrów od rodzinnego miasta. W przeciwieństwie do niego Sasuke zawsze
wyróżniał się wiedzą i umiejętnościami, dlatego też ogromnym zaskoczeniem dla
wszystkich było, kiedy oznajmił, że on również nie zamierza specjalnie oddalać
się od domu.
Sasuke do dziś
pamięta ten uśmiech, którym obdarzył go blondyn, kiedy usłyszał o jego decyzji.
Miał wrażenie, że chłopak rzuci mu się z radości na szyję. Teraz już nic nie
miało ich rozdzielić.
W przeciągu zaledwie
kilku dni obaj doszli do wniosku, że wynajmą kawalerkę i zamieszkają razem.
Dojazdy nie miały sensu, a mieszkanie oddzielnie zbyt wiele kosztowało. Tym
bardziej że Sasuke po kłótni z rodzicami obiecał sobie, że od tej pory nie
weźmie już od nich ani grosza. Nikt nie miał prawa ingerować w jego przyszłość
i narzucać mu, co i gdzie powinien studiować. Nawet ojciec. Przede wszystkim
on.
Mieszkanie,
które znaleźli, okazało się idealne. Niemal w centrum miasta, stosunkowo
niedrogie, całkiem niezłe warunki i w dodatku pod samym wydziałem Uzumakiego.
Gdyby nie urok osobisty Sasuke, zapewne właścicielki nie udałoby się przekonać,
by nie wynajmowała go tej miłej parze, która pojawiła się przed nimi. A tak, to
zaklepane.
Uchiha
przełknął ślinę, kiedy zamiast tu i teraz, przed oczami stanął mu obraz tamtego
dnia.
Uzumaki kręcił
się po mieszkaniu, zachwycając niemal wszystkim. A to niebieskimi ścianami w
salonie, a to białymi kaflami w łazience. Słońce wpadało przez okno,
oświetlając jego uśmiechniętą twarz. W tym czasie Sasuke stał w drzwiach. Swoje
rzeczy miał przywieźć dopiero jutro, ale dziś obiecał pomóc Uzumakiemu w
przeprowadzce. Stał i patrzył na blondyna, który emocjonował się, jak nigdy
wcześniej.
– Zaczynamy
nowe życie, Sasuke – powiedział, szczerząc się do przyjaciela.
Uchiha oparł
się o framugę. Nowe życie. W ciasnej kawalerce. We dwóch. Już nigdy nie miał
być samotny. Gdyby nie Uzumaki, Sasuke byłby skazany na wynajęcie czegoś sam.
Nie było nikogo innego, z kim zdecydowałby się zamieszkać. Wystarczyło, że
przez tyle lat musiał męczyć się z rodziną. Tym bardziej cieszyło go, że w
końcu miał szansę być szczęśliwy. Szczęśliwy w towarzystwie kogoś, kogo koch…
Kiedy Uzumaki
odwrócił się do niego tyłem, zachwycając się paprotką, którą postawił na parapecie,
Sasuke zatkał dłonią usta. Nie, to nie działo się naprawdę. To nie mogło się
dziać.
Nigdy nie
zdecydowałby się zamieszkać z kimś, jeżeli nie obdarzyłby tej osoby naprawdę
silnym uczuciem. Nieważne, jak bardzo tego pragnął – nie potrafił temu zaprzeczyć.
Przyjaźń – nawet ta największa i najwspanialsza – do takich uczuć nie należała.
Nie dla Sasuke. To, co czuł do przyjaciela, było czymś więcej.
Uzumaki paplał
coś bezsensu, ale Uchihy już nie było. Zrobił w tył zwrot i czym prędzej pognał
w kierunku dworca. Stamtąd w pociąg, z pociągu do domu. Zaszył się w łazience,
przez cały wieczór zwracając treści żołądkowe. Uzumaki dzwonił parę razy, ale
Sasuke nie odważył się odebrać.
Teraz stał w
progu bardzo podobnego mieszkania, starając się zapanować nad emocjami. Uzumaki
opierał się o ścianę i przyglądał mu bacznie, jakby spodziewając się, że ten
zaraz mu ucieknie. I nie pomylił się. Uchiha nawet nie zdołał pomyśleć, nogi
ruszyły się same. Zanim jednak zdołał zbiec na półpiętro, silna ręka zacisnęła
się na jego ramieniu i pociągnęła na ścianę. Uzumaki przyparł go do niej,
zaciskając mocno pięści na jego marynarce. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy,
jak gdyby mogło to zastąpić normalną rozmowę. Nie mogło. Nie po tylu latach.
– Chodź –
powiedział blondyn i pociągnął go z powrotem w stronę mieszkania.
Uchiha pomimo
trzęsących się kolan ruszył za nim, nie próbując się wyrywać. Wszedł do
mieszkania i usiadł przy stole w kuchni, do której zaprowadził go Uzumaki.
– Dzisiaj
wyjaśnimy sobie wszystko.
Sasuke
spojrzał na poważne oblicze byłego przyjaciela i skinął nieznacznie głową.
– Co chcesz
wiedzieć? – spytał.
– Dlaczego?
– Ponieważ nie
potrafiłem inaczej.
To mnie przerosło. To było zbyt wiele. Nie
tak zostałem wychowany. Te słowa nie mogły przejść mu przez gardło. Z drugiej
strony nie musiały, ponieważ obaj zdawali sobie sprawę z prawdziwego powodu.
– Czy teraz
byś potrafił?
– Nie.
Nie, ponieważ
nigdy nie był w stanie się z tym pogodzić. Od kiedy dowiedział się prawdy o
sobie, ani razu nie odważył się spojrzeć rodzicom w oczy. Minęło piętnaście
lat, a on za każdym razem, kiedy się z nimi spotykał, zwracał się w ich stronę,
ale nigdy do nich bezpośrednio.
Uzumaki
zacisnął pięści, a jednak jego twarz rozjaśnił uśmiech. Niewymuszony uśmiech.
Sasuke od razu by poznał, gdyby był fałszywy.
– Powiedz moje
imię.
Uchiha
milczał.
– Powiedz je.
Wiem, że pamiętasz.
Znowu
odpowiedziała mu cisza. Sasuke spoglądał mu w oczy, ale jego twarz nawet nie
drgnęła.
– Ja wypowiem
twoje, a ty moje. Sasuke.
Uchiha
zacisnął szczękę, wzdrygając się.
– Sasukeee –
przeciągnął blondyn.
– Na…
– No dalej. –
Uzumaki się uśmiechnął. – Jeszcze trochę.
– Naru…
Blondyn kiwał
głową, niemal przeskakując z nogi na nogę ze zniecierpliwienia. Cały się
rozpromienił, zdając sobie sprawę z tego, co zaraz nastąpi.
– Naruto.
***
Sasuke leżał w
łóżku, wpatrując się w sufit. Sakura przytulała się do jego ramienia, a on nie
miał siły jej odpychać. Właściwie, to nie miał siły na kłótnię, która by
wybuchła, gdyby ją przypadkiem obudził. Nie miał siły na nic.
Uzuma… Naruto
podszedł do niego powoli. Sasuke nie potrafił oderwać oczu od jego
uśmiechniętej twarzy. Potem nie potrafił przestać patrzeć na usta, które powoli
zbliżały się do jego własnych. Kiedy ich wargi złączyły się w pocałunku, Sasuke
wpadł w panikę. Próbował się wyrwać, uciec. To było złe. To było obrzydliwe.
Naruto jednak okazał się silniejszy i już po chwili przypierał go całym
ciałem do ściany. Uchiha czuł jego gorące wargi, wilgotny język błądzący
wewnątrz jego ust. Stał jak sparaliżowany. Nie mógł nawet swobodnie oddychać,
ponieważ przy każdym ruchu klatki piersiowej mocniej napierał na Uzumakiego. I
tak czuł każdy jego mięsień na swoim ciele.
Naruto
próbował jakoś zachęcić go do zabawy. Kiedy nabrał pewności, że Sasuke nie
zdoła mu uciec, wsunął dłonie pod jego koszulę, błądząc po klatce piersiowej.
Muskał palcami każdą krzywiznę, badał wrażliwą skórę. Uchiha zadrżał mocniej,
kiedy dłonie odnalazły jego sutki.
– To
obrzydliwe – wyszeptał, kiedy Naruto uwolnił jego usta i zszedł pocałunkami na
szyję.
Uzumaki nic
nie odpowiedział, mocniej zaciskając palce na jego brodawkach. Sasuke zamknął
oczy i zacisnął szczękę. Po tym wszystkim na pewno nie będzie mógł spojrzeć na
rodziców. Już nawet nie w oczy, w ogóle nie będzie w stanie patrzeć w ich
stronę. Kiedy zdał sobie sprawę z tego, że jego penis robi się coraz twardszy
i napiera na udo drugiego mężczyzny, doszedł do wniosku, że już chyba nigdy się z nimi
nie spotka. Wystarczyłoby, żeby Fugaku na niego spojrzał, a domyśliłby się
całej prawdy.
– Przecież ci
się to podoba, Sasuke.
O tak,
podobało się. Jego ciało prosiło o więcej, umysł miał ochotę zapaść się pod
ziemię. Pożądanie mieszało się ze wstydem.
– Czekałem na
to tyle lat – powiedział Naruto, muskając ustami płatek jego ucha. – Nie
wyjdziesz stąd teraz. Nie wypuszczę cię, dopóki mi nie ulegniesz.
A Sasuke
uległ. Dał się zaciągnąć do sypialni. Dał się rzucić na wąskie łóżko. Kiedy
Naruto zaczął mu obciągać, resztki zdrowego rozsądku zostały zagłuszone przez
pragnienie, by być z nim jeszcze mocniej i intensywniej. Sakura wypadała przy
Uzumakim tak blado, że Sasuke kompletnie zapomniał o jej istnieniu.
Uchiha poczuł,
jak zbiera mu się na mdłości. Mało delikatnie odsunął od siebie Haruno i
wyskoczył z łóżka, kierując się do łazienki. Uklęknął, zwracając wczorajszy
obiad. Sakura, zaniepokojona jego stanem, wstała i pytając, czy wszystko w
porządku, ruszyła do łazienki. Sasuke zatrzasnął jej drzwi przed nosem.
Przytulił czoło do chłodnych kafelków, próbując zapanować nad kolejną falą
mdłości.
Sasuke
wylądował na czworakach, wypinając pośladki. Zacisnął pięści na prześcieradle i
przygryzł dolną wargę. Dopiero co narzucił tę pozycję Sakurze. Teraz narzucił
ją sobie, nie chcąc na to wszystko patrzeć. Nie będzie nic widział, tylko czuł.
To już wystarczająco dużo.
Uchiha poczuł
silne ręce zaciskające się na jego biodrach. Przygotował się na ból i jakie
było jego zdziwienia, gdy Uzumaki zamiast w niego wejść, odwrócił go na plecy.
– Chcę cię
widzieć – powiedział, pochylając się nad Uchihą.
Nie, nie, nie.
Sasuke ponownie wpadł w panikę, kręcąc głową na boki i mocno zaciskając oczy.
To było zdecydowanie zbyt wiele. Poczuł, jak Naruto rozchyla jego nogi i
wślizguje się pomiędzy.
– Patrz na
mnie. – Ton jego głosu był na tyle uspokajający, że Sasuke uchylił powieki, spoglądając w niebieskie oczy. Tak, pozwoli mu dzisiaj na wszystko. Nie miał co
do tego żadnych wątpliwości.
***
Śniadanie
spożywali bez słowa. Sakura przygotowała kanapki i kawę, Sasuke w tym czasie
czytał gazetę. Haruno nie spuściła z niego wzroku, gdy jadł, jakby domagając
się wyjaśnień. On jednak nie zamierzał jej się z niczego tłumaczyć. Kiedy
otwierała usta, by o coś zapytał, zgromił ją spojrzeniem. Natychmiast je
zamknęła i spuściła wzrok.
– Sasuke –
zaczęła kobieta, kiedy po śniadaniu brunet szykował się już do wyjścia. – Może
wróciłbyś dzisiaj wcześniej i byśmy…
– Nie –
przerwał jej stanowczo, nie zaszczycając nawet krótkim spojrzeniem.
Kiedy wyszedł,
Sakura nie była w stanie powstrzymywać już dłużej łez.
***
Sasuke nie był
głodny, dlatego podczas przerwy postanowił zostać w swoim gabinecie. Jak
zawsze, żaluzje miał szczelnie zaciągnięte, by nikt nie mógł go obserwować.
Siedział przy
biurku i spoglądał w ekran laptopa. Przeglądał zdjęcia, które ostatnio dostał,
żałując, że nie ma ich więcej. I pomyśleć, że jeszcze parę dni temu wypierał
się tej znajomości. Może gdyby wtedy nie uciekł, etap akceptacji miałby dawno
za sobą. Nie miał innego wyjścia – albo pogodzi się z tym, kim jest, albo
straci rozum.
Przespał się z
Uzumakim. Dał się wciągnąć w coś, czym tak bardzo pogardzał. Czym od zawsze
gardziła jego rodzina i nie bała się powiedzieć tego głośno.
Naruto jakby
czytał w jego myślach. Kiedy tylko Uchiha skończył przeglądać zdjęcia, dostał
nową wiadomość. Ten sam adres, ten sam tytuł. I tym razem aż dwadzieścia
załączników. Dwadzieścia obrazów z przeszłości, o której starał się zapomnieć.
***
Od pamiętnej
nocy minął miesiąc. Żaden z nich nie kwapił się, by odezwać do tego drugiego.
Sasuke podejrzewał, że Uzumaki chciał po prostu dać mu czas. Walka z własnymi
uprzedzeniami nie należała do najłatwiejszych. Zwłaszcza kiedy nie miało się
po swojej stronie nikogo. Trzeba było pokonać tę drogę samemu, by dostać się do
jedynej osoby, która w przyszłości mogła się okazać wsparciem. Na to wsparcie,
trzeba sobie jednak najpierw zasłużyć.
Uchiha stawiał
kroczek po kroczku. I wykorzystywał do tego Sakurę. Nie mógł się jednak
przemóc, by na nią spojrzeć. Nie słuchając jej protestów, zmuszał ją do padnięcia
na kolana tyłem do niego.
To nie tak, że
Sasuke zmuszał Haruno do seksu. Była chętna, niezmiennie chętna. Tyle że
wolałaby patrzeć mu w oczy, kiedy to z nią robił. On tymczasem odsuwał ją od
siebie, poświęcając jej coraz mniej uwagi. Grę wstępną ograniczył do minimum. Z
odrazą dotykał jej piersi i wzgórka łonowego. O zatapianiu w niej palców, nie
wspominając.
Jednak za
każdym razem, coś się w nim zmieniało. Wyobraźnia pracowała, podsyłając mu
coraz śmielsze obrazy wypinającego się do niego Naruto. O tak, Sasuke nie miał
wątpliwości, że przy następnym spotkaniu nie da się tak szybko zdominować.
Wciąż miał opory i czuł odrazę na samą myśl o seksie z mężczyzną, jednak powoli
oswajał się z tą myślą. Jeśli nie przy następnym spotkaniu, to może jeszcze
kolejnym. Nieważne. Przyjdzie w końcu pora na to, by to on zdobył Uzumakiego.
Sasuke zaparkował
przed ekskluzywną restauracją, w której miało odbyć się kolejne nudne
spotkanie. Zakończone bezowocnie, tego był pewien. Jego perfekcyjne
przygotowanie na nic się nie zda, skoro tamci znowu nie będą chcieli
współpracować. Mimo to Uchiha był podekscytowany i niespokojny. Do tej pory,
każde kolejne negocjacje, kończyły się na zobaczeniu z Uzumakim. Najpierw w
kawiarni, później na parkingu obok. Ostatnio w jego mieszkaniu. Na dziś się nie
umawiali, a jednak Sasuke miał przeczucie, że i tak dane im będzie gdzieś w
okolicy się spotkać.
Darował sobie
zastanawianie się nad tym dziwnym zbiegiem okoliczności. I tak czuł się
szalony, robiąc to wszystko i myśląc o tym. To był zdecydowanie najbardziej
nieprzemyślany i zwariowany moment w jego życiu. Nawet w czasach szkolnych,
kiedy miał Uzumakiego na co dzień, nie działy się takie rzeczy.
Kiedy kolacja
dobiegła końca, Uchiha niespiesznie wyszedł z restauracji i tym razem
postanowił się przejść. Nie miał pomysłu, dokąd mógłby pojechać, żeby spotkać
Naruto, postanowił więc zdać się na los. Jeżeli istniało coś takiego jak
przeznaczenie i jeżeli chciało ono, by znowu spotkał się z blondynem, to na
pewno go do niego zaprowadzi. Jeśli nie, Uchiha będzie cierpliwie czekał na
kolejną okazję.
– Cześć,
draniu. – Naruto spotkał parę ulic dalej, kręcącego się obok jakiegoś już i tak
zamkniętego sklepu.
Sasuke kiwnął
głową i ruszył za nim.
– Dokąd tym
razem?
– Dzisiaj
sobie tylko porozmawiamy.
– A jeżeli ja
nie chcę tylko rozmawiać?
Uzumaki
przystanął, odwracając się w jego stronę. Przez chwilę szukał czegoś w jego
oczach, po czym uśmiechnął się szeroko.
– Wierz mi, że
to jeszcze nie czas.
Sasuke nie
odpowiedział, nawet nie próbując zrozumieć, skąd Naruto wiedział takie rzeczy. Z
żadnego Uchihy nie można było czytać jak z otwartej księgi.
Tak jak
poprzednio, Naruto zaprowadził go do jakiejś kamienicy i poprowadził klatką
schodową na samą górę. Otworzył drzwi i puścił Sasuke przodem.
– Ile mieszkań
jeszcze wynająłeś?
–
Wystarczająco dużo, byśmy mogli za każdym razem pójść do innego.
Sasuke udał
się do kuchni i siadając przy stole, skinął na blondyna, by ten zrobił mu
herbaty. Nie zapalili światła, ograniczając się do nikłej poświaty, która
wpadała przez okno. Kiedy już Naruto przygotował napoje, postawił jeden z
kubków przed brunetem i siadł naprzeciwko.
– O czym
chciałeś rozmawiać? – spytał Sasuke, chwytając kubek w dłonie. Zamierzał trochę
je rozgrzać, zanim wsadzi je Uzumakiemu pod koszulkę, przypierając go do
ściany, tak, jak on zrobił to z nim ostatnim razem.
– Opowiedz mi
o swoim życiu. O tym, co robiłeś przez te wszystkie lata.
– A jeśli nie?
– To ja
opowiem ci o swoim.
I opowiedział.
Streścił mu ostatnie lata, nie pomijając żadnego istotnego szczegółu. Zaczął od
tego, ile kosztowało go odkręcenie wynajęcia tej kawalerki, w której mieli
zamieszkać razem. Wspomniał o tym, jak zamierzał go szukać, ale domyślając się,
czym kierował się Sasuke, nie odważył się porozmawiać z jego rodzicami.
– Pewnie nie
przyszło ci do głowy, że mogłem zatrzymać się u Itachiego, prawda?
– A powinno?
No właśnie. A
więc Uchiha się nie mylił. Naruto był niezdolny do zrozumienia siły rodzinnych
więzów.
Uzumaki
przeniósł się do akademika. Miał tyle szczęścia, że niespodziewanie zwolniło
się jedno miejsce i dostał je pomimo zakończonej rekrutacji. Jego współlokator
był równie hałaśliwy, jak on sam, więc mieszkanie z nim okazało się ciekawe. Nie
dla ich sąsiadów oczywiście. Naruto opowiedział mu parę śmiesznych anegdotek
związanych z pomieszkiwaniem w akademiku i streścił kilka najciekawszych imprez.
Skończył wychowanie fizyczne z całkiem dobrymi ocenami na dyplomie, a potem
dostał etat w pobliskiej szkole. Nigdy jednak nie potrafił się z nikim związać,
wciąż pamiętając o Sasuke.
Uchiha
zesztywniał, kiedy to usłyszał, niezdolny do jakiejkolwiek reakcji.
– Skoro już do
tego doszliśmy – zaczął Uzumaki. – Dziś nauczymy się mówić słówko kocham. Jeśli dobrze się spiszesz,
dostaniesz ten seks, o którym tak ciągle myślisz.
To jakiś żart?
O co w tym wszystkim tak naprawdę chodziło? Tym razem jednak Sasuke nie wpadł w
panikę. To było tak absurdalne, że nie był pewien, co powinien zrobić.
– Zaskoczony?
– Naruto uśmiechnął się, wyciągając w jego stronę dłoń i zakładając mu
opadający na twarz kosmyk za ucho. – Kocham cię, Sasuke.
Uchiha poczuł,
że robi mu się gorąco. Pieprzenie pieprzeniem, ale o czułościach nie było
wcześniej mowy. Jedyne uczucie, które powinno towarzyszyć im w tej chwili, to
pożądanie. Żadnego ciepła, bezpieczeństwa, ckliwości. Czego ten Naruto chciał
go nauczyć? Nie dość, że miał pieprzyć się z facetem, to jeszcze go kochać?
– Powiedz to.
Powiedz, co sprawiło, że musiałeś odejść.
– Naprawdę
chcesz wiedzieć? – Sasuke zacisnął pięści. – Godność.
Tym razem to
blondyn wydawał się zbity z tropu. Zmarszczył brwi, przetrawiając jego słowa.
– Godność?
– Nie musisz
po mnie powtarzać.
– Chcesz
powiedzieć, że uciekłeś i zostawiłeś mnie samego z szacunku do samego siebie? –
Naruto wydawał się wściekły. Kiedyś naprawdę łatwo było go wyprowadzić z
równowagi. Tym razem Sasuke musiał się naprawdę nagimnastykować.
– Doskonale
wiedziałeś, że…
– Nie! –
krzyknął Uzumaki, wstając od stołu i pochylając się nad Uchihą. – To przez
wychowanie, przez strach.
Sasuke
pokręcił głową, upijając jak gdyby nigdy nic łyk herbaty. Ten wieczór
zdecydowanie bardziej przypominał ich spotkania sprzed lat. Uchiha prowokował,
Uzumaki się wściekał. Potem obrażali się nawzajem i jeśli trzeba było – tłukli.
Czy istniał jakiś inny sposób, by uzmysłowić temu drugiemu, jak bardzo jest
ważny?
– Nieważne. –
Naruto uspokoił się po chwili i z powrotem usiadł. – I tak już utraciłeś godność, idąc ze mną do łóżka.
Prawda. Ale
Sasuke nie zamierzał się kłócić. Nigdy nie twierdził, że zachował ją do dziś.
Na swój sposób już uciekając, stracił część szacunku do siebie. Sama świadomość,
że gdyby został, prawdopodobnie już dawno przespałby się z Uzumakim, uderzała w
jego poczucie własnej wartości. Nie widział jednak sensu, by dzielić się tym z
Naruto. To nie była jego sprawa. Zamiast tego wzruszył ramionami.
– Co
proponujesz?
– Co masz na
myśli? – spytał Naruto.
– Nie
usłyszysz ode mnie tego, co chciałbyś usłyszeć. Więc jeżeli to już wszystko, to
albo możemy porozmawiać inaczej, albo zakończmy to spotkanie.
– Prawie mnie
przekonałeś. – Uzumaki uśmiechnął się, podpierając brodę na dłoni. – W taki
sposób prowadzisz rozmowy biznesowe? I to skutkuje?
– Zazwyczaj.
– Na mnie
niekoniecznie.
– Ta rozmowa
do niczego nie prowadzi.
– Masz rację –
odpowiedział Naruto, po czym wpił się w jego usta.
***
A więc jeden
do jednego. Choć Uzumaki twierdził, że argumenty Uchihy do niego nie
przemawiają, dał się zaciągnąć do łóżka bez kompromitujących wyznań. Dwa do
jednego, jeżeli wziąć pod uwagę, że znowu jemu przypadła dominacja.
Sasuke wrócił
do siebie późno w nocy, mając nadzieję, że Sakura nie wpadła na pomysł, by na
niego czekać. Uzumaki nie miał w tym mieszkaniu nawet dostępu do ciepłej wody,
dlatego nie mógł pozwolić sobie na prysznic. Przeczuwał, że nie pachniał tylko
potem, ale i seksem. Zapach Naruto zmieszał się z jego własnym, kiedy dwa
rozgrzane ciała ocierały się o siebie. Do tego dochodziła wymiętolona koszula,
rozczochrane włosy, które po wszystkich trudno mu było ujarzmić oraz malinka na
prawym obojczyku. Tego ostatniego Sakura zdecydowanie widzieć nie powinna.
A jeśli o niej
mowa – Uchiha w ogóle nie zastanawiał się, co powinien zrobić z ich związkiem.
Mieszkał z kobietą, a ciągnęło go do faceta. Po tylu latach miłość, to zdecydowanie zbyt wielkie słowo. Sasuke nie dopuszczał do
siebie myśli, że kiedykolwiek mogłoby opisywać ich skomplikowaną relację. To,
że piętnaście lat temu ubzdurał sobie i przestraszył się, że zakochał się z
przyjacielu, wcale nie znaczyło, że teraz miało być tak samo. Prawdziwa miłość to bujda. Takie rzeczy tylko w filmach. A Sasuke po raz pierwszy nie chciał, by
jego życie przypominało kiczowatą komedię romantyczną.
Chyba to
pierwszy raz w życiu, postanowił nie myśleć o przyszłości. Nie mógł przecież
związać się z Uzumakim – nie oficjalnie. Nie mógł też do końca życia spotykać
się z nim potajemnie i oszukiwać Sakurę. Czuł, że już wkrótce nie będzie w
stanie, bo jej widok napawał go coraz większym obrzydzeniem. Co miał zrobić?
Właśnie nad tym wolał się nie zastanawiać. Boleśnie świadom, że nie było
dobrego wyjścia z tej sytuacji.
Kiedy
dostrzegł zapalone światło w kuchni, czym prędzej pognał do łazienki. Sakura
coś za nim krzyczała, ale on zatrzasnął drzwi. Zrzucił z siebie ubranie i
wszedł pod strumień ciepłej wody. Wyszorował się dokładniej, niż zazwyczaj,
chcąc pozbyć się każdego śladu, który Uzumaki mógł zostawić na ciele. W nozdrzach
wciąż czuł jego zapach i nie będąc pewien, czy sam nim nie przesiąknął, dla
pewności obsikał się jeszcze obficie perfumami.
Sakura
siedziała przy stole z kubkiem zimnej herbaty. Spojrzała na niego smutno, kiedy
nie zaszczycając jej spojrzeniem, zaczął grzebać w lodówce.
– Odgrzać ci
obiad?
Uchiha jeszcze
raz zlustrował produkty poustawiane na półkach, po czym pokręcił głową. Zrobi
sobie kanapkę, będzie szybciej.
– Gdzie byłeś
tyle czasu?
– Miałem
spotkanie.
Biznesowe. Do
prawie pierwszej w nocy. Oczywiście.
– A–aha.
Sasuke
zastanawiał się, czy kobieta pociągnie temat. Kiedyś nie była taka ugodowa i
potrafiła zrobić mu awanturę, jeśli coś jej się nie podobało. I chyba właśnie
dlatego zwrócił na nią uwagę. Kiedyś. Od jakiegoś czasu czuła nóż na gardle i
zrobiła się tak posłuszna, że aż mdła. Uchiha mógł z nią robić, co mu się żywnie
podobało.
– Jeszcze
jakieś pytania?
Sakura
otworzyła usta, jednak po chwili z powrotem je zamknęła. Patrzyła, jak Sasuke
przygotowuje sobie kanapki.
– Masz romans?
– wypaliła po dłuższej chwili.
– A jak
myślisz?
W kuchni
zapadła cisza. Sasuke, nie doczekawszy się odpowiedzi, po chwili spojrzał na
Sakurę. Zatykała sobie usta dłonią, próbując powstrzymać szloch. Łzy ciekły jej
po twarzy, rozmazując makijaż. Wyglądała jak chodzące nieszczęście.
– Nie płacz,
nie zdradzam cię – powiedział beznamiętnym głosem.
Patrząc na nią,
Sasuke spodziewał się, że najdą go wyrzuty sumienia. Przeliczył się. Naprawdę
był przekonany, że po tylu latach, Sakura będzie coś dla niego znaczyć. Rozstanie
się z nią, nie wchodziło w grę, a mimo to powinno być mu chociaż przykro. Nie
było.
***
Przez następny
miesiąc, Sasuke miał okazję spotkać się z Uzumakim tylko raz. Zgodnie z
przewidywaniami, nie udało mu się dojść do porozumienia z konkurencją, więc
żegnając się, ustalili już orientacyjny termin następnego spotkania. Sasuke był
z tego powodu bardzo zadowolony. Wpisał już sobie do kalendarza, że tego dnia
zobaczy się również z Naruto.
Ich ostatnia
schadzka miała miejsce w zupełnie innym mieszkaniu niż poprzednie. Oczywiście
w kamienicy, a jakże. Naruto albo
lubował się w takich miejscach, albo robił to specjalnie, nawiązując do ich
planów zamieszkania razem na okres studiów. Sasuke nie pytał, nie chciał wiedzieć.
Przez cały
wieczór przeglądali zdjęcia.
Uzumaki
najwyraźniej poczuł się swobodniej w towarzystwie Sasuke, ponieważ zebrało mu
się na wspominki. Blondyn zawsze był sentymentalny. Zabrał ze sobą obszerny
album, w którym trzymał wszystkie zdjęcia swoje i Sasuke.
Poznali się na
rozpoczęciu roku i właśnie z tego dnia pochodziło ich pierwsze zdjęcie. Uchiha
pamiętał, że Naruto nadepnął mu wówczas na nogę. Nie pokłócili się, o dziwo.
Sasuke zwrócił mu uwagę, a Naruto przeprosił. Przełom w ich znajomości nastąpił
później.
Uzumaki miał
tysiące zdjęć. Sasuke był w prawdziwym szoku, bo wielu z nich zupełnie nie
pamiętał. Naruto oczywiście kojarzył każdą sytuację, więc Uchiha niejednokrotnie
pytał go o jakąś fotografię, a blondyn mu o niej opowiadał. Wszystko z
najdrobniejszymi szczegółami. Jakim cudem on to wszystko tak doskonale
pamiętał?
– A to?
Pamiętasz, kiedy to zostało zrobione? – pytał co jakiś czas Naruto, podsuwając
mu pod nos kolejne zdjęcie.
Nie, Sasuke
nie wiedział. Do tej pory był przekonany, że pamiętał aż zanadto z ich
znajomości, ale teraz zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo się mylił. Niektóre
momenty pamiętał jak przez mgłę, wielu wcale.
– O, a to?
Wiesz, co mi tego dnia powiedziałeś?
Z
przypominaniem rozmów, miał jeszcze większy problem. Kojarzył jakieś pojedyncze
frazy, którymi czasem zarzucał go Uzumaki. Swoich wypowiedzi nie pamiętał
wcale.
To był miły
wieczór. Ckliwy.
Kiedy dotarli
do końca albumu, było już grubo po pierwszej. Naruto znalazł jeszcze jedno
zdjęcie, które się nie zmieściło i tkwiło luzem wepchnięte do środka.
Przyglądał mu się chwilę, po czym bez słowa podał je Sasuke.
Uchiha poczuł,
jak serce zaczyna mu mocno walić w piersi. Fotografia przedstawiała jego. Stał
oparty o framugę w mieszkaniu, które mieli wynająć. Patrzył w stronę okna,
którego nie było widać na zdjęciu. Patrzył takim wzrokiem, że ani on, ani
Naruto, nie mieli żadnych wątpliwości. Spoglądał na Uzumakiego. Na zdjęciu
został uwieczniony ten moment, kiedy Uchiha zdał sobie sprawę ze swoich uczuć.
Jego oczy błyszczały nienaturalnie, wargi były lekko uchylone. Twarz
przedstawiająca tyle emocji nie mogła należeć do niego, prawda?
– Co… skąd to?
– spytał mało składnie.
Uzumaki tylko
wzruszył ramionami, zerkając mu przez ramię na fotografię. Jego wcześniejsze
zadowolenie zniknęło. Teraz był bardziej poważny niż kiedykolwiek.
– Naruto… kto
zrobił to zdjęcie?
Odpowiedziała
mu cisza.
– Uzumaki,
kurwa, tam przecież nikogo więcej nie było!
Uchiha zerwał
się na równe nogi i odsunął od blondyna i jego albumu. Atak paniki? Tak, chyba
tak. Stanął pod ścianą, starając się to sobie jakoś logicznie wytłumaczyć. A
gówno, w tym nie było ani krzty logiki, to niemożliwe.
– Naruto,
powiedz mi, o co w tym wszystkim chodzi?!
– O nic,
Sasuke. Zupełnie o nic – odpowiedział Naruto, a na jego ustach ponownie
pojawił się uśmiech.
Sztuczny. Co
do tego, Sasuke nie miał żadnych wątpliwości. Uzumaki podniósł się z podłogi i
zbliżył do Uchihy, który spanikowany zrobił jeszcze krok w tył, przylegając
plecami do ściany.
– O nie,
odpowiedz, natychmiast! Co tu się, kurwa, wyprawia?!
Naruto stanął
przed brunetem i wyciągnął przed siebie rękę. Odgarnął mu kosmyk z twarzy za
ucho. Znowu. Uchiha poczuł, że ma déjà vu.
– Kocham cię,
Sasuke.
– To żart? –
Mężczyzna roześmiał się nerwowo, widząc pytające spojrzenie Uzumakiego. – To
sen? Powiedz mi, Naruto.
– To ty mi
powiedz.
Zanim jednak
Sasuke zdołał odpowiedzieć, blondyn przycisnął go do ściany i pocałował
zachłannie. Bez ceregieli rozpiął mu spodnie i zsunął od razu z bielizną. Nie
przeszkadzało mu to, że Uchiha stał jak skamieniały i nie oddawał pocałunku.
Maltretował jego wargi jeszcze przez chwilę, po czym oderwał się od niego i
szybkim ruchem odwrócił tyłem do siebie.
– Dziś będzie
tak, jak chciałeś za pierwszym razem, pamiętasz?
Sasuke nie
odpowiedział. Jęknął cicho, kiedy poczuł, że mężczyzna przyciska go mocniej do
ściany i zakrada się pomiędzy jego pośladki. Odruchowo stanął w większym rozkroku.
– Dzisiaj mi
powiesz, co do mnie czujesz – szepnął mu Uzumaki na ucho.
Brunet
krzyknął, kiedy Naruto wszedł w niego gwałtownym ruchem. Zacisnął mocno zęby,
żałując, że nie ma co zrobić z rękoma. Trzymał je po bokach głowy, wbijając
sobie paznokcie w skórę. Uzumaki poruszał się w nim chaotycznie, trzymając za
biodra. Sasuke bezskutecznie próbował złapać oddech. Czuł, że brakuje mu
powietrza. Nie rozumiał, dlaczego, ale się dusił.
– Naru… ach.
– Spokojnie,
Sasuke. Uspokój się, to nie będziesz miał problemów z oddychaniem. To wszystko
przez twoje nerwy.
Uchiha
niestety nie był zdolny do odpowiedzi. Nawet wiedział, jakby ona brzmiała – pierdol się. Łatwo było powiedzieć, żeby
się uspokoił. To nie on doprowadził się do takiego stanu. Złość na Uzumakiego
okazała się mieć jednak zbawienny wpływ na jego samopoczucie. Pomimo
przyspieszonego oddechu, zaczął wreszcie normalnie oddychać.
– Dobrze ci,
Sasu?
Uchiha przygryzł
dolną wargę, spoglądając na swojego penisa, który ocierał się o ścianę. Próbował
tłumić jęki, ale co jakiś czas wydobywały się z jego gardła. Pchnięcia
Uzumakiego też zaczęły dawać mu coraz więcej przyjemności.
Naruto
przesunął jedną rękę na jego pośladek, ściskając go mocno. Och tak, niech
jeszcze da mu klapsa. I choć Sasuke nie powiedział tego na głos, Uzumaki
wypełnił polecenie.
– A wiesz, że
może być jeszcze lepiej? Powiedz, Sasuke, co do mnie czujesz?
Naruto zwolnił
ruchy. Czyżby szantaż?
– Jeśli ci
powiem – wychrypiał Uchiha. – Zaczniesz mnie pieprzyć, jak należy?
Nie mógł go
dostrzec, ale wyobraził sobie uśmiech, który pojawił się na twarzy przyjaciela.
Cholerny Uzumaki. Jakby na zachętę, opalona dłoń jeszcze przed chwilą
ściskająca pośladek, znalazła się teraz na jego penisie. Uchiha aż sapnął z
wrażenia.
– Pokażę ci
próbkę tego, co cię czeka.
Sasuke
krzyknął, kiedy Naruto zaczął szybko poruszać dłonią po jego penisie,
jednocześnie przyspieszając ruchy z tyłu. Uchiha wypiął mocniej biodra, z radością
przyjmując każde kolejne pchnięcie. Czuł gorący oddech na karku i żałował, że
nie może złączyć ich ust.
– Liczę do
pięciu – powiedział po chwili Naruto, tuż przy jego uchu. – Pięć. Czte…
– Nie trzeba –
wysapał Sasuke, przyciskając policzek do ściany. – Ko-kocham cię, Naruto.
To, co
nastąpiło po tym wyznaniu, było według Sasuke nie do opisania. Zupełnie puściły
mu hamulce i chyba po raz pierwszy czuł się całkowicie spełniony. Kiedy było
już po wszystkim, nawet nie zarejestrował, jakim cudem znalazł się w łóżku.
Naruto leżał obok, z niewyraźną miną wpatrując się w sufit. Dopiero kiedy
poczuł na sobie wzrok Sasuke, odwzajemnił spojrzenie, uśmiechając się lekko. Z
jego oczu nie zniknął jednak smutek, a Uchiha nie miał odwagi go o to zapytać.
Łudził się, że to nic wielkiego. Jednak w głębi czuł, że okłamywał samego
siebie.
***
Następnego
dnia Sasuke obudził się we własnym łóżku, nie mając pojęcia, jak się w nim
znalazł. Czyżby w nocy jeszcze prowadził i zupełnie o tym nie pamiętał? To nie
było do niego podobne. Uchiha się tak nie zachowywali.
Spojrzał na
zegarek i powoli zwlekł się z łóżka. Była sobota, nie musiał się więc nigdzie
spieszyć. Zamierzał oczywiście wstąpić do firmy, ale był weekend, a sprawa nie
była nagła.
Wziął szybki
prysznic i udał się do kuchni. Sakura zrobiła właśnie kawę, jeden kubek
stawiając przed nim. Następnie pospiesznie przygotowała kilka kanapek i podając
je Sasuke, siadła naprzeciwko.
– Nie za dużo
wczoraj wypiłeś?
Uchiha
zamrugał zaskoczony, przyglądając się kobiecie.
– Nie byłem
pijany.
– Na pewno?
Wiesz… byłeś w takim stanie. Padłeś tuż po przekroczeniu progu i musiałam cię
niemal zanieść do sypialni. Martwiłam się.
Sasuke
zmarszczył brwi. Przecież nie pili z Naruto wczoraj żadnego alkoholu. Owszem,
film mu się urwał i nie pamiętał, co się działo później, ale z całą pewnością
była to wina zmęczenia. Głowę może miał i słabą, ale pamiętałby chociaż tyle,
że pił.
Sakura
spoglądała na niego bardzo zmartwiona. Chyba faktycznie musiał być w kiepskim
stanie.
– Jak się
czujesz? – zapytała.
– Dobrze. –
Sasuke wzruszył ramionami, kończąc drugą kanapkę.
– Czyli nie
masz kaca?
– Nie mam,
ponieważ niczego nie piłem.
Haruno wzdrygnęła
się lekko, słysząc szorstki ton jego głosu. Przeprosiła i pospiesznie opuściła
kuchnię.
Czy Sasuke
przesadzał? Z pewnością. Ale nie potrafił się zmusić, by być dla niej milszym. Denerwował
go już sam jej widok. A jeszcze bardziej się rozzłościł, kiedy usłyszał płacz,
a następnie trzask drzwi od łazienki.
***
Sasuke nie
lubił poniedziałków z zupełnie innych powodów niż przeciętny człowiek. Krzywił
się, kiedy wchodząc do firmy, dostrzegał zaspanych, skacowanych i zupełnie
nieproduktywnych ludzi. Wszyscy narzekali i to w dodatku przez cały dzień.
Oczywiście nikt nie marudził bezpośrednio jemu, a jednak nie sposób było nie
słyszeć niektórych ich wynurzeń.
Uchiha
pracował przez siedem dni w tygodniu, dlatego nadchodzący początek tygodnia nie
robił na nim wrażenia. Owszem, w weekendy zjawiał się w pracy później i
wychodził wcześniej, ale to wcale nie oznaczało, że te dwa dni uważał za lepsze
od pozostałych. Chociaż, w weekendy praktycznie nikogo nie było w firmie i w końcu
miał święty spokój. Okej, jednak sobota i niedziela były trochę przyjemniejsze.
Kiedy już
zmotywował swój zespół do działania, zasiadł w końcu przy biurku, mogąc w
spokoju przejrzeć pocztę. Swoim zwyczajowym sposobem, wyselekcjonował to, co
istotne, resztę kasując.
Najważniejszą
wiadomością, okazała się lista nowych warunków, które w sobotę przedyskutowali
na zebraniu z zarządem. Już oficjalna i zaakceptowana przez prezesa.
Kiedy Sasuke
zaczął ją studiować, chcąc się zorientować, co się zmieniło od ich wstępnych
założeń, zadzwonił telefon. I to nie byle który, bo ten prywatny. Uchiha
spojrzał na wyświetlacz, po czym wsłuchał się w irytującą melodię. Czy on
naprawdę ustawił sobie taki dzwonek? Nie pamiętał, kiedy po raz ostatni
skorzystał z tego aparatu. Być może nigdy nie zmieniał dzwonka, a to irytujące
brzdąkanie wynikało z ustawień fabrycznych.
W końcu Sasuke
postanowił jednak odebrać. Nie ze względu na chęć przeprowadzenia rozmowy, a
raczej z powodu wkurzającej melodyjki, która nie miała końca. A może jednak
sam, z własnej woli ustawił sobie coś takiego? Chcąc nie chcąc, był to dobry
impuls do odbierania połączeń. Lub ich odrzucania.
– Tak?
– Może trochę
kulturalniej – warknął mężczyzna. – Nie zapominaj, z kim rozmawiasz.
Sasuke
zazgrzytał zębami i przełożył telefon do drugiej ręki. To mogło potrwać, a on
musiał pracować. Przesunął dłoń na myszkę i otwierając ponownie dokument,
zaczął czytać tam, gdzie skończył.
– Przepraszam,
ojcze – rzucił od niechcenia.
– Czy zdajesz
sobie sprawę z tego, jaki dzień będzie za tydzień?
Sasuke
przewrócił oczami, zduszając chęć, by odpowiedzieć, że owszem – poniedziałek.
– Tak –
powiedział zamiast tego. Oczywiście nie odbyło się bez uprzedniego zerknięcia
na kalendarz. – Moje urodziny.
– Więc zapewne
rozumiesz powagę sytuacji. Kończysz trzydzieści pięć lat, a to najwyższy czas,
żebyś się ustatkował. Przyjedź ze swoją narzeczoną i powiedz matce, kiedy planujecie ślub. Masz tydzień na ustalenie terminu. Kiedy przyjedziecie,
pójdziemy do księdza, by omówić wszystkie szczegóły. Proboszcz jest mi coś
winien, więc na pewno znajdzie dla was czas we wskazanym terminie. Najlepiej
załatw już obrączki, bo matka chce je zobaczyć.
Sasuke
ekspresowo zrezygnował z przeglądania tekstu. Zacisnął sobie dłoń na udzie,
biorąc głęboki oddech. To zabrnęło za daleko.
– Czy mógłbym
się chociaż dowiedzieć, co mają moje urodziny wspólnego ze ślubem?
– Nie uważasz,
że po tylu latach matce się coś w końcu należy? – warknął Fugaku. – Urodziła
cię. Spraw jej tę przyjemność i przynieś wreszcie jakieś dobre wieści. Sąsiedzi
zaczynają gadać. To najwyższa pora, by się ustatkować.
Pierdolę
sąsiadów, pomyślał Sasuke. Nie powiedział tego jednak głośno, bo z ojcem się
nie dyskutowało. Argument z sąsiadami był w końcu nie do podważenia. A poza
tym, kto to widział, by świętować czyjeś urodziny. Według jego rodziny był to
kolejny dzień męczeństwa, w którym należało na kolanach dziękować matce za to,
że raczyła urodzić. A gówno, Sasuke nigdy się na ten świat nie prosił.
– Obawiam się,
że nie będę mógł się zjawić. Mam bardzo ważne spotkanie biznesowe, na którym
muszę być i którego nie mogę przełożyć.
– Wszystko
można w jakiś sposób rozwiązać, synu.
– Ależ
oczywiście. W tym przypadku kosztem mojego stanowiska.
Uchiha podparł
czoło na dłoni, przeczuwając kolejną porcję biadolenia. Oczywiście się nie
przeliczył.
– Na wszystko
trzeba sobie w życiu zapracować. Jeżeli nie jesteś na tyle zdolny, by utrzymać
się na tym stanowisku, pomimo rezygnacji z paru mało ważnych spotkań, to
najwidoczniej nie zasługujesz na tę posadę.
– Ojcze, to
nie są jakieś nieistotne kwestie, a kontrakty na takie kwoty, o jakich ci się nigdy
nawet nie śniło.
Błąd. Uchiha
Fugaku miał o sobie tak wysokie mniemanie, że nawet gdyby Sasuke udało się
kupić za grosze całe Stany Zjednoczone, ojciec byłby święcie przekonany, że sam
uzyskałby lepszy efekt i ugrał więcej. Owszem, państwu Uchiha się powodziło,
ale nigdy nie widzieli na oczy takiej sumy, o jakiej myślał Sasuke.
Słyszał, jak
po drugiej stronie Fugaku aż się zapowietrzył z oburzenia.
– Nie
wypowiadaj się na tematy, o których nie masz zielonego pojęcia – odpowiedział w
końcu. – Tyle razy cię tego uczyłem, ale najwyraźniej niczego nie zapamiętałeś.
Jeszcze przyjdzie taki dzień, kiedy pożałujesz, że nie słuchałeś, kiedy ktoś
straszy i mądrzejszy miał ci coś do powiedzenia. Jesteś tak oporny na naukę, że
czasem się zastanawiam, czy na pewno jesteś moim synem.
Śmiało, zróbmy
test DNA, pomyślał Sasuke. Im ojciec był starszy, tym ciężej z nim było
wytrzymać. Chociaż teraz przynajmniej nie podnosił na niego ręki, kiedy ich
zdania się różniły. To Sasuke był teraz tym większym i silniejszym, Fugaku już
nie ryzykował w ten sposób. Mimo to młodszy mężczyzna nie potrafił się ot tak
wyprzeć wszystkiego, co wpajano mu przez lata. Został wychowany w taki sposób,
by zgadzać się z ojcem i nie mieć własnego zdania. Teraz już oczywiście je
miał, ale rodzicom wciąż przytakiwał i robił, co kazali.
– Tak czy
inaczej – odchrząknął Sasuke – przekaż matce moje najszczersze przeprosiny, ale
nie będę mógł przyjechać.
– Czy ty
wiesz, z kim rozmawiasz? – huknął Fugaku po drugiej stronie. – Jak śmiesz
prosić mnie o coś takiego? Jestem twoim ojcem i należy mi się szacunek!
Sasuke
przewrócił oczami.
– Przepraszam,
ojcze. Zadzwonię do niej i sam jej to wyjaśnię.
– Ma się
rozumieć – odpowiedział mężczyzna i bez pożegnania odłożył słuchawkę.
Uchiha
skrzywił się i samemu odkładając telefon, wrócił do pracy.
***
Kiedy parę dni
później Sasuke poznał termin kolejnego spotkania, postanowił skontaktować się z
Uzumakim. Korzystając z tego, że Sakura akurat gdzieś wyszła, rozsiadł się na
kanapie i sięgnął po telefon. Naruto odebrał dopiero po piątym sygnale.
– No co tam?
– Masz czas w
poniedziałek? – Sasuke wprawdzie nie musiał pytać, a jednak chcąc zachować
pozory normalności, postanowił wypowiedzieć to pytanie na głos.
Zdziwił się,
kiedy po drugiej stronie odpowiedziała mu cisza.
– Naruto?
Jesteś tam?
– Tak.
Słuchaj, Sasuke, żałuję, ale chyba nie będę mógł spędzić z tobą urodzin. Bardzo
bym chciał, naprawdę.
– W czym
problem?
– Mam
przeczucie.
– Jakie znowu
przeczucie? – wycedził przez zęby Uchiha. – Wszystko w porządku? – spytał po
chwili, kiedy w odpowiedni usłyszał smutne westchnienie w słuchawce.
– A u ciebie?
– Uzumaki, nie
pieprz. To nie ja brzmię, jakbym miał lada moment umrzeć.
W odpowiedzi
Sasuke usłyszał cichy śmiech blondyna. Śmiech, który przyprawił go o ciarki na
plecach. Nie był on ani wesoły, ani zaczepny. Był za to cichy i zupełnie bez
wyrazu. Uchiha zmarszczył brwi.
– Zaczynasz
mnie martwić, młotku.
– Chciałbym
powiedzieć, że wszystko będzie dobrze – odpowiedział mu słaby głos. –
Uśmiechnij się, Sasuke. Uśmiechnij się dla mnie.
Uchiha poczuł,
że serce zaczyna mu walić w piersi, a dłonie pocić. Co się, do cholery, właśnie
wyprawiało? Co to była za rozmowa?
– Gdzie
jesteś, Uzumaki? Podaj mi adres, zaraz będę.
– A…
przepraszam cię, Sasuke. Mam dziś trochę melancholijny nastrój.
– Przyjadę –
wycedził przez zęby Uchiha. – Powiedz mi tylko, gdzie.
– Oj, daj
spokój. Co ty, pedał jesteś? Będziemy się trzymać za rączki i wypłakiwać żale?
Uwierz, nie chcesz tego. Ja tym bardziej.
Sasuke
zazgrzytał zębami. Nawet nie zauważył, kiedy zaczął nerwowo chodzić po pokoju.
Uzumaki nigdy nie zachowywał się w ten sposób. Nawet jeśli coś go martwiło lub
czuł się źle, starał się to zamaskować. Nigdy nie zdołał tego jednak ukryć
przed Sasuke, który zawsze dostrzegał, gdy coś było nie w porządku. Jednakże jakkolwiek źle by nie było, z jego ust nigdy nie padły takie słowa, jak przed
chwilą. To było nienaturalne i mogło oznaczać tylko jedno – sytuacja była
bardzo poważna.
– Słuchaj,
matole. Jeśli zajdzie taka potrzeba, to zacisnę zęby i potrzymam cię za tę
cholerą rękę, a ty wypłaczesz mi się w ramię.
– Przepraszam,
że się we mnie zakochałeś – wypalił Naruto, a jego głos przybrał trochę na
sile. – Zadzwonię do ciebie w niedzielę, dobra?
– Uzumaki, to
nie jest zabawne – warknął Uchiha.
– Wiem.
Obiecuję, że porozmawiamy w niedzielę. Stoi?
Sasuke poczuł,
że zaczyna odpuszczać. Rozluźnił mięśnie, które nieświadomie spiął podczas tej rozmowy.
Był czwartek. Do niedzieli zostało jeszcze trochę czasu i Sasuke miał wrażenie,
że nie wytrzyma. Kurwa, to Naruto był zawsze tym niecierpliwym.
– Zgoda –
odpowiedział, pomimo ogromnej guli, którą czuł w gardle.
***
Kiedy w
sobotni wieczór pieprzył Sakurę, czuł, że coś mu się wymyka. Nie potrafił nawet
stwierdzić, co takiego, a jednak odczuwał stratę. Z chwili na chwilę coraz
mocniejszą.
Co się z nim
najlepszego działo? Zawsze potrafił zachować zimną krew, a teraz co? Panikował
częściej niż przez ostatnie dwadzieścia lat. Zaczynał się robić nerwowy i w
dodatku pogłębiały się jego problemy z oddychaniem. Po ostatniej rozmowie z
Uzumakim nie mógł złapać powietrza i zanim zdołał spokojnie odetchnąć, klęczał
na kolanach na środku sypialni.
Długo nie
musiał szukać, by natrafić w Internecie na artykuł o astmie. Duszności,
świszczący oddech i kaszel. Wszystko się zgadzało. Jednak Internet nie był
lekarzem, więc Sasuke nie przyjął wyroku. Równie dobrze mógł mieć raka mózgu, o
którym też ktoś we wspominanym Internecie napisał.
– Sasuke… och!
– krzyknęła Sakura, wypychając biodra w jego kierunku.
Uchiha zerknął
na nią kątem oka, żałując, że je otworzył. Dopóki mocno zaciskał powieki,
wszystko zdawało się w porządku. Dziwne, to ciemność zazwyczaj powodowała
niepokój.
Pięć minut
później popijał whisky w salonie, korzystając z chwili spokoju, ponieważ Haruno
brała prysznic. Zaproponowała mu, by jej towarzyszył, ale odrzucił propozycję.
Cudem powstrzymał się przed tym, by się nie skrzywić. Czuł się odsłonięty,
ponieważ jego maska w ostatnim czasie zaczynała się kruszyć.
Sasuke siadł
na fotelu i włączając laptopa, zaczął się zastanawiać, jaka była ulubiona
piosenka Naruto. Co puszczał zawsze Uzumaki, kiedy zapraszał go do siebie?
Próbował
przypomnieć sobie słowa, nucąc pod nosem znaną melodię. Ucichł, dopiero kiedy
na korytarzu pojawiła się Sakura, wlepiając w niego zdziwione spojrzenie. No
tak, Uchiha nie nucą. Nie śpiewają też, nie tańczą i nie grają. To Uzumaki
zajmował się tymi rzeczami i Sasuke poczuł się zły na siebie, że w ogóle
przyszło mu to teraz do głowy.
– Idź spać –
wycedził, nie zaszczycając już kobiety spojrzeniem.
Umilkł, a
jednak wciąż pragnął odnaleźć piosenkę, za którą tak szalał Naruto.
– Kiedy
zacząłem przejmować te twoje irytujące nawyki? – spytał sam siebie, kręcąc z
niedowierzaniem głową, kiedy po raz kolejny złapał się na tym, że nuci.
Minęło dobre
pół godziny, zanim namierzył ukochany utwór Uzumakiego. Przeniósł się z
laptopem do kuchni, nie chcąc zbudzić Sakury muzyką. W sypialni od jakiegoś
czasu nie paliło się światło, ale on i tak na wszelki wypadek sprawdził, czy
kobieta faktycznie śpi.
Spała. A on
słuchał muzyki. I to w dodatku czegoś tak mało ambitnego, że w życiu by się przed
nikim do tego nie przyznał. Chociaż melodia nie była tak skoczna, jak pamiętał
i nawet wpadała w ucho, tekst pozostawał wiele do życzenia. Cóż, Uzumaki nigdy
nie był dobry z języka angielskiego. Ważne, że słowa ładnie i obco brzmiały.
Sens nie był istotny.
Na szczęście
Uchiha nie oszalał do tego stopnia, by zaczął tańczyć, choć i to przyszło mu na
myśl. Naruto ze swoim wdziękiem słonia poruszał się w taki sposób, że nie
sposób było powstrzymać śmiech. Co z tego, że Sasuke sam nie potrafił tańczyć i
istniała nawet szansa, że wypadłby gorzej. Dopóki tego nie robił, nie dawał
nikomu powodów do radości.
Kiedy piosenka
zaczęła zbliżać się ku końcowi, a wokalistka znacznie przeszła na wyższe tony,
chcąc dać z siebie wszystko, zadzwonił telefon. Sasuke odebrał od razu, kiedy
tylko zerknął na wyświetlacz.
– Nie
spodziewałem się, że zadzwonisz od razu po północy – zagaił.
– A, wiesz,
miałem przeczucie, że nie śpisz i słuchasz obciachowej muzyki. – Po drugiej
stronie słuchawki rozbrzmiał głośny śmiech. – Ej, trzeba było mówić, że podoba
ci się ten kawałek, to dałbym ci płytę.
– Obejdzie
się. Co z naszym spotkaniem w poniedziałek?
– Sasuke, już
ci tłumaczyłem. – Uzumaki zmarkotniał. – Raczej nie będę mógł.
– Praca? Żona?
Dzieci? Nigdy mi nie tłumaczyłeś, czym się właściwie zajmujesz.
– Nie ma o
czym mówić. To co z tą płytą? – spróbował raz jeszcze.
– Nie zmieniaj
tematu – powiedział Sasuke, przyciszając laptopa i siadając przy stole. –
Obiecałeś mi rozmowę.
– No to
rozmawiamy, nie? W ogóle to od kiedy to ty jesteś taki zainteresowany
poważnymi rozmowami? Zawsze przed tym uciekałeś i twierdziłeś, że twoje sprawy
to nie mój interes. A teraz sam próbujesz mieszać się w moje życie.
– Chcesz się
kłócić?
– Najlepszą
obroną jest atak – powiedział Naruto i zachichotał głupawo. – Ale zejdź ze
mnie, okej?
Czy Sasuke
mógł na to przystać? Uzumaki zachowywał się co najmniej dziwnie.
– Skoro jutro
jesteś zajęty, to może we wtorek? – Odpowiedziała mu cisza. – Też nie? Środa?
– Ja naprawdę
nie chciałem, by ta rozmowa tak wyglądała.
– Znowu
wpadłeś w melancholijny nastrój? Co się dzieje, Uzumaki?
– Wiesz,
Sasuke, tak naprawdę to nigdy nie potrafiłem na ciebie patrzeć, jak na
przyjaciela. Nie, żeby to była miłość od pierwszego wejrzenia, bo to zwykłe
pieprzenie, ale wydaje mi się, że zawsze byłeś kimś więcej.
Uchiha
zamilkł. To brzmiało jak pożegnanie i wcale nie chciał tego słyszeć. Nagle to
on zapragnął zmienić temat i znowu pierdzielić o ulubionej piosence Uzumakiego.
– Nie mów tak,
młotku – wypalił.
– Obiecasz mi,
że nie zrobisz niczego głupiego?
– Nie jestem
tobą, Uzumaki.
– Ale pół
życia byłeś przy mnie i przyglądałeś się, jak ja robię głupoty. To
wystarczająco długo, by co nieco podłapać. Zresztą, o czym mu mówimy, właśnie słuchasz piosenki, którą gardziłeś całe życie. To moja ulubiona, wiesz?
Sasuke poczuł,
że serce zaczyna mu bić mocniej. Znowu.
– To nie to
samo – odpowiedział. Uzumaki milczał przez dłuższą chwilę. – Mów do mnie,
Naruto.
– Czy jest coś
jeszcze, co chciałbyś wiedzieć?
Chyba nie
zamierzał się rozłączyć? Przecież dopiero zaczęli rozmawiać.
– Wszystko.
– Będzie
ciężko. Myślę, że może zabraknąć nam czasu.
– Nie musi,
ja… możemy gdzieś wyjechać, nic mnie nie trzyma w tym miejscu.
Naruto zaśmiał
się w słuchawce, ale nie było w tym ani krzty radości. Brzmiał głucho i smutno,
dlatego Sasuke poczuł jeszcze silniejszy uścisk na sercu. Powróciło to
nieprzyjemne uczucie, które towarzyszyło mu od paru ostatnich dni. Poczucie
straty.
– Gdzie się
podziała twoja duma, Sasuke? Czy ja na pewno rozmawiam z tym dupkiem, Uchihą?
On by się nigdy nie zniżył do czegoś takiego, nie zaproponował mi życia u
swojego boku do końca swoich dni. Albo… nie, cholera, już zepsułem. Miało
zabrzmieć romantycznie.
– Temat mojej
dumy już wałkowaliśmy.
– A, prawda.
No to… ten…
– Tak, hm… –
powiedział Sasuke. Zrobiło się trochę niezręcznie.
– To tak, to odpowiedź na moje wcześniejsze
pytanie?
Uchiha
zmarszczył brwi, zastanawiając się, o czym mówił blondyn. Dopiero po chwili go
olśniło.
– Masz na
myśli obietnicę?
– Tak, właśnie
tak. Jaka będzie twoja odpowiedź?
Sasuke wstał
od stołu i wolnym krokiem podszedł do okna. Spojrzał na miasto, które w środku
nocy składało się wyłącznie ze świateł. Sporo osób jeszcze o tej porze nie
spało.
– Tak –
odpowiedział, siląc się, by ton jego głosu brzmiał pewnie.
– Uchiha nie
rzucają słów na wiatr, prawda?
– Nie wymagałbyś
ode mnie czegoś, czemu nie miałbym szans sprostać, prawda?
– Wierzę w to
– odpowiedział cichym głosem Naruto. – Muszę kończyć.
Sasuke
przytaknął, czując, że gula w jego gardle urosła do takich rozmiarów, że nie
jest w stanie się odezwać. Powinien chociaż spróbować, ale za bardzo się bał,
że głos odmówi mu posłuszeństwa. Nie chciał, by Naruto to wyczuł.
– Smęty i
sentymenty – kontynuował blondyn coraz cichszym głosem. – Przepraszam – rzucił
i się rozłączył.
Uchiha odłożył
telefon na stół, pustym wzrokiem wpatrując się w przestrzeń. Zaczynał rozumieć,
co się przed chwilą stało. Każda kolejna myśl zdawała mu się straszniejsza niż
poprzednia. I nie wiedział, czy sobie z tym poradzi.
***
Pomimo ich
ostatniej rozmowy, Sasuke nie mógł odpuścić. Łudził się, że jeśli po spotkaniu powłóczy
się wystarczająco długo po okolicy, w końcu natknie się na blondyna. Kiedy
jednak, ku jego zaskoczeniu, wreszcie udało im się podpisać umowę, uświadomił
sobie, jak bardzo się mylił.
Zniknął jego
problem w pracy, zniknął też Uzumaki.
Wychodząc z restauracji,
poczuł, że zaczyna panikować. Zamiast skierować się do samochodu i wrócić do
domu, skręcił w prawo i ruszył szybkim krokiem w tamtą stronę. Szedł godzinę.
Uzumaki
naprawdę go zostawił. Po tym wszystkim, co ostatnio razem przeżyli, po prostu z
dnia na dzień się ulotnił. Po co były te kłamstwa o miłości, skoro relacja,
którą stworzyli, tak niewiele dla niego znaczyła?
Sasuke
zacisnął pięści i puścił się biegiem przed siebie. Naprawdę zaczynał wariować.
Reagować emocjonalnie, zamiast trzymać nerwy na wodzy i starać się jakoś
logicznie to wyjaśnić. Wziął głęboki oddech, uspokajając nerwy. Co zrobiłby w
takiej sytuacji stary dobry Uchiha? Na pewno nie biegałby bez celu po mieście,
piekląc się i kopiąc wszystko, co stanęło mu na drodze. To była domena Naruto.
Zmieniał się w
Uzumakiego! Przystanął gwałtownie, by puknąć się otwartą dłonią w czoło.
Pomysły już też zaczynał mieć równie głupie. Chociażby właśnie ten. Powstrzymał
chęć, by zacząć gadać do samego siebie – jak to robił czasem Naruto – i w
myślach powtórzył plan. Wróci na parking, wsiądzie w samochód i obskoczy
wszystkie trzy mieszkania Uzumakiego, w których był. Jeśli będzie trzeba, to
popyta nawet sąsiadów. Najsensowniej byłoby zacząć od wybrania numeru przyjaciela,
ale to już zrobił, wychodząc ze spotkania. Nie było sygnału, jakby numer nigdy
nie istniał.
Zgodnie z
planem, Sasuke odnalazł swój samochód. Na szczęście chodząc po mieście, krążył w
kółko, dlatego dosyć szybko udało mu się wrócić na parking. Ponadto z radością
przyjął fakt, że przynajmniej jego orientacja w terenie miała się dobrze, bo
auto odnalazł bez problemu. Naruto potrafił się zgubić, idąc przez cały czas
prosto przed siebie.
Godziny
mijały, a Sasuke jeździł z miejsca na miejsce, dobijając się do drzwi i
wypytując mieszkańców. Z każdą kolejną rozmową robił się bardziej niespokojny.
Zaczynał być zdenerwowany i nie potrafił nad sobą panować. I chociaż cudem
uniknął uderzenia w drzewo, nie potrafił sobie odpuścić. Jeżdżąc pomiędzy
mieszkaniami miał jeszcze odrobinę nadziei. Stracił ją, kiedy dodzwonił się do
właściciela jednego z mieszkań i odbył z nim krótką rozmowę. Jak się okazało – lokalu
nikt nie wynajmował od ponad trzech lat.
***
Kiedy Sasuke
wkroczył do domu, wszystko wydawało mu się głupim snem. Bo czymże innym mogłoby
być? Niezaprzeczalnie był to koszmar. Nikt nigdy nie widział Naruto, nikt o nim
nie słyszał. Okej, sąsiedzi mogli nie zauważyć nowego lokatora, w końcu Uzumaki
był w tym mieście od niedawna, ale jeżeli nawet właściciele mieszkań nie mieli
pojęcia o tym, że komuś je wynajmowali, to coś zdecydowanie było nie w
porządku.
Mimo to Sasuke gdzieś w głębi wierzył, że to wszystko nieprawda. Że ci wszyscy ludzie
go okłamują, bo właśnie o to prosił ich Naruto. W końcu właściciele nie mieli obowiązku
zdradzać mu, kim był ostatni lokator, kiedy wynajął to mieszkanie i gdzie się
wyniósł.
Uchiha czuł
jak wali mu serce, kiedy dotarł pod ostatnią z trzech kamienic. Wszedł schodami
na górę i zamarł. Mieszkania nie było. Spłonęło doszczętnie – jak zdołał ocenić
– dosyć dawno temu. Mieściło się na ostatnim piętrze, na które nikt nie
zaglądał. I nikt nie raczył uprzątnąć syfu, który tu panował. Wszystko było
stare i doszczętnie spalone. Patrząc na to, Sasuke poczuł, że uścisk na sercu
wcale nie maleje. Było jeszcze gorzej.
Nie był
pewien, czy sobie wmówił, ale kręciło mu się w głowie. Spojrzał na stojącą w
progu Sakurę i na buty leżące przy drzwiach. Widział jedną parę? A może osiem
takich samych? Haruno chyba dostrzegła, że był w kiepskim stanie, ponieważ nie
odezwała się ani słowem. Mina jej zmarkotniała na jego widok i wycofała się do
kuchni.
Sasuke
chwiejnym krokiem udał się do łazienki, od razu wkładając głowę pod kran. Kiedy
już zmarnował wystarczająco dużo wody, spojrzał w lustrze na swoje odbicie. Czy
on, kurwa, zwariował?
Spotykał się z
Uzumakim. Rozmawiali. Całowali się. Uprawiali cholernie przyjemny seks. Tyle…
tyle że nie. Bo to wszystko nie mogło się zdarzyć. Bo miejsca, w których byli
nie istniały. A raczej istniały, ale nie dla nich. Te wszystkie wspomnienia,
które Sasuke nosił w pamięci, były jednym wielkim gównem. Były nic niewarte.
A numer
Uzumakiego? Też nie istniał. Jeszcze wczoraj rozmawiał z nim przez telefon. A
parę dni temu sam do niego zadzwonił. Tak, właśnie na ten numer.
Uchiha usiadł
na podłodze i korzystając z tego, że zabrał ze sobą laptopa, szybko włączył
urządzenie i odpalił pocztę. Wiadomości, które wymieniali były jego ostatnią
deską ratunku. A nawet jeżeli Naruto przy jakiejś okazji dostał się do jego
komputera i je skasował, to nieważne. Sasuke miał kopię zapasową wszystkiego.
Tak dobrze ukrytą, że nikt nie miał możliwości, by się do niej dostać. Teraz
wszystko się okaże. Tak, jakby mało mu było do tej pory dowodów.
A wiadomości
nie było. Nic… ani śladu. Sasuke poczuł, jak robi mu się niedobrze. Owszem, mógł
sprawdzić swoją kopię całej skrzynki, ale wiedział, że nie było takiej
potrzeby.
W następnej
chwili tkwił na kolanach przy sedesie, zwracając niedawno spożyty obiad.
***
Sakura była
nieco bardziej uparta, niż zakładał. Kiedy tylko wychynął z łazienki,
wyskoczyła zza rogu, trzymając tort czekoladowy. Pozapalała świeczki i
uśmiechała się do niego zachęcająco. Jaką on miał, kurwa, ochotę wyjebać tym
tortem w ścianę. I zrobił to. Z premedytacją.
***
Sasuke wziął
urlop. Nie, żeby miał na to ochotę, ponieważ kochał pracować. Wziął go, bo
musiał. Bo inaczej by sobie nie poradził.
Oszalał. Z
całą pewnością zwariował i nie dało się już tego odkręcić. Skąd wiedział? Miał
pierdolone przeczucie. I bynajmniej nie zamierzał wybierać się do specjalisty.
Zakład zamknięty wcale go nie kusił.
Przez
ostatnich parę dni w jego głowie kołatało się tyle myśli, że nie potrafił się
na niczym skupić. Niektóre z nich były tak absurdalne, że wskazywały na
pogłębienie się tego całego szaleństwa. Bo co to za pomysł, by nałykać się
tabletek uspokajających i zobaczyć, co się stanie? Nie, wcale nie chciał
popełniać samobójstwa. Tego akurat był w zupełności pewien. Nie było chyba
takiej rzeczy, która by go do tego skłoniła. Nawet gdyby poprosił go o to
Naruto. Chociaż…
Przerażało go
to, że powoli sam zmieniał się w Uzumakiego. Skoro planował biegać po całym
mieście i wykrzykiwać imię ukochanego, mając nadzieję, że może ktoś go spotkał
lub zna, to nie mógł uznać się za normalnego. Naruto na pewno by tak postąpił
na jego miejscu.
Nie wszystko w
jego zachowaniu się zmieniło. Wciąż był dupkiem. Bez żadnych wyrzutów sumienia
oznajmił Sakurze, żeby chwilowo spierdalała do swojej matki, bo on chce zostać
sam. Nie, nie ujął tego wcale ładniej. Powiedział to dokładnie tymi słowami.
Jej łzy również nie zrobiły na nim wrażenia.
Mimo że cały
dom miał dla siebie, to i tak najpewniej czuł się w łazience. Siadał przy
umywalce i myślał, co powinien teraz zrobić. Jak w ogóle mógł podejmować
jakiekolwiek decyzje, skoro oszalał? Może to, że siedział tu, teraz, też mu się
zdawało? Może spał? A może w ogóle nigdy do tego wszystkiego nie doszło, a on
wciąż był w liceum? A może wcale się nie urodził?
Sasuke przetarł
twarz dłonią, wiedząc, że coś zrobić musi. Jeżeli faktycznie był szalony, to
żadna dodatkowa głupia decyzja już tego nie zmieni. Czy mogło być gorzej?
Gorzej, to będzie, jeżeli tu zostanie.
***
To była jedna
z tych cech, których u siebie nie poznawał. Być może dlatego, że nigdy jej nie
posiadał. Spontaniczności, bo o niej mowa. Naruto był spontaniczny, a Sasuke…
Sasuke był jego całkowitym przeciwieństwem pod tym względem. Nigdy nie
decydował o czymś z dnia na dzień. No, prawie nigdy. Siadał, myślał i
podejmował decyzję po zrobieniu wyczerpującej listy za oraz przeciw. I
właśnie dlatego, decyzję, by wrócić do rodzinnego miasta podjął w jakieś trzy
sekundy. Nie myślał. Zamiast tego się pakował. Zostawiając samochód w garażu,
ruszył pieszo na dworzec kolejowy.
Kiedy siedział
już w pociągu i wyglądał za okno, zaczął się zastanawiać nad jakimiś kolejnymi
krokami. Chyba ta część, która wciąż była Uchihą zaczęła się kłócić z jego nową
osobowością, ponieważ zganił się w myślach za ten idiotyczny pomysł z wyjazdem
i chociaż resztę postanowił załatwić, jak należy.
Czy on już
miał rozdwojenie jaźni, czy jeszcze nie?
Lista punktów
okazała się dosyć prosta. Musiał unikać rodziców – to po pierwsze. A
przynajmniej tak mówiło jego dawne ja.
Przemawiający przez niego Uzumaki poradził mu, by nie zważając na nic, biegał
po mieście i szukał. Sasuke jednak aż tak jeszcze nie oszalał.
Drugim punktem
było odwiedzenie starego mieszkania blondyna. Kto wie, może wciąż tam pomieszkiwał?
Jeśli nie, to może nowy właściciel miał pojęcie, co się z nim stało.
Trzeci punkt –
dla Sasuke zdecydowanie najgorszy – to próba skontaktowania się ze starymi
znajomymi Uzumakiego. Naruto nigdy nie palił za sobą mostów i bardzo cenił
sobie kontakty z ludźmi, więc istniała spora szansa, że utrzymywał z kimś jeszcze
przyjazne stosunki.
I na razie na
tym lista się kończyła. Jeżeli to nie przyniesie efektów, to opracuje nowy
plan. Albo… zacznie biegać po mieście i wykrzykiwać jego imię.
Kiedy po wielu
godzinach jazdy, znalazł się w końcu na miejscu, miał mieszane uczucia. Z
jednej strony pogłębiła się jego determinacja, by odnaleźć Uzumakiego. Z
drugiej zaś, miał ogromną chęć, by odwrócić się i czym prędzej zawrócić.
Nie mieszkali
w dużym mieście, dlatego niemal każda ulica w tym miejscu, w pewien sposób
przypominała mu o Naruto. Blondyn jako dziecko miał tyle przygód, że Uchiha
miał teraz spory problem, by znaleźć takie miejsce, w którym przyjaciel niczego
nie odwalił. Jego przecież zawsze było wszędzie pełno. Nawet na osiedlowym
śmietniku zdarzało mu się mieć nietuzinkowe przygody.
W ciągu tych
lat miejscowość trochę się zmieniła i gdzieniegdzie rozrosła. Zamknięto ich
ulubioną cukiernię i niewielkie kino, a zamiast tego otworzono kręgielnie i
sklep meblowy. O, a tam po prawej niegdyś mieścił się ulubiony bar Uzumakiego.
Podobno serwowano tam najlepszy ramen na świecie. Podobno, ponieważ Uchiha nie
cierpiał tej potrawy i sam jej widok powodował u niego mdłości. Nienawiść do
tej zupy jeszcze mu się pogłębiła, kiedy wpatrywał się, jak Naruto pałaszował
miskę za miską. Jeden ramen był obrzydliwy, ale pięć to już zakrawało na
tortury.
Sasuke darując
sobie na razie wynajęcie pokoju w hotelu oraz kąpiel, od razu pewnym krokiem
ruszył w stronę starego mieszkania Naruto. Właściwie, to jego opiekuna
prawnego, który był przy okazji ich wychowawcą. Nawet jeżeli Uzumaki już z nim
nie mieszkał, co było w sumie bardzo prawdopodobne, to na pewno mężczyzna
mógłby mu zdradzić, gdzie przeniósł się jego podopieczny.
Ze sporym
rozczarowaniem Uchiha pocałował klamkę. Nie łudził się nawet, że może zastałby
go w innym terminie. Stary i obdrapany blok zniknął po prostu z powierzchni
ziemi. Sasuke to nawet nie zdziwiło, gdyż budynek od dawna nadawał się do
rozbiórki. Nie raz powtarzał Uzumakiemu, że wolałby mieszkać w baraku, niż w
tej ruinie.
Nie potrafił
jednak oderwać oczu od miejsce, w którym kilkanaście lat temu spotykał się z
Uzumakim. Wprawdzie umawiali się w połowie drogi między ich domami, ale wiadome było, że przyjaciel nie stawi się na czas i Sasuke zdąży dojść pod jego miejsce
zamieszkania. Zawsze stawał tak, jak teraz i wpatrywał się w dal. Na pojedyncze
drzewa i pole, które wówczas znajdowało się po lewej stronie. Teraz wybudowali
tam jakiś supermarket, a w tle majaczyły mu dachy innych nowych budynków.
***
Jakkolwiek
długo by się nie łudził, w końcu musiał otworzyć oczy. Stało się to jednak
szybciej, niż się spodziewał.
Okazało się,
że namierzenie któregoś z dawnych znajomych Uzumakiego nie było problemem.
Tylko część z nich opuściła rodzinne strony i wyjechała podbijać świat.
Większość była przywiązana do ich małomiasteczkowej społeczności i od razu po
skończeniu studiów, wróciła przejmować rodzinne biznesy.
Uchiha bez
trudu namierzył Kibę – jednego z bliższych znajomych blondyna. Naruto wspomniał
o nim nawet co nieco podczas jednego z ich ostatnich spotkań.
Inuzuka Kiba
mieszkał w willi, w której mieścił się zarazem rodzinny zakład weterynaryjny.
Dom wyremontowano i podzielono na części, tak aby zapewnić kolejnemu pokoleniu
swobodę i własny kąt. Siostra Kiby wyszła za mąż, zanim Sasuke wyjechał na
studia. Z tego, co kojarzył, to ona zamieszkiwała prawą stronę willi. Z mężem i…
dziećmi. O ile jakieś mieli. Po aranżacji pozostałych dwóch części
mieszkalnych Uchiha nie miał problemu z domyśleniem się, którą z nich zamieszkiwał
Kiba. Przez te lata gust najwyraźniej wcale mu się nie poprawił.
Nie pomylił
się.
Inuzuka
otworzył mu drzwi, ziewając głośno i nawet nie racząc zasłonić ust. Dopiero kiedy
zauważył Sasuke, spiął się lekko i wytrzeszczył oczy.
– Uchiha?
Sasuke skrzyżował
ręce na piersi. Następnie nic sobie nie robiąc z szokowanej miny dawnego
kolegi, minął go w drzwiach i wszedł do przedpokoju.
– Śmiało, czuj
się jak u siebie – powiedział Inuzuka, który najwyraźniej zdążył się już
otrząsnąć z szoku. – A mogę chociaż wiedzieć, co tu robisz?
Kiba zamknął
drzwi i zaprosił gestem Sasuke do salonu. Ten jednak pokręcił głową, dając do
zrozumienia, że przyszedł tylko na chwilę.
– W liceum
przyjaźniłeś się z Uzumakim. Muszę wiedzieć, gdzie on teraz jest. Został w
mieście?
Inuzuka
ponownie wytrzeszczył oczy, a następnie z zakłopotaniem spojrzał na Uchihę.
– Ty tak na
serio? Przecież Naruto wyniósł się z tobą na studia. Nie wiem, co się między
wami wydarzyło, ale on je skończył i już tam został. Ale… tak, od paru lat jest
tu z powrotem. Można tak powiedzieć.
– To znaczy? –
dopytywał Uchiha, mając bardzo złe przeczucia.
Kiedy usłyszał
odpowiedź Kiby, musiał podeprzeć się ściany, by się nie przewrócić.
***
Sasuke stał
przed nagrobkiem, niezdolny do jakiejkolwiek reakcji. Jego maska zdążyła się
już na dobre skruszyć, zanim dotarł na cmentarz. Teraz stał, wpatrując się w
wyżłobione w marmurze litery, nie potrafiąc zapanować nad szokiem. Zatkał dłonią
usta, nie będąc pewien, czy zaraz się nie rozpłacze.
Naruto nie żył
od dobrych ośmiu lat. A on – jego najlepszy przyjaciel – nie miał o tym
pojęcia. Nie wiedział, jak i dlaczego umarł. Czy był szczęśliwy? Na jego ustach
zawsze pałętał się uśmiech. O czym pomyślał w tej ostatniej chwili? Czuł
radość? Serce podpowiadało mu, że nie. Ale ono w końcu należało do egoisty.
Nogi mu się trochę
trzęsły, a jednak wciąż stał. Dumny i wyprostowany. Nie chciał okazywać już
więcej słabości. Wystarczyło, że i tak czuł na sobie wzrok Naruto. Obserwował
go.
Czy Sasuke
zwariował?
Poczuł, że
ogarnia go panika. Tak, jakby dopiero teraz do niego dotarło, co się wydarzyło.
Po tylu latach na nowo zakochał się w Naruto. Wystarczyło kilka spotkań, intensywnych
zbliżeń, by poczuł dokładnie to, co kiedyś. Tyle że… to wszystko nie miało
miejsca. Tym razem już musiał mięć tę pewność. Uzumaki był trupem!
Mężczyzna
złapał się za głowę, próbując opanować zawroty. Naruto… nie żył? Jego Naruto,
który jeszcze przed paroma tygodniami mówił mu, jak bardzo go kocha? Ten sam,
który pokazał mu album ze zdjęciami, w którym trzymał wszystkie wspomnienia z
ich wspólnego życia? Życia, które tak na dobrą sprawą nigdy się nie zaczęło,
ponieważ Sasuke mu na to nie pozwolił. Uciekł, przekreślając wszystko. Od tego
momentu nigdy nie był już szczęśliwy i miał nieodparte wrażenie, że Uzumaki
również.
Sasuke
tchnięty przez jakąś kolejną nierealną myśl, która zrodziła się w jego głowie,
podszedł bliżej i zaczął dotykać nagrobka. Bardzo dokładnie przesunął palcami
po żłobieniach, jakby chcąc się upewnić, że wzrok go nie mylił. Jednak i to nie
dało mu pewności, że to na pewno miejsce spoczynku Uzumakiego. Jeździł nerwowo rękoma
po chłodnym kamieniu, szukając… sam nie wiedział czego. Zapadni? Iluzji?
Tak, Sasuke
chyba naprawdę zwariował.
Kiedy
uzmysłowił sobie, że to na nic, odsunął się gwałtownie i spojrzał na niebo.
Zbliżał się wieczór. Słońce powoli zachodziło, rzucając na świat pomarańczową
poświatę. Ulubiony kolor Naruto.
Sasuke jeszcze
raz rozejrzał się dookoła i nie dostrzegając na niebie ani jednej chmurki,
wybuchł histerycznym śmiechem.
Przecież w
filmach, kiedy któryś z bohaterów dowiadywał się o śmierci innego i stawał
przed jego grobem, zawsze padał deszcz. Było ciemno, a z nieba skapywały krople
przypominające łzy, którymi zalewał się bohater. Na cmentarzu był tylko on i
mógł oddać się cierpieniu w samotności. A tutaj, tutaj było za spokojnie! Wesoły,
pomarańczowy zachód, a więc jeszcze dzień. Te drzewa, na których pełno było
zielonych liści. I to niebo, krystalicznie czyste i niebieskie, jak… oczy
młotka.
Sasuke upadł
na kolana i zaniósł się głośnym płaczem. Zatkał usta ręką, próbując powstrzymać
szloch.
Krajobraz nie
mógł być smutny i ponury, ponieważ sam Uzumaki nigdy taki nie był. Naruto był
właśnie tym, co Sasuke dostrzegał wokół siebie tego wieczora. Żywy jak liście,
pomarańczowy jak słońce i jego oczy – czyste jak niebo.
Właśnie w ten
sposób Uzumaki chciał mu dać do zrozumienia, że umarł naprawdę.
***
Sasuke
siedział na podłodze w pokoju hotelowym, zerkając przez balkon na pobliski plac
zabaw. Była chwila po północy, więc żadne dziecko nie bawiło się już w piaskownicy.
Było ciemno i pusto. Dokładnie tak, jak w sercu Sasuke.
Nie można było
tego samego powiedzieć o jego głowie. W niej panował chaos. Tyle myśli, że
Uchiha nie potrafił ich rozdzielić i zrozumieć. Jak gdyby ktoś posadził go w
sali, w której puszczano koło setki filmów na raz na niewielkich monitorach.
Były zbyt małe, by mógł coś na nich dostrzec, a jednocześnie było ich zbyt
wiele, by potrafił je wszystkie omieść wzrokiem. Obrazy migały, odbierając
rozum. Nie od dziś wiadomo, że telewizja ogłupia i zabija zdrowy rozsądek.
Dlatego Sasuke
jeszcze przed zamknięciem wszystkich sklepów, zdołał kupić łopatę. Nie byle
jaką, bo porządną łopatę. Nie miał doświadczenia w kopaniu dziur i właśnie dziś
zamierzał go trochę zdobyć. Za jakąś godzinę, kiedy już będzie miał pewność, że
o tej porze nie zastanie nikogo na cmentarzu.
Mężczyzna już
tak naprawdę nie wiedział, w co wierzy. Nagrobek niewątpliwie był prawdziwy.
Naruto, z którym widział się dwa tygodnie temu również. Ktoś musiał tutaj kłamać.
A Sasuke zamierzał się dowiedzieć, kto taki.
***
Jak wyglądało
ciało po ośmiu latach od śmierci? W jakim stanie rozkładu było? Tego Sasuke nie
wiedział. Nie miał nawet zamiaru szukać na ten temat informacji, zdając się na
instynkt. Nawet jeżeli zastanie w trumnie tylko kości, był przekonany, że
rozpozna czy należą do byłego przyjaciela.
Tak, gdyby był
sobą, dawno wyśmiałby ten pomysł. To było nielogiczne, już nawet pomijając sam
plan wykopania zwłok. Jednak póki kierowała nim ta część, która od niedawna
identyfikowała się z Uzumakim, myślenie przestało mieć znaczenie.
Nie wiedział,
jak długo kopał. Pomimo panującego w nocy chłodu, czuł pot spływający po całym
ciele. Grzywka przylepiła mu się do czoła, dłonie co rusz wycierał o materiał
spodni. Kopał zawzięcie, nie zwracając uwagi na otoczenie. Kiedy po raz
pierwszy zahaczył łopatą o trumnę, zdwoił wysiłki.
Był w połowie,
kiedy z cmentarza zgarnęła go policja.
***
Siedział w
celi, pustym wzrokiem wpatrując się w podłogę. Godzinę temu na posterunku
zjawili się jego rodzice, jednak odmówił widzenia. Najwyraźniej oni jeszcze nie
wiedzieli, co się stało. Gdyby poznali powód zatrzymania, w życiu by tu nie
przyszli.
– Rodzina jest
zawsze najważniejsza, prawda? – szepnął do siebie Sasuke, splatając dłonie. –
Jest, dopóki jej postępowanie nie zagrozi reputacji reszty.
Uchiha nie
miał wątpliwości, że ojciec wyprze się go przy pierwszej możliwej okazji.
Sąsiedzi i tak będą gadać, jednak dopóki było co ratować, należało się wycofać.
Lada dzień wszyscy się dowiedzą, że Sasuke jest szalony, a Fugaku już od dawna
zastanawiał się, czy nie wysłać go do zakładu dla obłąkanych.
Cóż, miał
trochę racji.
***
– Dlaczego to
zrobiłeś? – spytał Itachi, kiedy już znaleźli się w jego mieszkaniu.
Sasuke
wzruszył ramionami i postawił swoje bagaże przy drzwiach. Itachi zacisnął
szczękę, przyglądając się obojętnej minie brata.
– W
poniedziałek czeka cię parę testów i rozmowa z psychologiem. Postaraj się
dobrze wypaść.
Nie
odpowiedział. I nie zamierzał się odzywać do żadnego lekarza. W ogóle
nie planował się komukolwiek tłumaczyć. Nawet Itachiemu. Chociaż starszy brat
go o nic nie pytał. Liczyło się dla niego tylko to, by dobrze wykonać swoją
pracę. A to, że w tej chwili przypadła mu obrona brata, nie miało znaczenia.
Mimo to Sasuke wcale się nie łudził. Itachi się od niego nie odwrócił tylko
dlatego, że na tym polegała jego praca.
– Jesteśmy
rodziną – powiedział w pewnym momencie starszy, jakby czytając w jego myślach.
Ach, więc to
tak. Pozwolił mu u siebie mieszkać, ponieważ tak został wychowany. Nie dlatego,
że młodszy brat cokolwiek dla niego znaczył.
Sasuke zamknął
się w swoim nowym pokoju, próbując odciąć się od reszty świata. Naruto był.
Naruto go kochał. Naruto go opuścił. Sasuke został sam i brakowało mu tej…
miłości? I teraz usilnie szukał jej u brata, którego przez całe życie miał
gdzieś. Pięknie.
***
Trochę mu
zajęło uświadomienie sobie, co też chciał mu tak naprawdę podarować Uzumaki. Bo
czy nie było tak, że właśnie ponownie odnalazł swoje człowieczeństwo?
Odkąd porzucił
przyjaciela, nie czuł nic. Stłumił wszystkie emocje, kierując się tylko tym, co
właściwe i korzystne. Nie miewał chwil słabości, chyba że chodziło o filiżankę
kawy. Ludzie nigdy nie znaczyli dla niego specjalnie wiele, a jednak po tym
wydarzeniu zupełnie przestał sobie nimi zawracać głowę. Czy gdyby był świadkiem
wypadku, rzuciłby się na pomoc? Nie miał na to czasu i jeszcze by się ubrudził.
Teraz
przypomniał sobie, co znaczyło naprawdę czuć. Był pewien, że zwariował.
Tęsknił, bał się, pragnął. I chyba to bolało go najbardziej.
***
Szansa na
zmianę pojawiła się niebawem. Uzumaki zapewne nazwałby ją zmianą na lepsze,
jednak dla Sasuke był to tylko kolejny cios.
Odkąd rozstał
się z Sakurą i sprzedał ich dom, oddając jej część pieniędzy, nie widział jej
ani razu. Swoje seksualne potrzeby postanowił zaspokajać ręcznie, więc nie była
mu już do niczego potrzebna. Jej rola w jego życiu się skończyła.
Kiedy Sasuke
dostał od niej pierwszy list, skrzywił się z niesmakiem, a jednak zdecydował się
go przeczytać. Nie był długi. Sakura prosiła go o kontakt, ponieważ… była w
ciąży.
Naruto
powiedziałby, że dla Sasuke była to szansa na normalne życie. Skoro na powrót
czuł jak każdy normalny człowiek, to co stało na przeszkodzie, by nie spróbować
tego wykorzystać? Mógł przecież… spróbować zakochać się w Sakurze. A nawet
jeśli nie, to pokochać przynajmniej swoje własne dziecko.
– Miałbyś dla
kogo żyć, Sasuke. – Niemal słyszał słowa blondyna. I niemal widział jego
uśmiech. I niemal… zwymiotował na tę myśl.
Żadnego listu
więcej nie otworzył. A Itachi się nie wtrącał, tylko sporadycznie powtarzając
mu, by wziął się w garść.
Sasuke już ani
razu nie odstawił takiej histerii, jak w dniu, kiedy dowiedział się o śmierci
Naruto. Popadał w swoją obsesję po cichu. W głowie. Czasami zdawało mu się, że
czuł zapach Uzumakiego. Że ciepła dłoń musnęła jego policzek. Innym razem
zdawało mu się, że ktoś siada tuż obok na jego materacu. Że szepcze coś do
ucha. Ale Sasuke słyszał tylko krzyk. Nieustający wrzask, który nasilał się w
jego głowie.
***
Kiedy taki
człowiek sukcesu, jak Uchiha Sasuke sięgnął dna?
Sasuke
spojrzał ponownie na równiutko ułożone koperty. Ta ostatnia… był w stanie się
założyć, że był to wynik USG. Koperta była w końcu dość pokaźna, a Sakura
raczej nie bawiłaby się w pisanie tak długich listów. Chociaż brunet nigdy się
przed nią nie otworzył, nie ulegało wątpliwości, że trochę go jednak znała.
W jego głowie Naruto szeptał, by stanął na nogi.
A jeżeli
Uzumaki wciąż mieszkał gdzieś głęboko w nim…
To powinien
znaleźć w sobie jego legendarną odwagę.
Sasuke wziął
głęboki oddech. Czuł napływ sprzecznych emocji. Emocji należących do niego i
tych, które niezaprzeczalnie pochodziły od Uzumakiego.
Naruto wciąż
żył. Był bez przerwy w jego sercu i co jakiś czas szeptał mu, co powinien dalej
robić. A Uchiha już nie weryfikował, czy to się działo naprawdę, czy był to
kolejny przejaw ogarniającego go szaleństwa.
Szukał złotego
środka, starając się nie popadać w skrajności i coraz lepiej mu to wychodziło.
Nie był już tym samym Sasuke. I choć w jego głowie mieszkał teraz i Naruto –
nim również nie był. Był teraz Sasunaru. Albo Narusasu. Chociaż był sam jeden,
tak naprawdę było ich dwóch.
– Itachi! –
krzyknął po chwili, odwracając się na krześle w stronę drzwi do pokoju brata.
Starszy Uchiha
pojawił się po chwili, krzyżując ręce na piersi i ze znudzonym wyrazem twarzy
czekał, aż brat kontynuuje.
– Mógłbyś…? –
spytał Sasuke, wyciągając w jego stronę dłoń z kopertami.
Itachi spojrzał
najpierw na różową papeterię, a później na młodszego brata. Skinął głową,
wyjmując listy z jego rąk. Sasuke czując, że nie może usiedzieć w miejscu, wstał
i oparł się plecami o ścianę, tupiąc ze zdenerwowania nogą.
Starszy Uchiha
otwierał po kolei każdą kopertę i przeglądał jej zawartość z lekkim uniesieniem
brwi. Kiedy skończył, wyciągnąć dłoń, by oddać je bratu.
– Co tam jest?
– dopytywał Sasuke, nie przyjmując wyciągniętych w jego stronę papierów.
– Ta
dzisiejsza, to USG. Te dwie poprzednie, cóż, uważam, że sam powinieneś je
przeczytać.
– Skoro ty już
to zrobiłeś, to możesz mi streścić.
– To było
dosyć osobiste.
– Jakie to ma
znaczenie, skoro i tak już to przeczytałeś? – warknął Sasuke, marszcząc brwi. –
Po prostu powiedz.
– Ma
znaczenie. Jako prawnik niejednokrotnie miałem wgląd w cudzą korespondencję.
Nie oznaczało to jednak, że mieszałem się w sprawy osobiste klienta, bardziej,
niż wymagałaby tego sytuacja.
– Nie pieprz!
– Sasuke nie wytrzymał i wyrywając mu z ręki koperty, cisnął nimi na drugi
koniec pokoju. – Nie jestem twoim klientem! Jestem twoim… twoim…
– Jesteś moim
młodszym bratem – dokończył spokojnie Itachi.
W następnej
chwili wpadli sobie w ramiona, obejmując się ciasno. Itachi gładził brata
uspokajająco po plecach. Ramiona Sasuke drżały, a koszula Itachiego z każdą
chwilą stawała się bardziej wilgotna.
Po raz pierwszy
Sasuke tak naprawdę zrozumiał, co znaczy mieć brata.
– I nigdy nie
pozwolę, byś został z tym wszystkim sam – szepnął mu pewnego razu Uzumaki,
kiedy siedzieli późną nocą sami w jego pokoju. – Jeśli nie będę mógł być przy
tobie osobiście, załatwię zastępstwo.
Wtedy Uchiha
nic na to nie odpowiedział. Bo co miałby? Nawet nie do końca rozumiał, co
Naruto miał na myśli. Teraz jednak słyszał, jak blondyn kończył myśl w jego
głowie:
– Nie jestem
jedynym, który cię kocha. Nie jestem jedynym, którego odrzuciłeś, bo przerosły
cię własne uczucia. Jest ktoś jeszcze. I ten ktoś zaopiekuje się tobą, kiedy ja
nie będę w stanie.
Sasuke otarł
łzy wierzchem dłoni i się roześmiał. Nie smutno, nie histerycznie. Chyba
właśnie poczuł się szczęśliwy. Itachi zacisnął mocniej dłonie na jego plecach,
dodając mu otuchy. Właśnie przestał być sam. Zyskał brata.
Oż cholera. Daj mi chwilę, bo płaczę. Już z początku miałam przeczucie, że Naruto nie żyje, później ten porzegnalno-podobny telefon i cała reszta a ja ryczę. Leżę w łóżku i płaczę, przyciskając twarz do poduszki by nie buchnąć histerycznym wrzaskiem. To wszystmo, te emocja.. ja.po prostu nie wytrzymałam. To był najzajebistrzy one-shot jaki czytałam. Aż nie mogę przestać płakać... i ta scena co Sasuke zaniósł się płaczem nad nagrobkiem.. faken szit T_T
OdpowiedzUsuńA tak.. moja dusza antropomologa sądowego się odezwała. Ciało po ośmiu latach rozkładku jest w różnym stadium uszkodzone. Wszystko zależy również do miejsca w jakim jest pochowane, jednak w tym przypadku weźmy klimat opisany. Typowo polski mimo wszystko. Zaczynając od rozkładu tkanek, z czego nie powinny już zostać widoczne organy wewnętzne, poprzez ukazanie się kości, które w niektórych miejscach wciąż byłyby okryte minimalnym cząstkami tkanki... japierdole o czym ja tu piszę >Г< dobra, już się uspokoiłam, i jestem w normie. Naprawdę, to było piękne!
Kocham te opowiadanko!
BRAWO!!!
OdpowiedzUsuńAż mi łzy poleciały. Już strasznie smutno mi się zrobiło, gdy Sasuke płakał nad grobem Naruto, a popłakałam się, gdy przytulił się do Itachiego. Strasznie świetne opowiadanie. Sceny między Sasuke a Naruto takie naturalne. Szkoda, że mieli tak mało spotkań.
OdpowiedzUsuń*////* nie mam pojęcia co tu napisać.... wow ^-^
OdpowiedzUsuńChyba tylko na tyle mnie stać :D Megaa !!
Weny ci życzę :*
Jak będziesz miała czas to zapraszam do mnie :* Prowadzę go od niedawna wiec nie jest tak super ale może coś się tam da przeczytać XD
http://opowiadanie-sasunaru.blogspot.com/
Mam nadzieje że nie będziesz zła ze dałam tutaj swój blog ;-;
*////* nie mam pojęcia co tu napisać.... wow ^-^
OdpowiedzUsuńChyba tylko na tyle mnie stać :D Megaa !!
Weny ci życzę :*
Jak będziesz miała czas to zapraszam do mnie :* Prowadzę go od niedawna wiec nie jest tak super ale może coś się tam da przeczytać XD
http://opowiadanie-sasunaru.blogspot.com/
Mam nadzieje że nie będziesz zła ze dałam tutaj swój blog ;-;
Mocne. A ja nikomu tego nie mówię, a już na pewno nie przy yaoi.
OdpowiedzUsuńPodczas czytania wiele razy przychodziło mi do głowy, że Naruto jest duchem, jest śmiertelnie chory i zostało mu kilka dni życia, albo planuje samobójstwo, choć to ostatnie mi do niego tak bardzo nie pasuje... pomyślałam w pewnej chwili nawet, że jest jakimś psychopatą i chce zniszczyć Sasuke za to, że ten go zostawił. Tymczasem on niszcząc wszystko, tak naprawdę naprawił jego życie. O ile dobrze zrozumiałam końcówkę.
Miałam napisać tylko "mocne", podpisać się i wysłać, ale cóż... czytałam to wczoraj do pierwszej w nocy, a dziś dalej trzęsą mi się ręce, gdy komentuje. Ja nie płaczę. Nigdy i na niczym.
Jeszcze co do tekstu. Nie wyobrażam sobie, że Sasuke wraca do Sakury. Nie po tym, jak o niej myślał. Ciekawi mnie też, jak zginął Naruto. Samobójstwo, jak już mówiłam nie pasuje do niego, a wypadek, czy choroba są zbyt... zwyczajne, oklepane... Ile oni, w ogóle mają lat gdy to się dzieje? Chyba nie ma podane.
Żal mi było Sasuke cały czas, mimo, że zachowywał się jak taki dupek. Jak już do mnie dotarło, że Naru naprawdę nie żyje, bałam się, że Sasu na końcu się zabije, albo popadnie w taką depresję, że lepiej chyba, żeby to zrobił. Dziękuję ci, że zakończyłaś to inaczej, bo bym nigdy tobie nie wyłączyła złego zakończenia.
Z jednej strony rozumiem, czemu dodajesz tak rzadko. Coś tak dobrego nie może powstać w tydzień, bo wtedy nikt nie czytalby tych słabszych tekstów. Ale z drugiej strony mam ochotę dowiedzieć się, gdzie mieszkasz i stać podczas twoim domem jak taki duch, aż wrzucisz tu coś nowego.
Mam przez ciebie traumę.
Weny
ZU.
P. S. Znalazłam kilka literówek i powtórzeń, ale już ich nie pamiętam, więc wspominać nie będę.
Ja nie potrafię pisać pięknych komentarzy. Chciała bym bardzo ubrać w słowa, jak mnie ten tekst poruszył, ale nie jestem w stanie. Chciała bym napisać tak wiele, ponieważ nigdy nie czytałam czegoś podobnego. Nigdy nie czytałam o kimś, kto tak bardzo zatracił sie w swoim umyśle. Nawet nie przeszkadzała mi Sakura, tak ją przedstawiłaś, że momentami robiło mi się jej żal. Taki skurwiel z Sasu... Ale, bądz co bądz był nieszczęśliwy. Jednak najbardziej wstrząsające dla mnie było jego zachowanie. Jego ucieczka, od tego co było, ze strachu przed tym, co powiedzą inni. Zdarza się to nawet w realnym życiu. Robimy coś czego tak na prawdę nie chcemy i w cale, a w cale nie mamy na to ochoty, tylko dlatego, że ktoś nam każe, lub nie chcemy kogoś zawieść. Miałam ochotę go zrugać, kiedy dowiedziałam się już dlaczego tak usilnie unika.
OdpowiedzUsuńDobrze, że nie skończyło się zle, bo sam fakt, że Naruto jednak nie żyje był przytłaczający, chociaż domyślałam się. Było wiele niejasności... Szkoda, że tą swoja miłość Sasuke uświadomił sobie tak pozno... Kurcze, a mogło być tak pięknie. Na końcu na prawdę się wzruszyłam...Dla mnie to było po prostu piekne. Dobrze, że się przekonał, że nie jest z tym wszystkim sam... ale na prawdę nie wyobrażam sobie jego powrotu do Sakury i udawania przykładnego faceta
Mam nadzieję, że wkrótce dodasz coś równie cudownego. Piszesz świetnie, z malusimi błędami, ale nie mnie się o tym wypowiadać, nie jestem godna.
Życzę dużo, dużo, dużo, ogromnie dużo weny i świetnych pomysłow <3
Pozdrawiam cieplutko.
Tak wgl wpadło mi do głowy, że może Sasu ma schizofrenię paranoidalną, czy coś ;-; Bo czytam ten tekst jeszcze raz i nie mogę oprzeć się wrażeniu, że jemu się tylko wydawało, że jest w pewnych miejscach...nawet w tym mieszkaniu z Uzumakim. Moje pytanie brzmi, gdzie był w takim układzie :o?
UsuńŚwietne. Najlepszy one-shot jaki czytałam. Popłakałam się przy końcówce
OdpowiedzUsuńHej.
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy to moja wina, ale mnie nie wzruszył ten one-shot. Zabrakło jak dla mnie jeszcze kilku wyjaśnień, rozwinięcia fabuły. Uchiha mógł się jeszcze trochę przeciwstawiać, trzymać dumy. Zbyt gładko mu jednak przyszło wskakiwanie do łóżka Naruto. Troszkę mogłaś pociągnąć te jego niezdecydowanie i opór. Więcej rozterek wewnętrznych.
Sam pomysł piękny, troszkę zagmatwany, jednak ciekawy, zapadający w pamięć.
Tak się zastanawiam i muszę Ci oddać, że czułam grozę i takie nadnaturalne zawirowanie. Gdy opisywałaś, że te miejsca 'nie istnieją', czułam wewnętrzny strach o losy Sasuke. Sfiksował i.. Kurczę, to było ciekawe,automatycznie zaczęłam analizować sytuację. Szablonowo poczęłam szukać racjonalnego wyjaśnienia, którego nie ma. Starałam się nazwać, to co działo sie z Uchihą, od razu nadając jego zwariowaniu miano choroby. Ot, schizofremia, stwierdziłam.
Po chwili jednak dałam sobie spokój, bo gdybym myślała w ten sposób, odrzuciłabym to co napisałaś, gdyż nie darzę sympatią osób chorych na choroby umysłu. Dałam sobie spokój, gdyż musiałabym stwierdzić, że mi się to nie podobało, a jest przecież inaczej.
Stylowo jak zawsze dobrze. Ech, no tek Twój shot dał mi do myślenia. Super, wiem jak spędzę dzień.
Pozdrawiam,
Inata Shinjitsu.
I w sumie, jestem na Ciebie zła. I to bardzo xD. Zaczęłam pisać troszkę podobne opwiadanie. Z wykorzystaniem moralności jako przeszkody. I teraz nie wiem, czy wolno mi to dokończyć, hm. Jak myślisz?
UsuńInata.
Witam,
OdpowiedzUsuńtekst jest pop prostu rewelacyjny, ryczę i ryczę... i wciąż ryczę... tak właśnie myślałam, że jest jakimś duchem bo to takie nagłe pojawienie się Naruto po tylu latach... i te zdjęcia, przecież wtedy w ty6m mieszkaniu byli tylko oni... a potem ta rozmowa pożegnalna, i nagle nic... Sasuke ryczący, jeszcze próbujący dokopać się do trumny... ale zyskał brata, to co chciał osiągnąć Naruto.... tekst jest naprawdę fantastyczny, więcej chciałabym takich tekstów...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia