Witam!
Najpierw oczywiście parę słów wstępu, choć może powinnam to nazwać raczej ostrzeżeniem? Rozdział pisany pod wpływem niekoniecznie pozytywnych uczuć, przez co wyszedł jaki wyszedł. Osobiście nazwałabym go dosyć dziwacznym, lecz ktoś mi bliski określił go nawet mianem nudnego, więc wolałam ostrzec ;-) obiecuję, że następny będzie już bardziej hm... konkretny?
Ciesze się, że w końcu zostały mi wytknięte jakieś błędy, których dosyć trudno (przynajmniej mnie) się całkowicie pozbyć. W wolnej chwili przejrzę raz jeszcze wszystkie notki i poprawię to, co wpadnie mi w oko. Na świeżo na pewno będzie łatwiej wszelkie błędy zlokalizować.
Tymczasem zapraszam do czytania
__________________________________________________________
W jego
wyobrażeniach był to deszcz. Ciężkie, zimne krople spływające powoli po
plastikowej tafli. W dotyku wszystko było zimne i śliskie. Mimo, że jego ciałem
wstrząsnęło już wystarczająco wiele dreszczy, nie wyobrażał sobie powrotu.
Lodowate krople zmoczyły mu całe ubranie, nieprzyjemnie dotykając wrażliwej skóry.
Włosy przylgnęły do czoła, deszczowe łzy zaczęły mieszać się z jego własnymi.
Skąd wiedział, że płacze? Powiedziało mu to ciepło, które znikąd zaczęło
ogrzewać jego zmarznięte lico. Przesuwało się wraz z deszczem w dół twarzy,
ostatecznie docierając do szyi, ściekając z niej i tonąc w przylegającej do
ciała koszulce. Na granatowym materiale kończyły swoją podróż, a następne
goniły je, najwyraźniej nie chcąc się rozstawać. Nie słyszał jednak własnego
szlochu, tak, jakby uderzające o ziemię ogromne krople zagłuszały wszelkie
hałasy.
Poprzez łzy
spojrzał na swoją dłoń zaciśniętą na metalowej poręczy. Siedział na szczycie
plastikowej zjeżdżalni. Zdążył zarejestrować jedynie jej lekkie drżenie, zanim
obraz przed oczyma ponownie się zamazał. Kolejne przetarcie oczu, spowodowało
ich lekkie pieczenie. Mimo to nie potrafił przestać. Nie był w stanie się
opanować od ich ciągłego pocierania, tak, jakby miały przez nadmiar płynu
zatonąć. Wiedział, że to nie prawda, lecz postanowił z tym walczyć, by ocalić
zamazany obraz. Nie było bowiem dla sześciolatka nic gorszego, niż strach,
deszcz, samotność i niesprawny wzrok spowodowany nadmiarem łez napływających do
oczu. Tracąc kontakt z rzeczywistością wpadał w jeszcze większą panikę.
Wiedział, że nie powinien. Zdawał sobie sprawę z tego, że ręce miał brudne od
błota i rdzy znajdującej się na metalowej poręczy. Wszystko to, znajdowało się
teraz na jego małej, dziecięcej twarzy i choć z całych sił starał się
przecierać oczy wierzchem dłoni, już czuł w prawym oku obecność ciał obcych, co
wcale nie poprawiało jego obecnej sytuacji.
Chłopczyk znał
własne ciało już wystarczająco dobrze, by wiedzieć, co go po tym wyskoku czeka.
Był chorowity odkąd tylko pamiętał. Wydawało mu się, że spędził w łóżku z
wysoką gorączką większą część swojego życia. Był jednak na tyle młody, że
pamięcią nie był w stanie sięgnąć wyjątkowo daleko. Jednak każdej myśli o
życiu, towarzyszyła wizja łóżka i ogarniającej go przez większą część dnia
samotności. Po prostu leżał. Leżał i patrzył, i czekał, aż ten z pozoru czarny
świat w końcu się obudzi i do jego pokoju zawita życie. Słońce wpadało do niego
w tylko jednej postaci. Zasłonięte w pokoju żaluzje stanowiły swojego rodzaju
świętość, więc nie należało ich ruszać. Odrobina ciepła i radości wpadała do
niego pod postacią starszego brata. Jedenastolatek przychodził do niego tuż po
szkole, zabawiając rozmową o tym, czego się nowego w niej nauczył i organizując
mu czas.
***
Sasuke
pamiętał dokładnie ten moment. W pokoju panował półmrok, on leżał szczelnie
owinięty swoją czerwoną, puchatą kołdrą. Granatowa lampka na stoliczku nocnym
była zgaszona, a obok niej stał jedynie kubek z gorącą herbatą i paczka
zamkniętych chusteczek. Nie miewał zbyt wielu zabawek, a w dzień taki jak ten
matka zabierała mu wszystkie, tłumacząc, że musi się najpierw wykurować, a
siedzenie na zimnej podłodze mu w tym nie pomoże. Pokój chłopca był więc
całkowicie wysprzątany i pozbawiony wszystkich przedmiotów, sprawiających mu
jakąkolwiek radość. Matka bywała surowa, szczególnie, kiedy któryś jej dwóch
synów chorował. Chodziła podenerwowana przez cały ten czas, bardziej jednak zła
z powodu przymusowego wolnego od pracy, niż z powodu niedyspozycji dziecka. W
głębi serca oczywiście się martwiła, nie ukazując tego jednak. Sasuke było
niesamowicie przykro z tego powodu przez połowę każdego dnia. Połowę, ponieważ
powrót Itachiego ze szkoły rozbudzał na nowo jego dziecięcą radość, dzięki
której w mig zapominał o chorobie i samotności, ciesząc się obecnością brata.
Najpierw
słyszał ciche szuranie, a kiedy po domu
rozległ się dźwięczny głos matki nawiązujący do lekcji, serce zaczynało mu
walić w piersi jak oszalałe. Spinał się i nie odrywając wzroku od drzwi, czekał
na ten moment. Minęła pierwsza minuta, druga, czasami mijały i trzecie, lecz
zawsze w końcu klamka zaczęła powoli opadać w dół, czemu towarzyszyło powolne
ustąpienie drzwi. Do pokoju wdarło się odrobinę światła, lecz nie ono było tak
niezwykłe ważne. Sasuke skupiał się na sylwetce, która stała w drzwiach,
nieśmiało zaglądając do środka, chcąc się upewnić, że swoją obecnością nie
będzie przeszkadzać. Chłopiec wiedział, że Itachi po prostu nie chciałby go
obudzić. Wiedział to tak dobrze, że choćby był nie wiadomo jak zmęczony, nie
byłby w stanie zasnąć. Tej chwili wyczekiwał przez cały dzień i nie wybaczyłby
sobie, gdyby jakimś cudem ją przegapił, a starszy brat widząc, że zmorzył go
sen, odpuściłby sobie dzisiejszą opowieść i powrócił do siebie.
Starszy z
chłopców widząc uśmiechnięta twarz brata i jego błyszczące w zainteresowaniu oczy,
sam automatycznie przywoływał błogi wyraz twarzy i wchodził do pomieszczenia.
Wszystko odbywało się zawsze według określonego schematu. Zawsze tak samo,
jakby czynności tych nie można było urozmaicić. Brak zmian, brak momentu
zaskoczenia, jak gdyby całość działa się w po raz któryś z kolei czytanej
powieści. Niezależnie od momentu, od chwili w której śledziło się z uwagą
ponownie te same linijki tekstu, treść nie ulegała zmianie. Obraz zyskiwał na
wyrazistości. W trakcie trwania poszczególnych scen, można było dostrzec
szczegóły, na które wcześniej nie zwróciło się najmniejszej uwagi. Inny czas,
różne momenty w życiu, lecz ten sam film, obraz, sceneria, tylko bohaterowie
rośli z seansu na seans.
Itachi
podchodził do łóżka młodszego brata, zapalał lampkę na stoliczku i uśmiechał
się do chłopca szczelnie owiniętego pościelą. Sasuke odsuwał się na bok i odchylając
nieco kołdrę, składał mu niemą prośbę. Jedenastolatek wsuwał się pod nakrycie,
po czym obejmował młodszego chcąc go dodatkowo ogrzać własnym ciałem. Sasuke
zaczynał zawsze od obwąchania lśniących, z każdym dniem dłuższych włosów
chłopca, przy okazji komplementując je na głos i prosząc, by nigdy ich nie
ścinał. Następnie odsuwał się na odległość, z której mógł dobrze obserwować
spokojną twarz Itachiego. W tejże chwili rozpoczynała się opowieść. Historie o
życiu, o książkach, filozoficzne przemyślenia jedenastolatka. Sasuke był bardzo
dobrym słuchaczem, a to o czym opowiadał brat, zawsze sprawiało mu wiele radości,
nawet wówczas, gdy brunet mówił o czymś, czego pięciolatek za nic nie potrafił
zrozumieć. Wszystkie te kwestie, niezależnie od tego, czy dotyczyły szkoły, do
której jeszcze nie chodził, czy świata ogólnie. Chłopiec chłonął każde jego
słowo, zachowując głęboko w pamięci mądrości, którymi dzielił się z nim brat.
Wszystko to
kończyło się w chwili, w której do domu wracał ojciec, czasem niemal siłą
odciągając Itachiego od chorego brata i zaganiając do lekcji. Pięciolatek pozostawał
zupełnie sam do końca dnia, tylko czasem odwiedzany przez matkę, która co jakiś
czas sprawdzała mu temperaturę, przynosiła coś do picia bądź jedzenia. Jedyne,
co odróżniało końcówkę dnia, od jego początku, to zapalona, nieustannie
znajdująca się na stoliku, lampka. Sasuke wpatrywał się w nią, wspominając
obecność brata i przypominając sobie każde słowo, które padło tego dnia w tym
pokoju. Wpatrywał, rozmyślał i tęsknił, dopóki matka nie zjawiała się każąc mu
spać, przy okazji gasząc jedyne źródło światła. Pięciolatek ponownie znajdował
się opuszczonym przez życie pokoju.
***
Kurczowo
trzymał się barierki, gibał się w przód i w tył, powtarzając wyuczone na pamięć
sentencje. Starał się odnaleźć w nich sens i ukojenie. Zrozumieć, uspokoić się
i zapamiętać, jak do tego doszło. Choćby w niewielkim stopniu ogarnąć, czemu
służyć ma ten świat. Dlaczego musi żyć tak, jak w kółko powtarza matka? W
głowie niesamowicie mu huczało. Słyszał wiatr, szum morza, którego nigdy nie
widział, słyszał cichy szept brata, który dzielił się z nim każdym swoim
przemyśleniem. Z czasem zaczął pojmować więcej, niżby w tym wieku chciał.
Rozumiał więcej, przyswajał i analizował. Ogarnęły go wszystkie wątpliwości,
które od jakiegoś czasu towarzyszyły już Itachiemu, do których dołączyły jego
własne, przerażając go jeszcze bardziej. Na właśnie te, całkowicie osobiste,
nie miał gotowej odpowiedzi. Nie było niczego, co mogłoby je rozwiać bądź
potwierdzić. Po prostu były. Kłębiły się w jego głowie, dostarczając coraz to
nowych i doprowadzając go do szaleństwa. To, co opowiadał mu Itachi zmieniło
wszystko. Każda ta historia była niesamowicie interesująca, wciągająca, lecz
jednocześnie tak niezwykle przejmująca i zmuszająca do myślenia.
Sasuke wraz z
pierwszymi niepokojącymi objawami powinien zrezygnować. Wiedział to wszystko
tak doskonale, był całkowicie świadom, lecz nie potrafił tego zrobić. Nie
potrafił powstrzymać rosnącej z każdym dniem fascynacji i dał się pochłonąć
przez ten obłęd, wiedząc, że może nie być już ratunku. Prosił o więcej, błagał
Itachiego, by powiedział mu wszystko. I choć czuł się przez to znacznie gorzej,
nie widział już innego rozwiązania, jak tylko oddać się temu i żyć z tą
świadomością.
W głowie
zaszumiało mu na tyle, że odruchowo zasłonił uszy, starając się powstrzymać to
uczucie. Jednak dźwięk, który próbował rozsadzić jego mózg nie pochodził z
zewnątrz. Wszystko to działo się gdzieś głęboko w nim, nie pozwalając mu dalej
spokojnie funkcjonować. Jakby cały świat zmówił się przeciwko niemu, chcąc go
zniszczyć. Za dużo wiedział, zdecydowanie za dużo. To było za wiele,
zdecydowanie za wiele jak dla przeciętnego sześciolatka. Choć czy sam ten fakt
nie świadczył o nim zupełnie inaczej?
– Sasuke, już
w porządku. – Usłyszał głos gdzieś z dołu. Następnie rozległo się ciche skrzypienie
stopni, prowadzących na szczyt zjeżdżalni.
I tym razem
było tak samo. Przejmujący chłód i poczucie samotności opuściło go wraz z
ciasno obejmującymi go ramionami brata. Długie włosy Itachiego, związane z
luźny kucyk opadły na jego ramiona. Mimo oczu, które wciąż pełne miał słonych
łez, mimo rozmazanego obrazu, on widział. Doskonale widział, jak zadbane były i
jak błyszczały zdrowym, niewymuszonym blaskiem.
– Póki
jesteśmy razem, wszystko będzie dobrze. – Przy jego uchu rozległ się cichy
szept dwunastolatka, którego gorący oddech owiał zmarznięta skórę szyi
młodszego chłopca. – Jesteśmy wyjątkowym rodzeństwem, pamiętaj o tym.
Uzupełniamy się, potrzebujemy, by to wszystko przetrwać. Nie pozwolę, by
kiedykolwiek któryś z nas miał zostać z tym sam. Obiecuję ci to, Sasuke.
***
Dochodziła
godzina druga, a on był zaledwie na etapie luźnego szkicowania. Było to
niezwykle dziwne, biorąc pod uwagę fakt, że zazwyczaj z początku nie zwracał
zbytniej uwagi na detale, przywiązując do nich większą wagę dopiero podczas bardziej
zaawansowanego etapu pracy. Szczegóły, to było coś, co można było nanieść w
dowolnym momencie. Szkic miał być zaledwie zarysem, nie musiał więc zawierać
wszystkiego tego, co chciał by rysunek w sobie miał. Tym razem jednak bał
się. Zdecydowanie zbyt mocno obawiał się, że myśl przeminie, a jemu ulecą z
głowy wszelkie szczegóły. Myśl, że mógłby zapomnieć, towarzyszyła mu od samego
początku tej pracy. Przerażała i mobilizowała, narzucając przerastające go
tempo. Wielokrotnie musiał zaczynać od początku, gdyż przez pośpiech zniszczył
to, co udało mu się stworzyć do tej pory. Mechanizm ten przypominał mu własne
życie, a wizja ta jedynie bardziej go dobijała. Jakkolwiek by się nie starał,
świat zawsze legł w gruzach, a cały ten wysiłek, który włożył w osiągnięcie choćby
niewielkiego sukcesu, szedł na marne.
Sasuke musiał
przyznać to przed samym sobą, on po prostu się poddał. Tego wszystkiego
nałożyło się już na siebie zdecydowanie za wiele, by mógł walczyć dalej. Życie
- jego przeciwnik numer jeden - wyrobił sobie miażdżącą przewagę, nie
pozwalając brunetowi nawet zwyczajnie wystartować. Każdej próbie towarzyszyło
kolejne rozczarowanie i zwątpienie w jakikolwiek sens tej żałosnej egzystencji.
Potrząsnął
głową, starając się wyzbyć wszystkich tych myśli. Następnie przeczesał ręką
włosy i spojrzał nieufnie w kierunku kartki. Kolejna sztuka papieru była na
granicy zarysowana nadmierną ilością delikatnych kresek. Papier lepszej jakości
pozostał zaś wyłącznie cichym marzeniem, które prawdopodobnie nigdy nie miało
się spełnić. Sasuke oszczędzał na wszystkim, na czym tylko się dało. Mógłby zrobić
sobie co prawda mały prezent urodzinowy, lecz zwyczajnie nie chciał. Samo
pamiętanie o tym dniu, powodowało ciarki na jego bladych plecach.
Starając się zapanować nad drżeniem dłoni,
przeciągnął suchym pędzlem całkiem śmiało po papierze, w celu delikatnego
rozmazania ołówka. Zatrzymał się w odpowiednim momencie, odrywając rękę od
kartki. Przez chwilę przyglądał się swemu dziełu, po czym nieco zmieniając
koncepcję obrazu, zaczął mieszać kontury i cieniowanie. Ze wszystkich możliwych
rodzajów jesieni, musiała wygrać akurat ta. Pora brzydka, ponura, czasem
zdarzało się, że i deszczowa. Błoto, wilgotne zimne powietrze, szerząca się
wokół depresja.
Z każdą chwilą
prace postępowały sprawniej. Ciemne oczy nabrały niespodziewanego blasku, dłoń
poruszała się coraz sprawniej i precyzyjniej. Myślami był gdzieś daleko,
wszystko działo się poza jego świadomością. On po prostu rysował, zupełnie o
tym zapominając. Ręka poruszała się automatycznie, rejestrowała efekty,
zmieniała wizję, poprawiała. Sam Sasuke jakby nie miał o tym pojęcia, o czym
świadczył jego nieodgadniony wyraz twarzy i nieobecny wzrok. Wydawać by się
mogło, że czuł się w tej chwili szczęśliwy, że czerpie z tego radość. Były to
jednakże wyłącznie spekulacje. Wraz z ukończeniem pracy, oczy zaszły znajomą
mgiełką obojętności, ręce zaś opadły wzdłuż ciała, smętnie zwisając. Rozbiegany
wzrok rejestrował każdą, nawet najmniejszą kreseczkę, analizując, czy jej
istnienie okazało się konieczne. W grę weszła ocena wszelakich odcieni. Czy aby
na pewno zacieniowania te idealnie ze sobą współgrały? Gdy wzrok chłopaka
spoczął na samym centrum rysunku, wyraz jego twarzy odzwierciedlał szczery
smutek. Długi czas wpatrywał się w uśmiechniętą twarz, której nigdy nie
zapomni. Obraz ten wyrył się w jego pamięci tak bardzo, że potrafił odtworzyć w
tym momencie nawet najdrobniejsze detale. Doskonale pamiętał wszystko, od
stroju zaczynając, na szerokości uśmiechu kończąc. Był dokładnie taki sam, jak
tamtego dnia. Przymrużone oczy, łagodny wyraz twarzy, miłość mieszcząca się w
zaledwie jednym, delikatnym uśmiechu. Zachował każdą, nawet najdrobniejszą
krzywiznę twarzy.
Gdyby chwycił
akurat kartkę i długopis, prawdopodobnie napisałby o tym, jak bardzo pęka mu w
tej chwili serce. O strumieniach gorącej krwi, które zalewają jego duszę,
piekąc i drażniąc, kiedy on nie był w stanie się podrapać, przynosząc sobie
chociaż chwilową ulgę. To wszystko bolało tak bardzo, że nie miał nawet
pojęcia, jak mógłby to światu ukazać. Choć skryty, czasem miał ochotę
wykrzyczeć to wszystko. Wrzeszczałby tak głośno, by usłyszał go cały świat,
calutki. Krzyczał, dopóki ktoś nie udzieliłby pomocy. Krzyczał i modlił się, by
to się wreszcie skończyło.
Odłożył pędzel
na bok i postanawiając dać odpocząć chorej nodze, przysiadł na rogu niewielkiej
kanapy. Na dworze zaczęło się już przejaśniać. Kiedy blade światło, poczęło
zalewać pomieszczenie, dopiero zauważył ile w namalowanej przez niego twarzy
było smutku i upiorności. I tym razem się nie udało. Mimo starań, uśmiechnięta
twarz Itachiego przypominała mu jedynie oblicze trupa.
***
W porównaniu z
ostatnimi dniami, ten zapowiadał się wyjątkowo przyjemnie. Temperatura skoczyła
nieco w górę, słońce wyłoniło się zza nieskazitelnie białych chmur. Blask
promieni słonecznych odbijał się od
świeżego śniegu. Biały puch zalegał niemalże wszędzie. Mimo iż ulice i większe
chodniki zostały dokładnie oczyszczone, wszelakie boczne uliczki oraz alejki parkowe
wręcz tonęły pod jego ciężarem. Cóż się jednak dziwić, skoro padało niemalże
przez cała noc.
Szczupła dłoń
sięgnęła pod poły płaszcza, dosięgając komórki i nieco ściszając dźwięk w
odtwarzaczu MP3. Następnie ponownie pokierowała się do kieszeni, poszukując
źródła poprzedniego ciepła. Rękawiczki niewiele pomagały, mimo iż było dziś
wyjątkowo sucho, przez co mróz nie dawał się tak mocno we znaki.
Wszystko wokół
ucichło, piosenka skończyła się. Następne na liście było The Unforgiven. Nie minęła chwila, kiedy popłynęła dobrze znana
melodia, choć zdecydowanie nienależąca do ulubionych. Właściwie, to nigdy
specjalnie nie przepadała za Metallicą. Słuchania tego utworu nauczyła się od
niego. Dość często zdarzało się, że gdy postanawiała złożyć mu wizytę, w
głośnikach leciała akurat ta melodia. Nie miała pojęcia, ile ta piosenka może
dla niego znaczyć, skoro uparcie, w kółko jej słuchał. Podejrzewała jednak, że
dosyć wiele i musiało to dotyczyć spraw możliwie najbardziej osobistych, skoro wyłączał zawsze, gdy tylko pojawiała się
na horyzoncie, tak jakby poprzez słuchanie mogła się wszystkiego domyślić. Nie
była zbyt dobrze obeznana w ludzkich uczuciach, jednak mimo to zdołała
zrozumieć, że w jej towarzystwie podczas słuchania czuł się bardzo nieswojo. I
choć nigdy nie miała okazji przesłuchać w całości tego utworu będąc u niego,
często znienacka wpadając natrafiała na inny jego kawałek. W niedługim czasie
piosenka zapadła jej w pamięć, lecz dopiero później zaczęła się podobać. Słowa
zaczęły przemawiać, melodia koić i uspokajać. I choć wciąż nie wiedziała, czego
on w niej poszukiwał, wmówiła sobie, że potrafi to zrozumieć i zaakceptować.
Mury szkoły
pojawiły się na horyzoncie w ekspresowym tempie. Mimo iż nie miała na to specjalnie
ochoty, bez ociągania skierowała się w stronę głównej bramy. W tym celu musiała
przejść przez jedną z większych ulic, przy której położony był budynek.
Świadomie, lecz zupełnie się do tego nie przyznając, postanowiła przeciągnąć tę
mało upragnioną chwilę i skierowała się w stronę najbliższych pasów. Całkowicie
zignorowała myśl, że przecież przy średnio uczęszczanej ulicy spokojnie nie raz
przebiegała na dowolnym odcinku jej długości, wyjątkowo sugerując się tym, co
mówiło prawo.
Nie spiesząc
się, skierowała się w stronę pasów, przy których prócz przystanku autobusowego
nie stało absolutnie nic. Szkolny parking znajdował się z zupełnie przeciwnej
strony, dlatego też tą ulicą przemieszczały się głównie pojazdy komunikacji
miejskiej, oraz ludzie jadący gdzieś dalej do pracy. Dziewczyna zatrzymała się,
rozejrzała, po czym ruszyła przed siebie, korzystając z okazji, że autobus,
który właśnie zmierzał w jej kierunku, musiał zatrzymać się jeszcze na
przystanku. Po chwili na ulicy zaroiło się od uczniów, którzy całymi stadami
opuszczali zatłoczony pojazd. Jak wielkie było jej zdziwienia, gdy wśród nich
dostrzegła z trudem wysiadającego Sasuke. Brunet był cały poobijany,
posiniaczony, do tego chodził o kulach. Głos jej odebrało, przystanęła.
– Długi
weekend sobie zrobiłaś, co? – odezwał się chłopak, gdy tylko dostrzegł
koleżankę. Starał się zupełnie zignorować jej przerażoną minę, jakby nic się
nie stało.
– Kto? Kiba? –
Sakura zlustrowała uważnie całą jego sylwetkę. – Zgłosiłeś? Pewnie nie.
– A coś by to
zmieniło? – Uchiha spojrzał na nią marszcząc groźnie brwi, po czym bez słowa
ruszył przed siebie w kierunku znienawidzonej szkoły.
Haruno poszła
w ślad za nim, bez trudu zrównując z nim krok. Nie było to specjalnie trudne,
bo mimo iż chłopak radził sobie w nowej sytuacji całkiem sprawnie, to jednak
tempo jego chodu było dosyć ograniczone.
– Spójrz tylko
na swoją stopę, naprawdę uważasz, że to nic takiego?
– Akurat to
nie jest jego sprawką. – Brunet westchnął widząc pytające spojrzenie
dziewczyny. – Nie pytaj, to nie twoja sprawa – dodał ostro.
Sakura
wzruszyła ramionami, dając wyraźnie do zrozumienia, że w takim razie nic jej to
nie obchodzi. Doskonale rozumiała, że Uchiha nie należy do wylewnych, jednak
tym razem sprawa wyglądała na dosyć poważną i postanowiła się zwyczajnie
obrazić. Nikt nie kazał mu się spowiadać z tego, co i po co pisał, malował,
myślał, jednak niemalże niesprawna noga stanowiła problem znacznie innej
kategorii. Przyspieszyła kroku, nie mając jednak zamiaru zachowywać się jak
typowe naburmuszone dziewczęta, wymijając go i udając się w dalszą drogę
samotnie. Skończyło się na tym, że miała nad nim pół kroku przewagi.
– Sakura –
usłyszała za sobą cichy, tak dobrze znany jej głos. Niewiele myśląc odwróciła
głowę. – Wybacz, ale chyba w najbliższym czasie nie wybierzemy się na łyżwy. –
Na ustach bruneta pojawił się delikatny uśmiech.
I jakże by ona
mogła dalej być na niego zła? Wyszczerzyła się tylko w odpowiedzi i poklepała
go po ramieniu.
No, w końcu, bo za trzecim razem, udało mi się odświeżyć stronę i wpisać komentarz ;)
OdpowiedzUsuńHmm, co prawda, rozdział nie wnosi nic prawie do akcji, no może prócz tego, że dowiadujemy się coś więcej o Sasuke i Itachim, jako o braciach. Diabelsko dobrze opisałaś ich relacje i aż w sercu mnie ścisnęło, wiedząc, że chociaż w nim mały Sasuke miał oparcie ;)
Wahałam się, czy mam pozytywnie, czy negatywnie przyjąć tą notkę, ale że podobała mi się nie mniej niż wszystkie poprzednie, jestem jej entuzjastką ;)
Nadal jestem pod wrażeniem tego,jak opisujesz dane sytuacje, myśli przeżycia. Robisz to nie tylko głęboko, ale i dokładnie. Nie ma tak, że jest jakieś zdarzenie i opisujesz je na szybko, czyli trzy zdania, cztery i jedziemy dalej. Bardzo mnie to Cieszy i Ci tego szczerze zazdroszczę ;)
Podsumowując, nie znalazłam wiele błędów i choć jest to trochę 'zapychacz akcji, to cieszę się, że to napisałas ;)
Pozdrawiam serdecznie, dziękuję za powiadomienie i życząc Ci mnóstwa weny oraz miłych snów, żegnam się .:)
Twoja Oddana Czytelniczka
Inata-chan.
Nie wiem, czy chcesz być powiadamiana, ale napisze ;p
UsuńNajwyżej mnie zwyzywasz ;p
Zapraszam do siebie na nowy rozdział i coś dodatkowego, jeśli by Cię to interesowało ;* . Pozdrawiam!
Ohayo!
OdpowiedzUsuńWpadłam sprawdzić czy nie ma nowego rozdziału a tu proszę;)
Czytając Twoje dzieło dokładnie analizowałam każde zdanie, napisałaś je z taką dokładnością i tak głęboko wczułaś się w sytuację małego Sasuke.. To było świetne! Zazdroszczę takich umiejętności i podziwiam,że tak genialnie potrafisz odzwierciedlić stany,emocje a nawet uchylić psychikę bohatera dla czytelnika. Wielki,wielki plus!
Nie myślałaś nad tym,by wziąć udział w jakimś konkursie literackim? Z pewnością byś wygrała!:D
Mało się nie rozbeczałam jak opisywałaś samotnie spędzone dni przez chorego Sasuke.. To było tak przerażająco smutne ;___;
Itachi mój bohater, dobrze,że przychodził do braciszka i chociaż troszkę poświęcał mu czasu. Dziwni ich rodzice..żeby zabierać dziecku zabawki? :o każdy ma inne metody,ale to już są nieco drastyczne.
Błędów nie wyłapałam, prócz jednego, gdzie zamiast 'tępo' powinno być 'tempo'.
Gratuluję dobrze napisanego rozdziału i czekam na kolejne.
Pozdrawiam i życzę weny!:)
Ohayo, kochana. Na wstępie chciałabym cię bardzo mocno przeprosić za swoją nieobecność. Niestety szkoła daje mi się dość mocno we znaki i odbiera większość czasu wolnego. Jednak udało mi się w końcu znaleźć odrobinę czasu, by przeczytać twój rozdział. :3
OdpowiedzUsuńNie rozumiem dlaczego uważasz, że jest on nudny? Mi podobał się bardzo. Nie zawsze przepełnione akcją oznacza lepsze. :3 Ten rozdział był dość nostalgiczny, ale jednocześnie pełny wspomnień, jak mniemam dość istotnych dla opowiadania. Podoba mi się, że pomimo stanu, w jakim obecnie znajduje się Uchiha nie zmieniłaś jego charakteru i nadal jest w nim ta pewna draniowatość i mroczność, które bardzo mi się podobają. Gdybym miała wybrać fragment tego rozdziału, który najbardziej mi się podobał to byłby to moment, w którym Sasuke rysuje Itachi'ego. Jakoś tak bardzo mnie to urzekło. :3
Kochana, nie mogę się już doczekać aż dodasz kolejny rozdział. Mam nadzieję, że nie będziesz musiała na przyszłość czekać tyle na mój komentarz. Buziaki i dużo weny oraz czasu do pisania. ;**
Kochana, stwierdziłam, że odpowiem tutaj, żeby mieć pewność, że zauważysz. :3
UsuńSpokojnie, nie uważam, że dopominasz się o komentarz, nawet mi to do głowy nie przyszło, dlatego nie ma za co ci być głupio. ;* Bardzo dobrze, że mnie powiadamiałaś, dzięki temu jest pewność, że twój blog nie wyleci mi z głowy, więc na przyszłość również tak rób. :3
Lubię czytać wszystko "na świeżo", jednak brak czasu mi na to nie pozwala chociaż mam nadzieję, że w tym jesienno-zimowym okresie będzie go nieco więcej.
Co do rozdziałów, to masz zupełną rację, opowiadanie pozbawione akcji byłoby pewnie dość słabe, a dla niektórych nużące, jednak moim zdaniem czasami konieczne są takie nostalgiczne rozdziały wprowadzające w fajny klimat. :3 Tak jak wspomniałaś, okres jesienno-zimowy jak najbardziej sprzyja tworzeniu tego typu dzieł. :3 W sumie też lubię tę porę, zawsze kojarzy mi się z ciepłem, herbatką i kocykiem, kiedy za oknem jest deszczowo. Chyba jestem bardziej typem osoby lubiącej przesiadywać w domu, heh. :3
Kochana, jeszcze raz gorąco cię pozdrawiam. Buźka. :*
Okej, w końcu przeczytałam wszystkie napisane przez Ciebie do tej pory rozdziały i przydało by się jakoś to skomentować c;
OdpowiedzUsuńWięc, tak na wstępie powiem, że będę pisać ten komentarz "etapami". To o jednym rozdziale, to o drugim.
Więc tak, początkowo, zaczynając czytać to opowiadanie, myślałam, że wpadłaś na fajny pomysł. Sasuke - pisarz c; Niewiele razy spotkałam się z takim pomysłem. Gdy jednak czytałam dalej, trochę się zawiodłam. Myślałam, że znów będzie motyw "Sasuke - bożyszcze dziewczyn i wszystkiego w szkole, Naruto - idiota z małym móżdżkiem", a tu mnie bardzo miło zaskoczyłaś! Sasuke, którego wszyscy unikają! Bardzo podoba mi się ten pomysł.
Przechodząc jednak do postaci Naruto.
Wyszedł Ci tutaj w taki optymistyczny, troszkę naiwny sposób c; (czytając rozdział o tym, że Sakura szuka tego "idealnego człowieka" wpadłam na pomysł, czy to nie byłby Naruto? xD). Niemniej podoba mi się taki, chociaż według mnie, mógłby by być bardziej... no nie wiem, cięty? Żeby bardziej odpyskowywał Uchisze? No, ale akcje, w których rozmawiaj z zeszytem, przykładami z matematyki, podoba mi się niezmiernie c;
Ach, i jeszcze Sasuke, który nie radzi sobie z matmą <3 Kocham Cię za to! Jeju, naprawdę cieszę się, że odciągasz Czytelnika od tych wszystkich "must-have", że Uchiha jest we wszystkim dobry c;
Podoba mi się także Twój styl pisania. Zawiera w sobie Twoje charakterystyczne poczucie humoru, uczucia (co ja w tekstach bardzo lubię) i szczyptę tajemniczości c;
No, i tajemnicza postać Sasuke - naprawdę jestem ciekawa! c;
Tak, Twoje teksty są wyjątkowe. Bardzo poruszają Czytelnika, mówią o rzeczach niby powszechnych na świecie, a jednak tak rzadko opisywanych.
Gdyby moja motka się dowiedziała, że ja zamiast robić lekcje, czytam Twoje cuda, zabiłaby mnie xDD
Ale na szczęście je tu nie ma, więc mogę jeszcze trochę pokomentować ;]
Jeju, i reakcja Naruto na to, że Sasuke zgwałcil jakąś dziewczynę... Ja sama w to nie wierzę, żeby on to zrobił...
Cóż, możesz sądzić po moim komentarzu, że przelatuję z tematu na temat,ale wiedz, że właśnie czytam te rozdziały xDDD Po prostu zawsze zapominam jakieś akcje, więc piszę od razu c;
No, już od razu Ci mówię, że po mnie możesz spodziewać się długaśnych komentarzy xDD Ja lubię po prostu komentować, więc możesz być pewna, że regularnie będę dodawać swoje małe "opinie" c;
Powtórzę się jeszcze raz, ale Twój styl pisania jest po prostu boski! Już kiedyś widziałam dziewczynę, którą podobnie do Ciebie pisała. U niej była taka różnica, że mniej opisywała, ale za to akcja i opisy idealnie ze sobą współgrały!
Dobra, teraz doszłam do momentu, w którym Ino dosypuje coś Naru do coli... Ja chyba kurde sucze zabiję .__. W tym opku, Haruno zrobiłaś całkiem ciekawą postacią, ale Ino... tylko wykastrować... tępym nożem najlepiej...
No i mam nadzieję, że jednak nasz blondyn nie zostawi Sasuke samego. I dowie się prawdy oo nim! Jakoś nie chce mi się uwierzyć, że on zgwałcić tą dziewczynę ;-; No, i jeszcze to, jak Kakashi o mało co nie zarył samochodem w drzewo...
Jprdl... Temari napalona na Uzumakiego.... Świat się wali... Jeju. jak ja ją zaraz zaciupciam, to ino roz...
I chyba Temari wsypała coś do soku Naruto, prawda? A przynajmniej takie odniosłam wrażenie.
Masz specyficzne poczucie humoru (ja też, bo mnie bawią upadki, wpadki, wypadki innych c;) ;d Cóż, czuję się jak u siebie! xD
No, w końcu dotarłam do 8 rozdziału xDD (nie myśl sobie, że czytanie twoich rozdziałów, było nudne! O nie, nie, nie! Po porostu takie je miałaś długie, wciągające, że ja nie mogę ;d)
Czekaj, to jeszcze nie koniec komentarza, nie zmieścił mi się cały ;D
Ciąg dalszy:
OdpowiedzUsuńPo pierwsze:
Twoje teksty pod wpływem "niekoniecznie pozytywnych uczuć" są boskie! Bardzo uczuciowe, można się nad nimi zastanowić. Ogólnie bardzo ciekawie i wyjątkowo opisujesz sceny z uczuciami.
Hm... jedyne, do czego mogłabym sie przyczepić, to mała ilość SasuNaru. Wiem jednak, że chłopcy już w 9 rozdziale nie będę sobie stakać i się do siebie tulić xD Po prostu, troszkę mi tu brakowało ich...
No, i mam nadzieję, że Naruto w końcu zrozumie bruneta i zostaną, tak na dobry początek, przyjaciółmi.
Masakra, to chyba mój najdłuższy komentarz, jaki kiedykolwiek napisałam xD
Ale już nie przeciągając, mam nadzieję, że dotrwałaś do końca mojego komentarza c; Na sto procent dodam Cię do swoich linków, bo z takim talentem, to naprawdę zajdziesz daleko c;
Życzę Ci od groma weny i pomysłów! Naprawdę bardzo mnie całym tym opowiadaniem zaciekawiłaś, więc mam nadzieję, że nie będziesz kazała mi długo czekać? ;p
Pozdrawiam gorąco ;)
Kaja Jelonek
Witam,
OdpowiedzUsuńcóż niewiele rusza tutaj akcja do przodu, ale za to poznaliśmy relacje Sasuke i Itachiego jako braci, które diabelsko dobrze przedstawiłaś... przynajmniej w nim Sasuke miał oparcie..
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Konnichiwa!
OdpowiedzUsuńNa początku chciałam podziękować ''wujkowi Google'' za to, że naprowadził mnie na Twego, jakże zacnego bloga ;D
Znalazłam go wczoraj i do tej pory nie mogę się nadziwić, że masz taki ogromny talent do pisania opowiadań. I założyłam się z samą sobą, że przeczytam resztę Twoich cudeniek do dzisiejszego wieczora (i tak się stanie) Piszesz najlepiej, najładniej i najstosowniej dobierasz wyrazy. Bardzo podoba mi się również to, że piszesz lekko, co daje czytelniczkom niedosyt i dlatego chcą więcej i więcej (a w szczególności ja). :D Co do ortografii i przeoczeń - nie mam zarzutów. Twojemu wzrokowi nic nie umknie, a gdy czytam Twoje dzieła czuję się, jakbym czytała jakiegoś bestsellera z dużą, ba, ogromną liczbą pozytywnych i zadowolonych czytelników! Naprawdę, jesteś pierwszą osobą, którą chwalę w taki sposób :D I dlatego cieszę się, że ''wujek Google'' wyświetlił mi Twojego bloga.
No więc...żeby bezsensownie nie przedłużać i nie zanudzać czytających...życzę Ci duuużo, duuużo, duuużo weny i dalszych sukcesów w pisaniu (i nie tylko) :3 Pozdrawiam gorąco ! ^^
~Yuki Sakura.